fot. Parafia Ewangelicko-Reformowana w Warszawie

[Jestem w Kościele] Wybudźmy strażników wiary z letargu!

17 maja w parafii ewangelicko-reformowanej w Warszawie miało miejsce ekumeniczne nabożeństwo zorganizowane z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii. Obok protestanckich pastorów współprowadził je również katolicki kapłan – ks. Adam Świeżyński. Podczas nabożeństwa pobłogosławione zostały obecne tam pary homoseksualne. Główne pytanie jednak brzmi – czy doczekamy się reakcji przełożonych ks. Adama Świeżyńskiego na jego wybryk?

Na wstępie poświęćmy jednak kilka słów samemu nabożeństwu. Warto w tym kontekście przypomnieć, kto zorganizował to wydarzenie. Otóż stała za tym fundacja „Wiara i tęcza”, która skupia osoby LGBTQ deklarujące się jako chrześcijanie. Organizacja ta ma jasno sprecyzowany cel – „Staramy się przyspieszyć zmianę nauczania Kościołów w kierunku uznania pełnej wartości małżeństw i innych związków zawieranych przez osoby LGBT+, w tym tęczowych rodzin wychowujących dzieci”. Tak więc fundacja nie akceptuje nauczania Kościoła nt. homoseksualizmu, a uczestnictwo w jej działaniach jest jawnym sprzeciwem wobec Urzędu Nauczycielskiego Kościoła.

Po nagłośnieniu tego wydarzenia ks. Adam Świeżyński postanowił się wytłumaczyć ze swojego udziału na łamach portalu Więź. W tekście pt. „Już nie jestem zgorszony” były prorektor gdańskiego seminarium, niestety, posłużył się kilkoma naciąganymi lub zwyczajnie nieprawdziwymi argumentami. Ks. Adam Świeżyński przekonuje, że całe nabożeństwo odbyło się zgodnie z wytycznymi zawartymi w deklaracji „Fiducia supplicans”. To jednak manipulacja, bo co by nie mówić o tym dokumencie, to zezwala on na spontaniczne błogosławieństwa (i to poszczególnych osób, a nie związków, jak ostatnio wreszcie sprecyzował Ojciec Święty Franciszek), a nie specjalnie zaplanowane, które mają miejsce podczas uroczystej ceremonii.

Jeszcze poważniejszy błąd tkwi jednak w podejściu ks. Adama Świeżyńskiego do środowiska LGBT. Na pozór wydaje się ono rzeczywiście ewangeliczne – traktuje ich z miłością, nie przekreśla, stara się dać im odczuć, że są mile widziani w Kościele. Problem jednak, że w tym konkretnym przypadku chodzi o ludzi, którzy (jak już wspomniałem) otwarcie odrzucają nauczanie Kościoła i forsują jego zmianę. Zgodnie z taką logiką każdy grzesznik mógłby wołać – to Kościoł ma się zmienić, nie ja! Takie są konsekwencje, kiedy w zapale miłosierdzia zapomina się o prawdzie (przy czym nie zapominajmy, że druga skrajność, czyli prawda bez miłosierdzia, jest równie groźna i także znajduje odzwierciedlenie w podejściu do osób LGBTQ). Celnie ujął to Dietrich von Hildebrandt, dwudziestowieczny Doktor Kościoła (jak go określił Pius XII): „Kiedy z powodu błędnie pojętego miłosierdzia, miękkości serca lub płytkiej życzliwości sądzimy, że powinniśmy pozwolić, aby człowiek błądzący trwał w błędzie, znaczy to, że przestaliśmy go traktować poważnie jako osobę, i że nie interesuje nas jego obiektywne dobro”.

Tu przechodzimy do kluczowego problemu, czyli reakcji, a w zasadzie jej braku, ze strony przełożonych kościelnych. To nie pierwszy raz, kiedy tego rodzaju zachowania uchodzą winowajcom płazem. Wydaje się, że to właśnie o takich sytuacjach pisał w książce „Spustoszona winnica” Dietrich von Hildebrandt: „Jedną z najbardziej przerażających chorób, które dziś szerzą się w Kościele, jest letarg strażników wiary. Nie mam tu na myśli owych biskupów – członków piątej kolumny, którzy niszczą Kościół od środka lub chcą go przekształcić w coś całkiem innego, co równa się zniszczeniu prawdziwego Kościoła. Mam na myśli o wiele liczniejszych biskupów, którzy nie mają takich intencji, a jednak – gdy idzie o interwencje przeciwko heretyckim teologom i księżom lub przeciwko bluźnierczemu deformowaniu kultur – nie czynią żadnego użytku ze swego autorytetu. Albo zamykają oczy i próbują ignorować ciężkie niedomagania oraz obowiązek podejmowania interwencji, prowadząc strusią politykę. Albo też boją się, iż zaatakuje ich prasa oraz środki masowego przekazu i okrzyczy mianem ludzi reakcyjnych, małodusznych, średniowiecznych. Boją się bardziej ludzi niż Boga. Do nich odnoszą się słowa św. Jana Bosko: Potęga ludzi złych żywi się tchórzostwem dobrych.”

Skoro zatem musimy mierzyć się z taką sytuacją, to jako świeccy powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce i wzorem słów ks. abp. Fultona Sheena dopilnować, aby księża biskupi zachowywali się jak biskupi, kapłani jak kapłani i zakonnicy jak zakonnicy.

Wojciech Grzywacz

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl