Spór rodzinny

Postanowiłem zająć się kwestią ściśle merytoryczną: mianowicie znaczeniem programu naturalnego planowania rodziny z punktu widzenia przesłanek antropologicznych, jak też potrzebą – i to naglącą – promowania tego programu przez resort zdrowia, czyli przez resort zajmujący się autentyczną medycyną. Jestem jak najbardziej za tym, aby popierać działania zgodne z aktualną wiedzą medyczną, a jeszcze bardziej z postulatami etycznymi wynikającymi z chrześcijańskiego rozumienia powołania rodziny. Postanowiłem po prostu wyjaśnić pewne podstawowe pojęcia, które w toku długoletnich sporów uległy zaciemnieniu, a nawet zafałszowaniu.

Na samym początku podkreślam niemożliwość pogodzenia dwóch sposobów myślenia, to jest programu naturalnego planowania rodziny i systemu „kontroli urodzeń” stosującego metody ograniczania płodności przez antykoncepcję, sterylizację i aborcję. Te sposoby myślenia zakładają zupełnie różne rozumienie człowieka, życia, świata, miłości, dobra i zła, a w konsekwencji relacji człowieka do Boga. Naturalne planowanie rodziny opiera się na afirmacji płodności jako daru Boga dla osoby i dla wspólnoty osób, którą jest rodzina, a ostatecznie dla ludzkości. Filozofia antykoncepcyjna i cały system „kontroli urodzeń” zmierza do niszczenia płodności tak na poziomie ontologicznym, fizjologicznym, jak i etyczno-osobowym. Ten program ograniczania płodności jest niezgodny z pojęciem „planowania rodziny”, jest sprzeczny z wewnętrzną logiką medycyny jako nauki humanistycznej (a nie tylko biologicznej) i z postulatami zdrowego rozsądku.

Należy więc pamiętać, że zagadnienie „planowania rodziny” jest zagadnieniem wewnątrzrodzinnym, względnie wewnątrzmałżeńskim i opiera się przede wszystkim na przesłankach antropologicznych, a nawet teologiczno-moralnych i w tym zakresie medycyna jako taka nie ma powodu podważać znaczenia tego działania, które posiada autorytet wyższy niż sama wiedza empiryczna. Planowanie rodziny jest elementem integralnie rozumianego powołania rodziny, które zakłada współdziałanie z planem Boga Stwórcy, zapisanym w samej naturze małżeństwa jako przymierza osób podniesionego do rangi sakramentu. Wiedza medyczna dotyka tej rzeczywistości w tym stopniu, w jakim jest zdolna badać prawidłowości biofizjologiczne związane ze strukturą ludzkiej płodności, ale nie posiada autorytetu, aby się wypowiadać na temat istoty ludzkiej płodności i wyrokować o normach postępowania w zakresie realizacji powołania rodzicielskiego.

Medycyna rozróżnia między normą a patologią na podstawie dostępnych kryteriów fizjologicznych, ale istnieje niebotyczna różnica między normatywnością medyczną (stanem zdrowia biologicznego) a normatywnością etyczną (teologiczno-moralną). Planowanie rodziny opiera się na znajomości nie tylko samych norm moralnych, ale także biologicznych praw płodności, które należą do tożsamości osoby ludzkiej. Znajomość tych praw pozwala małżonkom podejmować decyzje odpowiadające godności osoby ludzkiej i godności, a nawet świętości małżeństwa jako podmiotu powołanego do realizacji Bożego planu w stosunku do ludzkości.

Patrząc w ten sposób na problem planowania rodziny, dostrzega się sensowność i konieczność dokładnego poznania fizjologicznego cyklu płodności kobiety, co pozwala małżonkom działać w poczuciu pełnej wolności i odpowiedzialności etycznej i świadomie wybrać czas najbardziej odpowiedni dla poczęcia dziecka ze względu nie tylko na jego zdrowie, ale także jego integralnie rozumiane dobro duchowe. Ta znajomość pozwala także małżonkom bez lęku i jakiegokolwiek poczucia przymusu psychicznego – w razie gdy domagają się tego ważne powody moralne – odłożyć na później moment poczęcia następnego dziecka. Nie ma to nic wspólnego z „zapobieganiem ciąży”, które jest praktyką niegodną człowieka i pozbawioną podstaw racjonalnych.

Etyczna regulacja poczęć

Kolejny problem wiąże się z rozumieniem pojęcia „naturalne” w tym zestawie technicznych terminów, który brzmi dla wielu niezrozumiale: „metody naturalnego planowania rodziny”. Wskutek płaskiej i tendencyjnej publicystyki, uzależnionej w dużym stopniu od założeń materialistycznych i naturalistycznych, a także pozytywistycznych, w umysłach wielu ludzi, nawet nieźle wykształconych, owo pojęcie „naturalne” kojarzyło się (i chyba kojarzy nadal) z tym, co dotyczy natury biologicznej człowieka, niewiele odbiegającej od natury zwierząt. Tak rozumiana „natura” podlega wyłącznie wiedzy empirycznej i jest wolna od jakichkolwiek odniesień do płaszczyzny wyższych wartości, głównie moralnych i duchowych. Tymczasem u człowieka mamy do czynienia z naturą osobową, której podmiot, istniejący w wymiarze duchowej transcendencji, wypowiada się i wyraża niepodzielnie poprzez całą prawdę swej natury, czyli swego człowieczeństwa: a więc także przez ciało, które jest integralną częścią osoby, zewnętrznym wyrazem jej najgłębszego „ja”. Z tego względu ks. Karol Wojtyła, który najlepiej te sprawy rozumiał i znakomicie tłumaczył, zawsze twierdził, że termin „naturalne” w odniesieniu do człowieka oznacza, iż chodzi o to, co odpowiada „naturze osoby ludzkiej”, a więc co posiada wewnętrzny wymiar moralny, naznaczony odpowiedzialnością za godność człowieczeństwa, a nawet za godność tajemnicy stworzenia, której widzialnym symbolem jest człowiek. Dlatego ks. Karol Wojtyła wolał mówić o „etycznej regulacji poczęć”, co znaczy, że regulacja poczęć, a tym samym planowanie rodziny, które całościowo ujmuje to zagadnienie, dokonuje się mocą samej etyki, a raczej moralności będącej istotną właściwością ludzkich czynów.

A skoro dokonuje się mocą samej etyki, to nie mocą „metody”; czyli byłoby czymś niedopuszczalnym redukowanie zagadnienia regulacji poczęć (i planowania rodziny) do płaszczyzny pragmatycznej, na której obowiązuje ustalanie proporcji metody do celu, czyli pożądanego skutku działania. Pojęcie metody „przyczepiło się” w sposób osobliwy do tej problematyki z tego względu, że etyczny program regulacji poczęć posługuje się pomocniczo wiedzą medyczną w zakresie diagnostyki płodności, czyli posługuje się „metodami diagnostycznymi” wypracowanymi na terenie nauk medycznych. Owe metody były z biegiem czasu coraz bardziej udoskonalane i obecnie osiągnęły wysoki stopień doskonałości. Na całym świecie jest wielu specjalistów w tej dziedzinie, którzy spotykają się periodycznie na światowych kongresach i dzielą się ostatnimi zdobyczami wiedzy. Jest to już wiedza bardzo wyspecjalizowana, uwzględniająca nie tylko same prawa fizjologiczne, ale także współzależność warstwy biologicznej, psychicznej i duchowej w osobie ludzkiej, ponieważ wciąż chodzi o medycynę, a nie o jakąś naukę oderwaną od człowieczeństwa.

Ponieważ naukowy program „naturalnego planowania rodziny” legitymuje się autentycznymi kryteriami naukowości, a nadto świadomie uwzględnia konieczne w tej problematyce założenia antropologiczne (personalistyczne), dlatego nie ma powodu, aby odrzucać tę dziedzinę wiedzy w imię rzekomo „obowiązującej wiedzy medycznej”. Takie odrzucenie nie wynikałoby z wewnętrznych przesłanek samej wiedzy medycznej, lecz z jakichś wyższych instancji, które rozstrzygają o tym, co obecnie „obowiązujące”. Oznaczałoby to, że medycyna podlega dyktaturze modnej dziś poprawności politycznej, co pozbawiłoby tę naukę powagi wiedzy obiektywnej i niezależnej.

Były okresy w historii, kiedy uważano za „obowiązujące” w medycynie założenia typu rasistowskiego czy eugenicznego; kiedyś „obowiązywało” również przekonanie, że rodzące się dziecko nie jest jeszcze człowiekiem i dlatego wolno je zabić dla własnej wygody. Niestety i obecnie w imię błędnych założeń ideologicznych próbuje się pod szyldem ONZ przemycać „obowiązujące” normy, że nie ma czegoś takiego jak dewiacja seksualna i że mogą istnieć „małżeństwa” homoseksualne, że w imię „praw reprodukcyjnych” kobieta może się wyrzec swojej zdolności „reprodukcyjnej” (czyli płodności) na rzecz swobodnego praktykowania seksu.

Uczłowieczyć medycynę

Obecnie również próbuje się medycynę zepchnąć na tory kolaboracji z firmami produkującymi szczepionki na bazie komórek macierzystych pobranych z zamordowanych embrionów. W niektórych krajach medycynę wciąga się w zbrodniczy proceder zabijania niepełnosprawnych, starców, a nawet dzieci. Na Ukrainie ujawniono aferę, w której pewne szpitale sprzedawały ukradzione matkom noworodki do pewnego „ośrodka badawczego” w Charkowie, który przerabiał je na „organa zastępcze” i na „komórki macierzyste” lub na surowiec do produkcji kosmetyków (wg BBC; por. LifeSiteNews.com, 12.12.2006). W Wielkiej Brytanii w imię „medycyny” usiłuje się produkować hybrydy mieszające geny krowy i człowieka (LifeSiteNews, 12.12.2006). Są to bardzo niepokojące zjawiska i dlatego medycyna musi być niezależna od dyrektyw „poprawności politycznej”, musi natomiast szukać dla siebie światła w antropologii filozoficznej.

Medycyna wymaga uczłowieczenia, uzdrowienia przez powrót do prawdziwej filozofii człowieka i do etyki. Wielu lekarzy jest niedouczonych. Pamiętam – już sprzed lat – jakiś wywiad prowadzony przez Polskie Radio w pewnym szpitalu na oddziale położniczym. Lekarz ginekolog przedstawiając dziennikarce matkę i jej dopiero co urodzone dziecko, mówi: „Oto jesteśmy świadkami pierwszego dnia życia tego dziecka”. Długo przecierałem oczy – a raczej uszy – zastanawiając się, skąd taka ignorancja u lekarza? Pomyślałem, że była to chyba cyniczna propaganda mająca na celu moralne znieczulenie kobiet, które boją się urodzić dziecko, aby nie miały skrupułów, zabijając je przed narodzeniem. Sądzę również, że jest rzeczą nader stosowną, aby rząd był reprezentowany przez osoby, które wiedzą, „kiedy zaczyna się życie człowieka”. Dzięki Bogu medycyna już to wie dokładnie, jeżeli jest prawdziwą medycyną; trzeba tylko śledzić jej osiągnięcia w sposób bezstronny (na przykład kongres embriologiczny, jaki miał miejsce w Rzymie w lutym 2006 r.).

Wiedza medyczna obowiązuje, jeśli jest prawdziwą wiedzą, a nie ideologią poddaną zasadzie politycznej poprawności. Tu nie ma miejsca na eksperymenty podejmowane dla czyjejś prywatnej korzyści. Poza tym w sprawach, które dotyczą moralności i opierają się na godności człowieka, nie ma miejsca na jakieś „uzgodnienia” dotyczące „kompromisu” pomiędzy rzekomo różnymi szkołami proponującymi różne rozwiązania na temat „planowania rodziny”. Nie może być kompromisu pomiędzy etyczną regulacją poczęć a ideologią promującą antykoncepcję, ponieważ nie może być kompromisu pomiędzy medycyną respektującą prawdę o człowieku a „medycyną”, która ignoruje osobowy i moralny status osoby ludzkiej. Bo antykoncepcja może być logicznie do pomyślenia jedynie wtedy, kiedy próbuje się przenieść na teren życia ludzkiego metody weterynaryjne, to jest metody „racjonalnej” hodowli lub racjonalnego likwidowania chwastów za pomocą pestycydów. Żaden myślący lekarz nie może promować antykoncepcji, ponieważ taki sposób myślenia zakładałby, że płodność jest chorobą, która wymaga zastosowania „leku” w postaci antykoncepcji. De facto próbowano upowszechnić ten sposób myślenia, traktując ciążę jako „chorobę przenoszoną drogą płciową”, ale do tego nonsensu nie ma powodu powracać.

Prawdziwa medycyna odróżnia prawidłowo normę od patologii i nie traktuje antykoncepcji jako lekarstwa na „chorobę” płodności. Kult antykoncepcji pojawił się jako konsekwencja kultu „seksu” oderwanego od najgłębszej prawdy człowieczeństwa. Jest to tragiczna dewiacja myślowa i duchowa, która zadomowiła się w medycynie jedynie z powodów pozanaukowych i na gruncie głębokiej ignorancji dotyczącej antropologicznych założeń medycyny. Dnia 18 grudnia 2006 r. ukazał się mało mądry artykuł w Onecie pod tytułem „Antykoncepcja nie szkodzi”. Autor usiłował ośmieszyć pogląd, że antykoncepcja jest jakimś złem, uciekając się do chwytu retorycznego i mówiąc, że „prezerwatywa nie szkodzi, chyba że ktoś sobie ją założy na głowę”. Widziałem już kiedyś taką reklamę, w której człowiek miał głowę schowaną w prezerwatywę – dostosowaną do wymiarów głowy. Z innego punktu widzenia może to była głowa dostosowana do wymiarów prezerwatywy. Bo można ten gest „ochronny” rozumieć symbolicznie: człowiek zakłada sobie prezerwatywę na mózg, aby dostosować myślenie do wymiarów tego środka „ochronnego”. Wtedy antykoncepcja „nie szkodzi” w sensie fizycznym, ale szkodzi w sensie antropologicznym: odbiera człowiekowi ludzki charakter działania. Żeby zaufać antykoncepcji, wystarczy przestać myśleć. To znaczy przestać działać jak człowiek. A to nie szkodzi? Czy człowieka nie szkoda? Czy wolno nam zapomnieć, jaką cenę zapłacił za człowieka Chrystus?

ks. prof. Jerzy Bajda
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl