fot. PAP/EPA

[Jestem w Kościele] Uwaga na ks. abp. Vigano

W ostatnich latach ks. abp Carlo Maria Vigano stał się autorytetem dla części kręgów katolickich, zwłaszcza tych o tradycyjnym nastawieniu. Bardzo stanowczo sprzeciwiał się różnego rodzaju deformacjom doktryny, herezjom i lawendowej mafii, co przysparzało mu sympatyków. Z czasem ks. arcybiskup stawał się jednak coraz bardziej radykalny (w złym tego słowa znaczeniu), aż ostatnio jeden z włoskich portali poinformował, że przyjął ponowną sakrę biskupią. Miał jej udzielić ekskomunikowany ks. bp Richard Williamson, wyrzucony w 2013 r. z Bractwa św. Piusa X. Oznacza to, że tym samym również ks. abp Carlo Maria Vigano zaciągnął na siebie ekskomunikę, a zatem każdy wierny powinien zdystansować się od jego osoby.

Dla bardziej uważnych obserwatorów działalności byłego nuncjusza apostolskiego w USA wiadomość ta nie jest całkowitym zaskoczeniem. Wystarczy wspomnieć choćby peany ks. abp. Vigano na cześć putinowskiej Rosji i obronę jej napaści na Ukrainę. Co więcej, upatrywał on w Rosji „Trzeciego Rzymu” i ostatniego bastionu przeciwko moralnej zgniliźnie Zachodu. I choć nie były to jego pierwsze wątpliwe wypowiedzi, to z pewnością wówczas była najwyższa pora, aby zwolennikom włoskiego arcybiskupa zapaliło się czerwone światło. Szerzej o jego różnych wyskokach pisałem w felietonie pt. „Ks. abp Vigano – fałszywy prorok”.

Mimo to dla niektórych osób były nuncjusz apostolski w Waszyngtonie pozostał autorytetem. Dużą rolę odegrały w tym niektóre media katolickie, które dalej, jak gdyby nigdy nic, rozpowszechniały słowa ks. arcybiskupa. Tymczasem on posuwał się coraz dalej w krytyce Papieża Franciszka. Z czasem krytyka przerodziła się w ataki, aż w końcu w wypowiedzenie posłuszeństwa i nawoływanie wiernych do uczynienia tego samego. Ks. abp Vigano tłumaczył swoje postępowanie tym, że Franciszek miałby w ogóle nie być Papieżem. Kropkę nad i w tej całej ewolucji stanowi ponowne przyjęcie przez niego sakry biskupiej, co oznacza, że ks. abp Vigano nie uznaje święceń episkopatu, których udzielił mu sam Jan Paweł II w 1992 roku. W ten oto sposób podważył on władzę nie tylko obecnego Papieża, ale i jego świętego poprzednika. Tak więc od tej pory katolicy nie powinni mieć absolutnie żadnych wątpliwości, że ks. abp Vigano jest schizmatykiem.

Znając życie, zapewne nawet po tej sytuacji znajdą się ludzie, którzy będą bronić decyzji byłego nuncjusza apostolskiego w USA. To prawda, że nikt z nas nie wie, jakie są rzeczywiste intencje ks. arcybiskupa. Zakładając jednak, że ma on na celu dobro Kościoła, to swoim postępowaniem działa na Jego szkodę. Nie da się bowiem uratować Kościoła odchodząc od niego.

Kiedy Kościół jest w kryzysie, istnieje pokusa popadnięcia w podobną skrajność, jak ks. abp Carlo Maria Vigano. Historia jednak pokazuje, że strategia taka wcale nie niesie nic dobrego, a jedynie przynosi wielką szkodę duchową, w tym przypadku nie tylko dla ks. abp. Vigano, ale co gorsza, dla zapatrzonych w niego wiernych. Niestety ksiądz arcybiskup nie dostrzega tego, że krytykując różnej maści heretyków, sam stał się jednym z nich, bo postawił swoje osobiste zdanie ponad komunią z Kościołem. Nie chodzi jednak o ślepe posłuszeństwo, bo tutaj ponownie historia (a w coraz większym stopniu także teraźniejszość) uczy, że większość biskupów, a nawet sam Papież mogą zbłądzić. To jednak w żadnym wypadku nie jest usprawiedliwienie dla schizmy.

Bardzo trafnie pisał o tym niedawno o. prof. Jan Strumiłowski: „Jednak nigdy nie wolno nam od Kościoła się dystansować czy od niego odłączać, rzekomo ze względu na pragnienie uchronienia ortodoksji, którą przecież od Kościoła otrzymaliśmy. Zresztą odłączenie się od Kościoła i mniemanie, że mimo tej separacji zachowujemy ortodoksyjną wiarę już jest popadnięciem w herezję, bo już jest odrzuceniem wiary w istotę Kościoła, która jest częścią depozytu, który chcemy ochronić”.

Wojciech Grzywacz

drukuj