fot. PAP/EPA

[NASZ FELIETON] Ks. abp Vigano – fałszywy prorok

Macki Władimira Putina nie sięgają tylko rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, która jest mu w osobie patriarchy Cyryla całkowicie podporządkowana, ani też byłych wpływowych polityków zachodnich, którzy dzisiaj mają ciepłe posady w rosyjskich spółkach. Wpływy dyktatora z Kremla sięgnęły niestety również samego Kościoła katolickiego, czego najbardziej jaskrawym obrazem jest ostatni artykuł ks. abp. Carlo Marii Vigano. Były nuncjusz apostolski w USA, uchodzący ostatnio za niemal niepodważalny autorytet w pewnych, choć dość wąskich, kręgach katolickich, zabrał głos ws. inwazji Rosji na Ukrainę, powielając niemal jota w jotę rosyjską propagandę.

Według ks. abp. Vigano cała wina za rozpętanie wojny leży po stronie Zachodu. Rosja jest jego zdaniem ofiarą „zbrodniczego planu” globalistycznych elit. Pokojowo nastawiona Moskwa została osaczona przez NATO i dlatego musiała rozpocząć „specjalną militarną operację”. Żeby tego było mało, to według ks. abp Vigano nie ma żadnych zbrodni dokonywanych przez Rosjan na bezbronnych cywilach. Wszystko to jest sprawką starannie prowadzonej przez zachodnie kraje propagandy.

Wisienką na torcie jest określenie Rosji mianem „trzeciego Rzymu”. Ks. abp Vigano upatruje w tym państwie obrońcę moralności, który powstrzymuje lewicowe ideologie. Aż trudno uwierzyć, że człowiek o zdrowych zmysłach może opowiadać takie rzeczy. Nie da się wytłumaczyć słusznej krytyki zgnilizny moralnej Zachodu przy jednoczesnym całkowitym bagatelizowaniu zła, które nie tylko jest rozpowszechnione w Rosji, ale i ma tam swoje źródło. Putin dokonuje zbrodni wojennych i nie ma dla jego postępowania żadnego usprawiedliwienia, podobnie jak nie ma go dla pasterza, który w takiej sytuacji nie opowiada się po stronie ofiar.

Nie śmiem twierdzić, że spodziewałem się tak obłudnego stanowiska byłego nuncjusza apostolskiego w USA. Księdza arcybiskupa traktowałem jednak z dużym dystansem od samego początku jego zwiększonej aktywności medialnej w 2018 r., kiedy wezwał papieża Franciszka do abdykacji. Wpływały na to niejasności, które pojawiły się w jego pierwszym oświadczeniu ws. ekskardynała Theodore’a McCaricka, ukrywanie się i brak wiedzy o miejscu pobytu arcybiskupa oraz zarzuty poważnych osób o to, że ks. abp Vigano nie jest prawdziwym autorem swoich artykułów i że pisze je za niego jakiś tajny autor. Dołączając do tego narastający z biegiem czasu radykalizm połączony z pogardliwym traktowaniem papieża i szerzeniem niesprawdzonych teorii, nie sposób było nie zdystansować się od takiej osoby. Jednak otrzeźwienie większości sympatyków włoskiego arcybiskupa nastąpiło dopiero teraz. Tzw. środowiska konserwatywne w Kościele mają niestety to nieszczęście, że dość często przyklejają się do nich podobnie wątpliwe postaci. Taka już jednak kolej rzeczy, że zło jest najbardziej aktywne tam, gdzie dzieje się dobro.

Przypadek ks. abp. Vigano uczy, jak bardzo ostrożnym trzeba być dobierając autorytety. Pokazuje też niestety, że okazując się niewiarygodnym, ks. abp Vigano bardzo zaszkodził wielu słusznym postulatom, które propagował, np. jeśli chodzi o walkę z lawendową mafią w Kościele. Być może miał dobre intencje i po prostu popadł w pewien rodzaj paranoi, węsząc wszędzie spiski. Nie można jednak wykluczyć celowości w działaniu włoskiego arcybiskupa, który za sprawą tego skandalicznego stanowiska ws. wojny na Ukrainie zrobił bardzo wiele, aby skompromitować zarówno to, co było dobre w jego aktywności, jak i te środowiska, które, co prawda pochopnie, wzięły ks. abp. Vigano na sztandary. Jakie są prawdziwe motywy jego działania, tego być może nigdy się nie dowiemy. Niech to jednak będzie lekcja, aby pełną ufność pokładać wyłącznie w Bogu, opierać się na niezmiennym Magisterium Kościoła zamiast na prywatnych ocenach i dogłębnie rozeznawać wszystkie ludzkie działania.

Wojciech Grzywacz

drukuj