Sąd Najwyższy skontroluje referendum
Ogólnokrajowe referendum nie jest wiążące. Zagłosowało w nim jednak ponad 12 mln osób. To więcej niż wszystkie głosy, jakie oddano łącznie na Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę. Każdy, kto ma zastrzeżenia do prac komisji wyborczych, może złożyć protest w Sądzie Najwyższym.
Ogólnokrajowe referendum towarzyszyło niedzielnym wyborom do Sejmu i Senatu. Udział wzięło w nim niespełna 41 proc. uprawnionych.
– Liczba kart ważnych, tj. liczba osób, które wzięły udział w referendum, wyniosła 12 mln 82 tys. 588 osób – poinformował Sylwester Marciniak, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
Polacy odpowiadali na cztery pytania. Ponad 96 proc. osób uczestniczących w referendum, sprzeciwiło się wyprzedaży majątku państwowego podmiotom zagranicznym, likwidacji bariery na granicy z Białorusią oraz unijnemu mechanizmowi relokacji. Niemal 95 proc. osób było przeciwnych podniesieniu wieku emerytalnego. Choć referendum nie jest wiążące, to pokazuje opozycji, czego nie chcą Polacy.
– 95 proc. Polaków nie akceptuje programu pana Donalda Tuska. Trudno sobie wyobrazić, aby ktoś kształtował rząd realizujący taki program – zaznaczył Antoni Macierewicz, polityk PiS.
Niskie zainteresowanie referendum zaobserwowano m.in. w Warszawie. Tu do urn poszło prawie 85 proc. uprawnionych, ale kartę referendalną pobrała tylko co druga osoba. W plebiscycie nie uczestniczyła opozycja, która wzywała do jego bojkotu.
– Nie miałem zamiaru brać udziału w kampanii wyborczej PiS-u – mówił Adam Szłapka, poseł KO.
– Pytania, które były zawarte w referendum, nie wymagały odpowiedzi – dodał Stefan Krajewski z PSL-u.
W trakcie referendum dochodziło do nadużyć. Niektórzy przedstawiciele komisji wyborczych nie wydawali kart referendalnych lub zachęcali wyborców do ich niepobierania. Skargi w tej sprawie trafiały do okręgowych komisji wyborczych.
– To wyborca ma prawo odmówić przyjęcia którejś z kart do głosowania, natomiast komisja obwodowa nie może pytać, które karty wydać – podkreślił Sylwester Marciniak, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
Jak mówi rzecznik stołecznej policji, podinspektor Sylwester Marczak, w Warszawie i w okolicznych okręgach odnotowano 69 przypadków naruszenia prawa. To głównie agitacje wyborcze. Były także doniesienia dotyczące wydawania kart.
– Tam, gdzie stwierdziliśmy, że mogło dojść do jakichkolwiek naruszeń, zostało to przez nas odnotowane – mówił podinsp. Sylwester Marczak, rzecznik Komendanta Stołecznego Policji.
Od momentu opublikowania wyników wyborów i referendum w Dzienniku Ustaw, każdy wyborca w ciągu siedmiu dni będzie mógł złożyć protest wyborczy w Sądzie Najwyższym.
– Protesty wyborcze i protesty referendalne dotyczą przebiegu głosowania oraz ustalenia wyników głosowania. Na stronie internetowej Sądu Najwyższego są dwa serwisy zarówno wyborcze, jak i referendalne, w których znajdują się wszystkie informacje – akcentował sędzia Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego.
W proteście należy wskazać konkretne zarzuty i dołączyć dowody. Pismo można złożyć osobiście w Sądzie Najwyższym w Warszawie lub drogą pocztową. Warto składać protesty, gdyż mieliśmy do czynienia z masowymi nadużyciami.
– Pani w komisji zapytała się mnie czy chcę kartę referendalną. Poinstruowałam ją delikatnie, że nie powinna zadawać takich pytań. Pani uśmiechnęła się tylko i następnej osobie za mną też zadała takie pytanie – relacjonowała Anna Klepacka, skarbnik PiS w Gdyni.
Protesty wyborcze pokażą, że nie ma społecznej zgody na łamanie prawa. Jednak nie wpłyną one na ewentualne powtórzenie całego referendum, gdyż ustawa o referendum ogólnokrajowym przewiduje powtórne głosowanie jedynie w danym obwodzie.
– Nie sądzę, żeby była możliwość powtórzenia referendum, ale zawiadomienie zawsze warto złożyć – zaznaczył prof. Mieczysław Ryba, wykładowa Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Za powtórnym referendum nie będzie optował nowy rząd i parlament. Przyszłe decyzje będą uzależnione od stanowiska obecnej opozycji.
TV Trwam News