fot. PAP/Tytus Żmijewski

Prof. G. Kucharczyk o tzw. armii europejskiej: Uprawniona jest teza, że to propagandowe bicie piany

O różnych pomysłach tzw. armii europejskiej słyszymy od ponad 20 lat. Nawet hipotetycznie założywszy, że będą jakieś europejskie siły reagowania, to kto będzie wydawał polecenia, jaki będzie mechanizm decyzyjny? Tego ciągle nie widzimy, dlatego uprawniona jest teza, że to propagandowe bicie piany. Za projektem tzw. bezpieczeństwa europejskiego w sensie militarnym nie stoi nawet wstępna faza realizacji tego projektu – mówił w programie „Polski punkt widzenia” na antenie TV Trwam prof. Grzegorz Kucharczyk z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk.

W poniedziałek premier Donald Tusk odbył wizytę w Berlinie i Paryżu. Część mediów przedstawia ją jako swoisty „powrót” Polski do Unii Europejskiej. [czytaj więcej]

– Szczególnie media niemieckie lubują się w tego typu komunikatach, bo tam właściwie od połowy października słyszymy, że „Polska powróciła do rodziny krajów demokratycznych”, że „wreszcie jest demokratyczny rząd”. Nikt nie zadaje sobie oczywiście pytania, jak to się stało, że blok stronnictw demokratycznych doszedł do władzy w „niedemokratycznym” państwie, jeśli nie demokratycznymi środkami – zwrócił uwagę prof. Grzegorz Kucharczyk.

Takie przedstawianie sprawy wynika z potrzeb propagandy.

Oficjalnie wizyta szefa rządu stanowiła próbę reaktywacji Trójkąta Weimarskiego oraz wzięcia przez Polskę – razem z Francją i Niemcami – odpowiedzialności za Europę oraz kwestię pomocy Ukrainie.

– Jak zawsze w tego typu przypadkach, mamy do czynienia z  pewnym anturażem dyplomatycznym, ale liczą się nie słowa, ale czyny – zwłaszcza jeśli chodzi o relacje polsko-niemieckie czy też relacje Niemiec w strukturach północnoatlantyckich, relacje Niemiec z Rosją i Ukrainą. Tutaj musimy dopiero czekać na czyny – zaznaczył gość „Polskiego punktu widzenia”.

Jeśli zaś chodzi o słowa, jakie padły podczas spotkań, to bardzo niepokojący były wzmianki o unii obronnej. Może to oznaczać budowę wspólnej europejskiej armii, która proponowana była już wcześniej przez establishment unijny.

– O różnych pomysłach tzw. armii europejskiej słyszymy od ponad 20 lat – słyszymy, tzn. to się nie materializuje. Donald Tusk zarówno w Paryżu, jak i Berlinie odmieniał przez wszystkie przypadki słowo „bezpieczeństwo”. Mówił o bezpieczeństwie energetycznym, żywnościowym, ale też oczywiście militarnym, akcentując, że przyszła armia europejska czy wzmocnienie potencjału obronnego Unii Europejskiej w żaden sposób nie ma zakłócić współpracy euroatlantyckiej, ma być komplementarne wobec Paktu Północnoatlantyckiego – wskazywał rozmówca TV Trwam.

Utworzenie armii europejskiej nadal pozostaje na papierze m.in. dlatego, że Niemcy – największa gospodarka UE – przeznaczają na obronność zaledwie dwa proc. PKB. Nadal nie zrealizowały również założeń dot. obronności, które przedstawił kanclerz Olaf Scholz po inwazji Rosji na Ukrainę. Ponadto moskiewska agresja z 2022 r. pokazała, że w reagowaniu na tego typu kryzysy zdecydowanie lepiej sprawdzają się pojedyncze państwa niż organizacje międzynarodowe. Unijna machina biurokratyczna była wówczas bardzo opieszała. Podobne ryzyko występuje w przypadku zapowiadanej armii europejskiej.

– Każde działanie jakiejkolwiek armii to jest działanie woli politycznej, czyli – krótko mówiąc – pewnej polityki, pewnego centrum decyzyjnego w sensie politycznym. (…) Nawet hipotetycznie założywszy, że będą (…) jakieś europejskie siły reagowania, to kto będzie wydawał polecenia, jaki będzie mechanizm decyzyjny, czyli – krótko mówiąc – jaka będzie ścieżka realizacji woli politycznej za pomocą działań wojska, w tym przypadku armii europejskiej? Tego ciągle nie widzimy, dlatego uprawniona jest teza, że to propagandowe bicie piany. Za projektem tzw. bezpieczeństwa europejskiego w sensie militarnym nie stoi nawet wstępna faza realizacji tego projektu – mówił prof. Grzegorz Kucharczyk.

W kontekście koncepcji wprowadzenia wspólnej polityki obronnej UE niepokojem napawa też fakt, że w Niemczech, które zapewne odgrywałyby w niej rolę jednego z głównych (jeśli nie głównego) decydenta, dominuje niebezpieczne spojrzenie na Rosję. Niemcy nazywają inwazję na Ukrainę „wojną Putina”, a nie wojną Rosji, co w skrócie oznacza, że gdy Władimir Putin przestanie rządzić w Federacji Rosyjskiej, RFN zamierza powrócić do interesów z Moskwą.

– Dzisiaj premier Tusk w Berlinie mówił, retrospekcyjnie patrząc na minione lata, że w Unii Europejskiej dominowało takie spojrzenie na relacje z Moskwą, że priorytetem były – jak powiedział – „trywialne interesy robione z Rosją”. To nie były trywialne interesy – przynajmniej dla Niemiec. Nord Stream 1, Nord Stream 2, właściwie strategiczna współpraca z Rosją putinowską to nie była trywialna polityka dla Niemiec. To był jeden z filarów polityki niemieckiej właściwie od czasów Willy’ego Brandta – zwrócił uwagę gość „Aktualności dnia”.

Politykę w podobnym tonie (tzw. Ostpolitik – niem. „polityka wschodnia”) realizowali późniejsi kanclerze Niemiec, głównie Helmut Kohl, Gerhard Schröder czy Angela Merkel.

Podczas poniedziałkowych spotkań kanclerz Olaf Scholz wyraził chęć przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej, ale warunkiem tego miałyby być reformy traktatowe drastycznie ograniczające suwerenność krajów członkowskich. Wcześniej władze unijne oraz niemieckie, dążące do centralizacji UE, wyrażały podobny pogląd.

radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl