NIK krytycznie o mapie potrzeb zdrowotnych
Mapy potrzeb zdrowotnych miały skrócić kolejki do szpitali i specjalistów. Niestety, kontrola NIK wykazała, że wprowadzone rozwiązania nie zdały egzaminu. Niekompletne rejestry i przestarzałe dane sprawiły, że chorzy musieli jeździć na leczenie do innych województw.
W Polsce od lat dyskutowano o tym, iż należy uporządkować zdrowotne inwestycje w taki sposób, aby z jednej strony się nie dublowały, a z drugiej nie było białych plam, czyli miejsc, gdzie nie ma dostępu do leczenia. Niestety na rozmowach się kończyło. Próbą racjonalizacji systemu opieki zdrowotnej było wprowadzenie map potrzeb, jako jednego z narzędzi stymulujących rozwój infrastruktury, zgodnie z potrzebami zdrowotnymi i społeczeństwa.
– Opracowanie map było także wymogiem Unii Europejskiej, która uzależniła wypłacenie 12 mld zł, w perspektywie finansowej na lata 2014-2020 od podjęcia prac nad przebudową systemu ochrony zdrowia, w tym m.in. od przygotowania map potrzeb zdrowotnych i na ich podstawie dostosowania zasobów systemu do przyszłych przewidywanych potrzeb – tłumaczył Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli.
Mapy potrzeb zdrowotnych miały dostosować liczbę łóżek i oddziałów szpitalnych do rzeczywistych potrzeb mieszkańców oraz ograniczyć bezsensowne inwestycje. Zamiast tego wprowadziły jeszcze większy chaos.
– Mapy potrzeb zdrowotnych zawierają szereg nierzetelnych danych. Obniża to ich przydatność jako narzędzia wspierającego podejmowanie kluczowych decyzji dotyczących systemu ochrony zdrowia, w tym zakresu inwestycji. Przyczyną tych nieprawidłowości były nieaktualne i niekompletne dane zawarte w rejestrach, stanowiących podstawę opracowania map – wskazał szef NIK.
Wnioski z pokontrolnego raportu Izby nie zostawiają suchej nitki na autorach map i metodologii.
– Minister zdrowia nie zapewnił odpowiednich warunków organizacyjnych do prawidłowego przygotowania map. Zabrakło m.in. zakładanego pełnego wsparcia ekspertów zewnętrznych. Mapy przygotowywali głównie pracownicy Ministerstwa Zdrowia, którzy w latach 2014-17 wypracowali łącznie ponad 6 tysięcy godzin nadliczbowych – informował Krzysztof Kwiatkowski.
Nierzetelne dane sprawiły, że w ośmiu województwach w 2016 roku nie odnotowano ani jednej hospitalizacji z urologii dziecięcej, podczas gdy na Mazowszu było ich ponad cztery miliony. Aż w dziewięciu województwach nie hospitalizowano dzieci chorych diabetologicznie. Ciężar przejęło na siebie głównie Mazowsze, na którym odnotowano ponad 7 milionów hospitalizacji. W Wielkopolsce i na Śląsku było ich trzy razy mniej.
TV Trwam News/RIRM