[FELIETON] Czy Kościół wyklucza?
Wśród rozmaitych zarzutów stawianych Kościołowi w ostatnich latach, wyjątkowo głośno mówi się o rzekomym wykluczaniu. Najczęściej w tym kontekście wspomina się o rozwodnikach żyjących w nowych związkach, praktykujących homoseksualistach i innych osobach, których łączy brak akceptacji dla nauczania Kościoła w dziedzinie moralności. Tym wykluczaniem i brakiem inkluzywności jest to, że Kościół przypomina im (tak jak i wszystkim innym grzesznikom), że powinni się nawrócić.
No dobrze, ale jaka jest recepta na ten jakże straszliwy, wykluczający charakter Kościoła? Zmiana retoryki na bardziej łagodną? Większy szacunek i empatia wobec wspomnianych osób, którzy czują się odrzuceni? Skądże! Jedyne rozwiązanie to całkowita zmiana dotychczasowego nauczania i praktyki duszpaterskiej. Takie postulaty w ustach ludzi niemających nic wspólnego z Kościołem nie dziwią, natomiast dziwią, a w zasadzie martwią, gdy są podnoszone wewnątrz Kościoła przez mających ogromne wpływy biskupów i kardynałów.
Wydaje się jakby zapomnieli albo zamknęli oczy na to, że zarzut o tak rozumiany ekskluzywizm Kościoła, musi być jednocześnie zarzutem w kierunku Jego Założyciela – Jezusa Chrystusa. To nie Kościół wymyślił sobie grzechu, potępienia i wszystkiego tego, co dziś światu najbardziej przeszkadza. To nie Kościół postanowił, że małżeństwo jest nierozerwalne i możliwe tylko między kobietą a mężczyzną. To nie zachcianka Kościoła, aby wszystkie akty seksualne poza małżeństwem były grzeszne. To wszystko jest wyłącznie posłuszeństwem wobec Bożego Słowa. Gdyby Kościół mógł zmieniać swoje nauczanie zgodnie z duchem czasów, to by tak czynił. Choćby po to, by przyciągnąć jak najwięcej ludzi. Tak się jednak nie dzieje, bo Kościół jest jedynie sługą powierzonego mu przez Boga Słowa i wyrosłej na nim wiary. A „sługa nie jest większy od swego pana”.
W tym wszystkim warto rozważyć jedno zasadnicze pytanie. Dlaczego niektórym środowiskom tak zależy na tym, żeby Kościół zaakceptował ich sposób myślenia? Oczywiście, można powiedzieć, że chodzi tylko o to, żeby Kościół w ten sposób zniszczyć. Niewątpliwie taki cel mają jego wrogowie, zarówno ci otwarci, jak i skryci. Ale to zbyt płytka analiza. Są też przecież tak myślące osoby, które szczerze czują się związane z Kościołem, choć z różnych powodów nie potrafią zmienić swojego życia albo zaakceptować pewnych aspektów doktryny. W zamian mają nadzieję, że to Kościół dostosuje się do ich podejścia. Należy jednak docenić to, że mimo wszystko w jakiś sposób trwają przy Kościele, choć mogliby go przecież opuścić np. na rzecz liberalnych wspólnot protestanckich. Być może tak nie czynią, bo dostrzegają (nawet nieświadomie) wyjątkowość i prawdziwość Kościoła katolickiego. Jeszcze inna grupa to ludzie, którzy pragną zmiany w nauczaniu, żeby uspokoić swoje sumienie. Wymieniam te wszystkie możliwości po to, aby stawiając słuszny opór tym inkluzywistycznym dążeniom, jednocześnie nie wypchnąć z Kościoła tych, którzy szczerym sercem chcą w nim być, choć różnie im to wychodzi.
Dlatego też jedyną prawdziwą i skuteczną odpowiedzią Kościoła nie może być dostosowywanie się do ludzkich wymagań i rozwadnianie nauczania, lecz przedstawianie i uzasadnianie go z miłością oraz szacunkiem do drugiego człowieka. Z pewnością część katolików, zarówno świeckich jak i duchownych, ma na swoim sumieniu połowiczne stosowanie się do tej zasady – przedstawiają i uzasadniają naukę Kościoła taką, jaka jest, lecz robią to w taki sposób, który jest niegodny chrześcijanina. To jednak nie jest powód do zmiany treści doktryny, lecz jedynie formy jej przekazywania. Jezus przecież nie tylko powiedział do cudzołożnicy „Idź i nie grzesz więcej”, ale również „I Ja ciebie nie potępiam”. To jest całe chrześcijaństwo – prawda, ale w parze z miłością.
Wojciech Grzywacz