fot. arch, Szczepan Wójcik

[TYLKO U NAS] Sz. Wójcik: Na wsi dzieci rodzić się nie będą!

Polska wieś wymiera, a ja nie słyszę bicia dzwonów na alarm i nie widzę ogólnonarodowej debaty na ten temat. Już nie tylko Polacy w miastach nie chcą mieć dzieci. Wielodzietne i wielopokoleniowe rodziny przechodzą powoli do historii również na wsi, czyli w miejscu, które zawsze było gwarantem naszej narodowej egzystencji.

W najnowszym badaniu Głównego Urzędu Statystycznego, które powstało na podstawie ubiegłorocznego spisu powszechnego, czytamy, że na jedną kobietę w wieku rozrodczym na wsi przypada zaledwie 1,38 dziecka. Aby zapewnić zastępowalność pokoleń, która byłaby korzystna dla rozwoju demograficznego Polski na tym obszarze, współczynnik ten powinien wynosić przynajmniej 2,10. Przekładając z języka „statystyki” na nasze: na polskiej wsi nie rodzą się dzieci, ergo – wymiera polska wieś, która jest odpowiedzialna za produkcję żywności.

Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. Migracja, poziom życia, zmiany społeczne, które z kolei przekładają się na zmianę oczekiwań i aspiracji młodzieży wiejskiej. Jednym zdaniem – młodzież ciągnie do miasta, a ci, którzy zostają na swoich gospodarstwach, nie chcą mieć dzieci. Nawet zwierzę nie da potomstwa, gdy czuje zagrożenie i nie ma poczucia choćby minimum komfortu. Dlaczego inaczej miałoby być z ludźmi?

Mieszkańcy wsi coraz bardziej odczuwają brak stabilności życiowej. Nie jest ona już tylko wywołana naturalnym w rolnictwie ryzykiem wynikającym ze zmienności pogody. Lewicowy zwrot Unii Europejskiej – która dąży do ograniczania rozwoju produkcji rolnej, a co za tym idzie bogacenia się mieszkańców wsi – wskazywanie rolników jako ludzi ponoszących odpowiedzialność za „cierpienie” zwierząt, a także blokowanie rozwoju inwestycji na wsiach są tym, co spędza sen z powiek polskich gospodarzy. Każdego dnia rolnicy spoglądają do gazet, sprawdzając, czy aby na pewno politycy nie wprowadzili kolejnych przepisów, które zaniżą opłacalność produkcji rolnej. Obrażanie, utrudnianie życia, odsądzanie od czci i wiary, które nie spotyka się z należytą reakcją obronną państwa, ma tu ogromne znaczenie.

Dziwi, że wobec tak katastrofalnych danych wielu zamierza przejść obojętnie, a przecież wymieranie wsi dotknie każdego z nas. Przed nami rysuje się czarny scenariusz, którego – jeśli go nie powstrzymamy – staniemy się uczestnikami. Co nas czeka? Oto trzy tragiczne w skutkach następstwa.

Następstwo pierwsze – nie ma rolników, nie ma żywności.

Żywność będzie droga i stanie się towarem deficytowym. Nie jest tak, że zawsze będziemy mieli co jeść, nakarmimy większość Polaków, a nadwyżkę sprzedamy za granicę, przynosząc do kraju pieniądze na kolejne inwestycje. W ubiegłym roku polscy rolnicy i przetwórcy sprzedali za granicę towary rolno-spożywcze o wartości 34 miliardów euro. Te pieniądze wróciły do Polski i tu zostały przez nas zainwestowane. Jednym z głównych filarów polskiej gospodarki jest produkcja rolna. Pierwszy wniosek, który należy postawić jest następujący – nie będzie rolników, nie będzie żywności. Aby zrozumieć ten prosty mechanizm, nie potrzeba żadnej filozofii. Rolnictwo, szczególnie w dobie kryzysu i potężnej inflacji, musi zostać maksymalnie uwolnione, a nie ograniczane, jak proponują piewcy Nowego Zielonego Ładu. Na rynku znajduje się obecnie za dużo „zepsutego pieniądza”, należy więc jak najszybciej zwiększyć produkcję, również rolną. Tymczasem gdy polscy rolnicy chcą budować potężne zakłady (obory, kurniki i chlewnie na obszarach wiejskich), natychmiast pojawiają się aktywiści antyhodowlani, wspierani przez ogólnopolskie polskojęzyczne media i są blokowani. Gdzie mamy produkować żywność, jak nie na wsi?

Następstwo drugie – nie ma własnej żywności, nie ma niepodległości.

Polska utraci niezależność związaną z produkcją żywności, co z kolei zachwieje bezpieczeństwem naszego państwa. Wszyscy znamy stare sprawdzone definicje na temat tego, czym jest niepodległość. Wiemy że nie jest nam ona dana raz na zawsze, że należy o nią nieustannie walczyć. Pytanie natomiast jest inne: Co zrobić, abyśmy mogli pozostać niepodlegli? Powinniśmy być samodzielni na możliwie jak największej liczbie pól. Oczywiście są segmenty, w których zawsze będziemy zależni od innych. Nie dysponujemy chociażby odpowiednimi ilościami własnych złóż gazu czy ropy naftowej, ale możemy produkować własną żywność i nie być skazanymi na jej import. Czy jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której jedną z figur na politycznej szachownicy zaraz obok dostaw gazu czy ropy naftowej jest zaopatrzenie ludzi w żywność? Czy dopuszczam do siebie – wcale nie taką hipotetyczną – myśl, że żywność będzie traktowana jako karta przetargowa w polityce międzynarodowej? Oczywiście, że tak! Na bliskim wschodzie dzieje się to już od dawna. Budowanie przez Turcję i Syrię wielkich zapór między innymi na Eufracie, ma zabezpieczyć te kraje w słodką wodę, odcinając od niej przeciwników. Dla porównania przypomnę tylko, że Polska ma tyle wody pitnej, co Egipt. Gra dostępem do wody i żywności w kontekście politycznej rywalizacji nie jest fikcją. Jak podają największe portale ekonomiczne świata, Chiny gromadzą obecnie potężne zapasy pszenicy, ryżu i kukurydzy. Szacuje się, że Pekin zabezpieczył w swoich spichlerzach rezerwę zbóż sięgającą połowy światowej produkcji. Rosja – bacznie obserwując tendencje świata zachodniego – przystąpiła do dynamicznego rozwoju sektora rolnego, a co robi w tym samym czasie Unia Europejska? Wprowadza kolejne limity i ogranicza możliwości rozwoju rolnictwa. Komisarze będą zbawiać świat, zakazując produkcji żywności na dużą skalę u nas. Tymczasem jej dynamiczny skok obserwujemy w Ameryce Południowej, Indiach, Chinach i Rosji. Słyszę, że gospodarstwo, które ma 50 hektarów jest dziś klasyfikowane jako ogromne, więc trzeba je rozkułaczyć. Komisja Europejska i jej urzędnicy powinni odbierać medale od Putina za wzorowy wpływ na rozwój Federacji Rosyjskiej.

Następstwo trzecie – nie ma wsi, nie ma Polski.

Czeka nas jednak nie tylko rewolucja ekonomiczna, ale i spory przewrót społeczny. Za dziesięć – piętnaście lat Polska, którą znamy, może przestać istnieć. Wieś to nie tylko nasz spichlerz, ale również szafa pancerna, w której od wieków przechowywane są drogocenne precjoza naszego narodu. Wszyscy wiemy, czym są rodowe klejnoty. To wiara, kultura, tradycja, język i obyczaje. Pewna nastawiona liberalnie część społeczeństwa traktuje te drogocenne skarby jedynie jako eksponaty nadające się do muzealnej gabloty. Niestety, są i tacy, którzy traktują je jak babcine futro zamknięte w starej pachnącej naftaliną szafie, którego się wstydzą, ale nie mają jeszcze odwagi wyrzucić ze względu na szacunek do żyjącej babci. Dla nas natomiast wszystko, co jest tak pieczołowicie kultywowane na wsi, jest podstawą narodowej egzystencji. Kolejny wniosek jest więc prosty – nie będzie rolników – nie będzie Polski, a przynajmniej Polski, jaką znamy, jakiej chcemy i pragniemy.

***

Szczepan Wójcik jest Prezesem Instytutu Gospodarki Rolnej i jednym z rolniczych liderów w Polsce. Prywatnie przedsiębiorca rolny, działacz społeczny. Inicjator platformy EUnitedAgri skupiającej organizacje rolników z kilkunastu krajów Unii Europejskiej.

 

Szczepan Wójcik, Prezes Instytutu Gospodarki Rolnej

drukuj
Tagi: , , , , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl