fot. Szczepan Wójcik - archiwum prywatne

[NASZ WYWIAD] Sz. Wójcik: Trzeba głośno stawać w obronie rolnictwa i walczyć o jego rozwój. Zatrzymanie gospodarki w czasie pandemii, wojna,  a zarazem kryzys gospodarczy, zweryfikowały wiele naszych planów, wizji oraz wyobrażeń o przyszłości

Szczególnie teraz trzeba głośno stawać w obronie rolnictwa i walczyć o jego rozwój. Zatrzymanie gospodarki w czasie pandemii, wojna, a zarazem kryzys gospodarczy, zweryfikowały wiele naszych planów, wizji oraz wyobrażeń o przyszłości. Wniosek, który należy z pewnością wyciągnąć to mówiący o tym, że bezpieczeństwo żywnościowe stanowi jeden z najważniejszych obszarów, którym wszyscy powinniśmy być zainteresowani – powiedział Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej, w wywiadzie dla portalu radiomaryja.pl.

Karolina Gierat: Za nami Zgromadzenie Polskiej Wsi”, które odbyło się w Przysusze (woj. mazowieckie). Padło wiele deklaracji z ust polityków – między innymi wicepremiera, ministra rolnictwa i rozwoju wsi, Henryka Kowalczyka. Po spotkaniu zwrócił Pan uwagę na stworzenie „kodeksu dla wsi”… Co taki „projekt” oznacza dla rolników?

Szczepan Wójcik: Uważam, że stworzenie takiego „kodeksu” mogłoby rozwiązać wiele kwestii w dziedzinie porządkowej i raz na zawsze ustalić zasady, na jakich mamy funkcjonować. To dobry ruch.

K. Gierat: Będziecie się Państwo przyglądać dalszym pracom w tej sprawie?  

Sz. Wójcik: Myślę, że raczej czynnie uczestniczyć. Sprawy polskiej produkcji rolnej są dla nas rzeczą nadrzędną. Szczególnie teraz trzeba głośno stawać w obronie rolnictwa i walczyć o jego rozwój. Zatrzymanie gospodarki w czasie pandemii, wojna, a zarazem kryzys gospodarczy, zweryfikowały wiele naszych planów, wizji oraz wyobrażeń o przyszłości. Wniosek, który należy z pewnością wyciągnąć to mówiący o tym, że bezpieczeństwo żywnościowe stanowi jeden z najważniejszych obszarów, którym wszyscy powinniśmy być zainteresowani. Zaraz obok obronności i energetyki to właśnie gospodarka rolna jest kluczową dla poprawnego funkcjonowaniu państwa. Kruchość łańcuchów dostaw wykazała to niezbicie. Zdolności produkcyjne żywności na potrzeby własnych obywateli to absolutny warunek przetrwania, ale w przypadku takich krajów, jak Polska chodzi o coś jeszcze.

K. Gierat: Mianowicie… ?

Sz. Wójcik: O handel nadwyżkami produkcji rolnej poza granice naszego kraju. Jesteśmy krajem rolniczym czy tego chcemy, czy nie. Spora grupa tego nie rozumie, niestety są wśród niej również politycy i dziennikarze. Oczywiście, jeżeli ktoś ma do zaproponowania inny model gospodarczy dla Polski, to słucham, ale na razie jesteśmy krajem rolniczym, który musi produkować, żeby zarabiać, a tu potrzebny jest zwiększony wolumen sprzedaży. Szacuje się, że tylko sam fakt istnienia w Polsce mleczarstwa sprawia, że pięć milionów ludzi ma pracę w rolnictwie, produkcji, obsłudze, transporcie, logistyce, administracji, urzędach, handlu itd. Rynek pracy tylko wokół Mlekovity i samego jej istnienia określany jest na milion osób. A Mlekovita odpowiada za niecałe 15 proc. rynku. Mówienie o rolnictwie tylko z punktu widzenia produkcji to stanowczo za mało. Proszę sobie wyobrazić, że wyprodukujemy i co? Gospodarka rolna to system naczyń połączonych, aby dziś konkurować i eksportować, musimy myśleć o produkcji rolnej, jak o przedsiębiorstwach (oczywiście inaczej rozumianych, bo mamy też do czynienia ze zwierzętami) inaczej wypadniemy z obiegu.

K. Gierat: Warto zwrócić uwagę, że handel produktami rolno-spożywczymi za granicę po raz kolejny w tym roku wzrósł….

Sz. Wójcik: Ale nie wzrósł wolumen sprzedaży. Niestety te 40 miliardów euro, o których Pani redaktor wspomina, to wynik kilku czynników. Natomiast głównym jest niestety niska wartość złotówki względem euro i dolara, a następnie globalny wzrost cen żywności. Oczywiście jest to też wynik ciężkiej pracy, jakości polskich produktów rolno-spożywczych, umiejętności handlowych oraz niesłabnącego popytu na produkowaną przez nas żywność, jednak powinniśmy eksportować dwa lub trzy razy tyle. Polskę stać na to, aby zwiększyć wolumen sprzedaży do 100-120 miliardów euro z produkcji własnej, a gdybyśmy dołożyli do tego możliwości, jakie daje nam położenie Polski, to za 10 lat jesteśmy krezusami jak po II pokoju toruńskim.  

K. Gierat: Kiedy Wisłą zaczęły pływać barki ze zbożem…

Sz. Wójcik: Dokładnie tak, z tym że dziś Wisła jest tylko pewną metaforą. Polska może się stać centrum logistycznym, wielkim hubem przerzutowym dla produkcji rolno-spożywczej z krajów naszego regionu, z krajów Trójmorza na Daleki Wchód, do Afryki, Arabii czy Indii. Taką koncepcję mamy przygotowaną w Instytucie Gospodarki Rolnej i zaczynamy silnie wokół tego tematu pracować. Musimy tylko przestawić nasze myślenie. Wystarczy zrobić kilka kroków.

K. Gierat: Jakie to kroki?

Sz. Wójcik: Po pierwsze, trzeba zwiększyć wydajność produkcji rolnej, nieustannie podnosząc jej jakość i wolumen sprzedaży – oczywiście przy uszanowaniu wszelkich zasad środowiskowych i dobrostanowych – w przypadku zwierząt. Mamy ekoschematy i jak będziemy się ich trzymać, to problemu nie będzie. Trzeba położyć nacisk na ekspansję na niezagospodarowane przez nas rynki zbytu, szczególnie w stronę państw arabskich, Chin, Afryki i Indii. Kolejnym krokiem jest nieobrażanie się na innych, a w zamian za to prowadzenie dyplomacji gospodarczej. Politycy – szczególnie ci młodzi, bez doświadczenia – muszą zrozumieć, że nie można nakładać na handel zagraniczny politycznej kalki obowiązującej w Polsce. Nie można obrażać, dyskryminować czy nierówno traktować – na tym punkcie bzika mają np. Chińczycy – potrzeba wielkiego sprytu, inaczej obejdziemy się smakiem. By sprzedać towar w dzisiejszym świecie, nie wystarczy produkt dobrej jakości i w dobrej cenie. Takich produktów na rynku jest bardzo dużo. Dobrym przykładem są jabłka. Polska jest największym producentem jabłek w Europie. Mamy świetną jakość i względnie dobrą cenę, ale rywalizujemy z Turcją, Brazylią, Hiszpanią czy Włochami. Proszę to teraz sprzedać do Indii przy takiej konkurencji… Po drugiej stronie mamy często ludzi innej kultury, innych zasad, które trzeba zrozumieć i poznać, aby sprzedać lub kupić. W Chinach nieprzekazanie wizytówki na spotkaniu jest oznaką braku szacunku, z kolei w Indiach handel otoczony jest swoistą estymą. Zresztą Indie stawiają dziś na otwieranie produkcji u siebie i ściąganie inwestorów na swój teren. Po drugie, powinniśmy rozbudować dyplomację gospodarczą, aby przy każdej ambasadzie, w każdym ważnym dla nas kraju było po kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi. Bez dyplomacji nie da się tego osiągnąć. Jestem przekonany, że wie o tym wicepremier Henryk Kowalczyk i są propozycje z Instytutu Gospodarki Rolnej. Nie ma co się obrażać, ale działać dla Polski, gdy nadarza się ku temu okazja. Po trzecie, trzeba wykorzystać przewagę, jaką daje nam położenie geograficzne i dostępność do Bałtyku. Nasza pozycja wśród krajów regionu, czyli zorganizowanie w Polsce bazy eksportowej dla produkcji rolnej z krajów regionu, tak żebyśmy mogli zarabiać na marżach i reeksporcie. Teraz gdy ponownie trwają prace nad powstaniem Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) i nie oglądamy się na Niemców i brukselskie pohukiwania, jest ku temu okazja.

K. Gierat: Tymczasem większość naszej produkcji rolnej trafia na rynek wspólnotowy…

Sz. Wójcik: I to powinno być nasze największe zmartwienie. Blisko 80 proc. towarów wysyłamy właśnie do Niemiec, Holandii czy Francji. Takie uzależnienie się od jednego kierunku jest wybitnie niebezpieczne i już dziś, musimy myśleć o dywersyfikacji kierunków handlu.

K. Gierat: Są jeszcze Stany Zjednoczone…

Sz. Wójcik: USA pomimo naszego strategicznego partnerstwa nie są zainteresowane naszymi produktami. Handel do Ameryki to margines. W 2020 roku przy ogóle eksportu produktów rolno-spożywczych na poziomie 34 miliardów euro, do Stanów Zjednoczonych sprzedaliśmy za jedyne 538,6 mln euro produktu. Mówię jedyne, bo w ogólnym zestawieniu to naprawdę niewiele. Stąd moje pytanie: Skoro nie handlujemy z Ameryką, nie mamy pojęcia o Indiach, „nie wolno” nam handlować z Chinami, do Afryki posyłamy jedynie mleko w proszku, kraje arabskie są nadal niewykorzystane, a 80 proc. naszego handlu jest na rynku wewnętrznym, to co będzie, gdy kryzys zmniejszy konsumpcję w Unii Europejskiej? Co zrobimy z wszystkimi towarami w Polsce? Jak będzie wyglądała ich podaż przy zmniejszającym się popycie? Będziemy sprzedawać poniżej kosztów i dokąd? Musimy zwiększyć handel do Indii i do Chin.   

K. Gierat: Z licznych wypowiedzi można wywnioskować, że niektórzy mówią o normach etycznych…

Sz. Wójcik: Najwięcej chyba mają na ten temat do powiedzenia Niemcy, prawda?

K. Gierat: Co ma Pan na myśli?

Sz. Wójcik: Większość towarów, które polscy producenci sprzedają na Zachód – a przypomnę, jest to blisko 80 proc. ogółu naszej produkcji rolno-spożywczej, jest reeksportowanych do Chin – to m.in. polskie mleko. Zresztą naszymi produktami w ten sposób handlują nie tylko Niemcy, ale i Holendrzy. To moralizatorstwo nie ma nic wspólnego z etyką i jest zwykłym emocjonalnym szantażem, na który człowiek myślący i rozumiejący mechanizmy działające w handlu, nie może się zgodzić. Polacy mają nie sprzedawać bezpośrednio do Chin, bo to niemoralne, ale jak zrobią to już za nas Niemcy i zarobią na należnych nam marżach, to już jest w porządku? Jest taki jeden dziennikarz, który promuje podobny pogląd na świat, ma najwięcej do powiedzenia o rolnictwie i eksporcie, a najmniej w życiu w tych dziedzinach osiągnął. Można powiedzieć, że „Polskę rozumie w pigułce”. Cóż, czasem lepiej milczeć, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.  

K. Gierat: Czyli jednak duże gospodarstwa i koncentracja na nich?

Sz. Wójcik: Nie, absolutnie nie. Jestem przekonany, że da się pogodzić oba kierunki myślenia z tym, że należy zmienić optykę. Rolnictwo to nie tylko produkcja i cały trud oraz inżynieria z nim związana, ale przetwórstwo, handel, logistyka, eksport. To cała gałąź gospodarki narodowej. Jeżeli będziemy myśleli o rolnictwie wyłącznie poprzez problemy wsi, emerytury, produkcję, to popełnimy błąd i zawsze będziemy stali w miejscu i zawsze Polacy będą uważali, że rolnik „dostaje od państwa”. Produkcji nie wolno rozpatrywać inaczej niż przez pryzmat gospodarki i to na tle globalnego handlu. W Polsce potrzebne są wszystkie gospodarstwa i małe, i duże. Małe muszą podnosić standardy, bo wymagania konsumentów są dziś bardzo wysokie, a duże muszą odpowiadać za produkcję masową przeznaczoną głównie na eksport z poszanowaniem wszelkich norm środowiskowych i dobrostanowych. Jednak żeby to osiągnąć, potrzebna jest pełna współpraca i myślę, że wszyscy do tego powoli dojrzewamy – i rząd, i rolnicy, i producenci, i przetwórcy… Obym się nie mylił.

K. Gierat: A co z niedawnymi atakami na rolnictwo? Czy w dobie panującego kryzysu i wysokiej inflacji zaprzestano atakować rolników?

Sz. Wójcik: W czasie względnego spokoju człowiek myśli o wielu rzeczach i podejmuje wiele działań, nie bacząc na ich konsekwencje. Gdy jest spokój, jesteśmy mniej oszczędni, zdarza się żyć ponad stan oraz podejmować nieprzemyślane decyzje… Kryzys zmienia podejście do wielu spraw. Zastanawiamy się kilka razy nad wydaniem każdego grosza, rezygnujemy z tych czy innych ambicji. Teraz gdy wszyscy mierzymy się z wysoką inflacją, ogromnymi kosztami życia, gdy wielu ludzi – w tym rolników – próbuje utrzymać się na powierzchni, nie stracić kontraktów, nie utracić rynków – powinniśmy raczej myśleć, jak siebie wspierać, a nie wykańczać, o co apeluję do antagonistów, którzy przez ostatnie lata występowali przeciwko polskiej gospodarce rolnej.

K. Gierat: Optyka rządu ewidentnie się zmieniła, gdyż z ust polityków słychać coraz częściej Pańskie postulaty. Jako główny współorganizator protestów przeciwko tzw. piątce dla zwierząt ma Pan żal do Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości?

Sz. Wójcik: Jestem zwykłym polskim przedsiębiorcą, jaki mogę mieć żal do tak ważnych ludzi? Protesty natomiast współorganizowaliśmy wspólnie. Faktycznie tamten okres dał nam bardzo „popalić”. W pewnym momencie, gdy już Lewica poczuła krew, razem z moimi współpracownikami pracowaliśmy bez wytchnienia przez ponad dwa lata i to w sposób naprawdę zaangażowany, poświęcając nasze życie rodzinne. Ściągnęliśmy na siebie wiele niebezpieczeństw i sytuacji niekomfortowych. Obrażano nas i grożono śmiercią, szkalowano i próbowano przestraszyć. Mój najbliższy współpracownik, odpowiadający za wiele strategii i realizacji, Marek Miśko, dostawał od „zielonych” życzenia „aby jego dzieci zdechły na raka”… Taki to był czas. Dobrze, że się zakończył. Myślę, że po doświadczeniu pandemii (COVID-19), wojny, kryzysu, inflacji i problemów z surowcami nikomu do głowy nie przyjdzie podobne działanie i słusznie, bo czeka nas wiele pracy. Nie ma co chować urazy, ponieważ ona zawsze cechuje ludzi małych, a drugą szansę nakazuje dawać Chrystus. Dajemy drugą szansę i o tę samą prosimy. Trzeba działać, czasu jest niewiele.  

https://twitter.com/pisorgpl/status/1601921492492898307?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1601921492492898307%7Ctwgr%5E0aca17a5a1c71d482712644075db28e720685af7%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fwww.radiomaryja.pl%2Finformacje%2Ftylko-u-nas-m-przeworska-bez-rolnikow-i-prowadzonej-przez-nich-dzialalnosci-bardzo-ciezko-myslec-o-przyszlosci-naszego-panstwa-i-bezpieczenstwie-zywnosciowym%2F

K. Gierat: Dziękuję za rozmowę.

Sz. Wójcik: Dziękuję.

radiomaryja.pl

 

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl