fot. pixabay.com

Nasz Dziennik: Kary za zakażenie?

Cotygodniowy test zastąpi paszport covidowy? Nie ma znaczenia, czy pracownicy są zaszczepieni, czy nie. Posłowie chcą też nakładania kar finansowych na tych, którzy zarażą w pracy innych. Kwota może sięgnąć nawet 12-15 tys. złotych. Temat podejmuje dzisiejszy „Nasz Dziennik”.

Prace nad przepisami dotyczącymi weryfikacji covidowej, a właściwie narzucenia tego obowiązku na pracodawców trwają już w Sejmie pół roku. Do dzisiaj nie udało się wprowadzić w życie przepisów autorstwa grupy posłów PiS rezprezentowanych przez posła Czesława Hoca. Teraz do Sejmu trafił nowy projekt, ale nie został on jeszcze upubliczniony.

Rąbka tajemnicy uchylił poseł Bolesław Piecha (PiS) w Polskim Radiu. Według nowego projektu zamiast okazywania certyfikatu covidowego pracownik miałby wykonywać testy.

„Ten test będzie musiał wykonywać pracownik, nieobowiązkowo oczywiście, a pracodawca sprawdzić” – stwierdził Bolesław Piecha.

Test ma być ważny 7 dni. Poseł dodał, że niewykonanie testu może się wiązać z odszkodowaniem, jeżeli ktoś w pracy z negatywnym wynikiem testu się zarazi.

„Ale jeżeli tego testu pracownik nie wykona, a w pracy ktoś ma ujemny test i zarazi się, to taki pracownik musiałby po prostu zapłacić odszkodowanie” – powiedział poseł Piecha, dodając, że kwota może sięgnąć nawet 12-15 tys. zł.

„Jeśli pracownik, który przeszedł test i ma ujemny wynik, wystąpi z wnioskiem […], a w zakładzie pracy są osoby niezaszczepione, to składa on wniosek, żeby pracodawca ukarał osoby niezaszczepione” – poinformował polityk.

Zaznaczył, że można się będzie odwołać.

„Oczywiście jest droga odwoławcza […], ale jest to lekki przymus, byśmy się testowali przed przystąpieniem do pracy. Raz na tydzień, czyli w każdy poniedziałek, przychodzimy do zakładu pracy z wykonanym negatywnym testem na koronawirusa” – dodał Bolesław Piecha.

Według wiceministra zdrowia Waldemara Kraski projekt ma być projektem poselskim. Nie wiadomo jednak, kiedy nowymi propozycjami zajmą się posłowie. Tak naprawdę nie wiadomo, co w tym projekcie jest.

„Na tym posiedzeniu nie będzie procedowania tego projektu” – poinformowała „Nasz Dziennik” poseł Teresa Hałas (PiS).

Dodała, że projekt ma być gotowy, ale posłowie nie znają jego szczegółów. Sceptyczna co do nowego projektu jest również poseł Anna Maria Siarkowska (PiS).

„Informacje przedstawiane przez pana posła Bolesława Piechę są kuriozalne. Jeśli mielibyśmy karać kogoś za to, że przyczynił się do zarażenia innych wirusem SARS-CoV-2, to ja mam wątpliwość, jak to komuś udowodnić” – mówi „Naszemu Dziennikowi” poseł Anna Maria Siarkowska, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu.

„Pomysł testowania wszystkich ma więcej sensu niż forsowana dotychczas segregacja sanitarna, ponieważ i osoby zaszczepione i niezaszczepione transmitują wirusa. Jednak nie wiem, jaki to ma mieć sens w kwestii ograniczania transmisji wirusa. W moim przekonaniu nie przyczyni się to do jego ograniczenia. Będą to raczej pieniądze wyrzucone w błoto. Nieważne, czy to będą pieniądze z budżetu państwa czy z budżetu pracodawców. Jeśli chcemy obowiązkowo kogoś testować, to tylko osoby objawowe. Tylko w takiej sytuacji pracodawca mógłby kierować pracownika na test, który być może mógłby być refundowany. Ale tak naprawdę osoba, która ma objawy jakiejś choroby, powinna zostać w domu i się leczyć” – podkreśla.

Brakuje logiki

Prawnicy zwracają uwagę, że skoro testy nie są obowiązkowe dla osób, które nie są chore, nie mają objawów zakażenia, w przepisach ustawowych trudno oczekiwać, żeby pracodawcy nakładali jakieś kary za ich niewykonanie. Również lekarze zgłaszają wątpliwości.

„Nie wiem, czy pomysł testowania wszystkich będzie zatwierdzony ustawą. Mam nadzieję, że nie” – wskazuje w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog i internista.

Lekarz krytykuje pomysł częstego testowania.

„Pomysły testowania wszystkich na obecność COVID-19 wydają mi się nielogiczne. Testowanie osób bezobjawowych niewiele wnosi z punktu widzenia epidemiologicznego, co widać po krzywych zakażeń na całym świecie, jest wręcz odwrotna korelacja” – zauważa dr Paweł Basiukiewicz.

„Po pierwsze testy nie są ani w 100 proc. swoiste, ani w 100 proc. czułe – Instytut Paula Ehrlicha w Niemczech podaje informację, że aż 92 proc. testów używanych w Niemczech ma czułość poniżej 90 proc., wiele zaś ma czułość poniżej 30 proc., czyli na poziomie rzutu monetą. Doprowadziłoby to do nieprawidłowej identyfikacji osób postrzeganych jako „zagrożenie”, zwłaszcza że kanonem postępowania lekarza zawsze było wykonywanie i analizowanie testu w kontekście obecności objawów” – dodaje dr Paweł Basiukiewicz.

W ocenie lekarza równie dobrze można wprowadzić obowiązek testowania również na inne choroby, które się rozprzestrzeniają w ten sam sposób, np. odra, RSV, grypa.

„Z powodu lockdownu oraz interwencji niefarmaceutycznych, wdrożonych jako reakcja na pandemię koronawirusa, 120 milionów osób na świecie nie otrzymało na czas szczepienia na odrę. W 2019 r. tylko w Kongu mieliśmy sytuację, gdzie z powodu opóźnienia w programie szczepień doszło do 6 tysięcy zgonów z powodu odry, a były to głównie dzieci. Okazuje się, że i w Polsce problem obecności tej choroby wraca już od kilku lat. Odra dla dzieci jest dużo bardziej niebezpieczna niż koronawirus, śmiertelność wśród dzieci jest dużo większa niż z powodu COVID-19. Dlaczego zatem nie testować dzieci i dorosłych w kierunku odry?” – zastanawia się lekarz.

Rozmówca „Naszego Dziennika” podkreśla, że jest gorącym zwolennikiem zniesienia kwarantanny.

„Dziś na kwarantannie przebywa tyle ludzi, ile wynosi populacja Warszawy, to są osoby zdrowe. Niesie to za sobą ogrom szkód społecznych – przede wszystkim ukryty lockdown edukacji. Ze względu na fakt, że identyfikujemy skutecznie bardzo małą część osób rzeczywiście zakaźnych, kwarantanna nie przynosi pozytywnego efektu netto, poza widocznymi szkodami” – wskazuje lekarz.

Zenon Baranowski, Urszula Wróbel/Nasz Dziennik

drukuj