fot. archiwum Kmieciński

Dr J. Hajdasz o uniewinnieniu Hansa G.: Czy mówienie przez niemieckiego właściciela jakiejś firmy do polskich pracowników, że chciałoby się ich rozstrzelać, naprawdę nie należy traktować poważnie jako groźby?

Czy mówienie przez niemieckiego właściciela jakiejś firmy do polskich pracowników, że chciałoby się ich rozstrzelać, naprawdę nie należy traktować poważnie jako groźby? Nie mamy chyba żadnych wątpliwości, kto jest stroną silniejszą w sporze pracownik – pracodawca. Swoim wyrokiem polski sąd opowiedział się jednoznacznie po stronie niemieckiego silniejszego właściciela firmy, co oznacza, że praktycznie każdy pracodawca może bezkarnie sobie krzyczeć do podwładnych, że chciałby ich rozstrzelać, bo jest hitlerowcem. Nie można się więc dziwić, że coraz częściej – jak za czasów ustroju komunistycznego – mało kto teraz w polskim sądzie szuka sprawiedliwości i spodziewa się wyroku zgodnego z elementarnym poczuciem tejże sprawiedliwościpodkreśliła dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w swoim felietonie z cyklu „Myśląc Ojczyzna” na antenie Radia Maryja.

Autorka felietonu postanowiła zwrócić uwagę na bulwersujący wyrok, jaki zapadł we wtorek w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku. Dotyczy on sposobu traktowania podwładnych przez niemieckiego pracodawcę.

Wyrok jest prawomocny, więc dziennikarski komentarz jest dziś jedynym sposobem na opisanie patologii, jaka w tej sprawie ma miejsce – podkreśliła dr Jolanta Hajdasz.

Sąd Apelacyjny w Gdańsku uniewinnił Hansa G. od zarzutów kierowania gróźb karalnych pod adresem swoich pracownic.

Pozew do sądu złożyła jedna z nich, pani Natalia Nitek-Płażyńska, prywatnie żona posła Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba pogratulować jej odwagi, wytrwałości i cierpliwości na drodze do dochodzenia nie tylko swoich praw, ale także praw innych pracowników tego pana. Sprawa ciągnie się przecież już 7 lat – zaznaczyła dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

W marcu 2016 r. telewizja internetowa „Republika” wyemitowała program, w którym Natalia Nitek-Płażyńska zaprezentowała zarejestrowane z ukrycia nagrania, ilustrujące znieważanie jej także na tle narodowościowym przez pracodawcę Hansa G. Niemiecki przedsiębiorca używając niecenzuralnych słów obrażał Polaków, wykrzykiwał, że nienawidzi naszego narodu oraz stwierdził, że jest hitlerowcem, czego przyczyną jest Polska.

W sprawie cywilnej w sierpniu tego roku pani Płażyńska wygrała ze swoim byłym pracodawcą. Po prawie 7 latach od zdarzenia sąd uznał, że Hans G. musi ją przeprosić za swoje skandaliczne słowa i także wpłacić 50 tysięcy złotych na rzecz Muzeum Piaśnickiego – zauważyła dziennikarka.

Dodała także, że jednak tym razem chodziło o sprawę poważniejszą, bo karną i o groźby, jakie pod adresem podwładnych kierował niemiecki pracodawca.

Warto przypomnieć, jakie jeszcze to były słowa. Hans G. np. krzyczał do swoich pracownic o tym, iż chciałby postawić wszystkich Polaków pod ścianą i ich rozstrzelać. To w tych słowach sąd nie dopatrzył się żadnych gróźb karalnych – wyjaśniła.

Dr Jolanta Hajdasz postanowiła zadać pytanie dotyczące tego, co w takim razie sąd skłonny byłby uznać za groźbę, za którą należałoby kogoś ukarać?

W marcu 2020 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku orzekł, że Natalia Nitek Płażyńska ma publicznie przeprosić Niemca za to, że ośmieliła się nagrywać jego wypowiedzi, bez jego zgody, a jej przeprosiny miały być publikowane na dwóch kontach w mediach społecznościowych przez cały miesiąc. Dodatkowo pani Natalia miała zapłacić 10 000 zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy oraz pokryć koszty sądowe, natomiast niemiecki przedsiębiorca miał przesłać do pani Natalii list z przeprosinami. Po dokładnie trzech latach od tego bulwersującego wyroku dopiero w marcu tego roku Sąd Najwyższy uwzględnił skargę kasacyjną i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania – przypomniała felietonistka.

– Po 4 miesiącach sąd na szczęście uznał, że pani Natalia nie tylko nie naruszyła prywatności pozwanego, ale także że jej działanie, czyli nagrywanie ukrytym telefonem, było moralnie uzasadnione. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pani Natalii zabrakło determinacji na walkę sądową z byłym pracodawcą, bo przecież po tamtym wyroku miała prawo mieć serdecznie dosyć tej sprawy.  Gdyby zrezygnowała, w obrocie prawnym byłby wyrok skrajnie niekorzystny dla wszystkich pracowników niemieckich pracodawców, bo na taki wyrok mógłby się potem powołać każdy, kto zachowywałby się tak jak Hans G. – dodała.

Jednak ten wyrok zapadł tylko na gruncie prawa cywilnego i – jak akcentowała dr Jolanta Hajdasz – „nie powinien zamykać tej sprawy”.

Wrzaski i krzyki niemieckiego pracodawcy budziły strach nie tylko u pracownicy, która odważyła się podać go do sądu, ale także u jej koleżanek i kolegów z pracy. Narodowość tego pracodawcy w tym wypadku może mieć dla kogoś drugorzędne znaczenie, ale trudno przechodzić obojętnie, wobec tego, gdy Niemiec przedstawia się jako zwolennik ideologii nazistowskiej, bo mówi pracownikom, że jest hitlerowcem. Czy naprawdę sądy w naszym kraju nie dostrzegają szerszego kontekstu tej sprawy i tego, że uniewinniając Hansa G. od zarzutu kierowania gróźb karalnych pod adresem pracowników, niejako sankcjonują ten sposób traktowania ludzi. W tzw. obrocie prawnym mamy teraz tylko obrażoną jedną pracownicę, którą po 7 latach batalii sądowej przeprosił pracodawca i wpłacił na muzeum kwotę zadośćuczynienia. Sprawa jest zakończona tak, jakby to była zwykła emocjonalna sytuacja i nic więcej – wskazała dziennikarka.

Dodała, że każdy ma prawo mieć w tej sytuacji wątpliwości i zadawać pytania.

Mamy prawo zadać publicznie pytanie, czy naprawdę w tej sytuacji sąd zrobił wszystko co należało, by ukarać kogoś, kto dając pracę, miał w swoich rękach los zatrudnianych przez siebie osób? Czy mówienie przez niemieckiego właściciela jakiejś firmy do polskich pracowników, że chciałoby się ich rozstrzelać, naprawdę nie należy traktować poważnie jako groźby? Nie mamy chyba żadnych wątpliwości, kto jest stroną silniejszą w sporze pracownik – pracodawca. Swoim wyrokiem polski sąd opowiedział się jednoznacznie po stronie niemieckiego silniejszego właściciela firmy, co oznacza, że praktycznie każdy pracodawca może bezkarnie sobie krzyczeć do podwładnych, że chciałby ich rozstrzelać, bo jest hitlerowcem. Nie można się więc dziwić, że coraz częściej – jak za czasów ustroju komunistycznego – mało kto teraz w polskim sądzie szuka sprawiedliwości i spodziewa się wyroku zgodnego z elementarnym poczuciem tejże sprawiedliwości – podsumowała dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Cały felieton dr Jolanty Hajdasz dostępny jest do odsłuchania [tutaj].

radiomaryja.pl

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl