Ojczyzna z wyboru

Wspólne wartości – wolność i honor – pozwoliły wielu Gruzinom znaleźć w
Polsce swoją przybraną Ojczyznę. Pozostali jej wierni do końca, dzieląc z nami
swe losy. Tak bowiem nakazywał im honor.
Właśnie o tej wspólnocie mówił prezydent Lech Kaczyński, odsłaniając w 2007 roku
w Muzeum Powstania Warszawskiego pomnik Gruzińskich Oficerów Kontraktowych w
Armii Polskiej. "Nasze dwa kraje, chociaż niepołożone bardzo blisko siebie,
bardzo blisko współpracują w imię wspólnych wartości, z których na pierwszym
miejscu postawiłbym wolność i honor. Łączy nas to z Gruzinami, że nie boimy się
i nie zamierzamy się bać. Nie chcemy nikogo podporządkowywać, ale nie chcemy
podporządkować się innym". Wiele dziesiątków lat wcześniej, nawiązując do losów
polskich zesłańców na Syberię po klęsce Powstania Styczniowego, o wspólnocie tej
pisał również Stefan Żeromski. "W pismach uwydatniających opuszczenie nasze
przez świat cały występuje zawsze sojusznik wygnania – Gruzin, przykuty również
jak powstaniec polski do taczki katorżnika. (…) Przyjaźń zawarta w takich
warunkach trwalsza jest ponad wszystko". Utrwaliły ją dalsze wspólne dzieje.

"Nasi sąsiedzi z północy, ze wschodu pokazali twarz, którą znamy od setek
lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy
NIE! Ten kraj to Rosja, która uważa, że dawne czasy upadłego niecałe dwadzieścia
lat temu imperium wracają, że znów dominacja będzie cechą tego regionu. (…)
Wszyscy w tym samym okresie lub w okresach nieco innych poznaliśmy tę dominację,
to nieszczęście dla części Azji i całej Europy" – mówił Lech Kaczyński w Tbilisi
12 sierpnia 2008 roku.
Zainicjowana przez polskiego prezydenta polityczna mobilizacja przywódców państw
Europy Wschodniej zatrzymała wtedy rosyjskie czołgi. Niespełna dwa lata później
ciało Lecha Kaczyńskiego wyciągano z błota w smoleńskim lesie. Gruzini jednak
nie zapomnieli. Tysiące kilometrów pokonał prezydent Micheil Saakaszwili, aby
przybyć na pogrzeb do Krakowa i oddać ostatni hołd prezydentowi wolnych Polaków.
Potrafił ominąć wulkaniczną chmurę, która powstrzymała przybycie sojuszników z
NATO. Nie zdobyli się nawet na taki gest, a cóż dopiero myśleć o wypełnieniu
realnych gwarancji bezpieczeństwa, gdyby trzeba było powstrzymać kolumnę czołgów
czy oddział komandosów. Który to już raz w historii okazało się, że wspólnota
historycznych – tym razem polsko-gruzińskich – losów i doświadczeń więcej znaczy
niż podpisane układy, umowy, zobowiązania.

Trzy lata niepodległości
Gdy Polska odzyskiwała niepodległość w listopadzie 1918 r., Gruzja cieszyła się
nią już od prawie pół roku (26 maja). Oba państwa stanęły jednak wobec
bolszewickiej agresji. Polakom udało się obronić swoje odrodzone państwo dzięki
zwycięstwu w Bitwie Warszawskiej. Gruzja natomiast spłynęła krwią, a nad Tbilisi
zawisły czerwone szmaty z sierpem i młotem.
W dniu, w którym Rzeczpospolita podpisywała traktat ryski kończący wojnę z
bolszewikami – 18 marca 1921 r., na włoskie i francuskie statki wsiadali
przedstawiciele gruzińskiego rządu, dowództwa, zagranicznych misji
dyplomatycznych. Wraz z nimi – po trzech latach niepodległości – na tułacze
szlaki wyruszyło od 50 do 300 tys. Gruzinów, aby już nigdy nie wrócić do
zniewolonej ojczyzny. Swoje nowe domy znaleźli w wielu krajach świata, również w
przyjaznej Polsce, gdzie osiedliła się kilkusetosobowa Kolonia Gruzińska. Ci,
którzy pozostali i nie pogodzili się z niewolą, uszli w góry, aby stamtąd
prowadzić partyzancką walkę. W sierpniu 1924 r. poderwali naród do powstania.
Ogromna przewaga i okrucieństwo Armii Czerwonej stłumiły je już po kilku dniach.
Niekiedy przed atakującymi oddziałami, jako żywe tarcze, pędzono gruzińskie
kobiety i dzieci. Rozstrzelano bez sądów od 12,5 do 20 tys. powstańców, nie
licząc tych, którzy zginęli w walce, oraz cywilów. Skala bolszewickich mordów
była tak duża, że zareagował nawet wolny świat. Liga Narodów uchwaliła rezolucję
potępiającą okupację Gruzji i popierającą powstanie. Podpisała ją również
Polska, a na specjalnie zwołanej sesji warszawskiej rady miejskiej wystosowano
ostry protest. Odpowiadając na sowieckie sprzeciwy, polskie MSZ napisało:
"Sympatie społeczeństwa są niewątpliwie po stronie Gruzji, która walczy o
niepodległość podobnie jak my w niedalekiej przeszłości".

Boże, wróć wolność Gruzji
Wyrazem tych sympatii w okresie II Rzeczpospolitej była m.in. służba w Wojsku
Polskim kilkudziesięciu Gruzinów – oficerów kontraktowych. Wielu z nich miało w
swych życiorysach walkę z bolszewikami, a nad Wisłą osiedlili się z nadzieją, że
wrócą jeszcze za Kaukaz. Tak się nie stało, więc poświęcili się służbie Polsce,
tutaj znaleźli żony, tutaj urodziły się ich dzieci. Tutaj też spoczęli, jak śp.
ppor. Miko Agniaszwili, na grobie którego pozostał napis: "Przemocą rosyjską
wygnany z Ojczyzny w tęsknocie za nią zmarł w Krakowie 5 IX 1928. Boże, wróć
wolność Gruzji".
Gruzińskich oficerów nie zabrakło w honorowej warcie przy trumnie Marszałka
Piłsudskiego. Delegacja Kolonii Gruzińskiej złożyła ziemię ze swojego kraju na
krakowskim kopcu na Sowińcu, uczestnicząc również w jego sypaniu.
Środowisko Gruzinów – szczególnie oficerów – było pod obserwacją sowieckiego
wywiadu, który zbierał wszelkie informacje na ich temat. Moskwa dysponowała
gotową listą proskrypcyjną. Zresztą Gruzini mieszkający w Polsce, nie tylko
oficerowie, ale i cywile, nie mieli żadnych złudzeń, czym jest bolszewizm.

Dyplomacja Marszałka Piłsudskiego
Witali Ugrechelidze – "czarny porucznik" – w Szkole Kawalerii w Grudziądzu
przysięgał, że do końca swoich dni będzie zwalczał komunizm. "Urodził się w
Kutaisi, na brzegach tej samej rzeki, którą płynęli ongiś Jazon i argonauci w
wyprawie po Złote Runo. Do siódmego roku życia (1909 r.) wychowywał się na wsi u
mamki. Po ukończeniu Gruzińskiego Gimnazjum Szlacheckiego wstąpił do szkoły
oficerskiej i wraz z równolatkami chwycili za broń, by walczyć o wolność dla
kraju napadniętego przez bolszewików" – pisała Nina Taylor-Terlecka.
Przygarnęła go Polska. Przez dziesięć lat służył w 19. Pułku Ułanów Wołyńskich
stacjonującym w Ostrogu nad sowiecką granicą, często przekraczaną przez
bolszewickie bojówki. Porucznik Ugrechelidze skutecznie je gromił, w pogoni za
nimi niekiedy wkraczał na terytorium Sowietów. Mamy straszyły niesforne i
niegrzeczne dzieci "czarnym porucznikiem". Zaś Stalin zażądał od Piłsudskiego
wydania Gruzina. Odpowiedź Marszałka była krótka: "sp…". Pasją Ugrechelidzego
były nie tylko wyścigi konne, ale również historia. Poszukiwał zabytków, te
znalezione – wśród nich renesansowy modlitewnik oraz różne cenne przedmioty –
przekazał do muzeum w Krakowie. Szczególnym "produktem" połączenia gorącego
gruzińskiego temperamentu z ułańską fantazją, który przyniósł mu sławę również
wśród innych pułków, była sporządzana według jego przepisu śliwowica, zwana "ugrechelidzowką".
Wybranką serca przystojnego Gruzina została uciekinierka z bolszewickiej Rosji,
studentka bakteriologii Halina (Zofia) Troicka. Wkrótce urodziła się im córka,
ale rodzinne szczęście przerwał wybuch wojny. Tymczasem na rok przed jej
rozpoczęciem najstarszy rangą spośród Gruzinów w WP gen. dywizji Aleksander
Zachariadze złożył na ręce szefa sztabu WP gen. Wacława Stachiewicza deklarację:
"W razie gdyby Armia Rzeczypospolitej Polskiej była zmuszona chwycić za broń w
obronie swych najistotniejszych praw, mam zaszczyt zadeklarować w imieniu
własnym oraz wszystkich oficerów Gruzinów: (…) prosimy nie robić z nas
bezczynnych świadków możliwych zmagań Armii Polskiej, lecz pozwolić nam wszędzie
być razem z naszymi kolegami, oficerami służby stałej. Prosimy, żeby najcięższe
specjalne zadania nas nie omijały. Tego wymaga od nas nasz i naszego Narodu
honor". Za walki z Niemcami we wrześniu 1939 r. rotmistrz Ugrechelidze został
odznaczony Virtuti Militari. Trafił do niemieckiej niewoli, z której udało się
mu uciec. Nie był wyjątkiem – wraz z nim walczyło kilkudziesięciu oficerów
Gruzinów, wśród nich w obronie Warszawy kilku pułkowników. W bitwie nad Bzurą
poległ kpt. Wano Macharadze.

Bohaterowie zamiatają perony
W obliczu wkraczania od początku 1944 r. na ziemie Rzeczypospolitej armii
sowieckiej Gruzini walczący w szeregach AK znaleźli się w dużym
niebezpieczeństwie. Rotmistrz Ugrechelidze – wierny swojej przysiędze zwalczania
komunistów – odmówił wykonania rozkazów dowództwa zalecających współdziałanie z
Sowietami, mimo iż groził mu sąd wojskowy. Uratował go płk Janusz Bokszczanin z
Komendy Głównej AK, wysyłając dumnego Gruzina do II Korpusu Polskiego we
Włoszech.
Wraz z żoną zaopatrzeni w fałszywe dokumenty przedostali się do Mediolanu.
Natychmiast po wyzwoleniu przez aliantów zameldował się u gen. Andersa w Ankonie
i został przyjęty do służby w II Korpusie. Zwycięzcę spod Monte Cassino znał
jeszcze z przedwojennych zawodów hippicznych. W uznaniu zasług dla
Rzeczypospolitej do jego gruzińskiego nazwiska dodano mu polskie – Ugorski. We
Włoszech pełnił różne funkcje m.in. w Centrum Wyszkolenia Wojsk Pancernych,
otrzymał również propozycję, aby objął komendantury różnych miast. Stanowczo
odmawiał, tłumacząc się, że nie tolerowałby wpływów silnej tam Włoskiej Partii
Komunistycznej. Włochy dały mu okazję do rozwijania pasji, jaką była historia,
oprowadzał wycieczki żołnierzy po zabytkach, muzeach Rzymu i innych włoskich
miast. Następnie wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie w 1949 r. został
zdemobilizowany i zamieszkał z rodziną w Londynie. Dzielił losy polskiej
emigracji. Zdemobilizowani żołnierze, piloci, marynarze już nie byli potrzebni –
jak podczas wojny czy w decydujących chwilach bitwy o Wielką Brytanię – teraz
stali na przeszkodzie w układaniu z Moskwą jałtańskiego podziału Europy. Prawda,
czym jest Rosja sowiecka, czym jest komunizm, była niemile widziana. Dla takich
ludzi jak rotmistrz Ugrechelidze-Ugorski nie było miejsca. "Na bruku londyńskim,
pracując w fabryce czy zamiatając perony na stacji podziemnej Earls Court,
emigrant wśród emigrantów, mieszkał z rodziną w jednym obskurnym pokoju" –
zapamiętała Taylor-Terlecka. Nie złamało to jednak dumnego Gruzina, którego
przybraną Ojczyzną była Polska. Aktywnie uczestniczył w życiu kulturalnym
emigracji. Pisał do prasy gruzińskiej, rosyjskiej, a w wolnych chwilach zaczął
tłumaczyć na gruziński dzieła m.in. Aleksandra Fredry, Michała Bałuckiego, Jana
Parandowskiego. Pragnąc oddać hołd Polakom, rozpoczął przekład "Pana Tadeusza".
Podczas uroczystości mickiewiczowskich w 1955 r. (rocznica śmierci wieszcza)
przekazał tekst na ręce Tymona Terleckiego – prezesa Związku Pisarzy na
Obczyźnie, gotowy rękopis złożono następnie w Bibliotece Polskiej w Londynie. W
niespełna dwadzieścia lat po śmierci Ugrechelidzego-Ugorskiego (1983 r.)
przekład naszego narodowego eposu został wydany drukiem w Warszawie w 2011 roku.

Śmierć za gruzińskie nazwisko
Tragiczny był los tych Gruzinów, którzy znaleźli się po 17 września 1939 r. pod
okupacją sowiecką. Ci, którzy od razu nie wpadli w ręce NKWD, zostali z czasem
wytropieni. Najwyższy rangą gen. Aleksander Czcheidze, aresztowany we Lwowie,
najprawdopodobniej został zamordowany na moskiewskiej Łubiance na początku 1941
roku.
Z obozu w Kozielsku zostali wywiezieni na przesłuchania do Moskwy: ppłk
Aleksander Tabidze, mjr Aleksander Kipani, kpt. Micha Rusjaszwili. Ich dalsze
losy są nieznane… Z kolei w Katyniu zamordowano mjr. Giorgiego Mamaladzego,
kpt. Arkadiego Schirtladzego, por. Ilię Kakabadze… Lista ta jest niepełna,
często samo gruzińskie nazwisko wystarczyło, aby zostać rozstrzelanym.
Rotmistrzowi Miszy Kwaliaszwilemu udało się ocalić życie, ale kilkanaście lat
spędził w łagrach. Innych Gruzinów znajdujemy w Wojsku Polskim na Zachodzie, a
ci, którzy zostali pod okupacją niemiecką, służyli w Armii Krajowej, nie
zabrakło ich w Powstaniu Warszawskim. Około dziesięciu z nich – uciekinierów z
obozów jenieckich – walczyło na Czerniakowie. Ci, którzy przeżyli walki z
Niemcami, po przedostaniu się na Pragę zostali wymordowani przez sowiecki
Smiersz. Cały szlak bojowy "Parasola" z Woli na Stare Miasto i Czerniaków
przeszła Irina Schirtladze "Irka", odznaczona Krzyżem Walecznych. Zmarła od ran
odniesionych na Ludnej i spoczywa w kwaterze "Parasola" na Powązkach. Jej ojciec
Arkadi po przybyciu do Polski poślubił Janinę Kicińską, mieli dwie córki…
Schirtladze był pilotem, instruktorem w Szkole Orląt w Dęblinie, zginął wraz z
tysiącami polskich oficerów zamordowany strzałem w tył głowy. Nie można nie
wspomnieć o wojennych losach mieszkającego w Warszawie od 1933 roku, wybitnego
uczonego, o. Grzegorza Peradzego, profesora patrologii Sekcji Teologii
Prawosławnej Uniwersytetu Warszawskiego. Aresztowany przez gestapo trafił na
Pawiak, a stamtąd do KL Auschwitz, gdzie zginął w 1942 roku. Dzisiaj o. Peradze
jest świętym kapłanem męczennikiem prawosławnych chrześcijan.

Na ziemi dzielnego i szlachetnego narodu
Inaczej potoczyły się losy Walika Tewzadzego, który w 1921 r. opuścił swą
ojczyznę. Po przybyciu do Polski i ukończeniu studiów wojskowych został
wykładowcą Centrum Wyszkolenia Piechoty w Warszawie-Rembertowie, opublikował
studium "Kaukaz. Szkic Geograficzno-Opisowy". We wrześniu 1939 r., po wybuchu
wojny, został dowódcą odcinka północnego obrony Warszawy, następnie walczył w
konspiracji jako szef sztabu i zastępca dowódcy 7. Dywizji Piechoty Armii
Krajowej. Został odznaczony Virtuti Militari. W konspiracji posługiwał się
nazwiskiem Walerian Krzyżanowski, zachował je po wojnie, zamieszkując w
Dzierżoniowie i pracując w miejscowej fabryce włókienniczej. Jego prawdziwą
tożsamość znało jedynie kilkunastu przyjaciół – nielicznych już Gruzinów i
Polaków. Przez kilkadziesiąt lat nikt go nie wydał.
Pod koniec lat 70., u schyłku życia, postanowił się ujawnić. Poprzez posła na
Sejm PRL, dziennikarza Karola Małcużyńskiego, którego żona urodziła się w Gruzji
i była córką jego przyjaciela, ppłk Tewzadze dotarł do gen. Zygmunta Berlinga.
Ten obiecał pomóc. Ostatecznie zaproponowano mu zachowanie nazwiska
Krzyżanowski, Virtuti Militari i tym samym dodatku do emerytury. Wtedy Tewzadze
natychmiast wstał i wyszedł. "Oni myślą tylko o pieniądzach za krzyż Virtuti
Militari, a ja chcę wrócić do swego nazwiska i chcę mieszkać w Warszawie, do
czego mam prawo jako obrońca miasta odznaczony Virtuti Militari" – zapisał jego
słowa Jerzy Irakli Godziaszwili. Podpułkownik Walerian Tewzadze zmarł w 1985 r.
w wieku 83 lat. Od niedawna upamiętnia go tablica na budynku, w którym mieszkał,
oraz okolicznościowy obelisk. Spoczywa na miejscowym cmentarzu pod prawdziwym
nazwiskiem. Poniżej umieszczony jest napis: "Jako Gruzin chciałbym być pochowany
w Gruzji, ale jestem szczęśliwy, że będę pochowany na ziemi dzielnego i
szlachetnego narodu polskiego".
 

Dr Jarosław Szarek historyk

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl