Najgorsze było poczucie bezkarności i przyzwolenie środowiska

Z Robertem Tomankiewiczem i Krzysztofem Grzeszczakiem, wrocławskimi prokuratorami prowadzącymi śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce nożnej, rozmawia Piotr Skrobisz

Rozpoczynając śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce nożnej, spodziewali się Panowie, że może ono osiągnąć aż takie rozmiary i dotknąć tak wielu wątków i osób?

Robert Tomankiewicz: – Nie, nie spodziewaliśmy się. Na początku sądziliśmy, że będziemy mieli do czynienia z kilkoma „czarnymi owcami” postępującymi w sposób nieuczciwy. Kolejne czynności i zbierany materiał dowodowy przekonał nas i przeraził jednocześnie, jak potężna jest skala korupcji.

Jaki obraz polskiej piłki nożnej wyłania się ze śledztwa?

R.T.: – Przerażający. Okazuje się, że wiele spotkań piłkarskich było nieuczciwych, ich wynik był ustalany poza boiskiem. W futbolu działały grupy interesów, które w zamian za różne korzyści doprowadzały do konkretnych rezultatów spotkań, które sportowymi były jedynie z nazwy.

Krzysztof Grzeszczak: – Co ciekawe, mamy do czynienia nie z incydentalnymi postawami pewnych osób, ale z funkcjonowaniem współdziałających ze sobą grup. Różne kwestie były organizowane i załatwiane w sposób systemowy. To środowisko doskonale się znało, najczęściej od wielu lat, istniały w nim zależności, relacje towarzyskie i biznesowe, nierzadko nawet animozje. Wszystkie te kwestie były wykorzystywane. Na przestrzeni lat ów system powiązań się rozrastał. Te osoby doskonale się znały, wiedziały, z kim i jak się kontaktować, by osiągnąć zamierzony cel.

Kiedy Wit Ż., zatrzymany niedawno członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej, był doprowadzany do wrocławskiej prokuratury, obwieszczał wszem i wobec: „Jestem niewinny, powinienem tu być w charakterze świadka”. Gdy ją opuszczał, z pokorną miną mówił: „Wiedza prokuratorów jest porażająca”.

K.G.: – To efekt prowadzonego przez nas postępowania i zakresu wiedzy, którą o tym środowisku uzyskaliśmy. Kiedy je rozpoczynaliśmy, byliśmy tylko kibicami i nie wiedzieliśmy, jak wszystkie mechanizmy wyglądają. Żmudna praca i zaangażowanie całej grupy badającej tę sprawę pozwoliło nam zebrać określony materiał dowodowy. Wiemy doskonale, że zatrzymywane przez nas osoby są zaskoczone jego rozmiarami. Często spotkanie z nimi rozpoczyna się od stwierdzenia, że są niewinne, nie mają sobie nic do zarzucenia i nic złego nie zrobiły. Kiedy przedstawiamy im posiadany materiał, szybko zmieniają swoją postawę. Z drugiej strony są osoby, które z własnej woli chcą rozliczyć się ze swojego postępowania.

Ile zatem osób odpowiedziało na apel ministra Zbigniewa Ziobry, by same zgłaszały się do prokuratury z posiadaną wiedzą, w zamian za uniknięcie odpowiedzialności bądź łagodniejsze kary?

K.G.: – Nie chcę operować konkretnymi liczbami, bo ci ludzie występują w różnych rolach procesowych w postępowaniu, a poza tym obiecaliśmy im daleko idącą dyskrecję. Mogę tylko powiedzieć, że takich osób jest sporo. Nie ukrywam, że liczyliśmy na oddźwięk, ale byliśmy ostrożni z wszelkimi kalkulacjami. Ucieszyłaby nas nawet jedna „skruszona owieczka”, której zeznania wniosłyby coś do sprawy.

R.T.: – Każda osoba, która zastanawia się nad tym, czy dobrowolnie zgłosić się do prokuratury, czy też czekać na ewentualne zatrzymanie, na pewno tworzy bilans zysków i strat, jaki może z jej postawy wynikać. Jeśli jednak ma coś na sumieniu i liczy, że uniknie odpowiedzialności, bo nasz materiał dowodowy jest słaby… przeliczy się.

K.G.: – Przyjęliśmy sobie jedno istotne założenie. W sposób zgodny z zasadami pracy prokuratorskiej gromadzimy materiał dowodowy, by być jak najdalej od zawieruchy medialnej. Nie opieramy się na enuncjacjach prasowych i sensacjach pojawiających się raz na jakiś czas. Staramy się oddzielać ziarno od plew i gromadzić materiał, który pozwala nam przedstawić konkretne zarzuty ze świadomością, że będziemy je musieli obronić przez sądem.

W toczącym się śledztwie zatrzymano dotychczas prawie 70 osób, mówi się, że zatrzymań może być dwa, trzy razy więcej. Mogą to Panowie potwierdzić?

K.G.: – Niewątpliwie będą kolejne zatrzymania, to mogę potwierdzić. Mimo iż śledztwo trwa już jakiś czas, to naszym zdaniem jest bardzo dynamiczne. Każda osoba godząca się na składanie wyjaśnień czy zeznań przedstawia okoliczności bądź już nam znane, bądź odkrywa zupełnie nowe obszary. Dlatego nie możemy odpowiedzieć na pytanie – nawet w przybliżeniu – ile osób zostanie jeszcze zatrzymanych.

Wit Ż. jest jak na razie najwyżej postawioną w piłkarskiej hierarchii osobą podejrzaną w sprawie. To pierwszy zatrzymany członek zarządu PZPN – będą kolejni?

R.T.: – Dla nas Wit Ż. jest z punktu widzenia procesowego tylko jedną z kolejnych osób niczym się nie wyróżniających w tym postępowaniu. Jedno jest pewne – jeśli ktoś ma coś na sumieniu, to niezależnie od tego, czy jest działaczem w okręgowym klubie, czy prominentną personą we władzach związku, odpowiedzialność go nie ominie.

K.G.: – Przepis sankcjonuje odpowiedzialność osób wręczających łapówki, którą może być każdy, i osób przyjmujących, którymi mogą być uczestnicy i szeroko rozumiani organizatorzy spotkań piłkarskich. Jakie przy okazji pełnią funkcje, to sprawa drugorzędna.

Jak Panowie oceniają współpracę z PZPN? Czy piłkarska centrala wniosła coś konstruktywnego do walki z korupcją?

K.G. i R.T.: – …

Milczenie jest wymowne. Działacze związku często się usprawiedliwiali, że ich małe zaangażowanie w śledztwo spowodowane jest nieufnością, jaką odczuwają ze strony wrocławskich prokuratorów.

R.T.: – I te wypowiedzi nie są bezpodstawne.

K.G.: – Proszę pamiętać, iż śledztwo na etapie postępowania przygotowawczego ma charakter niejawny. Dlatego nie możemy pozwalać stronom wglądać w zebrany materiał dowodowy. PZPN ma przecież wyspecjalizowane organy, przede wszystkim Wydział Dyscypliny, który może niezależnie, zgodnie ze swoimi przepisami, prowadzić postępowanie wyjaśniające i dyscyplinarne dotyczące ewentualnych zdarzeń nieetycznych czy korupcyjnych. Z drugiej strony zebrany materiał dowodowy powodował, że nasza nieufność względem związku wzrastała. Nie jest bowiem tajemnicą, iż w toku postępowania został zatrzymany i usłyszał zarzuty członek Wydziału Dyscypliny oraz członek zarządu, zatrzymywane były osoby pełniące najwyższe funkcje w okręgowych związkach piłki nożnej, przewodniczący kolegiów sędziowskich.

Czy jest to możliwe, by szefowie potężnego związku nie zdawali sobie sprawy z istnienia korupcyjnych zachowań i powiązań, które z każdym miesiącem obejmowały swoim działaniem większy teren?

R.T.: – Materiał, który zgromadziliśmy, jasno wskazuje, że pewne osoby pełniące istotne funkcje w okręgowych związkach, ale i osoby z szeroko rozumianego PZPN doskonale wiedziały o tym, co się dzieje. Powiedzmy sobie wreszcie wprost – piłką nożną zarządzają profesjonaliści. Czy znawca tematu mógł zatem nie widzieć tego, co przez wiele lat działo się na polskich stadionach?

Głównym bohaterem, a raczej antybohaterem afery korupcyjnej jest na razie Ryszard F. zwany „Fryzjerem”, podejrzany o założenie grupy zajmującej się m.in. ustawianiem wyników meczów i kierowanie nią. Na rezultaty ilu spotkań mógł wpłynąć?

K.G.: – Nie chcemy wnikać w szczegóły. Ewentualny moment wniesienia aktu oskarżenia będzie najlepszym czasem, abyśmy podsumowali zakres i skalę działalności poszczególnych osób.

R.T.: – Za wcześnie o tym mówić także z tego powodu, że cały czas wykonujemy czynności, a każdego dnia dowiadujemy się czegoś nowego. Zbieramy materiał, który pozwala m.in. uzupełniać zarzuty o kolejne mecze i zdarzenia.

W jaki sposób „Fryzjer” werbował ludzi do swojej grupy?

K.G.: – Ten proceder trwał wiele lat, mechanizmy uzależnienia arbitrów, obserwatorów były różne. Nierzadko młodzi sędziowie byli werbowani, a co za tym idzie, uzależniani, już na początku swej kariery, przykładowo w III lidze. Korzystając z dobrych ocen wtajemniczonych obserwatorów pięli się w górę, dzięki czemu grupa zyskiwała ludzi na coraz wyższych szczeblach rozgrywkowych. Taki człowiek znajdował się na liście osób, z których usług można było spokojnie korzystać. Czy mógł powiedzieć „nie”? Mógł, ale „znajomi” mieli dowody wcześniejszych nieetycznych i korupcyjnych działań, zatem milczał. Skorumpowani sędziowie stawali się później obserwatorami, wszystko zatem kręciło się na dobre. Najgorszy było poczucie, że pewne rzeczy można załatwić na zasadzie korupcji, rewanżu, obietnicy, znajomości. Istniał schemat myślowy, że skoro można kogoś skorumpować, to nie zaszkodzi przynajmniej spróbować.

Pojęcie korupcji w sporcie pojawiło się w prawie karnym 1 lipca 2003 roku, czy znaczy to, że wcześniejsze podobne działania uchodziły na sucho?

R.T.: – Nie, przykładowo „Fryzjer” jest oskarżony o przyjęcie pieniędzy pochodzących z przestępstwa. Zakwalifikowaliśmy to jako paserstwo.

K.G.: – Mamy wiedzę na temat wielu zdarzeń korupcyjnych sprzed tej daty. Jeśli nawet my nie możemy kogoś za nie oskarżyć, wiedzę przekażemy PZPN, który powinien zareagować stanowczo.

Logika nakazuje sądzić, iż skoro śledztwo w sprawie korupcji jest tak dynamiczne i zarazem medialnie nagłośnione, cały proceder powinien w ostatnim czasie osłabnąć. Faktycznie tak jest?

R.T.: – Nie jesteśmy utopistami, nie sądzimy, że uda nam się wyplenić to zjawisko. Problem jest duży, ponieważ w powszechnym odbiorze korupcja stała się wręcz nierozerwalnie związana z piłkarskim środowiskiem. Kibice powtarzają, że była, jest i będzie. Z drugiej strony nie dziwię się im, skoro nieuczciwych meczów było tak wiele.

K.G.: – Mamy nadzieję, że nasze postępowanie stanie się fundamentem zmian: strukturalnych, osobowych, etycznych. Prokuratora nie ma możliwości zmiany organów i osób zarządzających futbolem. Liczymy jednak, iż pomożemy w reformach i uruchomimy jakiś pozytywny impuls. W piłce nie funkcjonują jedynie nieuczciwi ludzie, przeciwnie, uczciwych jest więcej. Ci nieuczciwi, poprzez swoje możliwości, brak zahamowań etycznych, siatkę powiązań stworzyli pewną strukturę, system, który był tolerowany, świetnie się bronił i nadawał ton. Często mieliśmy do czynienia z sytuacjami, że ludzie uczciwi, chcąc funkcjonować w systemie, musieli na pewnym etapie zetknąć się ze złem i je zaakceptować. To niedopuszczalne.

R.T.: – To środowisko było do pewnego czasu bardzo hermetyczne i szczelne. Nic nie wychodziło zeń na zewnątrz i między innymi dlatego w tych ludziach zrodziło się poczucie zupełnej bezkarności. Wydawało się im, że mogą robić dosłownie wszystko.

Jak to możliwe?

K.G.: – Pyta nie to można równie dobrze zadać socjologom czy psychologom. W polskiej piłce w pewnym momencie pojawiły się naprawdę duże pieniądze. Wzrosły oczekiwania i nadzieje, czy to małych grup lokalnych, czy większych, nawet ogólnopolskich. Poza tym mieliśmy do czynienia z pewną zamkniętą grupą środowiskową, której korzenie sięgały lat wcześniejszych. Działała według wypracowanych mechanizmów, była pewna siebie. Do tego doszła nieudolność organów nadzorczych, czyli PZPN, które tak naprawdę nie potwierdziły faktu istnienia korupcji i nie próbowały z nią walczyć. Te wszystkie czynniki zaowocowały mieszanką wybuchową.

Na przestrzeni ostatnich lat więcej było ligowych kolejek z meczami czystymi czy ustawianymi?

K.G.: – Odpowiem tak – meczów uczciwych było wiele.

Mają Panowie sygnały o ustawianych wynikach w toczonych aktualnie rozgrywkach?

R.T.: – Mamy sygnały, że od momentu intensyfikacji śledztwa dużo się zmieniło na plus. Cały czas wykonujemy szereg analiz, zatem rzeczy nieuczciwe nie umkną naszej uwadze.

K.G.: – Analizujemy zestawianie poszczególnych kolejek pod względem obsady sędziowskiej, obserwatorów obstawiających mecze. I patrząc na to przez pryzmat już posiadanej wiedzy, staramy się wyciągać logiczne wnioski.

Co Panów najbardziej zaszokowało w tym śledztwie?

R.T.: – Skala procederu.

K.G.: – Szerokie środowiskowe przyzwolenie, akceptacja szeroko rozumianej nieuczciwości i poczucie, że tak jest, bo było, i tak pozostanie. Istniał swego rodzaju zaklęty rewir wciągający nowe osoby.

R.T.: – Nieraz podczas przesłuchań stawialiśmy zarzuty osobom doskonale wykształconym, mającym w środowisku pozapiłkarskim wysoką pozycję i nieposzlakowaną wręcz opinię. Ba, będącym autorytetami moralnymi. Tymczasem w działalności sportowej wyznawały one zupełnie inne normy. Występowało u nich niemalże rozdwojenie jaźni.

Kiedy pierwsze osoby usłyszą zarzuty na sali sądowej?

K.G.: – Ewentualne podzielenie postępowania i skierowanie cząstkowych aktów oskarżenia już na tym etapie byłoby zabiegiem dość sztucznym i mogłoby negatywnie wpłynąć na finalne ustalenia śledztwa. Na pewnych etapach pojawiają się bowiem nowe wskazówki i informacje dotyczące zdarzeń, które – wydawało się nam – mamy już prawnokarnie rozliczone.

R.T.: – Z jednej strony mamy do czynienia z wielką ilością zdarzeń korupcyjnych, z drugiej z siatką tych zdarzeń i powiązań osobowych. Nie jest zatem prosto zakończyć postępowanie choćby w jednym zakresie. Wina nie leży po naszej stronie, ale osób, które przez wiele lat pozwalały na szerzenie korupcji. Formalnie śledztwo trwa od maja 2005 roku, prawdziwy impet nastąpił pod koniec czerwca 2006. Wówczas odkryliśmy karty i przedstawiliśmy to, co już ustaliliśmy. To pozwoliło nam na kolejne przyspieszenie i nowe rozdanie.

K.G.: – Należy pamiętać, że to jedno z pierwszych postępowań pozwalających na prawnokarną walkę z korupcją środowiskową. Udało nam się uchwycić nie tylko poszczególne osoby, ale i obraz systemowego funkcjonowania takich, a nie innych zachowań.

Zatem jakie działania muszą być podjęte, aby w polskiej piłce nie było więcej „Fryzjerów”?

K.G.: – To kwestia stworzenia nowych mechanizmów, kwestia czystości, transparentności funkcjonowania nie tylko PZPN, ale i klubów, podmiotów nimi zarządzających, jawnych reguł rozliczania księgowego, źródeł finansowania, kontaktów z urzędami skarbowymi etc. Głośno trzeba mówić o tym, co było nieuczciwe, i zarazem promować ludzi uczciwych. Najważniejszym zadaniem dla wszystkich osób zainteresowanych dobrem polskiej piłki powinno być jednak podniesienie wartości, norm moralnych, zasad etycznych.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl