Katolicy w Europie

Dokument zatytułowany „Ewolucja Unii Europejskiej i odpowiedzialność katolików” (The Evolution of the European Union and the Responsibility of Catholics, COMECE May 2005) zasługuje z pewnych względów na uwagę i mały komentarz. Ponieważ dokument jest dość bogaty w treści, w tym szkicu poruszę tylko niektóre aspekty zawartej tam tematyki. Dokument został zredagowany na życzenie Komisji Episkopatów Europy przez zaproszonych w tym celu niektórych teologów i filozofów z różnych ośrodków europejskich. Nie jest oczywiście oficjalnym dokumentem COMECE i stąd nie ma tej rangi, co na przykład adhortacja „Ecclesia in Europa”. Mimo to zwraca się do katolików, zachęcając ich do służby dla rozwoju Europy.

W przedmowie autorzy stawiają sobie pewne pytania, które ukierunkowują całość refleksji. Między innymi pada pytanie, „czy dziedzictwo chrześcijańskie naszego kontynentu w dalszym ciągu wpływa na konstrukcję Europy?”. Także: „Czy teologiczna refleksja na temat kluczowych momentów ostatniej historii może rzucić światło na tę kwestię?”. I chyba główne pytanie: „Jaki moralny obowiązek wypływa z chrześcijańskiego dziedzictwa dla katolików w Unii Europejskiej, w ich wewnętrznym dialogu, a także w dialogu z innymi obywatelami Europy oraz z instytucjami Unii Europejskiej?”.

Już ze sposobu sformułowania pytań wyłania się pewne specyficzne spojrzenie na całość problematyki: katolicy są tu pojmowani indywidualnie, jako pewna grupa obywateli europejskich, którzy mają, a przynajmniej powinni mieć jakieś własne zobowiązania wypływające z faktu, że „dziedzictwo chrześcijańskie” jest jakimś faktem historycznym, którego wciąż nie można wymazać. Interesujące jest, że pomija się w tych wyjściowych pytaniach fakt, iż katolicy tworzą wspólnotę zwaną Kościołem katolickim, a po drugie, powstaje pytanie, dlaczego tylko obywatele będący katolikami zaciągają pewne obowiązki wynikające z dziedzictwa chrześcijańskiego, a do tego typu obowiązku nie poczuwają się obywatele niekatoliccy, choć dziedzictwo chrześcijańskie ukształtowało Europę jako niepodzielną całość kulturową.

Z kolei autorzy analizują problem różnej reakcji – po stronie wschodniej i zachodniej – na wydarzenie, jakie miało miejsce 1 maja 2004 roku. W państwach już poprzednio tworzących Unię fakt ten był przeżywany jako „powiększenie Unii”, natomiast w krajach przyłączonych wydarzenie to było rozumiane jako „powrót do jedności Europy” (reunification of Europe). Narody Europy Środkowowschodniej zawsze czuły się narodami należącymi do Europy (Jan Paweł II mówił: „my nie musimy do Europy wchodzić, zawsze w niej byliśmy”), tylko były oddzielone „żelazną kurtyną” od tak zwanego wolnego świata. Autorzy w szczególnie mocny sposób akcentują kontrast między sytuacją zniewolenia przez Związek Sowiecki a nową sytuacją wynikającą z włączenia do Unii, jako „koniec tragedii i niesprawiedliwości”, choć jest to dopiero przełom, jako początek nowego procesu. Autorzy słusznie wzywają do pełniejszej refleksji nad historią XX wieku, która spowodowała głębokie rany w pamięci tych narodów (jednych i drugich), i wzywają do scalenia „fragmentów pamięci” w celu stworzenia czegoś, co byłoby wspólnym, zintegrowanym rozumieniem historii. Bez tego niemożliwe jest budowanie przyszłości.

Wśród wydarzeń, które można pojmować jako ogniwa wspólnej historii, akcentują wydarzenia lat 1989-1991, będące świadkami rozpadu imperium sowieckiego. To pozwala narodom europejskim odkryć to, co jest im wspólne, zwłaszcza w świetle Deklaracji Schumana zapoczątkowującej proces jednoczenia Europy. Deklaracja proponuje pojednanie narodów zwaśnionych, wyrzeczenie się przemocy poprzez dialog i solidarność. U początku Unii znalazły się więc pewne elementy duchowe, a nie tylko wzgląd na korzyści ekonomiczne. Unia jest oczywiście efektem długiego procesu historycznego przebiegającego w duszy Europy. Unia stała się możliwa dzięki działaniu czynników pochodzących z chrześcijaństwa. Powstaje jednak pytanie, pod jakimi warunkami można mówić, że Europa jest „chrześcijańska”. Czy to dotyczy tylko „genezy i korzeni”, czy też odnosi się do jej programów i celu? Innymi słowami (tak formułują teraz pytanie autorzy): „w jaki sposób mogą katolicy okazać się autentycznymi uczniami Chrystusa i przełożyć na praktykę treści 'Kazania na Górze’?”.

Autorzy starają się ukonkretnić pytanie, naświetlając kontekst ideologiczny problemu. Zdają sobie sprawę, że „podstawową misją Kościoła, w szczególności w kościołach, czyli w diecezjach, nie jest podejmowanie określonych zadań politycznych. Jednak pełniąc swoje podstawowe zadanie głoszenia Ewangelii wszystkim stworzeniom, kościoły partykularne wnoszą pośrednio bardzo znaczący wkład w życie tych krajów, gdzie pracują. W ten sposób katolickie wspólnoty Europy na tysiączne sposoby przyczyniają się do żywotności Unii, respektując różne kompetencje wszystkich jej instytucji”. Autorzy dodają, że chrześcijańska tradycja zawiera duże bogactwo doktryny społecznej, a także doświadczenia społecznego rozumianego jako całość. Autorzy sugerują, że zachodzi duża zbieżność między zasadami Społecznej Doktryny Kościoła i wytycznymi Unii Europejskiej. Oczywiście – „nie tak daleko, abyśmy sobie życzyli nadania instytucjom wyznaniowego charakteru lub sakralizacji politycznych instytucji; chodzi jednak o ocenę, jak Społeczna Doktryna Kościoła może pomóc obywatelom Unii w ich dziele rozeznania i zaangażowania (w rozwój Unii)”. Autorzy bardzo pobożnie apelują do sumień katolików, aby się otwarły na ich zadania wobec Unii.


Pozycja Kościoła


Już te uwagi kończące wstęp są bardzo interesujące, jeśli chodzi o rozumienie roli katolików w Unii. Przede wszystkim już zauważyliśmy, że Kościół nie jest tu widziany jako podmiot uniwersalny, istniejący w transcendencji w stosunku do wszystkich instytucji i potęg światowych. Nie zauważa się, że Kościół wchodzi w bardzo głębokie relacje z wszystkimi formami publicznego organizowania się narodów, które wyrażają najgłębsze dążenia ludzkości zakorzenione w istotowej warstwie prawdy antropologicznej. Kościół nie jest tylko zbiorowiskiem pobożnych „uczniów Chrystusa”, lecz mistyczną obecnością samego Chrystusa, który posiada władzę nad wszystkimi monarchami i tyranami tego świata. I wszyscy tyrani i monarchowie zdadzą kiedyś sprawę przed Chrystusem Królem ze swoich rządów. Nie dlatego że Chrystus ustanawia jakieś prawa i przykazania polityczne, lecz dlatego że władza polityczna podlega tym samym przykazaniom Dekalogu, jakie zostały ogłoszone światu na górze Synaj i zostały potwierdzone i na nowo promulgowane przez Chrystusa jako Jego Prawo.

Kościół jako posłany przez Chrystusa ma głosić Ewangelię „wszelkiemu stworzeniu”, a więc i tym ludziom, którzy stoją na czele jakichkolwiek władz politycznych, ponieważ jako politycy nie przestali być ludźmi, a przynajmniej nie przestali być „Bożymi stworzeniami”. Ta rola Kościoła nie była kwestionowana w Europie, nawet kiedy pewni monarchowie zastrzegali sobie pewne przywileje (spór Papieża Bonifacego VIII z królem Ludwikiem Pięknym) i buntowali się przeciw pewnym tendencjom (jak mówiono) teokratycznym. Dopiero rewolucje wieku XVIII i XIX wystąpiły jawnie przeciw autorytetowi Kościoła nauczającego, przyjmując – zamiast prawdy o powołaniu człowieka – różne ideologie degradujące człowieka do poziomu materii pod pozorem „wyzwolenia” człowieka od religii.

Od czasu rewolucji francuskiej jesteśmy świadkami otwartej walki z Kościołem, z Chrystusem i Ewangelią i promotorami tej walki są różne organizacje o proweniencji satanistycznej i socjalistycznej (te dwa elementy łączą się nierozdzielnie). Europa nie jest wolna od tego skażenia antychrześcijańskiego, a zwłaszcza antykościelnego, ponieważ główne siły polityczne wywodzą się z tych samych ideologii, z których nie tak dawno zrodził się hitleryzm i komunizm. Socjalizm, sprzymierzony z liberalizmem, jest dziedzicem wszelkich antyreligijnych tradycji i nadal dyktuje Europie podstawowe prawa i zasady konstytucyjne, nie dopuszczając na przykład, aby w jakiejś ustawie zasadniczej stwierdzono oficjalnie, że prawo państwowe, a zwłaszcza europejskie, musi być zgodne z prawem Bożym i chrześcijańskim dziedzictwem Europy. Katolik nie może nadal piastować jakiegoś bardziej eksponowanego stanowiska politycznego (Casus Buttiglionego).


Ku absolutyzacji laicyzmu?


Katolicy mają tylko „respektować kompetencje wszelkich instytucji (unijnych) i przyczyniać się do wzrostu duchowej i kulturalnej witalności Unii”. Na politykę mogą mieć tylko uboczny i pośredni wpływ (indirect contribute), co należy rozumieć, że są jedynie obywatelami drugiej klasy. Oczywiście mają przed sobą wzniosłe zadanie – „wprowadzać w praktykę treści Kazania na Górze”. Unia Europejska może bez przeszkód realizować swoje cele zaprowadzania dogmatycznego sekularyzmu i moralnego nihilizmu, kiedy katolicy zgodzą się na to, aby zawsze byli (według Kazania na Górze) ubodzy, cisi, smutni, spragnieni sprawiedliwości, której na ziemi nigdy nie osiągną, miłosierni i oczywiście bez oporu przebaczający ateistom i terrorystom. Niech będą owszem czystego serca, bo tego w Unii i tak nikt nie oceni, niech wprowadzają pokój i niech będą zawsze gotowi cierpieć prześladowanie dla sprawiedliwości, bo to ułatwi pewnym partiom politycznym zrealizowanie ich celu – zlikwidowania śladów wiary w Boga na terenie Europy.

Autorzy przypominają, że katolicy nie powinni dążyć do nadania publicznym instytucjom Europy charakteru wyznaniowego lub sakralnego. Zatem cała przestrzeń działań publicznych i politycznych ma być pozbawiona odniesienia do świętości lub do wiary w Chrystusa. Konsekwentne zrealizowanie tego planu musi doprowadzić do tego, że Kościół i jego instytucje staną się nieobecne w widzialnej sferze życia społecznego. Kościół jednak jest znakiem i dlatego musi być widzialny. Kościół jest znakiem sakralnym, nawet sakramentalnym, i dlatego musi być widzialny jako świadectwo Chrystusa. Człowiek ochrzczony jest znakiem Chrystusa, małżeństwo chrześcijan jest sakramentem Chrystusa i Kościoła i dlatego musi być widzialne jako rzeczywistość święta i sakralna w sercu stworzonego świata. Rodzina jest rzeczywistością sakralną, ponieważ wewnątrz niej objawia się Bóg Stwórca jako źródło miłości i życia i jako cel ostateczny ludzkiego istnienia. A więc rodzina musi być widzialna jako znak świętości i obecności Boga na ziemi, także na ziemi europejskiej. Przedłużeniem rodziny jako podstawowej wspólnoty ludzkiej są szkoły, zakłady wychowawcze i opiekuńcze, klasztory, uniwersytety, media, ośrodki kształtujące kulturę w najszerszym tego słowa znaczeniu, ponieważ jest to kontynuacja tajemnicy zrodzenia, która wymaga swojej widzialnej pełni.

Czyż to wszystko nie wymaga polityki szanującej godność człowieka, świętość małżeństwa i rodziny, szanującej wolność wszelkiej działalności, która ujawnia i realizuje pełnię powołania człowieka jako osoby i jako wspólnoty? Czy to wszystko nie domaga się pełnego respektowania prawa do wolności religijnej właśnie w sferze publicznej, społecznej i politycznej? To wszystko powinno właśnie znaleźć wyraz i potwierdzenie w prawach wszelkich poziomów, w polityce wszelkich instytucji krajowych i unijnych, to wszystko powinno kształtować się w przestrzeni bezpieczeństwa publicznego, wykluczającego wszelką dyskryminację, wszelką pogardę i poniżanie religii katolickiej. Innymi słowy – prawa katolików i prawa Kościoła domagają się pełnej i autentycznej ochrony wolności religijnej, które to prawo stanowi szczyt i syntezę wszelkich praw człowieka i zarazem stanowi właściwe, żywotne ogniwo łączące system polityczny z autentycznym życiem ludzkim, zorientowanym ku realizacji prawdy w miłości i realizacji miłości w prawdzie.

Żadna władza ustawodawcza, zacieśniona w swojej perspektywie do ideologii laicyzmu, nie jest w stanie uwzględnić w sposób adekwatny pełnego znaczenia człowieczeństwa naznaczonego wymiarem świętości. Żadna władza polityczna nie jest w stanie określić pełnego sensu dobra wspólnego ludzkości, jako że zakorzenione jest ono w tajemnicy Stworzenia i Odkupienia. Dlatego obowiązkiem Kościoła od samego początku było stawianie odpowiednich wymagań tej władzy politycznej, aby zabezpieczyć pełne znaczenie powołania ludzkiej wspólnoty.

Jak dotychczas takiej pełnej realizacji i ochrony prawa wolności religijnej nie ma w Europie, o czym świadczą powtarzające się ataki polityków na religię i przykazania Boże, zwłaszcza te chroniące życie i świętość ludzkiej miłości. Dotychczas nikt nie został ukarany za poniżanie Kościoła katolickiego, za bluźnierstwa i różne ataki na świętość religii Chrystusowej. Katolicyzm jest traktowany w Europie jako nieobecny albo przynajmniej jako nieważny i pozbawiony godności. Natomiast ostre sankcje i groźby kierowane są przeciw tym, którzy – w ich subiektywnej ocenie – obrażają Żydów. Gdyby oceniać według systemu karnego, która religia jest w Europie religią panującą, to – ponieważ głównym przestępstwem piętnowanym przez Europę jest „antysemityzm” – należałoby wnioskować, że religią panującą jest „semityzm” lub – jeżeli ktoś woli – judaizm. W Polsce w ciągu ostatnich tygodni wyszło na jaw, że w duchu tej religii „semityzmu” wolno Polaków oskarżać o niepopełnione przestępstwa, wolno obrażać i szkalować cały Naród, wolno kłamać i oczerniać Polaków, ale nie wolno zapytać się, ilu Polaków zamordowali Żydzi w czasach rządów komunistycznych, kiedy „semici” zasilali w przytłaczającym procencie organa czerwonego terroru służące eksterminacji polskiego Narodu.


Sceptycyzm uzasadniony


W podsumowaniu pierwszej części traktatu, w której autorzy formułują coś w rodzaju ogólnego wniosku, czytamy: „Rzeczywiście, po pięćdziesięciu latach doświadczeń, możemy powiedzieć, że w Unii Europejskiej ustalił się pokój, wolność jest szanowana, a solidarność czyni postępy. Dla wielu katolików integracja europejska stała się urzeczywistnieniem ich nadziei na pokój, na demokrację i na międzynarodową sprawiedliwość. Pomimo to inni katolicy pozostali w postawie sceptycyzmu wobec europejskiej integracji, ponieważ wciąż daleko jest do spełnienia początkowych obietnic. Być może oni nie widzą, że solidarność przekracza granice narodu”. Prawdę mówiąc, osobiście także należę do tych sceptyków. Jeśli chodzi o pokój, to rzeczywiście dzięki Bogu od 1945 roku nie mieliśmy wojny w Europie (poza Bałkanami). Ale jeśli chodzi o demokrację, to muszę powiedzieć, że to, co panuje w Europie, to jest dyktatura elit finansowych i ideologicznych, głównie masońskich, oraz tyrania kół homoseksualnych i radykalnie feministycznych, narzucających w sposób brutalny prawa „higieny reprodukcyjnej”.

Zaś demokracja w Polsce, dzięki której rządy objęła Platforma Obywatelska, jest żałosną kpiną z demokracji. Do władzy doszli ludzie bez kwalifikacji, bez honoru, bez poczucia odpowiedzialności za Polskę, owszem – zaciekle niszczący wszystko, co autentycznie polskie, wszystko, co miało służyć odbudowie prawdziwej Rzeczypospolitej po latach zniewolenia i rządach agentów i złodziei. A jeśli chodzi o sprawiedliwość międzynarodową, to Polsce nie spłacono dotąd nawet ułamka tych odszkodowań, jakie się nam należą za lata walki z dyktaturą hitlerowską i sowiecką, za lata eksterminacji kulturowej i demograficznej, za masowe przesiedlenia milionów Polaków, za wymordowanie milionów polskich patriotów w obozach niemieckich czy łagrach sowieckich i w kazamatach specjalnych „urzędów od utrwalania władzy ludowej”. Pierwszym winowajcą są jednak hitlerowskie Niemcy, ponieważ rozpętały ludobójczą wojnę, która pociągnęła za sobą wszystkie dalsze konsekwencje wynikające z sojuszu ze Stalinem. Oni niszczyli wszystko, co się dało, grabili dorobek wielu stuleci i dotąd jeszcze nie dokonano dokładnego rachunku strat spowodowanych agresją niemiecką. Polska nie otrzymała nic za to wszystko, co wycierpiała od Niemców, poza spóźnionymi datkami dla niewolników przymusowej pracy. Jeszcze obecnie mają czelność upominać się o odszkodowania za „przesiedlenia”, które sami spowodowali i podstępem wykupują ziemie, do których utracili prawa jako agresorzy. Pomiędzy Polską a Niemcami nie ma wyrównanych rachunków i tej sytuacji nie można załatwiać pobożnymi frazesami o pojednaniu i przebaczeniu. Pojednanie jest możliwe pod warunkiem wyrównania rachunków z tytułu sprawiedliwości, i wciąż na to czekamy. Nasza więź z Unią nie będzie autentyczna, o ile ten problem nie zostanie prawidłowo załatwiony. Katolicy polscy wykazali maksimum dobrej woli, ale nie nastąpiła adekwatna odpowiedź ze strony niemieckiej.


Pielgrzymi na obcej ziemi


Opuszczam wiele ciekawych tematów zawartych w dokumencie i „skaczę” na koniec, gdzie autorzy, akcentując znów „duchowy charakter” historii Europy, przypominają nam, że jesteśmy „pielgrzymami”. To przypomnienie rzuca specjalne światło na sens aktywności politycznej katolików. W zakończeniu autorzy serwują nam budujący tekst, fragment wczesnochrześcijańskiego „Listu do Diogneta”. Może intencją, jaka stoi u podstaw tego zabiegu literackiego, jest myśl, aby katolicy przyzwyczaili się do sytuacji, kiedy nie mają niczego własnego na tym świecie poza nadzieją Królestwa Eschatologicznego, aby więc oswoili się z tym, że są skazani na wieczną diasporę pośród dumnych i aroganckich „panów tego świata”? Czy nie o to chodzi?

Jeszcze jakby w epilogu odniosę się do pewnej relacji z października 2007 roku. Raport agencji Zenit donosi, że biskupi Unii Europejskiej pozytywnie przyjęli postać nowego, tak zwanego reformującego traktatu Unii, wraz z Kartą Praw Podstawowych. Stwierdzili, że nowy dokument daje większą możliwość uczestnictwa chrześcijan w polityce, jednak to nie kończy sporu o „chrześcijańskie korzenie” Europy. Sekretarz COMECE powiedział, że „debata na temat korzeni Europy jest nieodłączna od refleksji nad tożsamością Europy i dlatego musi być kontynuowana” (European Bishops Praise Union’s New Treaty – 21 października 2007 roku).


Polska jest w Europie


Jesteśmy w Europie, ale naszą Matką jest Ojczyzna – Polska. Nasi ojcowie wypracowali modlitwą i ofiarą szczególny typ kultury chrześcijańskiej, której ośrodkiem był dom rodzinny. Poświęcił temu zagadnieniu znakomitą pracę o. Leon Dyczewski. Dom był miejscem świętym, miejscem budowania jedności rodzinnej, gdzie wszyscy byli wzajemnie za siebie odpowiedzialni. Dom był równocześnie miejscem otwartym na uniwersum świata i Kościoła, kształtującym poczucie jedności z ludzkością. Pragnę przytoczyć pewien fragment z książki o. Dyczewskiego: „Dom polski jest szczególnie bogaty w symbolikę. Musiał ją mieć, by przetrwać pod zaborami i okupacją wrogich sobie sił, by w zawieruchach wojennych odbudowywać się po kilka razy. To właśnie ta jego bogata symbolika okazała się trwalsza aniżeli drzewo, wapno, cegła i kamień. W jego wnętrzu pielęgnowano rodzinność, więź pokoleń, umiłowanie dziecka, szacunek dla kobiety, racjonalność dopełnioną uczuciowością, indywidualizm uspołeczniony, religijność, szacunek dla przodków i bohaterów, gościnność, intymność i prywatność, ale połączone z otwartością na sprawy publiczne. Dom polski związał się ściśle z narodem. Zawsze przechowywał to wszystko, co chciano wyrwać narodowi, jego symbole i wartości. W świadomości przeciętnego Polaka dom jest miejscem schronienia, bezpieczeństwa, odpoczynku, wzajemnej pomocy” (Leon Dyczewski, Rodzina twórcą i przekazicielem kultury, Lublin KUL, 2003, s. 60).

W obecnej sytuacji politycznej trzeba nam wrócić do tej idei, że dom jest właściwym światem człowieka jako istoty rodzinnej, jako członka narodu kształtującego swoją tożsamość w nurcie duchowego dziedzictwa, przepływającym przez serce rodziny. Trzeba z powrotem odbudowywać Polskę jako dom wszystkich Polaków, a nie pętać się po „Europie” w poszukiwaniu ulotnego i pustego szczęścia. Tu, na własnej ziemi trzeba budować przyszłość na duchowych fundamentach pozostawionych przez tych, którzy ofiarą swego życia i cierpienia wybłagali u Boga jeszcze raz dar wolności.

Jesteśmy „w Europie”, ale jesteśmy u siebie, jesteśmy narodem obdarzonym szczególną misją przede wszystkim wobec własnych braci. Na przekór wabiącej pokusie Europy banków i supermarketów, Europy cynizmu i pustki moralnej, Europy arogancji i duchowego niewolnictwa, Europy nocnych imprez i legalnych burdeli, trzeba wrócić do Polski, do jej duchowej spuścizny, naznaczonej wspomnieniem takich postaci, jak św. Stanisław Kostka, św. Andrzej Bobola, jak św. Brat Albert, jak św. Rafał Kalinowski, jak św. Faustyna Kowalska, jak św. Maksymilian Kolbe, a z nim niezliczone rzesze męczenników Oświęcimia, Dachau, Katynia, Kołymy i wszystkich łagrów Sybiru. Trzeba na nowo przyjąć bogate przesłanie pozostawione nam przez wielkich mężów Kościoła, jakimi byli kard. August Hlond, kard. Stefan Wyszyński, ks. Jerzy Popiełuszko i wreszcie Papież Jan Paweł II. Trzeba w ustawach przywrócić właściwą rangę rodzinie jako najważniejszemu podmiotowi życia społecznego, uniezależnić się od jarmarcznego zgiełku merkantylnych mediów i rozwinąć w pełni działalność katolickich ośrodków informacji i studiów służących rozwojowi autentycznej kultury. (Nieustannie dziękuję Bogu za te niezwykle cenne i konieczne dla nas ośrodki kształtowania kultury polskiej i chrześcijańskiej, założone w Toruniu przez o. Tadeusza Rydzyka). Nie wolno pozwolić na to, aby Polacy, którzy bronili wolności i honoru Europy na wszystkich frontach walki przeciw totalitaryzmowi, dziś byli zmuszeni pracować „w Europie” jako najemnicy, niewolnicy i zamiatacze śmieci. Trzeba w Polsce stworzyć warunki pracy i rozwoju, bo Polacy potrafią pracować, tylko muszą mieć mądry rząd. A żeby mieć mądry rząd, trzeba w wyborach kierować się rozumem i odpowiedzialnością za Polskę, a nie naiwną wiarą w głupawe i fałszywe obietnice jakiegoś pustego pyszałka, chorego na władzę. A więc trzeba modlić się o rozum, którego nie może brakować ani wyborcom, ani rządzącym.

Na koniec wiersz Kazimierza Józefa Węgrzyna poświęcony pamięci Filipa Adwenta:

Wieczne odpoczywanie daj mu, Dobry Panie!

Za wielki trud dla Polski

– za miłość do ludzi

Za ten głośny krzyk trwogi nad

naszą Ojczyzną

Którym sumienie uśpione w nas odważnie budził

Wieczne odpoczywanie daj mu, Dobry Panie!

Ale jego morderców niech

sumienie trwoży

Bo żadnej z takich zbrodni nie

ukryje kłamstwo

Gdy nadejdzie sprawiedliwość,

wyrok i sąd Boży

Kochał Polskę – to była

niebezpieczna miłość

Jak zawsze w naszych dziejach

zapisanych krwawo

Tyle krzyży i ofiar w drodze do

wolności

Jakby krwi oraz śmierci było wciąż za mało

On bronił polskiej ziemi – budził w sercach wiarę

Zdzierał zasłonę kłamstwa ze

zdrajców narodu

Bił na trwogę donośnym głosem swego serca

Pomiędzy kamieniami Wschodu i Zachodu

Wieczne odpoczywanie daj mu, Dobry Panie!

Nas niepokój niech budzi i dźwiga sumienie

By trawą niepamięci nie zarosły groby

I kamieniem nie gniotło tchórzliwe milczenie…

(Kazimierz Józef Węgrzyn, Pamięci Filipa Adwenta, ze zbioru „Krwotok”, Kubalonka 2007, s. 53).


Ks. prof. Jerzy Bajda
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl