[TYLKO U NAS] T. Rzymkowski: Marcin P. ma żal do Platformy, stąd nazwiska P. Adamowicza i E. Kopacz w trakcie przesłuchania

„Stawiam tezę roboczą, że Marcin P. czuje się oszukany przez funkcjonariuszy Platformy. Liczył na to, że parasol ochronny, który możliwe, że był nad nim rozciągnięty, zadziała i żadna krzywda mu się nie stanie. (…) Stąd ta jego agresja i próba usilnego oczernienia” – mówi poseł Tomasz Rzymkowski. W rozmowie z portalem Radia Maryja wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Amber Gold podsumował przesłuchania prokurator Barbary Kijanko oraz byłych członków zarządu spółki Jet Air: Zbigniewa Młotkowskiego i Michała Swobody.

Szymon Kozupa: Pani prokurator Barbara Kijanko miała być jednym z kluczowych świadków w sprawie Amber Gold. Jak zeznała, postępowanie przerosło możliwości kompetencyjne prokuratury. Samo nasuwa się pytanie: przerosło czy miało przerosnąć?

Tomasz Rzymkowski: Zachowanie pani prokurator Barbary Kijanko, która w ciągu miesiąca umarza postępowanie, i decyzje, jakie podejmuje w tym czasie, wskazują na celowość działania mającego na celu – mówiąc brutalnie – ukręcenie łba sprawie. Następnie przez – moim zdaniem – zupełny przypadek trafia na uczciwego sędziego z sądu rejonowego, który nie zostawia suchej nitki na postanowieniu o odmowie wszczęcia postępowania, nakazując – na wniosek Komisji Nadzoru Finansowego – wszcząć postępowanie w tej sprawie. Wymienia, jakie środki w tej sprawie prokurator powinna w sposób właściwy zebrać. Niestety, ta sprawa trwa do wybuchu afery Amber Gold. Wskazuje to wszystko na świadome działanie, którego celem było niedopuszczenie do utrudnienia w rozwoju, wzroście tej przestępczej spirali wokół Amber Gold, a następnie także podmiotów dążących do wyprowadzenia środków i osłabienia polskiego przewoźnika narodowego PLL LOT.

Pojawiły się też słowa prokurator Barbary Kijanko, że o wszystkim wiedzieli przełożeni. Pani prokurator nie była jedyną odpowiedzialną? Na ile Amber Gold obciąża całą prokuraturę rejonową?  

Najistotniejsza wypowiedź przesłuchania pani prokurator Barbary Kijanko to było stwierdzenie, a w zasadzie odpowiedź na pytanie jednego z członków komisji, jakimi sprawami się zajmowała. Poinformowała komisję, opinię publiczną: „zajmowałam się sprawami urzędowymi, czyli tymi na styku obywatel – urzędnik, urzędnik samorządowy, urzędnik państwowy, z obszaru miasta Gdańska”. Ta statystyka, którą przywołał poseł Marek Suski, czyli ilość odmów wszczęcia postępowania i umorzeń postępowań, wskazuje, że pani prokurator słynęła z tego. To nie był przypadek, że pan prokurator rejonowy Witold Niesiołowski zdecydował się na przekazanie sprawy Amber Gold tej pani, ale również moim zdaniem istotna była rola ówczesnego prokuratora okręgowego Dariusza Różyckiego.

Po co pani prokurator Kijanko przekazała wcześniej akta sprawy Marcinowi P.?

Na to pytanie nie była w stanie odpowiedzieć. Możemy tylko domniemywać, jaki był tego cel, choć wydaje się on oczywisty. Wyspecjalizowany organ państwowy, który ma stać na straży samorządności, okazuje materiał, jaki zgodnie z kodeksem postępowania karnego jest objęty tajemnicą, stronie najbardziej zainteresowanej, czyli osobie będącej w polu zainteresowania, jeszcze bez sprecyzowanych zarzutów czy też roli procesowej. Daje to możliwość przygotowania się do odpowiedzi, jak również podjęcia działań, mających na celu wprowadzenie w błąd i zniwelowanie odpowiedzialności prawno-karnych. Było to działanie na szkodę toczącego się postępowania.

Czego obawia się pani prokurator Barbara Kijanko? Pytał ją pan o to w trakcie przesłuchania. Chodzi raczej o bezpieczeństwo czy strach przed odpowiedzialnością karną?

Moim zdaniem z odpowiedzialnością dyscyplinarną prokurator Kijanko już się pogodziła, tzn. próba przejścia w stan spoczynku i prawie roczny pobyt na zwolnieniu lekarskim jest najbardziej znamiennym tego dowodem. Po tym wszystkim, co opinia publiczna i jej przełożeni dowiedzieli się na temat jej zaangażowania i jej działań w tej konkretnej sprawie – dotyczącej Marcina P. i Amber Gold – ta osoba nie może pełnić obowiązków funkcjonariusza publicznego, prokuratora w prokuraturze rejonowej. Myślę natomiast, że obawia się potencjalnych, ewentualnych – bo ja takiej wiedzy nie mam, mogę tylko domniemywać – swoich mocodawców, jeśli takowi są.

Spodziewa się pan poseł, że pani prokurator Kijanko zostaną przedstawione zarzuty?

Dla mnie skandalem jest to, że w toku postępowań dyscyplinarnych, które toczyły się wobec prokuratorów, mających kontakt z tą sprawą, ukarana została tylko jedna osoba. Mam wrażenie, że był to przysłowiowy kozioł ofiarny. Chodzi o prokurator rejonową, która w późniejszym etapie nadzorowała tę sprawę. Ona została ukarana symbolicznie, zdegradowana z funkcji szefa jednostki prokuratury powszechnej, jakim jest prokuratura rejonowa, do funkcji szeregowego prokuratora prokuratury rejonowej. Natomiast wydaje się, że konsekwencje dyscyplinarne powinna ponieść prokurator Kijanko. W toku prac komisji, jak również przedłożonego materiału, brak jej pociągnięcia do odpowiedzialności wydaje się rzeczą kompletnie nieuzasadnioną. Liczę, że prokurator generalny, a tak naprawdę prokurator krajowy, który bezpośrednio sprawuje nadzór nad strukturą prokuratury, nie pozwoli po pierwsze na przejście w stan spoczynku prokurator Barbary Kijanko, a po drugie rozpocznie postępowanie dyscyplinarne, które zakończy się wydaleniem ze służby Barbary Kijanko.

Kolejne przesłuchania i wracamy do wątku lotniczego afery. Zbigniew Młotkowski potwierdził, że funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu kontaktowali się z przedstawicielami OLT Express, a finalnym tego efektem mogła być umowa na przewóz najważniejszych osób w państwie.

Ta kwestia była wcześniej częściowo znana komisji. Po raz pierwszy jednak świadek tak dobitnie ją potwierdził. Chodzi o zainteresowanie BOR-u liniami OLT w związku z bezpieczeństwem najważniejszych osób w państwie, a także potencjalnym zawarciem umowy z najważniejszymi urzędami centralnymi w Polsce – myślę tu o Kancelarii Sejmu, Kancelarii Prezydenta, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – na przewóz najważniejszych osób w państwie. Nie jest żadną tajemnicą, że trzecia osoba w państwie, czyli marszałek Senatu, podróżowała na linii Warszawa – Gdańsk liniami lotniczymi OLT. To budziło również wątpliwości o bezpieczeństwo tej osoby. Ten wątek będziemy na pewno kontynuować, wystąpimy o dokumentację, bo z tych zeznań wynika, że funkcjonariusze BOR-u przeprowadzali taki rekonesans na okoliczność bezpieczeństwa połączeń. Można przypuszczać, że świadkiem na komisji będzie ówczesny szef BOR-u, czyli gen. Janicki, ale o tym jeszcze komisja zdecyduje.

Kolejny świadek – Michał Swoboda. Czego dowiedzieliśmy się z zeznań, jakie złożył?

Michał Swoboda pytany przeze mnie, na jakiej postawie oświadczył dla Krajowego Rejestru Sądowego o podwyższeniu kapitału zakładowego spółki, nie był w stanie na to pytanie odpowiedzieć. To pokazuje – w tym małym, konkretnym przypadku – jak wyglądało funkcjonowanie zarządu tej spółki. To znaczy, nie było żadnego dowodu, że spółka Amber Gold przelała na rachunek firmy Jet Air – jeszcze w grudniu 2011 roku funkcjonującej pod tą marką, późniejszej OLT Express Regional – kwotę stanowiącą podwyższenie kapitału zakładowego. Świadek nie widział przelewów bankowych, potwierdzenia tych przelewów, ani wyciągu z rachunku bankowego, natomiast poświadczył, że ten kapitał został podwyższony, co nie było przez niego obiektywnie sprawdzone. Stanowi to naruszenie przepisów prawa i zostało udowodnione na komisji.

Przejęcie Jet Air przez Amber Gold i deklaracja Marcina P., że z dnia na dzień na konto spółki trafi kwota 10 mln złotych, nie budziło wątpliwości świadków? Pieniądze zaczęły spływać na konto, a padły przecież jedynie zobowiązania słowne, czyli tak naprawdę żadne.

Ci panowie wiedzieli, że Marcin P. jest osobą skazaną, wiedzieli o tym, że Amber Gold widnieje na liście zastrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego, wiedzieli o tym, że jest to kompletny amator branży lotniczej, laik, czyli osoba, która hobbystycznie może zajmowała się modelarstwem. Ta osoba deklaruje gigantyczne środki finansowe na rozwój interesu lotniczego i jednocześnie nie ma żadnego sprecyzowanego celu, po co ta spółka ma funkcjonować, jaki jest jej cel biznesowy. Ci panowie nagle się na to godzą, nie byli w stanie tego wyjaśnić. Obiektywnie w głowie każdego człowieka rodzi się pytanie: O co tu chodzi? Dlaczego ta osoba te pieniądze chce zainwestować? Tym bardziej, że nie ma żadnej stosownej umowy, nie ma żadnego zawarcia porozumienia w tej sprawie, a wszystko odbywa się na przysłowiową gębę.

Co do sprawy wniosła notatka ujawniona w tym tygodniu przez tygodnik „wSieci”, w której szef ABW informuje najważniejsze osoby w państwie o tym, że Amber Gold jest piramidą finansową?

24 maja sześciu najważniejszych funkcjonariuszy publicznych według Krzysztofa Bondaryka, ówczesnego szefa ABW, zostało oficjalnie poinformowanych o tym, że Amber Gold jest piramidą finansową, czyli lokuje środki pochodzące z czynu przestępczego w linie lotnicze OLT. Wiemy również, już z perspektywy czasu, że instytucje państwa, w tym prezes Rady Ministrów, minister finansów, minister transportu, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, nie zareagowali w sposób właściwy i adekwatny. Wszyscy wymienieni do tej pory funkcjonariusze mieli instrumenty do właściwego działania, do właściwej reakcji. Komisja Nadzoru Finansowego w najmniejszym stopniu, bo to była ta instytucja, która najszybciej zareagowała, która chciała przy współpracy z prokuraturą działać w interesie publicznym, tzn. ukrócić, a w zasadzie zlikwidować to zagrożenie dla polskich obywateli.

Ile pieniędzy wpłynęło w tym czasie do Amber Gold? Jak opieszałość organów państwa przełożyła się na portfel zwykłych obywateli?

Od maja do lipca, czyli w tym ostatnim etapie, w tej spirali, która się z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień rozwijała, swoje oszczędności ulokowało najwięcej Polaków. Pokusiłbym się o taką tezę, że z tej puli 851 mln zł, około 200 mln było wpłaconych właśnie w tym okresie maj – lipiec. Jeśli popatrzymy na skalę roczną przychodów z tytułu składowania środków finansowych w Amber Gold: 2009 rok to jest ok. 7, 8 mln złotych, 2010 to 37 mln złotych, 2011 rok to bodajże 270 milionów złotych, a 2012 rok – i to jest w zasadzie kilka miesięcy tego roku, bo pamiętajmy, że w sierpniu Amber Gold ogłasza upadłość, a już w lipcu ma problemy z naturalnym funkcjonowaniem – to było ponad 400 mln złotych. Gdyby te instytucje państwa zadziałały w sposób właściwy, tzn. podzieliły się tą ekskluzywną wiedzą z Polakami, wiele polskich rodzin nie zostałoby po prostu okradzionych z oszczędności życia, nie doszłoby do wielu dramatów.

Ta notatka obciąża także samego szefa ABW-u Krzysztofa Bondaryka?

Pokazuje jego celowe działanie, bo on niczym Piłat umył ręce, tzn. poinformował najważniejsze osoby w państwie. Ta notatka nie ma żadnej tezy, żadnego wskazania, zapytania, wniosku. Szef ABW podzielił się informacją, którą Agencja posiadała, z innymi funkcjonariuszami publicznymi, natomiast nie wskazał na żadne konkretne działanie. Brakuje również wśród adresatów prokuratora generalnego, co moim zdaniem byłoby wtedy bardzo skuteczne, że prokurator generalny o tym się dowiedział. Tego niestety nie ma i ten wątek będziemy poruszać przy okazji wątku służb specjalnych.

Jak mówimy o wpłacaniu konkretnych pieniędzy do Amber Gold, to nie sposób wrócić do słów Marcina P., który wskazywał, że z usług Amber Gold mogli korzystać m.in. Paweł Adamowicz czy Ewa Kopacz. Czemu miało służyć użycie konkretnych nazwisk polityków Platformy Obywatelskiej?

To nie jest do końca pewne. Podczas zeznań Marcin P. zwrócił uwagę na utratę części danych. Chodzi o numery pesel i dane już precyzujące, o jakiego obywatela chodzi. On przedstawił, że w spisie, który się zachował – uwzględniający jedynie imię i nazwisko – widnieją osoby, jak Paweł Adamowicz i Ewa Kopacz. Miało to podwójny cel: pokazania, że dane są szczątkowe i nie można stwierdzić, czy chodzi o prezydenta Gdańska czy ówczesną minister zdrowia, a późniejszą prezes Rady Ministrów Ewę Kopacz, ale miało też na celu uderzenie w Platformę Obywatelską. Stawiam tezę roboczą, że Marcin P. czuje się oszukany przez funkcjonariuszy Platformy. Liczył na to, że parasol ochronny, który możliwe, że był nad nim rozciągnięty, zadziała i żadna krzywda mu się nie stanie, jak np. Andrzejowi Korytkowskiemu, który stworzył analogiczną instytucję Finroyal. Będzie on świadkiem komisji za dwa tygodnie. Tam skala wyłudzenia środków od zwykłych obywateli sięgała rzędu chyba 190 mln złotych. Ta osoba jest na wolności, ona nigdy nie była tymczasowo aresztowana. Marcin P. ma żal do Platformy, że on prawie 5 lat przebywa w odosobnieniu, w areszcie tymczasowym i stąd ta jego agresja i próba usilnego oczernienia, bo wiele rzeczy można zarzucić Ewie Kopacz, ale akurat jej nazwisko pojawiające się wówczas w tych zeznaniach miało jeden cel – uderzyć w nią.

A czego chciałby się Pan dowiedzieć z zeznań prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza?

Przede wszystkim, czy istniał taki swoisty układ gdański, powiązania biznesowo-polityczne, czy prawdą jest, że prezes Portu Lotniczego był łącznikiem. Marcin P. – potem z tego się wycofywał, ale takie stwierdzenie padło – że część osób zależnych, podległych prezydentowi Gdańska, wykonywało pewne zadanie. Jaka była tutaj rola Pawła Adamowicza? Czy ma wiedzę na temat korupcji w urzędach mu podległych, jak np. Urzędzie Miasta Gdańska? Marcin P. stwierdził przecież, że pracownicy Amber Gold przekazywali łapówki pracownikom magistratu gdańskiego.

Przejdę jeszcze do samych prac komisji śledczej. Mocno utrudnia Państwu pracę przedstawiciel Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza? Przypomnę tylko jedną z sugestii, jakie pojawiły się w trakcie ostatnich przesłuchań, że reklamy Amber Gold ukazywały się rzekomo w Radiu Maryja, co jest oczywistą nieprawdą. O co chodzi w tej grze posła PO?

To jest próba rozmycia odpowiedzialności. Niestety, w tę grę wpisuje się również poseł Witold Zembaczyński, ale nie na taką skalę. Tutaj można powiedzieć, że pani poseł Możdżanowska, która jest posłanką Polskiego Stronnictwa Ludowego, reprezentuje jakby zupełnie inną klasę. Nie próbuje tego typu brudnych sztuczek. Kwestia dotycząca Radia Maryja i insynuacje dotyczące tego, że na antenie Radia Maryja była reklama Amber Gold, jest już rzeczą niewyobrażalną, jest bezczelnym kłamstwem. Ustawa o radiofonii i telewizje jasno definiuje, jakie prawa i obowiązki ma nadawca społeczny, czyli nie może emitować reklam, nie może lokować produktów, a w zamian za to nie płaci opłaty koncesyjnej. Jakby pan poseł Brejza kiedykolwiek słuchał Radia Maryja, to miałby świadomość, że na antenie Radia Maryja nie ma i nigdy nie było emitowanych reklam.

Dziękuję za rozmowę.

* * *

Z Tomaszem Rzymkowskim, posłem Kukiz’15, wiceprzewodniczącym komisji śledczej ds. Amber Gold, rozmawiał Szymon Kozupa.

RIRM

drukuj