Dziecko z linii produkcyjnej

Z ks. dr. hab Piotrem Kieniewiczem MIC, bioetykiem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Maciej Walaszczyk.

Minister Bartosz Arłukowicz i politycy Platformy tłumaczą, że dofinansowanie metody in vitro to element polityki zdrowotnej, leczenie stanu bezpłodności, a krytycy tej procedury odmawiają biednym, chorym ludziom szansy na terapię.

– Nawet lekarze, którzy są zwolennikami in vitro, przyznają, że to nie jest żadne leczenie niepłodności, ale zaradzenie problemowi bezdzietności. Para, która jest poddawana tej procedurze, jest równie bezpłodna po jej zastosowaniu, jak była przed. Można powiedzieć, że na skutek poddania kobiety stymulacji hormonalnej działanie jej układu hormonalnego zostaje jeszcze bardziej uszkodzone, a więc jej bezpłodność jest jeszcze większa.

Ale to ma być panaceum na zapaść demograficzną.

– Ten argument jest fałszywy do cna. Dla osiągnięcia stanu zastępowalności pokoleniowej brakuje nam 216 tys. urodzeń w ciągu roku.

Rządowy program obejmie 15 tysięcy par.

– A to da nam około 1,5 do 2 tys. dzieci. Nie licząc oczywiście tych, które zostaną zamrożone. Z demograficznego punktu widzenia to liczba nieznacząca. Natomiast z punktu widzenia skali problemu niepłodności to również kropla w morzu potrzeb w tym sensie, że problem dotyczy od 8 do 15 proc. par, co może dawać 1-2 mln par małżeńskich. Objęcie więc programem 15 tys. par jest z demograficznego punktu widzenia bez znaczenia.

Ale leczenie niepłodności jest potrzebne? Minister biadoli, że krytycy in vitro automatycznie wykluczają takie pary z programu leczenia.

– Oczywiście, że jestem zwolennikiem leczenia bezpłodności. Leczenia, a więc najpierw solidnej diagnostyki, a potem adekwatnej terapii, by wyeliminować przyczyny bezpłodności, która sama w sobie nie jest chorobą, lecz efektem dysfunkcji – często wielonarządowej – zarówno u kobiety, jak i u mężczyzny. Najpierw więc należy rozpoznać przyczyny tego stanu, a potem podjąć leczenie. Na procedurę in vitro do 2016 r. wydamy z państwowej kasy 250 mln złotych. W moim przekonaniu są to pieniądze nie tylko zmarnowane, ale również wykorzystane na szkodę zdrowia społecznego.

Wczoraj w Sejmie przywoływano nauczanie Kościoła katolickiego, wypowiedzi Papieży. Minister Arłukowicz zaznaczył, że „z szacunkiem wsłuchuje się w te głosy”, ale on będzie kierował się „wiedzą”, sugerując Kościołowi ignorancję.

– Skoro pan minister chce kierować się wiedzą to bardzo dobrze, tylko dziwi mnie, dlaczego tego właśnie nie robi. Wiedza medyczna mówi, że in vitro nie sprawdziło się jako procedura weterynaryjna i nie sprawdza się jako procedura dla ludzi. Wystarczy porozmawiać z genetykami czy neonatologami, by zobaczyć, że w jej efekcie rodzą się dzieci narażone na znacznie większą liczbę chorób oraz defektów genetycznych i rozwojowych niż dzieci poczęte naturalnie. Poza tym, aby dziecko się narodziło, za każdym razem cała procedura musi być na nowo realizowana. Przy prawdziwym leczeniu bezpłodności, a więc przyczynowym rozwiązaniu problemu, możemy doprowadzić do stanu, w którym rodzice mogą w sposób naturalny począć dziecko i je urodzić jako dziecko zdrowe. Wystarczy sięgnąć do dostępnej wiedzy medycznej, by się przekonać, że in vitro nie jest rozwiązaniem od strony medycznej i naukowej.

To dlaczego ta procedura jest tak agresywnie reklamowana? Posłowie PO wskazywali, że ich sukcesem nie jest tylko forsowanie rządowego programu, ale zablokowanie prawnego zakazu jej stosowania.

– In vitro jest forsowane z powodów pozanaukowych. To jest po prostu świetny biznes. Chcę też podkreślić, że nauczanie Kościoła w temacie leczenia bezpłodności wynika z troski o zdrowie oraz życie człowieka i odwołuje się do rzetelnej wiedzy medycznej, a nie do koncepcji ideologicznej.

Jeśli w ciągu 3 lat z refundacji skorzysta ok. 15 tys. par, to ile poczętych w ten sposób dzieci pozostanie w stanie krioprezerwacji?

– Sfinansowanych ma zostać 60 tys. pełnych procedur, więc oznaczać to może – przy średnio 10 dzieciach poczętych – że przy tej okazji powołanych zostanie do istnienia nawet 600 tys. osób. W trakcie procedury wykorzystanych zostanie od jednej czwartej do około połowy z tej liczby, dlatego można szacować, że niemal 300 tys. dzieci zostanie zamrożonych. Oczywiście wszystko przy założeniu, że procedura ta będzie przebiegała w sposób, w jaki jest obecnie stosowana w Polsce.

Dziękuję za rozmowę.

Maciej Walaszczyk

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl