Uprzejmość a pochlebstwo i chamstwo

Spadkiem po totalitarnym PRL-u, kolejnych straszliwych wojnach i zaborach
są rozmaite, mniej czy bardziej głębokie spaczenia polskiego etosu. W jego
kształtowaniu zasadnicze znaczenie ma nie tylko własna praca nad sobą, ale także
oddziaływanie władzy. Po stuleciach tych negatywnych doświadczeń, czyli – w
ostatnim okresie – po ustawicznym rozglądaniu się za TW, ukrywaniu się przed
poborem do LWP i uciekaniu przed marksistowskimi "filozofiami" wzbudzającymi
poczucie zawiści klasowej, mamy dzisiaj dla innych nieraz tylko piołun lub
landrynkę ukrytego własnego interesu, nazywane jednak nieraz "miłością
bliźniego". Owa "miłość" ma wymagać dla jednych piołunu, a dla innych –
landrynki, i cały wysiłek "sumienia" włożony jest w trafne rozeznanie, co i komu
należy wręczyć. Tę postawę utrwalił układ okrągłostołowy, oparty w jakiejś
zasadniczej części na interesach, wzbudzaniu podejrzliwości, lęku i wrogości
wobec wszystkich innych. Już nawet psom podwórzowym udzielił się ten nastrój
swoich gospodarzy, bo zazwyczaj ujadają na listonoszy, wyuczone, że nie dźwigają
oni zazwyczaj czegoś na osłodzenie nam życia, ale nade wszystko: "wezwania",
"pouczenia", ostrzeżenia przed "sprowadzeniem" z pomocą policji, itp.

Zaciera się zatem w świadomości i w praktyce rozumienie cnoty moralnej, którą
za Arystotelesem określano jako przyjacielskość (ew. uprzejmość), a której pełną
teorię przedstawił św. Tomasz z Akwinu. Po odstawieniu tego świętego do kąta
nieraz w katolickich instytucjach naukowych i duszpasterskich – nad czym
ubolewał Jan Paweł II – mamy dzisiaj trudności nie tylko z rozumieniem sensu tej
cnoty, ale także z rozpoznaniem dwóch wad moralnych, przeciwstawiających się
owej "przyjacielskości". Albo zatem pieczołowicie pielęgnuje się i
usprawiedliwia tzw. gburowatość i swarliwość, czyli podtrzymywanie u innych
stanu przygnębienia i wszelakich innych nastrojów z poczekalni u kata. Jeśli
tutaj wybucha śmiech, to tylko rechot z cudzych słabości, w tym także
psychofizycznych ułomności. Druga z tych wad moralnych (pochlebstwo) przejawia
się w zachwalaniu pod niebiosa zasług rozmaitych mecenasów, ale nie z realnego
powodu, lecz pobrania od nich jakiś "prezentów", oczywiście ponoć nie dla
siebie, tylko dla szczytnych celów, czyli Dobra Ludzkości, Ojczyzny, Kościoła…
Obydwa spaczenia charakteru przeciwstawiają się cnocie "przyjacielskości", która
przejawia się w staraniu, aby w czynach i słowach uprzyjemnić życie tych,
których spotykamy, ale nie dla jakiegoś własnego interesu. Święty Tomasz
wyjaśnia to zobowiązanie, odwołując się do tezy, że jesteśmy istotami
społecznymi, a zatem przykry sposób obcowania z innymi istotnie przeszkadza w
tych kontaktach, czyli koniec końców przeszkadza drugim i nam samym w
urzeczywistnieniu siebie. Troska o osłodzenie innym życia jest też pomocą w
formacji ich charakteru, bo dodaje otuchy w codziennym moralnym zmaganiu i
chroni przed popadnięciem w wadę moralną zniechęcenia (acedia).
Natomiast pochlebca wychwala pod niebiosa tylko tych, od których oczekuje
jakichś korzyści, także za występki i zło, jak to niekiedy słyszymy u
spragnionych "dialogu" z aborcjonistami, oczywiście jakoby po to, żeby ich
nawrócić, a jakoby nie po to, aby dzięki ich wpływom zrobić jakiś własny
interes. Uprzejmy (przyjacielski) zaś człowiek nigdy nie wychwala cudzych
występków i możliwości dokonania takich występków. Zadomowione u nas zachwalanie
światowych i europejskich filantropów skończyło się nie tylko codzienną walką o
kilogram cukru, rurą gazową w naszym porcie, ale także ostatnią
kryptolegalizacją narkotyków. Twórcy tej ustawy zapewniają o swoim rozumieniu
tragedii ofiar dotychczasowego, jakoby zbyt surowego prawa, ale nie wspominają o
wykonaniu zalecenia z Fundacji George´a Sorosa. Od wielu lat przecież postuluje
on legalizację "miękkich" narkotyków, szkoli także polskie narkokadry, a nade
wszystko dba o to, aby to czy tamto pięknie odnowić jakimś marmurem, trawertynem
czy chociażby piaskowcem. Pewnie z obowiązku wdzięczności premier Belka meldował
się w Fundacji Batorego podczas swoich godzin pracy w Sejmie. Ostatnio Soros
dokładnie podliczył i radził to rozważyć przy planowaniu budżetów, gdyż państwa
mogą zarobić miliony dolarów na legalizacji niektórych narkotyków, jeszcze
więcej na legalizacji wszystkich. Nie milkną u nas zatem nie tylko brawa dla
partyjnej dyscypliny w tej sprawie w PO (tylko jeden poseł sprzeciwił się
ustawie legalizującej posiadanie substancji odurzających), ale także panuje
wzruszające milczenie wobec aktywności światowych finansistów. Wolą oni pewnie
to ostatnie poparcie, bo interesy zdrowo się kręcą, jeśli słyszalne są one tylko
tak jak puls. Inni już zadbają o głośne oklaski dla "pięknie" milczących, a
zatem tym większe poważanie spłynie na ich "skromnych" darczyńców. Dla reszty
świata – nie tak zasobnej w możliwości podarków – ma się natomiast furmańskie
gesty, czego przykład dał ostatnio nadzorca polskiej edycji fermy "króliczków",
rzucając mięsem w Jarosława Kaczyńskiego. Z pewnością i w tej sprawie zapanuje
jakoby "przyjacielskie" milczenie.

Marek Czachorowski
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl