fot. pixabay.com

Prof. dr hab. A. Grzywacz dla „Naszego Dziennika”: W mediach niechętnych leśnikom manipuluje się terminem „wycinka”, sugerując, że oznacza ona jakiś krach, koniec, śmierć dla lasu

Proszę zwrócić uwagę, jak w mediach niechętnych leśnikom manipuluje się samym terminem „wycinka”, sugerując, że oznacza ona jakiś krach, koniec, śmierć dla lasu. Dawniej tego zabiegu nie nazywano odnowieniem, tak jak my, leśnicy, go teraz nazywamy, ale mówiono: odmłodzenie. Po prostu pozyskuje się stary las i sadzi młody, bo w lesie muszą rosnąć kolejne pokolenia drzew, które też zamierają, nie są wieczne – powiedział prof. dr hab. Andrzej Grzywacz, profesor nauk leśnych, specjalista w zakresie ochrony lasu oraz fitopatologii i mykologii leśnej, w rozmowie z Adamem  Kruczkiem dla „Naszego Dziennika”.

W tym roku Lasy Państwowe, czyli największy w Unii Europejskiej zarządca lasów państwowych, obchodzą stulecie swojego istnienia. Jak można podsumować ten okres i w jakiej kondycji znajdują się dziś polskie lasy?

– W czerwcu 1924 roku prezydent Stanisław Wojciechowski podpisał dekret o powołaniu Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe. Początkowo niewiele, bo tylko 32 proc. wszystkich lasów, które weszły w skład odrodzonego, niepodległego państwa polskiego, stało się lasami państwowymi, ale już można było zacząć w nich gospodarować w sposób skoordynowany i nowoczesny – jak na ówczesne czasy. Znalazł się też odpowiedni człowiek do tych zadań, którym był Adam Loret, zamordowany przez Sowietów w nieznanych okolicznościach po aresztowaniu w 1939 roku. Dzięki niemu Lasy Państwowe ujednoliciły miary i wagi, różne w trzech zaborach, zinwentaryzowały i ustaliły, ile lasów naprawdę jest, zintegrowały ich administrację, umundurowały służby leśne po polsku. Można uznać, że pod koniec II Rzeczypospolitej państwowe lasy, dzięki stosowaniu przez służby leśne odpowiedzialnych zasad rozwoju, były już na dobrym poziomie.

W pierwszych latach po wojnie w gospodarce leśnej dominował model surowcowy, nastawiony głównie na pozyskanie drewna. Dziś prowadzona jest wielofunkcyjna gospodarka leśna, w której obok pozyskania drewna poczesne miejsce zajmują ochrona przyrody, turystyka, rekreacja, zachowanie różnorodności biologicznej. Ten model, wypracowany mniej więcej 30 lat temu, jest stale doskonalony. Obecnie Lasy Państwowe dysponują ok. 80 proc. polskich lasów, czyli ponad 7 mln ha, którymi – wbrew temu, co mówią tzw. ekolodzy – gospodarują bardzo przyzwoicie, dzięki czemu kondycja naszych lasów jest dobra.

Dlaczego środowiska określane jako ekologiczne zarzucają Lasom Państwowym rabunkową gospodarkę leśną, preferującą nadmierną wycinkę lasów?

– Jest to jeden z największych błędów popełnianych – nie wiem: świadomie czy nieświadomie – przez to środowisko. Przecież wystarczy otworzyć wydawany przez GUS Rocznik Statystyczny Leśnictwa i prześledzić rok po roku, ile wynosiła powierzchnia lasów państwowych, ich zasobność, czyli ile metrów sześciennych drewna było, a ile jest „na pniu”, a więc rośnie w lesie; jaki jest przyrost danego roku, ile drewna pozyskano. Okazuje się, że od 1946 roku pozyskanie drewna, a więc ta „złowroga wycinka”, co roku, niezależnie, jaka opcja polityczna jest przy władzy i co myśli o lasach, kształtuje się na względnie stałym poziomie i wynosi przeciętnie 2,13 proc. masy, która jest na pniu. I nigdy nie pozyskano więcej niż 78 proc. przyrostu bieżącego w danym roku.

Skąd więc biorą się zarzuty, że Lasy Państwowe wycinają coraz więcej drzew?

– W miarach bezwzględnych pozyskanie drewna rzeczywiście przyrasta, co jest efektem wzrostu powierzchni lasów i kumulacji niepozyskiwanych wcześniej w całości rocznych przyrostów. Dość powiedzieć, że po wojnie lasów państwowych było 5 mln ha, a dziś prawie 50 proc. więcej – 7,4 mln. Zasobność tych lasów na pniu wzrosła z 695 mln m3 drewna do 2,68 mld m3. Drewna w polskich lasach nie ubywa, lecz jest go coraz więcej. Pokazują to dane GUS-u, wskazujemy my, leśnicy, a mimo to tzw. ekolodzy mówią swoje: że prowadzona jest rabunkowa eksploatacja i wobec tego trzeba ją drastycznie ograniczyć.

Punkt widzenia pseudoekologów podziela także lewicowa koalicja rządowa, gdyż Ministerstwo Klimatu i Środowiska już ogłosiło wstrzymanie lub ograniczenie wycinki drzew w 10 lokalizacjach, zaznaczając, że to dopiero początek. Co na to leśnicy?

– Tak, tu mamy do czynienia nie tylko z zapowiedziami, ale już z decyzjami nowych władz. Sądzę, że grupa działaczy organizacji pozarządowych domagających się radykalnych ograniczeń gospodarczego wykorzystania lasów skorzystała z pewnego zamieszania towarzyszącego zmianie rządu, podsuwając pani minister gotowe rozwiązania, bez merytorycznego uzasadnienia i żadnych konsultacji z leśnikami i samorządami. To nas, czyli środowisko leśników, bardzo niepokoi – szczególnie zapowiedź, że jest to dopiero pierwszy krok w dążeniu do objęcia 20 proc. powierzchni lasów państwowych podobnymi ograniczeniami. Środowisko leśników niezależnie – co podkreślam jako bardzo ważne – od opcji politycznych nie widzi merytorycznego uzasadnienia tych decyzji.

Ochrona szczególnie cennych przyrodniczo i społecznie drzewostanów nie jest argumentem?

– Uważam, że w wielofunkcyjnym modelu gospodarki leśnej, jaka jest obecnie z powodzeniem realizowana przez Lasy Państwowe, jest miejsce zarówno na produkcję drewna, jak i na ochronę przyrody. Lasy wyłączają z gospodarczego wykorzystywania rezerwaty przyrody, pewne tereny nieużytkowane, tzw. użytki ekologiczne; tworzą zespoły przyrodniczo-krajobrazowe, stanowiska dokumentacyjne, strefy ochrony, głównie ptaków, ale także innych organizmów. Wystarczy się zastanowić, skąd wzięły się te naprawdę cenne fragmenty w polskich lasach, ostoje zwierzyny, drzewostany o wyjątkowym wieku i różnorodności. Przecież gdyby leśnicy dbali tylko o to, gdzie można coś wyciąć, to dawno już by tych zasobów nie było. Tymczasem polska przyroda, zwłaszcza lasy, jest naprawdę na przyzwoitym poziomie. W wielu krajach Unii Europejskiej takiego bogactwa fauny i flory, które występuje u nas, w ogóle już nie ma.

Dopiero na ich tle widać, jaką mamy bioróżnorodność, jak wiele zagrożonych, objętych ochroną gatunków zachowało się u nas. A przecież 65 proc. wszystkich zwierząt, roślin, grzybów, mikroorganizmów występuje właśnie w lasach, które są centrum różnorodności biologicznej. Nie da się wykształcić leśnika bez gruntownej wiedzy o tym ekosystemie i sposobach jego ochrony. Wydział Leśny Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu prowadzi z Uniwersytetem Adama Mickiewicza wspólne studia w zakresie ochrony przyrody i edukacji leśnej.

Warto też wiedzieć, że Lasy Państwowe są jedną z wielkich firm o najwyższym procencie wśród zatrudnionych osób z wykształceniem wyższym. Są takie nadleśnictwa, gdzie nieomal cała kadra – nadleśniczowie, zastępcy, inżynierowie nadzoru i leśniczowie, to ludzie po studiach leśnych na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie czy Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu lub SGGW w Warszawie. Dzisiaj 80 proc. pracowników parków narodowych ma wykształcenie leśne.

Dlaczego decyzje ministerstwa, spełniające żądania organizacji pseudoekologów, budzą niepokój wśród leśników?

– Ponieważ nie jest tak, że las można zostawić samemu sobie i on będzie zdrowo rósł. To jest myślenie ideologiczne zakładające, że przyroda jest mądrzejsza od człowieka i wie lepiej. Lasy, które dzisiaj mamy w Polsce, to jest wielowiekowy twór przyrody, ale i człowieka. W lasach żyją owady o gradacyjnym charakterze występowania, pojawiają się choroby, pożary czy inne klęski ekologiczne i bez udziału człowieka las sobie nie poradzi. Leśnik jest w nich niezbędny. Delikatnie, krok za przyrodą, w sposób zrównoważony, mądry musi gospodarować zgodnie z wiedzą nagromadzoną przez wieki i najnowszymi osiągnięciami nauk leśnych.

Nie wszyscy mają tego świadomość. Spacerując po lesie, nie widzimy z reguły leśników, więc może się wydawać, że to wszystko samo sobie rośnie A to błąd, gdyż w lesie wszystko jest przemyślane, nie ma miejsca na chaos. Każde nadleśnictwo ma ustalony dziesięcioletni plan urządzania lasu, określający, co, gdzie i jak ma rosnąć. Decyzje minister Hennig-Kloski, zupełnie nieskonsultowane z leśnikami, ten zaplanowany ład czasowy i przestrzenny w nadleśnictwie burzą, co musi się odbić na kondycji lasów.

Embargo na wycinkę drzew w lesie może jednak spotkać się z pozytywną reakcją opinii publicznej, gdyż widok zrębu, wyciętego lasu, nie kojarzy się najlepiej i budzi u laików odruch protestu.

– Niestety, od pewnego czasu, ale nie jest to kwestia ośmiu ostatnich lat, tylko znacznie szersza, zbyt mało wyjaśniano, co się dzieje w leśnictwie, jakie są zasady racjonalnego gospodarowania tym zasobem przyrody. Mimo że Lasy Państwowe prowadzą edukację ekologiczną dzieci i młodzieży, to jednak głównie piszemy o tych sprawach w swoich pismach branżowych, jak „Las Polski” czy „Głos Lasu”. Na zewnątrz, w poczytnych gazetach, opiniotwórczych tygodnikach, narracja środowisk określanych jako ekologiczne zdecydowanie przebija głos leśników.

Proszę zwrócić uwagę, jak w mediach niechętnych leśnikom manipuluje się samym terminem „wycinka”, sugerując, że oznacza ona jakiś krach, koniec, śmierć dla lasu. Dawniej tego zabiegu nie nazywano odnowieniem, tak jak my, leśnicy, go teraz nazywamy, ale mówiono: odmłodzenie. Po prostu pozyskuje się stary las i sadzi młody, bo w lesie muszą rosnąć kolejne pokolenia drzew, które też zamierają, nie są wieczne.

Przy okazji chciałbym podkreślić pewną niekonsekwencję. Otóż wszystkie forsowane obecnie przez ministerstwo klimatu działania mają być jakoby proekologiczne i przeciwdziałać zmianom klimatycznym. Tymczasem stare drzewa pochłaniają niewiele dwutlenku węgla, a wręcz mogą być jego emitentami. Bardzo niewiele jest w tych ideologicznych przedsięwzięciach rzetelnej wiedzy przyrodniczej i leśnej.

Jakie skutki społeczne i gospodarcze może wywołać wyłączenie z planowej gospodarki leśnej obecnie 1,5 proc. powierzchni lasów państwowych, a w przyszłości 20 proc., czyli 1,5 mln ha?

– Takie decyzje powinny być podbudowane argumentacją, przemyślane i poparte analizą długoterminowych skutków. Przecież przemysł drzewny w Polsce naprawdę bardzo dobrze stoi. Zatrudnia ok. 400 tys. ludzi, działa w nim ok. 40 tys. firm, a według GUS, w 2021 roku jego produkcja sięgała 140 mld zł. To są znaczące wielkości i jeśli mamy z jakichś powodów brukselskich czy unijnego Zielonego Ładu ograniczać powierzchnię lasów gospodarczych, zmniejszać pozyskanie drewna, to wypadałoby zadać takie pytanie: gdy nie będzie drewna, to co stanie się z tym przemysłem? W ministerialnych zapowiedziach zarówno tego pytania, jak i odpowiedzi brak.

W Europie mówi się, że drewno można kupić. Ale Rosja i Białoruś odpadają ze względów politycznych, Brazylia już nie chce wycinać swoich puszcz. Ostatnio uwaga Europy została skierowana na Indonezję. Nie wiem, czy to jest możliwe, by Indonezja zaspokoiła zapotrzebowanie Europy. Mam poważne wątpliwości, czy przywieziemy stamtąd miliony metrów sześciennych drewna dla naszych celulozowni. A poza tym, czy nie będzie hipokryzją ekologiczną chronienie przed wycinką swoich lasów, a wycinanie ich za oceanem?

Wracając na nasze podwórko: jest wiele gmin, dla których tak zwany podatek leśny, płacony przez Lasy Państwowe, jest jedną z głównych pozycji w ich dochodach własnych, bo tak już jest, że na terenach leśnych zwykle nie ma przemysłu czy znaczącej infrastruktury gospodarczej. Gdy zniknie gospodarcze wykorzystanie lasu, co te gminy zrobią z bezrobotnymi? Co stanie się z małymi tartakami, wytwórniami parkietu? Jaki los czeka pilarzy i tych, którzy przewożą drewno? Wreszcie gdzie będzie można kupić drewno na opał, bo znaczna część wiejskich domostw opalana jest drewnem, z czego nie do końca zdają sobie sprawę mieszkańcy miast.

Resort środowiska planuje też powstanie nowych parków narodowych. Minister Hennig-Kloska zapowiedziała, że na jej „krótkiej liście” parków do utworzenia jest Turnicki Park Narodowy. Jak Pan Profesor ocenia tę decyzję?

– Problem jest złożony, bo według prawa na utworzenie parku narodowego muszą wyrazić zgodę gminy, a one nie są do tego skore, gdyż uważają, że perspektywa wielkiej turystyki przyrodniczej jest dość niepewna, a wcześniej mieszkańcy stracą pracę przy pozyskaniu i przeróbce drewna z lasu. W przypadku parku planowanego na Pogórzu Przemyskim dochodzą jeszcze problemy przyrodnicze. To był teren w latach 1946-1947 roku, na którym działały bojówki UPA. Po przesiedleniu ludności ukraińskiej w ramach akcji „Wisła” wydzielono tam liczący 30 tys. ha teren pilnowany przez wojsko, gdzie przyjeżdżali na polowania komunistyczni bonzowie. W końcu tereny te włączono do nadleśnictwa, a grunty rolne zalesiono. Tam jest sporo bardzo ciekawych, starych, dobrych drzewostanów, ale 30-40 proc. to lasy na gruntach porolnych.

My, leśnicy, wiemy, że jak się zalesi grunt użytkowany przez wieki przez rolnictwo, to drzewostan na początku rośnie dość dobrze, ale potem zaczynają się problemy – a to pojawia się huba korzeniowa, a to opieńka, a to jakieś inne choroby. Dlatego trzeba ten pierwszy las potraktować jak przedplon i wyciąć po 30-40 latach, by posadzić już docelowy, stabilny drzewostan drugiej generacji.

Czy to jest dobra rekomendacja do tworzenia parku narodowego, gdzie wszelkie procesy mają zachodzić w sposób naturalny? To wszystko wymaga merytorycznej debaty, wymiany argumentów, a tych rozmów nie ma. To boli, że resort środowiska traktuje leśników nie jako partnerów, ale jako drugą, gorszą kategorię ludzi nieuprawnionych i nieprzygotowanych do ochrony przyrody. A przecież to jest jedyna służba, która realnie w terenie, w konkretnej gminie, w konkretnej wsi, w konkretnym leśnictwie dba o naszą przyrodę.

Adam Kruczek/„Nasz Dziennik”

drukuj
Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl