fot. episkopat.pl

[NASZ WYWIAD] Ks. L. Kryża SChr: Misjonarze na Wschodzie czasami mają do przebycia nawet 1500-2000 km, by dotrzeć do następnej parafii

Na terytorium diecezji irkuckiej, która jest powierzchniowo 34 razy większa niż Polska, posługuje w tej chwili 36 kapłanów. Od parafii do parafii czasami jest 1500 czy 2000 kilometrów – powiedział w kontekście misji na Wschodzie w rozmowie z portalem radiomaryja.pl ks. Leszek Kryża, chrystusowiec, dyrektor Biura Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie.

***

Czym właściwie jest Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie?

Żeby zrozumieć, czym jest Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski, trzeba cofnąć się do historycznego wydarzenia,  nazywanego „pieriestrojką”. To był czas, gdy upadał Związek Sowiecki, kiedy republiki, które go tworzyły, zaczęły powoli odzyskiwać swoją niezależność. Zaczął się też proces odradzania Kościoła katolickiego na tamtych terenach. Wtedy pierwszą i największą pomoc, jaką dał Kościół polski tamtemu odradzającemu się za wschodnią granicą Kościołowi, to byli polscy kapłani, siostry zakonne i bracia zakonni. W pierwszych latach po pieriestrojce ponad tysiąc osób wyruszyło, żeby posługiwać za wschodnią granicą. Żeby wyjeżdżali w sposób zorganizowany i mieli pewnego rodzaju zaplecze, w 1989 r. ówczesny kard. Józef Glemp powołał do życia Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy KEP.

Jakie są jego zadania?

Zespół zajmuje się organizowaniem i dystrybuowaniem albo udzielaniem pomocy Kościołowi katolickiemu, który rozwija się we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego, począwszy od Litwy, Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, przez ogromną Rosję, do wszystkich krajów Azji Środkowej i Kazachstanu. Sięgamy nawet na Kubę, do Chin czy do krajów Europy południowej, które kiedyś stanowiły blok socjalistyczny. Wszędzie tam trafia nasza pomoc. Podstawą, dzięki której możemy tę pomoc świadczyć każdego roku, jest druga niedziela adwentu. Zgodnie z zarządzeniem KEP, odbywa się wtedy zbiórka do puszek. Jest to dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie. Z tych pieniędzy, które wtedy uzbieramy i z tych, które wpływają do nas przez cały rok od różnych ofiarodawców, możemy realizować projekty. Każdego roku staramy się zrealizować ich około 500.

Ile osób duchownych z Polski obecnie zaangażowanych jest w posługę Kościołowi na Wschodzie?

Następuje pewnego rodzaju naturalny proces. Po pierwsze, pojawiają się miejscowe powołania, choć jest ich nie wiele, to jednak ma kto tych księży czy siostry zastąpić. Po drugie, sporo kapłanów czy sióstr zakonnych ze względu na wiek i inne okoliczności, musiało się wycofać z tamtych terenów. W związku z tym ta liczba spada, ale ciągle jest to spora grupa. Gdybyśmy wzięli wszystkich pod uwagę, jest to ponad 600 osób.

Jak wygląda życie Kościoła na Wschodzie? Jak bardzo komunizm odcisnął swoje piętno na katolikach?

Komunizm był poważną wyrwą w życiu duchowym tamtych krajów. To był czas represji. Wiemy, że wtedy kościoły były zamykane, zamieniane na magazyny czy stajnie. Ludzie za wyznawanie swojej wiary byli prześladowani, więzieni. Księża byli torturowani, wywożeni na Syberię. To wszystko spowodowało dosyć mocne spustoszenie w tych ludziach. Aczkolwiek mimo wszystko oni przechowali wiarę. Kiedy byłem po raz pierwszy w Kazachstanie, największe wrażenie zrobiło na mnie to, że ludzie, którzy byli tam zesłani, nie mieli nawet Pisma Świętego, więc to, co pamiętali, spisywali na skromnych kartkach, dzięki czemu wszystko przekazywali swoim dzieciom.

Jak na Wschodzie wygląda praca polskich kapłanów czy sióstr zakonnych?

Jest to specyficzna posługa. Musimy zaznaczyć, że zupełnie inaczej wygląda sytuacja np. na Białorusi, a zupełnie inaczej na dalekiej Syberii. Dzisiaj był u mnie kapłan, którego wspólnota liczy 25 osób. Podobne wspólnoty możemy spotkać w wielu innych miejscach, np. na Syberii. Z tym, że tam dochodzi jeszcze jeden czynnik – odległości. Są one piorunujące. Chociażby w diecezji irkuckiej, która jest powierzchniowo 34 razy większa niż Polska. Na tym terytorium posługuje bodajże w tej chwili 36 kapłanów. Możemy sobie wyobrazić, jakie to są potworne odległości. Od parafii do parafii czasami jest 1500 czy 2000 kilometrów. Do tego dochodzi klimat, który jest zdecydowanie inny niż u nas. Jest jednak rzecz, która łączy wszystkie Kościoły za wschodnią granicą – Kościół ten jest mniejszościowy. To są procenty tych wszystkich, którzy tam mieszkają. Z takimi realiami duszpasterze muszą się mierzyć.

Co – poza posługą duchową – robią misjonarze na Wschodzie?

Jednym ze znaków rozpoznawczych Kościoła katolickiego za wschodnią granicą jest działalność charytatywna. Jest ona ponad podziałami. Przejawia się to m.in. w prowadzeniu domów samotnej matki, domów dla ludzi starszych i samotnych, świetlic i całego mnóstwa tego typu instytucji. Chodzi też o to, że oni bardzo często docierają do ludzi, do których tak naprawdę nikt nie dociera. Przychodzą czasem z symboliczną pomocą. To jest wielka i piękna działalność. Polski kapłan, brat czy siostra zakonna są bardzo zaangażowani w pomoc najbiedniejszym. Do tego dochodzi też troska o sprawy materialne, jak remont koscioła, wyposażenie i utrzymanie sal, świetlic, domów. To jest kolejne ogromne dzieło, czesto ratujące piękne zabytkowe i ważne dla naszej historii obiekty !

Z czym musi radzić sobie osoba duchowna ruszająca z misją na Wschód?

To też trudny rozdział. Wielu kapłanów posługuje samotnie i  musi się zmierzyć z tą rzeczywistością a do tego – inny kraj, inne prawo, inny język i odległości!  Często wspólnota jest niewielka, co też rodzi różnego rodzaju doświadczenia. Warto zaznaczyć, że takie wspólnoty mają bardziej rodzinny charakter. Mimo całej serdeczności i gotowości dzielenia się, taka wspólnota bez pomocy z zewnątrz nie byłby w stanie się tam utrzymać. Dlatego pomoc zewnętrzna jest bardzo ważna. Ludzie, którzy tworzą tam wspólnotę parafialną, potrafią się bardzo dzielić, nawet jak mają niewiele, przynoszą trochę mleka, sera, masła czy mięsa, bo wiedzą, że ten kapłan czy wspólnota sióstr jest im bardzo potrzebna. Gorzej wyglądają sprawy inwestycyjne. Bez pomocy z zewnątrz nie da się nawet utrzymać świetlicy dla dzieci, kupić pampersy dla seniorów czy wykupić lekarstwa samotnym.

Jak są odbierani misjonarze z Polski na wschodzie?

Jeżeli patrzymy od strony wiernych, to oni każdego dnia dziękują Panu Bogu za przybycie księdza czy siostry zakonnej z Polski. Wspólnota jest świadoma, że duchowni mogli mieszkać w Polsce, żyć w zupełnie innych warunkach, a jednak zdecydowali się na to, żeby u nich posługiwać. Jest dużo takiej wdzięczności. Inną sprawą jest stosunek władz miejscowych. W każdym kraju wygląda to inaczej. Zdarzają się takie przypadki, że ten czy ów ksiądz czy siostra zakonna nie dostają pozwolenia na pracę, albo jest ono bardzo ograniczone.

Jaki jest największy problem organizacyjny w Kościele na Wschodzie?

Na pewno problemem jest jeszcze sprawa materialna, czyli utrzymanie wspólnot parafialnych, instytucji, które działają przy parafiach. Kolejnym problemem – oczywiście zależy od tego, na jaki kraj spoglądamy – jest sprawa odległości i klimatu. Trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia i dodatkowej motywacji. Swoistego rekompensatą jest klimat wspólnoty, bo jest on na wskroś rodzinny. Wszyscy się znają, wspierają się i naprawdę cieszą się, że są taką wspólnotą.

Jak rodacy mieszkający w Polsce – poza kwestią materialną – mogą pomóc Kościołowi na Wschodzie?

Możemy też pomóc duchowo, żeby w naszej modlitwie pamiętać o tych ludziach. Możemy też pomóc czysto ludzką życzliwością. Teraz sporo ludzi stamtąd przyjeżdża do Polski. Wielu z nich ma polskie korzenie. Dla nich czasem bolesne jest to, że ich dziadkowie czy pradziadkowie byli Polakami, którzy cierpieli za polskość, a oni przyjeżdżając do Polski spotykają się z tym – ze względu na swój akcent, zaśpiew – że ludzie mówią: „O, Ruskie przyjechali”. Chodzi o życzliwe przyjęcie. Drugie zadanie jest dedykowane wspólnotom parafialnym, żeby tam umieć tych ludzi zauważyć, wyłapać. Oni za wschodnią granicą są przyzwyczajeni do tego, że życie parafialne jest rodzinne. U nas jest bardziej anonimowo. Warto takie rodziny zauważyć.

Przy kwestii pomocy należy też wspomnieć o tzw. wolontariacie syberyjskim.

Powstał on z inicjatywy Pomocy Kościołowi na Wschodzie. Ludzie w jego ramach poświęcają swój czas – wakacji, urlopów – po to, żeby wyjechać na Wschód. W tym roku było ponad 30 wolontariuszy. Posługiwali na Ukrainie, Syberii, na stepach Kazachstanu. Są to różne posługi – od organizacji wakacji z dziećmi, po czysto fizyczne prace, jak malowanie czy grabienie. Chodzi o to, żeby być z tymi ludźmi, zaprzyjaźnić się z nimi i dać swego rodzaju świadectwo. A przede wszystkim chodzi o budowanie mostu ponad podziałami, bo jesteśmy takimi więźniami stereotypów. Ci, którzy tam jadą, wracają z zupełnie innym doświadczeniem.

Jak zostać wolontariuszem syberyjskim?

Wystarczy wejść na naszą stronę www.wschod.misje.pl. Tam są wszystkie informacje. Rozpoczęła się trzecia edycja wolontariatu, w ramach którego najpierw jest czas formacji w różnych obszarach, a potem wyjazd. To jest fantastyczna forma nie tylko pomocy tamtemu Kościołowi, ale też i spotkania się z tamtejszym Kościołem. Niejednokrotnie pytano mnie o ograniczenia wiekowe. Jesteśmy otwarci na wszystkich młodych, ale młodych duchem. W naszym wolontariacie można znaleźć studentów, wykładowców akademickich, ale i emerytów. Różnorodność profesji, zainteresowań, zdolności jest bogactwem! Dla każdego znajdziemy miejsce. Jeśli tylko ktoś czuje się przy zdrowiu, to żadnych innych ograniczeń nie ma. To jest inicjatywa, która będzie trwała. Mniej więcej w maju będzie ruszała kolejna grupa. Wyjazdy trwają  do końca września, choć niektórzy zdecydowali się nawet teraz wyjechać na Syberię, żeby doświadczyć syberyjskiej zimy. To dobra okazja, żeby inaczej spojrzeć i zasmakować innego, ale jakże ważnego dla nas kawałka świata, ważnego ze względów historycznych, niejednokrotnie rodzinnych (pamiętajmy – ciągle jeszcze sporą część tamtejszych wspólnot stanowią Polacy i ludzie z polskimi korzeniami ) ale też ze względu na chrześcijańską solidarność do której jesteśmy zobowiązani!

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

radiomaryja.pl

 

drukuj