fot. FB Arkadiusz Tetela

[NASZ DZIENNIK] Skandaliczne zastraszanie lekarzy

„Dziś nie są rozstrzygane kwestie merytoryczne, czyli to, kto miał rację, a kto jej nie miał. Teraz tylko chodzi o pokazanie nam – oskarżonym – tego, kto tu ma władzę. Wiemy doskonale, że lockdown, zamykanie szkół i wszystkie interwencje niefarmaceutyczne były szkodliwe, że maski nie chronią, tak jak nas o tym przekonywano. Jest wiele dowodów naukowych potwierdzających te fakty. Również coraz częściej mówi się o dużej liczbie niepożądanych odczynów poszczepiennych” – zaznaczył dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog i specjalista chorób wewnętrznych, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”, komentując zbiorowy proces wytoczony lekarzom, którzy w czasie pandemii mieli inne zdanie niż rządzący.

***

Nasz Dziennik: Panie Doktorze, brał Pan udział w pierwszym z zaplanowanych trzech procesów zbiorowych wytoczonych lekarzom, którzy w czasie pandemii mieli inne zdanie na temat wprowadzanych rozwiązań, forsowanych przez rządzących. Jakie decyzje zapadły podczas tej rozprawy?

Dr. Paweł Basiukiewicz: Cała rozprawa sądowa trwała pięć godzin. I w tym czasie tak naprawdę przewód sądowy nie został jeszcze otwarty. Sędzia sprawdził listę obecności i zostały zgłoszone przez mec. Arkadiusza Tetelę wnioski dotyczące dalszego procedowania. Pierwszy złożony przez niego wniosek dotyczył umorzenia tej sprawy w całości. A drugi: ukonkretnienia stawianego nam zarzutu, dlatego że został on bardzo mgliście sformułowany. I z tym drugim wnioskiem sędzia się zgodził. Rzeczywiście, stwierdził, że zarzut jest niekonkretny i wymaga doprecyzowania. Dlatego też zwrócił sprawę do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Rzecznik ma teraz skonkretyzować zarzuty i zasięgnąć opinii biegłych, co jest, a co nie jest „aktualną wiedzą medyczną”. Może też oczywiście umorzyć postępowanie. Jeśli zdecyduje się jednak na pierwszy wariant, czyli postawienie zarzutów, to sędzia wskazał, jakie towarzystwa naukowe powinny wydać w tej sprawie opinie, w jaki sposób Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej ma zbierać dowody i kogo ma powoływać na biegłych, którzy mogą potwierdzić naszą rzekomą winę. Nie jestem jednak pewien, czy taka procedura – skierowania do ponownego rozpatrzenia wniosku o ukaranie do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej – jest w ogóle dopuszczalna. Przecież raz złożony przez prokuratora wniosek o ukaranie, czyli w tym przypadku złożony przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, jest już niezmienny. Jeśli ma być modyfikowany, to w zasadzie – jak wynika z mojej wiedzy – oznacza to całkiem nowe postępowanie dyscyplinarne, z całkiem nową sygnaturą sprawy.

Czyli mści się to, że w sądzie lekarskim zasiadają nie prawnicy, tylko lekarze, którzy nie są ekspertami w dziedzinie prawa.

– Dokładnie tak. Przypomnę, że jest 114 lekarzy, którzy rzekomo popełnili różne „przestępstwa” dotyczące podpisania trzech listów/apeli. Jedno zarzucane „przestępstwo” polega na podpisaniu jednego listu. Drugie „przestępstwo” to było podpisanie drugiego listu. Trzecie „przestępstwo” to było podpisanie trzeciego listu. Ale było jeszcze czwarte i piąte „przestępstwo”, czyli podpisanie pierwszego i drugiego listu albo drugiego i trzeciego. Można było podpisać też pierwszy i trzeci list albo wszystkie trzy. Za każdym razem klasyfikowane jest to jako inne „przestępstwo”.

Lekarze, których rozprawa odbyła się w Poznaniu, zostali pogrupowani według popełnionych przestępstw?

– Nie. To było zdecydowanie pogrupowanie przypadkowe. Każdy z nas podpisał list lub listy w różnej konfiguracji. Również miejsce zamieszkania nie było wyznacznikiem dla sporządzenia takiego podziału. Rzeczywiście, niektórzy byli z Poznania, ale niektórzy przyjechali z Warszawy. A np. dr Anna Martynowska, która mieszka we Wrocławiu, także była z nami. A przecież mogła być sądzona we Wrocławiu. Nie wiadomo, jakimi wyznacznikami się kierowano, aby przydzielić konkretnych lekarzy do konkretnych rozpraw. A przypomnę, że będą jeszcze dwa procesy: we Wrocławiu i w Gdańsku. I tu zaczynają się schody. Nasz poznański skład sędziowski zadecydował o odesłaniu dokumentów do rzecznika. A co, jeśli sąd w Gdańsku czy we Wrocławiu, który jest przecież sądem niezależnym, podejmie inną decyzję? Czyli okazuje się, że za jednakowe zarzuty każdy z nas może otrzymać inny wyrok. Tak może być…

Proszę przypomnieć, czego dotyczyły te „przestępcze” apele.

– W pierwszym apelu sygnatariusze zwracali uwagę na szkody związane z wprowadzanymi interwencjami niefarmaceutycznymi, lockdownem, kwarantanną, izolacją, zamykaniem dostępu do systemu zdrowia. A dwa kolejne dotyczyły szczepień: ryzyk związanych z pomysłem przymusowego szczepienia.

Jaki wpływ na przebieg tej rozprawy miała obecność na sali przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości?

– Fakt, że na rozprawie były obecne media, była obecna strona społeczna, było wielu prawników oraz przedstawiciel władz, konkretnie z Ministerstwa Sprawiedliwości, wpłynął na to, że sąd był bardzo ostrożny w wydawaniu decyzji. W końcu de facto nie podjął żadnej decyzji, ponieważ ani nie umorzył sprawy, ani nie otworzył przewodu. Moim zdaniem taka zachowawczość składu sędziowskiego wynikała właśnie z faktu, że jest ktoś, kto mu patrzy na ręce. Być może sędziowie bali się pochopnie podejmować kontrowersyjnych, a może raczej – jakichkolwiek decyzji – które byłyby potem poddawane krytyce zarówno przez jedną, jak i przez drugą stronę sporu.

I mimo to rozprawa trwała pięć godzin?

– Samo sprawdzanie listy obecności trwało prawie godzinę. Przypomnę, że rozprawa dotyczyła 19 lekarzy. Zastanawiam się, ile czasu potrwa rozprawa we Wrocławiu czy w Gdańsku, gdzie będzie sądzonych jednocześnie jeszcze więcej osób. Dodatkowo warto zaznaczyć, że każdy z mecenasów reprezentujących medyków ma nieco inny pomysł na procedowanie. Dlatego każdy ma prawo do złożenia swoich wniosków dowodowych. W przypadku rozprawy, w której brałem udział, główne wnioski dowodowe złożył mec. Arkadiusz Tetela. Zabrał głos na samym początku, a pozostali mecenasowie później przychylili się do niektórych jego wniosków. Dlatego wszystko poszło w miarę sprawnie, czyli trwało właśnie pięć godzin. Ale przecież nie musiało tak być. Gdyby każdy z mecenasów składał swój wniosek dowodowy, to strach pomyśleć, ile musielibyśmy tam siedzieć.

Nawiasem mówiąc, warto napomknąć o wypowiedzi prawnika obwinionego dr. Macieja Bierwagnera, że pani mecenas nie popiera wniosku o umorzenie postępowania, gdyż z przyczyn wizerunkowych jej klienta interesuje jedynie wyrok uniewinniający. I to jest zrozumiała postawa. Zbyt dużo błota wylano na lekarzy, sygnatariuszy tych apelów, zbyt dużo szkód ponieśliśmy wszyscy, żeby teraz tak „zapominać” tę sprawę, po prostu ją umarzając.

Tymczasem cała sprawa ciągnie się już dwa lata…

– To są dwa lata prowadzenia postępowania przygotowawczego, które do tej pory nie poskutkowało postawieniem nam konkretnego zarzutu. Sędzia nie wiedział, o co chodzi w stawianym nam zarzucie.

Jednak w ciągu tych dwóch lat dobre imię Pana i Pana kolegów zostało mocno nadszarpnięte.

– To doprowadziło m.in. do powstania napiętej sytuacji między lekarzami a środowiskiem izbowym. W tym czasie padło dużo niedobrych słów – po jednej i po drugiej stronie.

Czy jednak z perspektywy czasu, doświadczenia, wiedzy zrobiłby Pan dziś to samo?

– Podpisanie apelu spowodowało, że do dziś mam wiele problemów. Uważam jednak, że w tamtej sytuacji, w której się wtedy znaleźliśmy, należało tak zrobić. Moja opinia jest taka, że dziś nie są rozstrzygane kwestie merytoryczne, czyli to, kto miał rację, a kto jej nie miał. Teraz tylko chodzi o pokazanie nam – oskarżonym – tego, kto tu ma władzę. Wiemy doskonale, że lockdown, zamykanie szkół i wszystkie interwencje niefarmaceutyczne były szkodliwe, że maski nie chronią, tak jak nas o tym przekonywano. Jest wiele dowodów naukowych potwierdzających te fakty. Również coraz częściej mówi się o dużej liczbie niepożądanych odczynów poszczepiennych. Proszę mnie źle nie zrozumieć: ja wcale nie twierdzę, że szczepionki nie są potrzebne. Uważam jednak, że wtedy – i teraz – są wskazane dla osób z grup ryzyka. Dzieci czy młodzi dorośli nie musieli się na nie decydować. A miękki przymus szczepień spowodował, że spora grupa została przymuszona do zaszczepienia. A u wielu z nich rozwinęły się niepożądane objawy.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na pojęcie „aktualnej wiedzy medycznej”, które jest z gruntu niewłaściwe, aby posługiwać się nim w orzekaniu w kwestiach dyscyplinarnych. Naszym obowiązkiem jest nieustannie podważać i kwestionować aktualną wiedzę medyczną. Codziennie zmieniają się wytyczne postępowania, gdyż wczorajsza „aktualna” wiedza jest zdezaktualizowana dzisiaj.

 

Urszula Wróbel/Nasz Dziennik

drukuj
Tagi: , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl