Na wypadek zagrożenia

Z gen. dyw. Romanem Polką, byłym dowódcą jednostki specjalnej GROM, w latach 2006-2008 zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

Panie Generale, w związku z atakami terrorystycznymi we Francji różne są opinie na temat naszego bezpieczeństwa. Służby uspokajają. Ale czy rzeczywiście możemy się czuć bezpiecznie?

– Służby specjalne w Polsce mogłyby się wziąć za pracę, a nie za działalność psychologiczną i uspokajanie społeczeństwa. Trudno czuć się bezpiecznie, skoro służby, które mówią, że wszystko jest pod kontrolą, nie potrafią nawet złapać kilku kelnerów, którzy podsłuchiwali najważniejsze osoby w państwie. Jeśli szef Biura Ochrony Rządu poprzedniej ekipy awansuje, a jednocześnie nie ma sobie nic do zarzucenia w związku z przygotowaniem wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2010 r. w Smoleńsku, twierdząc, że była „perfekcyjnie przygotowana”, to tylko świadczy, że służby te już dawno utraciły wiarygodność, a co za tym idzie – trzeba je odbudować. Należy postawić na drugą jakość i niech poprzez działania, a nie słowa nowi ludzie pokażą, co potrafią. Najbardziej kuriozalne jest to, kiedy służby informują, że w Polsce nie ma zagrożenia, bo tak odpowiedziały im zapytane o to służby francuskie. W tej sytuacji pytanie brzmi: „Czy służby francuskie wiedziały o zagrożeniach na własnym terytorium i co z tym zrobiły, skoro widzimy taki, a nie inny efekt?”. Dlatego oczekiwałbym od polskich służb przede wszystkim większej pokory, zwykłej pracy od podstaw, współdziałania z partnerami i decyzji, które umożliwią systemowe współdziałanie policji i wojska w sytuacji ewentualnego ataku terrorystycznego – tak jak to robią teraz Francuzi.

Niewiele mówi się o tym, jak zachować się w obliczu ataku terrorystycznego. Co należy robić w takiej sytuacji?

 – Prowadząc ćwiczenie ataku terrorystycznego na Salę Kongresową w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, zauważyłem, że strzały, wybuchy petard powodują, że na miejscu gromadzą się gapie i obserwują, co się dzieje, a nie odchodzą. Dlatego w obliczu ataku po pierwsze należy poskromić swoją ciekawość i nie wchodzić w miejsca, gdzie jest bezpośrednie zagrożenie. Powinniśmy się oddalić i umożliwić działania służbom, wykonywać wydawane polecenia i to jest podstawa. Natomiast w sytuacji, kiedy już stajemy się ofiarą takiego ataku, kiedy terroryści są blisko, to należy zachować spokój, schować, ukryć się np. w jakimś pomieszczeniu i możliwie szybko przekazać informację o tym, co i gdzie się dzieje, dzwoniąc pod numer alarmowy policji, straży pożarnej czy pogotowia.

 Jaką rolę pełni w takich przypadkach edukacja?

– Edukacja społeczeństwa w tym zakresie jest owszem bardzo ważna, ale jeszcze ważniejsza jest odpowiednia edukacja nie tylko policji czy straży miejskiej, ale także firm ochroniarskich, które stanowią potężną armię ludzi – ludzi, którzy bardzo często trafiają na te stanowiska przypadkowo, bez przygotowania i niespecjalnie są gotowi samemu reagować, a co dopiero kierować innymi i wskazywać, jak zachować się w takich sytuacjach.

Pytania o zabezpieczenia to także pytania, na czym powinna polegać postawa obywatelska.

– Właściwe postawy obywatelskie i ich kształtowanie na wypadek zagrożeń są również istotne. Przede wszystkim nie powinniśmy być obojętni, bo to od nas zależy nasze własne i innych bezpieczeństwo. Wiele się dzisiaj mówi o postawach obywatelskich, żeby reagować na dziwne, nietypowe zachowania. Pamiętam sytuację z piratem drogowym szalejącym po ulicach Warszawy, który jeździł po chodnikach i niemal potrącił moje dziecko. Kiedy zadzwoniłem na policję, to w pewnym momencie poczułem, że to ja jestem przesłuchiwany, a z piratem, którego numery rejestracyjne podałem, nie zrobiono nic. To irytujące i to jest problem, który sprawia, że wielu ludzi nie chce się angażować. Urzędnicy, także w mundurach, często chowają się za różnego rodzaju procedurami, które bywa, że ograniczają policjantów chcących reagować na konkretne zdarzenia. Nasza postawa obywatelska powinna polegać na tym, że mimo iż zgłaszając problem, odczuwamy dyskomfort z tego powodu, jak jesteśmy traktowani przez określone służby, to do oporu dochodzimy swoich praw i żądamy reakcji na nietypowe zdarzenia. Ostatnio media obiegło nagranie jednej z mieszkanek Paryża, która widziała przez okno dziwnych ludzi z długą bronią i nagrywała ich telefonem komórkowym. To złe podejście! Nie nagrywamy takich sytuacji dla własnych potrzeb, ale natychmiast przekazujemy informacje odpowiednim służbom, bo tylko w ten sposób możemy zapewnić bezpieczeństwo sobie i innym.

Czy Pana zdaniem ograniczenia w dostępie do broni półautomatycznej proponowane przez Komisję Europejską zwiększą bezpieczeństwo?

– To jest bardzo ciekawy temat. Nie sądzę, żeby był to dobry sposób na zwiększenie bezpieczeństwa. W tym kontekście chciałbym przytoczyć przykład z naszego wewnętrznego ogródka, a dotyczy to konkretnie Żandarmerii Wojskowej, która – według informacji, jakie do mnie ostatnio dotarły – odmawia pozwolenia na prywatną broń komandosom z jednostki specjalnej w Lublińcu. Przepraszam bardzo, ale kto jak kto, ale wyselekcjonowani żołnierze z Jednostki Wojskowej Komandosów, ludzie z odpowiednim bojowym doświadczeniem, ze świadomością odpowiedzialności, czym jest użycie broni, powinni mieć broń i nosić ją na co dzień, bo to sprzyja poprawie naszego bezpieczeństwa. Takie urzędnicze podejście to często nic innego jak wylewanie dziecka z kąpielą. Pozbawiamy broni komandosów, ludzi odpowiedzialnych, tymczasem terroryści, w bardzo łatwy sposób, kupują broń, jak chociażby na przedmieściach Paryża czy na różnego rodzaju czarnych rynkach, a potem dokonują egzekucji niewinnych ludzi.  

O czym to świadczy? Chyba tylko o tym, że ludzie, którzy podejmują te niezrozumiałe decyzje, nie mają zielonego pojęcia o pracy, jaką wykonują?

– Owszem, to świadczy, że takie stanowiska piastują ludzie – biurokraci, którzy nie mają pojęcia, czym jest bezpieczeństwo i jak je zapewnić. Efekt jest taki, że podejmują decyzje, które zamiast ułatwiać nam życie, utrudniają je. Sami stwarzają słabe punkty, które terroryści z łatwością mogą wykorzystać, aby w nas uderzyć.  

Panie Generale, jeszcze jedna kwestia. Mianowicie po szczycie G20 w Antalyi widać, że świat zachodni bez Rosji nie potrafi rozwiązać problemu terroryzmu, tym samym Putin wraca do gry. Jaka jest cena zaangażowania się Rosji?

– Nie wiem, czy Rosja jest pewnym ogniwem w zwalczaniu Dżihadu. Przecież to nie kto inny jak właśnie Rosja spotęgowała chaos w Syrii, wspierając Baszara al-Asada, a dzisiaj wykorzystuje moment i wojnę z tzw. Państwem Islamskim, aby społeczeństwo zachodnie zapomniało o aktach terroru, jakich Rosjanie dokonywali na Ukrainie. Uważam, że państwa zachodnie powinny przede wszystkim zacząć się dogadywać między sobą. W pierwszym rzędzie należy rozwiązać problem Kurdów i podejścia państwa tureckiego do Kurdów, bo to oni są na pierwszej linii walki z tzw. Państwem Islamskim. Te kwestie należałoby domówić wewnątrz Sojuszu Północnoatlantyckiego. Warto byłoby też zaangażować w rozwiązanie tego problemu Arabię Saudyjską, która chętnie zapłaci pieniądze, żeby mieć tylko tzw. święty spokój. Kolejnym sojusznikiem może być Iran. Należy szukać takich rozwiązań, a nie czekać z założonymi rękami i przyjmować ofertę Putina, który tak naprawdę sam jest nieobliczalny i nie wiadomo, co z tą ofertą zrobi. Nie podejrzewam go o to, żeby nagle z agresora przeistoczył się w anioła pokoju i zaczął się troszczyć o bezpieczeństwo Francji, Niemiec czy chociażby Polski.

Tak czy inaczej wygląda na to, że polityka Putina odniosła sukces…

– To było do przewidzenia. Zresztą podczas swoich wykładów niejednokrotnie zwracałem uwagę, że wojna z tzw. Państwem Islamskim będzie tym, co Putin prędzej czy później wykorzysta jako kartę przetargową do tego, aby poprawić własną, mocno nadszarpniętą pozycję. Dobrze byłoby, aby Rosja włączyła się w walkę z terroryzmem, ale wcześniej mogłaby zaprzestać działań wojennych na Ukrainie.  

Dziękuję za rozmowę.

NaszDziennik.pl

drukuj