fot. PAP/Paweł Supernak

Min. P. Czarnek dla „Naszego Dziennika”: Przewodniczący R. Proksa mówi, że priorytetem państwa są ukraińskie dzieci w polskich szkołach. To skrajnie nieuczciwa wypowiedź. Wystarczy spojrzeć na kierunki polityki oświatowej i ogrom działań resortu

Myślę, że pan przewodniczący Ryszard Proksa nie jest w stanie wytłumaczyć związkowcom, dlaczego nauczycielska „Solidarność” odrzuciła tak dobrą propozycję zmiany statusu zawodowego nauczyciela. Stąd te ich nerwowe ruchy i wywiad w „Naszym Dzienniku” – mówi prof. Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Związkowcy oświatowej „Solidarności” podnoszą zarzuty, że brakuje dialogu z ministerstwem na temat warunków płacowych i innych zmian w oświacie. Zgadza się Pan z tym poglądem?

– Jeżeli pan przewodniczący Ryszard Proksa oskarża nas, że w sytuacji dalszej woli rozmów ze strony związkowców myśmy ich nie podjęli, to te zarzuty powinien kierować nie do nas, tylko do pana prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ kilka ostatnich spotkań było organizowanych i prowadzonych przez Kancelarię Prezydenta RP. Z ramienia pana prezydenta te rozmowy prowadziła pani minister Bogna Janke, która dokładnie widziała, w jaki sposób podchodzono do propozycji, które przedstawialiśmy. A wszystkie one były torpedowane.

Z tej racji w końcu powiedziałem panu przewodniczącemu, że związek zawodowy tak naprawdę reprezentuje wąską grupę nauczycieli, którym jest dobrze. Tych, którzy mają nadgodziny, i to w dużej ilości, lub dwa etaty, i chcą tylko i wyłącznie podwyżki bez żadnych zmian strukturalnych.

Natomiast to, co napisałem na Twitterze w reakcji na wtorkowe wystąpienie przewodniczącego Proksy, jest absolutnie prawdą. Na stole leżała propozycja: pensum 22 godziny, ale przy debiurokratyzacji i uproszczeniu awansu zawodowego po to, żeby w ramach 40-godzinnego czasu pracy nauczyciela wygospodarować więcej tego czasu dla uczniów, a mniej dla dokumentacji. I to zrobiliśmy. Zlikwidowaliśmy ewaluację zewnętrzną i wewnętrzną. Wysłaliśmy do wszystkich dyrektorów i wszystkich organów prowadzących listę dokumentów, których nie można żądać dzisiaj od nauczyciela. W ten sposób ta biurokracja została ograniczona, i to znacząco. Poza tym ustawą, która wchodzi w życie 1 września, spłaszczamy awans zawodowy, przez co podnosimy wynagrodzenia najmniej zarabiającym nauczycielom nawet o 20 procent.

Zmiany strukturalne w oświacie są nieuniknione?

– Jeśli chodzi o 22 godziny pensum w przyszłości – jest to konieczność. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Poza tym pojawia się kwestia pewnego zróżnicowania. Ministerstwo tego nie podnosiło, ale mówią o tym sami nauczyciele. Inaczej pracuje nauczyciel, który ma czwórkę dzieci w jednej klasie w szkole w niewielkiej miejscowości, a inaczej nauczyciel w centrum Warszawy, który ma 34-37 osób w klasie i sprawdza klasówki, i przygotowuje uczniów do egzaminów czy olimpiad.

Na pewno padała propozycja wcześniejszej emerytury po 20 latach pracy przy tablicy i 30 latach pracy w ogóle. Była też kwestia okresów przejściowych z uwzględnieniem faktu, że nie wszędzie można zebrać od razu 22 godziny pensum. Dlatego propozycja 3 lat okresu przejściowego po to, żeby usystematyzować tę kwestię i ewentualnie stać się dwuprzedmiotowcem. Można przecież dokształcić się i uczyć biologii oraz chemii albo historii i języka polskiego. Takich dwuprzedmiotowców jest już dużo.

Na pewno była również kwestia, która najbardziej interesowała „Solidarność”, czyli połączenia wzrostu wynagrodzeń nauczycielskich ze średnią krajową. Proponowaliśmy przepis, który obowiązywałby od 2024 r., ponieważ od tego roku miałyby być podwyżki w wysokości aż 36 proc. dla nauczycieli najmniej zarabiających i ok. 30 proc. dla nauczycieli dyplomowanych. Z tej racji od 1 stycznia 2023 r. nie można by było dawać kolejnych podwyżek, ale od 1 stycznia 2024 r. chcieliśmy związać podwyżki wynagrodzeń nauczycielskich ze średnią krajową o co najmniej 50 proc. wzrostu średniej krajowej. I to wszystko zostało odrzucone, i nadal jest negowane przez pana przewodniczącego. Więc pytamy, o co chodzi. Niech związki wytłumaczą się swoim członkom, dlaczego odrzucają te propozycje.

Państwa zmiany, które przewidywałyby 22 godziny pensum, spowodowałyby odejście z zawodu kilkudziesięciu tysięcy nauczycieli.

– Ale właśnie po to są te okresy przejściowe, emerytura po 20 latach pracy przy tablicy, żeby zapewnić odpowiednie elementy osłonowe, żeby nikt nie został bez pracy i bez utrzymania. Dlatego nie rozumiem postawy „Solidarności”. Gdybyśmy chcieli wprowadzić te 22 godziny od jutra bez jakichkolwiek osłon, to związek miałby rację. Ale my naprawdę położyliśmy wszystko na stole. Wszystko było przygotowane i obliczone. Dodajmy, że zmiany zostały również tak skonstruowane, aby przyciągnąć młodych pracowników do zawodu nauczycielskiego.

Związkowcom radzi Pan powrót do rozmów?

– Oczywiście. Możemy mieć różne podejścia do tych wszystkich zagadnień, ale jednego bym tylko wymagał: uczciwości w tych działaniach, ponieważ dzisiaj przedstawianie sytuacji w ten sposób, że „Solidarność” chciała dalej rozmawiać, tylko ministerstwo nie chciało… to nie jest tak. To związkowcy nie chcieli przyjąć propozycji, które były na stole.

Jak wyglądają wyzwania związane z uczniami ukraińskimi w polskim systemie?

– Przewodniczący Proksa mówi, że „numerem jeden w priorytetach państwa są ukraińskie dzieci w polskich szkołach”. To skrajnie nieuczciwa wypowiedź. Wystarczy spojrzeć na kierunki polityki oświatowej i ogrom działań resortu w sferze programowej (m.in. historia i teraźniejszość, elementy przysposobienia obronnego), organizacyjnej (Laboratoria Przyszłości, Poznaj Polskę i nie tylko), w sferze wychowawczej i pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Dlatego takie zdanie w ustach szefa oświatowej „Solidarności” to bezczelność.

Przyjmowanie ukraińskich uchodźców do szkół cały czas trwa. Uczniów tych jest już 200 tysięcy. Oceniamy, że po 1 września będzie ich jeszcze więcej. Miejsc w polskich szkołach nie zabraknie. Ale trzeba odpowiedniego systemu, który wypracowujemy właśnie z samorządami, z organami prowadzącymi po to, żeby elastycznie przyjmować te dzieci, które będą chciały kontynuować naukę w polskich szkołach. Każdy uczeń wchodzący do polskiego systemu oświaty uczy się według polskich podstaw programowych. W tych podstawach programowych historii jest również wiedza na temat tego, co działo się na Wołyniu podczas II wojny światowej. Nie ma żadnego powodu – czy to będzie Rosjanin, Ukrainiec, czy Litwin – żeby się tego nie uczyli. Jest to dla mnie zupełnie oczywiste. Wszystkie zmiany przepisów i uelastycznienia systemu wraz z samorządami robimy w pierwszej kolejności po to, aby kryzys uchodźczy nie odbił się negatywnie na edukacji polskich dzieci w polskich szkołach. I to zdanie dedykuję panu przewodniczącemu Proksie, którego niezmiennie zapraszam do współpracy.

Dziękuję za rozmowę.

Zenon Baranowski/„Nasz Dziennik”

 

drukuj