Poczułem się w wolnej Polsce

W dniu 28 czerwca 1956 r. wyjechałem rano pociągiem z Warszawy do Poznania
na Międzynarodowe Targi Poznańskie w celu zapoznania się z nowościami w zakresie
aparatury pomiarowej i automatyki oraz odnowienia i nawiązania nowych kontaktów
z firmami polskimi i zagranicznymi produkującymi powyższą aparaturę.

Po przyjeździe do Poznania skierowałem się do biura zakwaterowania. Po otrzymaniu
skierowania na kwaterę udałem się na teren MTP.
Na terenie Targów odczułem zaniepokojenie wśród zwiedzających i wystawców.
Część stoisk była nieczynna. Od znajomych dowiedziałem się, że kilka zakładów
w Poznaniu strajkuje i na niektórych placach gromadzą się pracownicy. Przerwałem
zwiedzanie stoisk i udałem się na Stare Miasto, gdzie według informacji zbierało
się bardzo dużo ludzi.
Rzeczywiście na placu przed zamkiem i siedzibami władz oraz bocznych uliczkach
było pełno robotników, którzy wznosili okrzyki z żądaniem obniżki cen, podwyżki
płac, zmiany norm pracy, przeplatane hasłami patriotycznymi i religijnymi.
(W owym czasie nie oddzielano haseł religijnych od patriotycznych). Śpiewano "Boże,
coś Polskę", "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród" z dodatkiem "aż
się rozpadnie bolszewicka zawierucha", "My chcemy Boga" i oczywiście "Jeszcze
Polska nie zginęła". Jako Polakowi i patriocie ciarki przechodziły mi
po ciele, gdy pierwszy raz po tylu latach niewoli niemieckiej i bolszewickiej
usłyszałem te pieśni na ulicy. Śpiewałem razem ze zgromadzonymi. Poczułem się,
jak w wolnej Polsce. Tak śpiewaliśmy tylko w domu na spotkaniach rodzinnych
i wśród zaufanych znajomych.
Przed zamkiem i w bocznych ulicach robiło się coraz ciaśniej, ponieważ przybywali
nowi manifestanci z nazwami zakładów Poznania i transparentami. Protestujący
zdobyli radiowóz z magnetofonem, z którego nadawano różne komunikaty o strajkach
i żądaniach robotników. Próbowano sterować zebranym tłumem. Starano się uspokajać
zgromadzonych. Informowano też, że szereg zakładów z innych miast poparło żądania
robotników Poznania, między innymi podano, że niektóre zakłady z Łodzi przystąpiły
do strajku solidarnościowego. Z radiowozu usiłował przemawiać również sekretarz
KC PZPR W. Kraśko, ale został z niego wyrzucony. Na placu z boku stali milicjanci
bez broni, ludzie podchodzili do nich, mówiąc: "władza jest z nami".
Manifestanci byli coraz bardziej podnieceni. Żądania stawały się bardziej radykalne.
Domagano się rozmów z najwyższymi władzami PRL-u. Mówi się, że gdyby "władza" pojawiła
się na wiecu i obiecała spełnienie wszystkich żądań, to tłum uspokoiłby się
i robotnicy wróciliby do pracy. Moim zdaniem, za późno, bo już zaczęło się
powstanie. Część manifestantów wyruszyła pod więzienie, gdzie po walce i zdobyciu
broni opanowano pomieszczenia więzienne. Następnie grupa udała się pod gmach
Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie odbyły się walki.
Uświadomiłem sobie, że powinienem iść na Targi, aby wykonać zadania służbowe
i rozliczyć się z delegacji. Jednak na miejscu podano z głośników, że Targi
zostają zamknięte i proszono zwiedzających o ich opuszczenie. Po wyjściu udałem
się ponownie w kierunku Starego Miasta, ale okazało się, że ul. Roosevelta
była ostrzeliwana, co pewien czas świstały kule. Kryjąc się za drzewami, zmieniłem
kierunek i udałem się na Dworzec Poznań Główny w celu opuszczenia miasta. Po
drodze mijały mnie samochody ciężarowe, które były wypełnione ludźmi w mundurach
podchorążówki. Usiłowaliśmy nawiązać z nimi kontakt słowny, ale nikt nie podjął
rozmowy. Byłem przekonany, że to nie Polacy, tylko bolszewicy przebrani w polskie
mundury. Według mnie, ich twarze nie świadczyły o tym, że są Polakami.
Na dworcu w niektórych kioskach były wybite szyby. Trudno powiedzieć, czy zrobili
to złodzieje, czy szyby zostały wybite przez pociski. Pociągów nie było, perony
opustoszały. Tylko w dyżurkach siedzieli kolejarze. Co pewien czas na perony
padały kule. Podziwiałem kolejarzy, że nie uciekli, aby skryć się w budynku
dworcowym, ale trwali na posterunku. Przecież byli narażeni na postrzał lub
śmierć. Pojawiła się informacja, że przed peronami został zastrzelony człowiek.
Po jakimś czasie powiedziano nam, że z tego dworca nie odjedzie żaden pociąg,
i wtedy część podróżnych podjęła decyzję, że wyruszy pieszo do innej stacji,
skąd mogą odchodzić pociągi. Gdy wyszliśmy grupą ok. 30 osób, było już szaro.
Przemieszczaliśmy się po torach i w pewnej odległości od Dworca Głównego. Na
dworze było już ciemno. Nagle zobaczyliśmy świecące kule wystrzeliwane z Poznania
w naszym kierunku. Ponieważ na uczelni przechodziłem szkolenie wojskowe, krzyknąłem: "Padnij".
Kule świecące padały wokół Poznania jak wskazówki zegara. Przypuszczam, że
celem tego ostrzeliwania było przestraszenie chętnych, którzy chcieliby przybyć
do miasta.
Poruszaliśmy się powoli. Gdy kule zbliżały się do nas, padaliśmy. Nie pamiętam,
jak długo szliśmy, ale było już bardzo ciemno, gdy dotarliśmy do stacji – nie
pamiętam jej nazwy. Kręciło się tu bardzo dużo patroli wojskowych. Po wylegitymowaniu
i przesłuchaniu zatrzymano nas w budynku dworcowym. Gdy przyjeżdżały pociągi,
patrole pilnowały, abyśmy wsiedli do odpowiednich wagonów. W ten sposób w nocy
udałem się pociągiem do Warszawy. Oczywiście nie informowałem nikogo ani nikomu
się nie chwaliłem, że uczestniczyłem w manifestacji i byłem świadkiem Powstania
Poznańskiego. Bałem się przesłuchań ze strony władz.

Kazimierz Edelman

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl