Istota ojcostwa, czyli jak nie zmarnować szansy na szczęśliwe życie

Jest oczywiste,
że największą godnością kobiety jest macierzyństwo, a zatem każda kobieta
jest i powinna być matką – nie tylko ta, która rodzi dzieci.
Nieco mniej oczywisty jest fakt, że największą godnością i jednocześnie
przeznaczeniem mężczyzn jest ojcostwo. Ojcowanie niektórych mężczyzn – kapłanów,
jest szczególnie
trudne i ważne dla przyszłości świata i Kościoła, bezwzględnie wymaga ono
dodatkowej łaski – łaski sakramentalnej.

Chciałbym wskazać kilka pomysłów, które mogłyby posłużyć tworzeniu długoterminowej
strategii ratowania ojcostwa. Mam nadzieję, że te rozważania pomogą we własnej
refleksji nad ojcostwem, czy to jest ojcostwo w rodzinie, ojcostwo kapłańskie,
czy też ojcostwo mężczyzny żyjącego samotnie. Nie da się oderwać od siebie
pojęć: męskość i ojcostwo. W zasadzie męskość jest jakby definiowana przez
ojcostwo. Miarą jakości mężczyzny jest wartość jego ojcostwa. Z drugiej strony
ojcostwo jest drogą dojrzewania i wzrostu mężczyzny, często niewykorzystaną
czy wręcz marnowaną. W całej strategii odbudowy pozycji, miejsca i roli ojca
najważniejsze jest to, by pomóc mężczyźnie wrócić do źródła, do Boga – do łaski,
bo bez niej naprawdę nic gruntownie się nie zmieni.
Ojcostwo nie jest jednak faktem katolickim, lecz faktem biologicznym, poznawalnym
empirycznie, niezaprzeczalnym. Nie jest to problem moralności czy wiary. Jeśli
miałbym ojcostwo opisać dwoma słowami, to użyłbym wyrazów: miłość i odpowiedzialność.
Pewnie byłoby celowe stworzenie katalogu cech dobrego ojca. Katalog ten zacząłby
się od wspomnianych już elementów: miłości i odpowiedzialności. Byłaby to jednocześnie
pewna recepta na kształtowanie osobowości chłopców. Zginęło nam gdzieś kształtowanie
opiekuńczości oraz jakiegoś elementarnego i niekwestionowanego szacunku dla
kobiet. Niestety, przyczyniają się do tego nieraz same kobiety. Wielokrotnie
spotykam się z odruchami, chyba już bezwarunkowymi, np. gdy próbuję podać kobiecie
płaszcz, to ona mówi: dziękuję, dam sobie sama radę.

Na straży wartości w rodzinie
By istniał porządek w sprawach generalnych, mężczyzna – mąż, ojciec – powinien
dopilnować, aby na pierwszym miejscu w rodzinie był Bóg, potem współmałżonek,
dalej dzieci i inni ludzie. Bardzo często kobieta przez swoją emocjonalność
chce postawić dzieci ponad męża. Kto ma jej pomóc, by się nie pogubiła? Ogromną
krzywdę wyrządza się dzieciom, jeżeli odczują, że są ważniejsze od rodziców.
Pilnowanie właściwego porządku należy bezwzględnie do mężczyzny. Jest on
obdarzony takim typem umysłowości, racjonalności myślenia i działania, że
może spokojnie analizować i w razie potrzeby korygować stan relacji w rodzinie.
Wzrastanie we wzorowej rodzinie, w której są idealne relacje, wspaniały przykład
ojca to wymarzony start w rozwoju "kariery" ojcowskiej. Jednak w
chwili narodzenia dziecka zdecydowana większość ojców zaczyna z dość kiepskiej
pozycji. Cały cud przekazywania życia, pochylenie się nad nim, uszanowanie,
gdzieś się gubi, głównie z inicjatywy mężczyzn, którzy powinni strzec tego
porządku. Bardzo często też ojcowie myślą, że ich rola skończyła się z chwilą
wypuszczenia dorosłych dzieci z domu. Tak naprawdę jest to duża część wychowania,
ale uwiarygodnienie odbywa się przez świadectwo ojca do końca jego życia. Coraz
częściej spotykam się z takimi sytuacjami, gdy wykształceni rodzice mówią: "Planujemy
się rozwieść, jesteśmy jednak poważni i nie chcemy zrobić dzieciom krzywdy.
Kiedy będą dorosłe, wtedy się rozwiedziemy". Niestety, jeżeli nawet rozwiedliby
się na łożu śmierci, to świat wartości ich dorosłych dzieci, mających już własne
dzieci, po prostu się zawali. Tak więc ostatecznie karierę ojcowską wieńczy
wierne trwanie do końca.

Złe uczucia
Przypomina mi się tu pewna anegdota. Mężczyzna w wieku siedemdziesięciu kilku
lat, w dniu 50. rocznicy ślubu zapytany o to, czy nigdy nie myślał o tym,
by się rozwieść, odpowiedział: "Rozwieść nigdy, ale zamordować żonę
bardzo często". Chciałbym przez ten przykład wskazać, że w każdym małżeństwie
pojawiają się złe uczucia, ale to o niczym jeszcze nie świadczy. Nawet bardzo
złe uczucia nie podważają niezmienności miłości, która jest decyzją woli,
by troszczyć się o prawdziwe dobro drugiego, o to, by stawał się lepszym
człowiekiem. To nasza kultura chce sprowadzić miłość jedynie do uczuć. Oszukani
na fali rozpędzonych uczuć, myśląc, że to wielka miłość, wchodzą w małżeństwo,
a potem, gdy uczucia się popsują, uciekają z małżeństwa, bo myślą, że miłość
się skończyła. A przecież to mogło być chwilowe załamanie uczuć. Uczucia
bowiem z natury swej są zmienne i sygnał, że się pojawiają złe, powinien
być ostrzeżeniem, że trzeba zatroszczyć się o poprawę relacji. Trwałość,
niezmienność woli, decyzja wiernego troszczenia się o dobro drugiego do końca
życia, jest tym, co jest konieczne i co właśnie wieńczy karierę ojcowską.

Szczęście mężczyzny
Jeżeli miłość i odpowiedzialność są podstawami ojcostwa, a jednocześnie podstawami
prawdziwej męskości, to jednocześnie są one podstawą szczęścia każdego mężczyzny.
W związku z tym pytanie: czy warto być dobrym ojcem, jest w zasadzie równoważne
z pytaniem: czy warto być szczęśliwym. Jeżeli mężczyzna może być szczęśliwy
tylko przez "bycie sobą", czyli "bycie ojcem", to pytanie:
czy warto się wysilać dla ojcostwa, znaczy tyle samo, co: czy warto się wysilać
dla własnego szczęścia. Niestety, wszyscy wiemy, że jest spore pomieszanie
w rozumieniu funkcji czy wręcz nieznajomość funkcji ojca. Brak powszechnie
funkcjonującego, czytelnego wzorca, który przyzwoity chłopak, chcąc być dobrym
ojcem, mógłby wziąć i punkt po punkcie realizować, wprowadzać w życie.
Dawniej całe pokolenia były wychowywane na żywotach świętych Pańskich, na pięknych
i pociągających przykładach. Dzisiaj nasze dzieci oglądają Batmana, He-Mana,
itp. Im jest silniejszy fizycznie, tym bardziej uchodzi za wspaniałego mężczyznę.
Chłopcy często słyszą: "nie płacz, jesteś mężczyzną, nie wolno ci się
wzruszać", itd. Myślę, że istnieje nie tyle potrzeba, co konieczność zdefiniowania
funkcji ojca, wymóg znajomości wzorca. Jeżeli poznamy funkcje ojca, pewien
wzorzec, to będziemy wiedzieć z jednej strony – jak być powinno, a z drugiej
– postawić diagnozę jak jest, z trzeciej – konstruować profilaktykę, i wreszcie
z czwartej – podjąć leczenie stanu ojcostwa, jeżeli jest zły.
Na szczęście mamy zdefiniowane to w sposób jednoznaczny i nieomylny w oficjalnym
dokumencie nauki Kościoła, w "Familiaris consortio". Ojciec Święty
w numerze drugim, prawie między wierszami, wymienia właśnie funkcje ojca. Na
pierwszym miejscu jest odpowiedzialność za życie poczęte. Myślę, że ci, którzy
pracują w poradniach rodzinnych, widzą to, że tu rzeczywiście często leży źródło
rozpadu małżeństwa. Spotkałem się z przypadkiem, gdzie kobieta dwadzieścia
kilka lat po ślubie stwierdza, że już dłużej nie zniesie swego małżeństwa.
Wysłuchałem godzinnej relacji o przewinieniach męża. I wreszcie – zwykle o
to nie pytam – ponieważ w tym przypadku sfera płciowości była zupełnie omijana,
delikatnie zagadnąłem o nią. Kobieta, zdziwiona, że to ma jakieś znaczenie,
odpowiada, że mąż trzy razy zmusił ją do aborcji. Tę prawdę wypchnęła całkowicie
do podświadomości i nie widziała w niej problemu.
Mężczyźni często bronią się przed pytaniem: co jest dla ciebie ważniejsze –
przyjemność seksualna czy życie twojego dziecka. Zdecydowana większość odpowie
– życie mojego dziecka. Unikanie odpowiedzi na to pytanie często świadczy o
tym, że jednak przyjemność jest najważniejsza. I w tym leży problem antykoncepcji
czy tzw. aborcji. Człowiek stworzył antykoncepcję przeciwną "koncepcji" Stwórcy.
Myślał, że wygrał, że oszukał Pana Boga. Ma samą przyjemność i nie widzi nieraz,
jak sam siebie oszukał, gdyż ta przyjemność nieuchronnie maleje. Te same bodźce
powodują przecież coraz słabszą reakcję. Gdy pozostanie na poziomie cielesności,
wkrótce atrakcyjne wyda mu się zdradzanie żony.
Małżeństwa, które uznają, że życie dziecka jest ważniejsze, które stawiają
na wierność, wyłączność, budowanie relacji, odnajdują stale rosnącą radość
ze współżycia płciowego. Bo wówczas, i tylko wówczas, współżycie małżeńskie
odbywa się w korzystnych dla kobiety warunkach psychicznych. Odpowiedzialność
jest więc pierwszym warunkiem uporządkowania całej sfery płciowości, trudnym,
ale koniecznym. Dziś jesteśmy świadkami tego, że kobiety wychodzą z transparentami
na ulice i żądają wulgarnie prawa "do swojego brzucha". A mężczyźni,
zadowoleni, zacierają ręce, udało się – na nią spada odpowiedzialność.

Udział w wychowaniu dzieci
Mężczyźni dość łatwo zwalniają się z tej funkcji. Mają oni swój udział w wychowaniu
dzieci i nie wolno im się z tego wycofać. Głównie chodzi tu o kształtowanie
postaw, a w szczególności tych globalnych, patrzenia na życie. Świadectwo
wielu ojców, w konkretnym dzieciństwie, wykoślawia, zniekształca patrzenie
na świat wartości przez dzieci. My, ojcowie, jesteśmy odpowiedzialni za świat
wartości naszych dzieci. Później buntujemy się: jak ty mogłeś taką dziewczynę
sobie znaleźć na żonę, czym ty się kierowałeś. – Niczym innym jak tymi wartościami,
które mi przekazałeś, kochany tatusiu – powinien odpowiedzieć syn. Gdy dzieci
dorosną, oglądasz efekty, a jedyne, co ci pozostaje, to modlitwa, aby dało
się to wszystko uratować.

Praca zawodowa
Oczywiście to mężczyzna jest odpowiedzialny za byt rodziny. Tutaj większość
mężczyzn mówi: w tym jestem w porządku, pracuję nawet w sobotę i niedzielę.
Jan Paweł II we wspomnianej adhortacji zaznacza, że praca zawodowa ma służyć
rodzinie i nie ma naruszać jej jedności. Jest też prawdą, że wielu mężczyzn
ucieka do pracy zawodowej, nie znajdując szczęścia w domu.

Świadectwo dojrzałego życia chrześcijańskiego
Dzieci budują swój obraz Boga na wzór własnego ojca. Gdyby ojcowie chociaż
to wiedzieli… Przynajmniej ci deklarujący swoją katolickość. Jeżeli dziecko
ogląda nieprzyzwoitego ojca, to będzie miało nieprzyzwoity, karykaturalny
obraz Boga w sobie. Z dużym prawdopodobieństwem takiego karykaturalnego Boga
odrzuci, mówiąc: jeżeli Bóg jest taki, to ja w Niego nie wierzę. Ono nie
poznało prawdziwego Boga, a zerwało kontakt z Bogiem, z Kościołem jako pośrednikiem
łaski sakramentalnej. Winę za to ponoszą, w pierwszym rzędzie, ojcowie.
Skutki złego, jak i dobrego ojcostwa są bardzo szerokie, dotykają zarówno samego
ojca, jego rodziny, jak i społeczeństwa oraz dobra Kościoła. W tym miejscu
chciałbym podać przykład, bo one najlepiej są zapamiętywane, a ten – według
mnie – dobrze coś ważnego ilustruje. Przykład prawdziwy, z poznańskiego przedszkola.
Lat temu kilkadziesiąt, jeszcze w minionej epoce, do jednego z przedszkoli
przychodzi pan – uświadamiać dzieci. Wówczas dystans między dorosłym a dzieckiem
był znacznie większy niż dzisiaj. Pan przedstawił się imieniem, siadł na podłodze
z dziećmi, pokazuje obrazki. Mówi do dzieci po imieniu i zadaje pytania: "Co
to jest?". "Drzewko". "A to?". "Samochodzik". "A
co to jest?". "Matka Boża". "Skąd wiesz?". "Mam
obrazek w domu, w kościele widziałem" – odpowiada dziecko. Następnie krzyż.
To samo: "A widziałyście, dzieci, Matkę Bożą i Pana Jezusa, jak chodzą
po ulicy?". Cisza. "No widzicie – nie ma Matki Bożej. Nie ma Pana
Jezusa. Dorośli to tylko sobie wymyślili". Po czym wstaje sześciolatek
i mówi: "Proszę pana. Mój tatuś jest bardzo mądry. Mój tatuś jest profesorem.
On uczy studentów. Proszę pana. On codziennie klęka przed krzyżem i modli się.
On nie klęczałby przed kimś, kogo nie ma"… Skończyło się uświadamianie,
pan poszedł i więcej nie wrócił. Dziecko widziało wszechpotężnego ojca, który
klęczał przed krzyżem. Ojciec nie musiał opowiadać nic o Bozi, choć też może,
i czytać, i opowiadać, i chodzić za rękę do Kościoła. Dzieci, które nie chcą
chodzić do Kościoła, to najczęściej osoby, których tatuś siedzi w tym czasie
przed telewizorem. Marzą one o tym, że kiedyś też będą dorosłe i też będą mogły
zostać przed telewizorem. "Pociągający" przykład. Jak często ojcowie
chcą popychać swoje dzieci do dobra?… Parafrazując tu powiedzenie francuskiego
generała, że wojsko jest jak makaron, powiem, że dziecka także nie da się pchać,
trzeba je ciągnąć. Nie da się do wartości popychać. Budowanie hierarchii wartości,
tej naszej – katolickiej, należy w ogromnej mierze do ojca. Polega to przede
wszystkim na świadectwie życia. To nie są rozmowy typu: teraz siądź, a ja ci
wytłumaczę. Dzieci są znakomitymi obserwatorami i na pewno nie dadzą się oszukać.
W życiu rodzinnym mężczyzna jest dalekowidzem, kobieta krótkowidzem. Kobieta
widzi wszystkie szczegóły, których mężczyzna nie dostrzega, ale w tych szczegółach
może się zagubić. Już Pan Bóg w raju, kiedy Ewa zerwała owoc, woła: "Adamie,
gdzie jesteś? Ty miałeś upilnować kobietę, na tobie złożyłem odpowiedzialność
za to, co się dzieje między tobą i kobietą". Już wtedy mężczyzna odpowiedział: "Panie
Boże, to ona". To, niestety, trwa do dziś. Zauważmy przy okazji szerzącą
się ideę indywidualizmu – ja jestem najważniejszy, moje dobro się liczy. "Mam
prawo do miłości" – mówi kobieta, zostawiając męża i dwoje dzieci. I odwrotnie.
Moje prawa muszą być podporządkowane w imię miłości prawom bliźnich. Tak naprawdę
najważniejszym zadaniem mężczyzny w rodzinie jest pilnowanie, aby wszystko
zmierzało do jasnego, jednoznacznego, najważniejszego celu, jakim jest zbawienie
członków rodziny. On ma tego pilnować.

Jak odbudować ojcostwo?
Bardzo prosto – wrócić do podstaw, wrócić do wzorca, który daje Bóg. Wszystkie
dające się przełożyć na ludzki język określenia Boga są wzorcem dla każdego
ludzkiego ojca. Chciałbym też zwrócić uwagę na konieczność stworzenia spójnego,
specjalistycznego i atrakcyjnego dla młodych chłopców systemu wychowawczego
przygotowującego do ojcostwa. Kiedyś był skauting. Można np. na bazie tego
programu stworzyć nowy system, tyle że wyraźnie wzbogacony o wartości chrześcijańskie,
który pociągnie chłopaków do pracy nad sobą. Trzeba wrócić do ojcostwa, w
bardzo szerokim tego słowa znaczeniu.
Na zakończenie podzielę się pewną refleksją związaną z obrazem Rembrandta,
przedstawiającym powrót syna marnotrawnego. Trzy postaci: syn marnotrawny,
brat zawistny i ojciec miłosierny. Syn marnotrawny – wiadomo, trzeba odwrócić
się od zła, by powrócić do OJCA. Brat zawistny, który nie chce wejść do domu
OJCA, bo czuje się pokrzywdzony. Czasem zawiść jest właśnie przeszkodą na drodze
do wzrostu, również duchowego. Nie potrafimy się do końca cieszyć, że ci, którzy
weszli na godzinę do winnicy, też zostali w pełni wynagrodzeni. I pewnie najtrudniejszy
powrót do OJCA – wejście w trzecią postać z obrazu. Myślę tu o ojcu przyjmującym
syna bez słowa wyrzutu, z radością, że dobro zwyciężyło i w gruncie rzeczy
nie jest ważne, ile go to kosztowało. Ryzyko tego kosztu wpisane jest w każde
wychowanie. Taki "potrójny" powrót nam, wszystkim mężczyznom, jest
potrzebny.
Recepta w gruncie rzeczy jest prosta i odwiecznie ta sama: przywrócić cześć
rodzicom, ludziom starym, zaprzestać zabijania, przywrócić wierność, zaprzestać
przywłaszczania cudzej własności, itd. Mówiąc krótko – Dziesięcioro Przykazań.
To uniwersalny i najskuteczniejszy sposób powrotu do DOMU OJCA, do rozwoju
ojcostwa w nas, do właściwego ojcowania.

Jacek Pulikowski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl