fot. PAP/EPA

[NASZ WYWIAD] Anastazja, która pracowała na fermie Sz. Wójcika na Ukrainie: W pierwszych godzinach wojny Rosjanie ostrzelali fermę. (…) Rosjanie na wielu gospodarstwach rolnych strzelali do zwierząt i zabijali rolników

Moi sąsiedzi powiedzieli mi, że widzieli, jak na fermę wjechały rosyjskie czołgi. Mama mojej koleżanki opowiadała mi, że jej sąsiadka (mieszkająca obok fermy) zginęła od ostrzału rakietowego. Jest jednak wiele przypadków mordowania ludzi, którzy zostali. W pierwszych godzinach wojny Rosjanie ostrzelali fermę. Część zwierząt uciekła, część zginęła w wyniku ostrzału, a część zdechła z głodu. Rosjanie na wielu gospodarstwach rolnych strzelali do zwierząt i zabijali rolników. Zakopywali miny na polach uprawnych. Czołgami strzelali do traktorów, strzelali do ludzi – relacjonuje Anastazja, która pracowała na fermie Szczepana Wójcika na Ukrainie.

Kradli, niszczyli i zabijali cywilów! Dramatyczna relacja pracownicy gospodarstwa rodziny Wójcików na Ukrainie, które zostało zajęte przez rosyjskie wojsko.

Kilka dni temu media obiegła informacja o ukraińskim ostrzale artyleryjskim w mieście Izium nad Dońcem. Według relacji był on wymierzony w rosyjskie wojsko, które zorganizowało swoją bazę na terenie ogromnego gospodarstwa rolnego. Jak się szybko okazało, ferma należała do Polaków, a dokładnie do znanej rodziny Wójcików, o czym na Twitterze poinformował później Szczepan Wójcik, przedsiębiorca rolny, wydawca mediów rolniczych, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.

Dotarliśmy do osób, które były związane z tym gospodarstwem i pracowały na miejscu. Jedną z nich jest Anastazja.

Anastazja, która pracowała na fermie Sz. Wójcika na Ukrainie – archiwum prywatne

portal radiomaryja.pl: Wspomina Pani, że jeszcze kilka miesięcy temu mieszkała Pani na gospodarstwie, które zostało przejęte przez rosyjskie wojsko…

Anastazja: Tak, było to przed wojną. Gdy Rosja zaatakowała, byłam w Charkowie. Początkowo Rosjanie nie wchodzili, tylko ostrzeliwali miasto rakietami i bombardowali je. Izium bardzo mocno ucierpiał w wyniku nalotów. W pierwszych dniach wojny było tam spokojnie, jednak nie trwało to długo. Po 10 dniach wojny mieszkańcy byli już w schronach i piwnicach. Opowiedziała mi o tym koleżanka z miasta Izium, z którą pracowałam w jednej z firm należących do państwa Wójcików. W tym mieście były też nasze magazyny. W drugim tygodniu wojny ostrzał nasilił się. Rosjanie chcieli zniszczyć miasto. Są tam obiekty strategiczne, ale Rosjanie nie znali ich lokalizacji. Uciec z miasta było bardzo trudno. Drogi były ostrzeliwane. Rosjanie strzelali do nas cały czas.

portal radiomaryja.pl: W jaki sposób rozpoczęła Pani pracę u Pana Szczepana Wójcika?

Anastazja: Współpracowałam z rodziną Wójcików od samego początku ich działania na Ukrainie. Bardzo dużo gospodarstw mają u nas: Niemcy, Holendrzy, Duńczycy, ale i przedsiębiorcy z Polski. To była głównie ferma norek, ale hodowaliśmy tam różne inne zwierzęta. Wszystko rozwijało się bardzo mocno i widziałam to na własne oczy. Ilość pracowników cały czas się zmieniała. Najpierw ludzi było bardzo dużo, później zostało około 100. Rodzina Wójcików ma u nas kilka gospodarstw. Ferma, którą widzimy na nagraniu z bombardowania, to ta większa. Myślę, że pracowało tam później około 80 osób. Na fermie byłam przed wojną. Teraz, z tego co wiem, ferma jest zniszczona i znajduje się na terenie okupowanym przez Rosję. Widziałam, jak były wprowadzane na miejsce nowe zwierzęta. Na początku smutno to wyglądało, Polacy kupili ją zaniedbaną, ale po kilku latach rozwinęła się bardzo mocno. Wszyscy o niej mówili. Ostatni raz byłam na niej w styczniu. Planowaliśmy wtedy z pracownikami dalsze działanie i rozwój na 2022 roku.

portal radiomaryja.pl: Kto pracował na fermie?

Anastazja: Większość zatrudnionych na fermie była miejscowa. Niektórzy przyjechali z Połtawy. Jest to miasto leżące bardzo blisko Charkowa. Na fermie byli również zatrudnieni bardzo doświadczeni pracownicy z obwodu charkowskiego. Z wieloma pracownikami z fermy ciągle mam kontakt, bo zostali ewakuowani przez Pana Wójcika do Polski. Wielu z nich to moi koledzy. Było też wielu pracowników z miasta Izium, na przykład rodzina mojego kolegi. Warunki na fermie były bardzo dobre. Gdy zaczęła się pandemia COVID-19, mieszkałam na fermie z pracownikami i trwało to miesiąc. Na fermie został przeprowadzony generalny remont mieszkań i budynków gospodarczych. Wszystko było nowe, czyste, zadbane. Rodzina Wójcików bardzo dużo inwestowała w tę fermę. Widać było, że zależało im na tym, aby warunki pracowników były jak najlepsze. Mieliśmy tam nawet swoje mieszkania – takie własne miasteczko. Na fermie pracowały osoby w różnym wieku. Byli stażyści z uniwersytetów i techników, osoby starsze, osoby trzydziestoletnie, czterdziestoletnie. Część pracowała jako pracownicy fizyczni, część w administracji fermy. Nie było żadnych ograniczeń. Jeżeli człowiek bardzo dobrze wykonywał powierzone mu zadania, to awansował. Pan Wójcik był bardzo dobrym pracodawcą. Zawsze był sprawiedliwy. Jeśli widział, że człowiek dobrze pracuje, to nigdy w życiu go nie skrzywdził. Gdy ktoś pracował źle, to z nim rozmawiał, ale nigdy nie wyrzucał z pracy.

portal radiomaryja.pl: I tak było do wojny…

Anastazja: Szef zaproponował każdemu ewakuację. Kto chciał, mógł wyjechać do Polski i dostać nową pracę. Dużo pracowników, gdy zobaczyło, co Rosjanie robią, zdecydowało się uciekać, inni nie chcieli zostawiać swoich domów i zostali. Na następny dzień (po wyjeździe naszych pracowników) rosyjskie wojska zrobiły bazę na terenie fermy. Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo. Korzystali ze sprzętu pozostawianego na fermie i mieszkali w kwaterach pracowniczych. Na gospodarstwie zostały osoby, które mieszkały w jego sąsiedztwie. Mieli blisko do pracy. Część przyjeżdżała na fermę rowerem. Do ostatnich chwili starali się pracować, karmić zwierzęta i dbać o nie. Niestety dla niektórych, by uciekać, było już za późno. Ci, którzy nie zdecydowali się na początku, nie mieli jak już uciec. Było bardzo mało samochodów i kierowców. Nie wszyscy mogli wyjechać. Jak uciekasz, to nie czekasz.

Później z Iziumem nie było już kontaktu. Dopiero niedawno udało się porozmawiać. Moi sąsiedzi powiedzieli mi, że widzieli, jak na fermę wjechały rosyjskie czołgi. Mama mojej koleżanki opowiadała mi, że jej sąsiadka (mieszkająca obok fermy) zginęła od ostrzału rakietowego. Jest jednak wiele przypadków mordowania ludzi, którzy zostali. W pierwszych godzinach wojny Rosjanie ostrzelali fermę. Część zwierząt uciekła, część zginęła w wyniku ostrzału, a część zdechła z głodu. Rosjanie na wielu gospodarstwach rolnych strzelali do zwierząt i zabijali rolników. Zakopywali miny na polach uprawnych. Czołgami strzelali do traktorów, strzelali do ludzi.

portal radiomaryja.pl: To straszne… Na szczęście większość ludzi zdołała uciec…

Anastazja: Tak, ale wszystko, co zostało na fermie, Rosjanie ukradli i wysłali do Rosji. Wywieźli nasze maszyny rolnicze, paliwo, agregaty prądotwórcze. Ukradli nawet to, co zostawili pracownicy. Jedna pracownica dostała ode mnie w prezencie mój stary telefon. Zapomniała go zabrać z fermy. Ostatnio włączyłam jego lokalizacje. Jest to możliwe poprzez specjalną aplikację. Znalazłam go pod Moskwą. Ukradli wszystko, co mogli, czyli meble, ciuchy, naczynia, kosmetyki.

portal radiomaryja.pl: Jak wielu ludzi mogło tam zginąć?

Anastazja: Tego dokładnie nikt nie wie. Rodziny tych, którzy zginęli na fermie, nie mają możliwości odzyskania zwłok. Jak mówiła mama jednej koleżanki, która pracowała na fermie, ciała naszych pracowników i Rosjan są wszędzie. Cały czas trwa ostrzał. Ludzie boją się wychodzić z piwnic. Nie mają jak zabrać ciał swoich bliskich. Ciała leżą na ulicach, drogach, polach. Myślę, że ciała naszych pracowników są ciągle na fermie. Tak samo jak ciała rosyjskich żołnierzy.

portal radiomaryja.pl: Porażająca historia… Jak teraz sobie Pani radzi? Jak radzą sobie inni pracownicy fermy?

Anastazja: Jestem w stałym kontakcie z tymi, którzy dzięki Panu Wójcikowi uciekli z Ukrainy. Mają oni prace i mieszkania w Polsce. Wszystko od nich dostaliśmy. Do Polski przyjechali nie tylko pracownicy fermy i ich rodziny. To również znajomi, koledzy, koleżanki. Część pracuje w Polsce na fermach, niektórzy w innych firmach Wójcików, część pomaga przy bydle. Ja do Polski przyjechałam z mamą i bratem, którzy również znaleźli w Polsce prace. Dzięki rodzinie Wójcików mamy świetne warunki. Chciałam za to bardzo podziękować.

portal radiomaryja.pl: Dziękujemy za rozmowę.

Warto wspomnieć, że po publikacji przez Szczepana Wójcika nagrania na Twitterze, które ukazywało ostrzał i niszczenie fermy, Rosjanie ponownie zaatakowali, tym razem w sieci.

Karolina Gierat/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl