Euro 2016. Droga do Francji – część II

Reprezentacja Polski po raz trzeci w historii wystąpi w finałach piłkarskich mistrzostw Europy. Można by powiedzieć, że droga do Francji była wyboista i trudna, ale zwieńczona zasłużonym sukcesem. Białoczerwoni wywalczyli awans w niesamowitym stylu z królem strzelców eliminacji, najlepszym asystentem i wspaniałym bilansem bramkowym (33:10). Przyjrzyjmy się zatem wspaniałej i pełnej wiraży drodze, jaką pokonała drużyna Adama Nawałki w przeciągu niespełna dwóch lat, aby znaleźć się nad Lazurowym Wybrzeżem. A działo się mnóstwo.


Zaczęli z wysokiego „C”

Grupa eliminacyjna do Euro prezentowała, przynajmniej na papierze, znacznie wyższy poziom niż ta z mistrzostw świata – z Niemcami, Szkocją, Irlandią, Gruzją i debiutującym w strukturach UEFA – Gibraltarem. Terminarz zdawał się być bardziej łaskawy – pierwszy mecz rozegraliśmy na wyjeździe z Gibraltarem. Debiut tego zespołu w portugalskim Faro nie był dla nich zbyt udany – przegrali bowiem z Polską aż 0:7, m. in. po czterech bramkach Roberta Lewandowskiego. Swoją cegiełkę do sukcesu dołożyli także Kamil Grosicki (autor dwóch goli) oraz Łukasz Szukała. Kontrowersyjną decyzję podjął Nawałka, zabierając z kadry U-21 Arkadiusza Milika. Jak się okazało, młodszy rocznik nie dał rady Grekom i nie dostał się do finałów młodzieżowych ME, które mieli na wyciągnięcie ręki.

Kolejnym rywalem był ten, z którym konfrontacje zawsze elektryzowały polskich kibiców. Niemcy – i to na Stadionie Narodowym. Biało-czerwoni do momentu rozegrania tego spotkania szesnaście razy mierzyli się z sąsiadami zza Odry, nie wygrywając przy tym żadnego z nich. Miało to jednak poniekąd pozytywne skutki – z Polaków zdjęta została presja związana z wynikiem meczu. W razie porażki nikt przecież nie miałby większych pretensji do zespołu, bardziej liczyła się postawa i wola walki. Trener z typową dla siebie sumiennością przygotował swoich podopiecznych do pojedynku, dając im czas na relaks.

I może właśnie dzięki temu, po murowaniu własnej bramki i niesamowitych paradach Wojtka Szczęsnego, w 52. minucie Polska - Niemcypo błędzie jednego z obrońców i złym wyjściu do piłki Manuela Neuera, Arek Milik skierował futbolówkę do siatki. Biało-czerwoni nie rozprężyli się, z podziwu godnym poświęceniem rzucali się w kilku sytuacjach pod nogi strzelającym Niemcom. Fantastycznie spisywał się duet stoperów Łukasz Szukała – Kamil Glik. Może to właśnie dzięki nim i komunikacji ze środkiem pola, w którym dyrygował i „gryzł” trawę Grzegorz Krychowiak, nie padł wyrównujący gol. I gdy nadeszła 88. minuta, po świetnym zastawieniu się i podaniu od Lewandowskiego, wynik podwyższył rezerwowy Sebastian Mila. 2:0 dla Polski – to historyczne zwycięstwo, jak się później okazało, nadało ton całym eliminacjom.

Po wielkiej wiktorii

Biało-czerwoni nawet na moment nie opuścili miejsca premiowanego bezpośrednim awansem do finałów Euro i wciąż strzelali mnóstwo goli. Oczywiście, nie zawsze było kolorowo, tak jak trzy dni później, gdy również u siebie mierzyliśmy się ze Szkotami. Wydawałoby się, że najgorsze już na nami, kadra dokonała rzeczy niebywałej, a tu.. bardzo trudne warunki postawiła „Orłom” szkocka ekipa. Po szybkim wyjściu na prowadzenie i sytuacyjnej piłce, którą wpakował do bramki Krzysztof Mączyński, kilka minut później po błędzie naszej defensywy wyrównał Shaun Maloney.

Druga połowa fatalnie rozpoczęła się dla zespołu Adama Nawałki. W 57. minucie gapiostwo polskich obrońców wykorzystał Steven Naismith. Na szczęście, trenerski nos nie zawiódł Nawałkę, który wystawiał konsekwentnie do gry Arkadiusza Milika, a ten po świetnym zagraniu Artura Jędrzejczyka w pole karne zapewnił nam remis (2:2).

Kolejny mecz to pojedynek z zawsze groźną, zwłaszcza na swoim terenie Gruzją. Zawodnicy z Kaukazu jak zwykle postawili bardzo trudne warunki reprezentantom Polski i grali bardzo zwarcie i mądrze, nie pozwalając rywalom na zbyt wiele. Jednak wystarczyło kilka minut po zmianie stron, aby Kamil Glik wyprowadził naszą reprezentację na prowadzenie. Siła kapitana włoskiego Torino przydała się przy stałym fragmencie gry. Wówczas orkiestra pod nazwą „reprezentacja Polski” zaczęła grać koncert, mimo zgrzytów, bo niewiele by zabrakło, a Gruzini doprowadziliby do remisu.

Jednak przy odrobinie szczęścia, które oczywiście sprzyja lepszym, po fantastycznie rozegranym rzucie wolnym w 71. minucie, gola na 2:0 strzelił Grzegorz Krychowiak. Defensywny pomocnik Sevilli kapitalnie odnalazł się w polu karnym rywali i celnym uderzeniem z najbliższej odległości umieścił futbolówkę w prawym dolnym rogu bramki. Za chwilę strzałem z kategorii „stadiony świata” popisał się Sebastian Mila, który po perfekcyjnym rozegraniu piłki uderzył zza szesnastki nie do obrony. Na dokładkę, po popisowej „klepie”, wynik ustalił Arkadiusz  Milik (4:0).

Ważna zmiana

Piąty mecz eliminacji nasza kadra rozegrał 29 marca 2015 roku w Dublinie przeciwko Irlandczykom. Wtedy to Wojciech Szczęsny zaliczył wpadkę w klubie – przez głupi wybryk stracił miejsce w podstawowym składzie Arsenalu Londyn na rzecz Davida Ospiny. Sytuacja była patowa – brakowało bardzo ważnego ogniwa w naszej drużynie. I wtedy bardzo trudną decyzję podjął trener Adam Nawałka, który funkcję kapitana kadry powierzył Robertowi Lewandowskiemu. Media rozdmuchiwały całą sytuację, jednak selekcjoner i najbliższe otoczenie studziły atmosferę. Jakub Błaszczykowski po trzydziestu jeden spotkaniach jako kapitan biało-czerwonych, zawsze zostawiający serce na boisku, nie bez emocji, ale jak na profesjonalistę przystało, bez żadnych uwag przyjął decyzję trenera. Nawałka zaznaczył przy tym, że w żadnym razie nie zamyka przed Kubą drzwi do gry w kadrze.

Sławomir PeszkoPowołanie w tym wypadku otrzymał Sławomir Peszko, od dawna nie meldujący się w szatni reprezentacji Polski. Coach od razu postawił na niego, wystawiając go do podstawowego składu, co okazało się strzałem w „dziesiątkę”. Skrzydłowy Koeln, po indywidualnej akcji i precyzyjnym, technicznym strzale w 26. minucie dał naszej drużynie prowadzenie. Prowadzenie, którego nie udało się dowieść do końca, bo w ostatnich sekundach meczu złe ustawienie obrońców wykorzystał Shane Long. Biało-czerwoni ostatecznie zremisowali 1:1 i na półmetku zmagań eliminacyjnych prowadzili w tabeli grupy D.

Kilka miesięcy później ekipie Adama Nawałki ponownie przyszło zmierzyć się z Gruzinami, tym razem w Warszawie. Przez bardzo długi okres gry defensywa gości nie dawała się zaskoczyć i gdy nastał moment, w którym tylko słupek uratował nas przed utratą gola, klasą wykazał się Arkadiusz Milik. Snajper Ajaxu Amsterdam w 62. minucie cudownym uderzeniem z lewej nogi zza pola karnego pozwolił tylko patrzeć gruzińskiemu bramkarzowi, jak futbolówka wpada do siatki.

Gruzini nie poddawali się, wyprowadzając groźne kontry, a w 82. minucie trafili nawet w poprzeczkę. I wtedy Lewandowski wrzucił wyższy bieg. „Lewy” w ciągu czterech minut, po asystach Milika oraz Błaszczykowskiego, trzykrotnie skierował piłkę do bramki gości, kompletując tym samym klasycznego hat-tricka. Piłkarzowi Bayernu Monachium zarzucano wówczas, że strzelał gole mało wymagającym rywalom – bo cztery z Gibraltarem oraz trzy z Gruzją, a Milik wpisywał się na listę strzelców w meczach przeciwko bardziej atrakcyjnym przeciwnikom, tj. Niemcom, Szkotom czy też w towarzyskiej konfrontacji ze Szwajcarią. To, jak ważne trafienia odnotowywał Lewandowski, pokazały jednak później całe eliminacje.

Ciąg dalszy nastąpi…

Sport.RIRM

drukuj