Spróbuj pomyśleć: „Własność ziemi to pewność przeżycia”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Zwłaszcza teraz, kiedy przez media przewija się karnawałowy korowód prominentów minionego dwudziestolecia, których rozradowane twarze zaświadczają o historycznym sukcesie ich autorstwa. A na ulicach ląduje jedna za drugą wielotysięczna fala bezrobotnych, jedynych żywicieli rodzin. Od bezrobocia do bezdomności droga krótka, zważywszy na wyśrubowane koszty utrzymania mieszkań z zastosowaniem największych z możliwych do osiągnięcia sposobów oszczędzania wody, prądu, gazu, ogrzewania i wywozu śmieci. Koszty te przekraczają już możliwości rodzin mających stały dochód, a co dopiero, gdy do pokrycia minimum życiowego pozostaje jakaś żałośnie śmieszna kwota do podziału na wiele licznych potrzeb.

Za przegranie wojny z rozumem na Polaków zostały nałożone wysokie kontrybucje w postaci wpłat do kasy Unii Europejskiej. Ta zaś zadbała, aby do nowej kolonii wysłać perkal i koraliki w zamian za należne dziesiątki miliardów euro. Nie wydać, to znaczy zarobić. Starym łupieżcom opłaciło się zainstalować w swoich ludzi nad Wisłą. To przecież nic nowego w historii kolonializmu. Na bogactwo kolonialnych metropolii złożyły się nie tylko efekty rzezi Bogu ducha winnych plemion i narodów, lecz także owoce mniej lub bardziej misternej dyplomacji kończącej się obsadzeniem władzy przez spolegliwych kacyków. Ci przecież nie ogłoszą publicznie, że służą interesom obcych. No jakże! Uśmiechną się zalotnie, dobrodusznie poklepią po plecach i zapowiedzą cud. Cud. Cud, który przecież nie pojawia się na żądanie. Do cudu może dojść za wstawiennictwem świętych Pańskich, nie samozwańczych cudotwórców. Co więc zgotował Polakom Donek? Najwyraźniej karę Boską za bluźnierstwo w postaci zawierzenia w jego przymioty ze świętością na czele. Czy to nie jest historia z powieści podróżniczych? Tyle, że jej akcja nie toczy się w dziewiętnastym wieku na rzeką Kongo, a w dwudziestym pierwszym wieku nad Wisłą i Odrą. Zamiast szukania odpowiedzi na pytanie, jak wybrać najsmaczniejsze kawałki z przelewającego się kotła dobrobytu wnoszonego na platformie, w milionach polskich domów pojawia się dylemat jak, nie mając pieniędzy, przetrwać we współczesnym świecie. Jeżeli ktoś myśli, że ten dylemat go nie dotyczy, niech się dobrze zastanowi nad przebiegiem wydarzeń w ostatnim półroczu. Jeżeli zaś zdarzyło się komuś być widzem telewizyjnego wywiadu z nadmiernie wylewnym – zapewne pod wpływem alkoholu – filarem obu głównych polskich partii, ten wie, że już kilka lat temu obowiązywała doktryna Darwina w polskiej polityce: przeżyją tylko najsilniejsi. Właśnie rząd wprowadza w życie zasady tej doktryny. Obecnie, w sezonie mrozów, zapowiadane są cięcia budżetu opieki socjalnej. Bezdomni, korzystający z miłosierdzia bliźnich składających się za pomocą podatków na noclegownię i miskę zupy dla najbardziej potrzebującego, będą pozbawieni minimum szans na przeżycie. Wyczyny rządu w zakresie odbierania ostatniej nadziei chorym komentują negatywnie wszyscy, ale nikt nie podejmuje żadnej skutecznej akcji przeciwko tej formie eutanazji. Eutanazji nie nazwanej, choć masowej. Sami chorzy tego nie zrobią, są za słabi, za młodzi, za starzy, a wyciskające łzy z oczu materiały telewizyjne nagłośniające pozostawienie ludzi chorych sam na sam z ich nieszczęściem coraz bardziej powszednieją i tracą zupełnie swoją moc demaskatorską. Sprawcy już przecież nie zakładają masek. Oto znaleźli sobie słowo – wytrych na usprawiedliwienie, Kryzys. Kryzys globalny. Kryzys w Europie. Kryzys u najbliższych sąsiadów.

Aby mieć szanse za parę lat dowiedzieć się jak to było naprawdę z tym kryzysem, kto na nim najbardziej stracił, a kto najwięcej zarobił, trzeba robić wszystko, aby rodzinie i rodzinie rodzin, czyli narodowi, zapewnić przetrwanie kryzysu. Zapewnić najsłabszym przetrwanie kryzysu humanitarnego w Polsce.

Warto rozejrzeć się za każdym dostępnym skrawkiem ziemi matki – żywicielki. Zadbać o swoją działkę w ogrodach pracowniczych, porozmawiać z zaprzyjaźnionymi rolnikami, ogrodnikami i sadownikami, zaopatrzyć się posiadane przez nich nasiona i materiał hodowlany. W miarę możności unikać sklepów i sieci sprzedaży, w których spowodowane umyślnym brakiem państwowej kontroli rozpasanie sprzedawców organizmów genetycznie modyfikowanych sięga zenitu. Umówić się na wspólną pracę przy własnej lub czyjejś uprawie czy hodowli, w sadzie czy ogrodzie. I wspólne dzielenie owoców tej pracy. Oby zeszłoroczne masowe marnotrawstwo owoców było nam zapomniane. Przygotować się do robienia przetworów na następną zimę. Dobrze opatrzyć dom, póki jest, przed zimnem, zalaniem, pożarem. Kupić opał, świece. Poradzić się, poczytać, pomyśleć nad przetrwaniem swoich dzieci, rodziców, niedołężnych sąsiadów i swoim własnym, kiedy już skończy się zima i wiosna a z nimi wszelkie oszczędności, zapomogi, odszkodowania za skradzioną nam pracę. A przede wszystkim modlić się o ratunek.


Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj