Jak trudno uwierzyć w rozum

Mija czwarty miesiąc, odkąd rozległy się mocne apele w sprawie uchwalenia moratorium na zabijanie dzieci poczętych, a w kręgach polityków uważanych za prawicowych (jeszcze prawicowych) nie widać objawów przebudzenia, nie mówiąc już o bardziej zdecydowanej akcji prowadzącej do konkretnych decyzji legislacyjnych. Jak relacjonuje „Nasz Dziennik”, niektórzy z posłów się wahają, niektórzy nie wiedzą, o co chodzi, niektórzy – jak to wyrażono – „udają Greka”. Sądzę jednak, że pomimo tajemniczej formuły (nie dla wszystkich zrozumiałej, bo pochodzącej od łacińskiego słowa „mora”; nie mylić z greckim „moria”!), problem jest jasny.

Sytuacja w świecie dojrzała do tego, aby najważniejsze instytucje międzynarodowe (przede wszystkim ONZ, a także parlamenty krajów demokratycznych) orzekły w sposób zdecydowany, że nie wolno zabijać dzieci nienarodzonych z żadnego powodu, ponieważ są to osoby, którym przysługuje bezwarunkowe prawo do życia. Sytuacja w świecie dojrzała do tego, aby każdy myślący człowiek doznał duchowego wstrząsu wobec ogromu zbrodni ciążącej na ludzkości, zbrodni, której w świetle aktualnego stanu wiedzy medycznej nie można niczym zakamuflować, a w świetle wzrastającej w kręgach elitarnych wrażliwości na nietykalny charakter prawa do życia (o czym z aprobatą pisał Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”) nie można dłużej tolerować. Ta wrażliwość na wartość życia ludzkiego wzrasta na tyle wyraźnie, że nie da się dłużej przemilczać paradoksu polegającego na tym, że ułaskawia się zbrodniarzy, a przekreśla się życie najniewinniejszych i najbardziej bezbronnych osób ludzkich.


Problemy z moratorium


Ktoś wysuwał trudność, że moratorium to decyzja ważna na pewien czas, po czym sytuacja powraca do poprzedniego stanu. Być może pewne skojarzenia prawnicze nie pozwalają niektórym uchwycić głębszego wymiaru moralnego całej sprawy. Zdarza się także, że jakiś aktualny kontekst narzuca jakieś zacieśnione i relatywne widzenie ważnych spraw. Tak na przykład stało się z pewnymi senatorami Senatu Stanów Zjednoczonych, którzy – w związku z wizytą Benedykta XVI w ich kraju – postanowili uczcić Dostojnego Gościa odpowiednią rezolucją podpisaną oficjalnie przez Senat. Senator Sam Brownback napisał projekt rezolucji i puścił ją w obieg dla uzyskania ogólnej aprobaty. W projekcie rezolucji między innymi było o tym, że „Papież jest człowiekiem o wyjątkowej wrażliwości moralnej zwłaszcza wobec słabych i duchowo zranionych i że podkreśla wartość życia każdej osoby ludzkiej”. I tu pojawił się „kamień obrazy”. Pani senator Barbara Boxer (zwolenniczka ideologii „pro choice”) zarzuciła rezolucji zastosowanie słów „obrażających” (the offendig language). Inni jeszcze mieli pretensje do stwierdzeń na temat interpretacji wolności religijnej w kontekście rozdziału państwa od Kościoła. W końcu tekst kompromisowy został „wysterylizowany” z elementów moralnych i politycznych i ograniczył się do pochwały Papieża, który pozytywnie mówi o wierze Amerykanów (Fox News, 17 kwietnia; Trish Turner). Interesujące jest to uwikłanie się polityków w różne zależności ideologiczne, niepozwalające im normalnie przyjąć tego, co jest prawdą.

Nawiązując do problemu moratorium jako czasowego zaprzestania praktyk, należy powiedzieć, że projekt, popierany przez Stolicę Apostolską, nie zakłada jakiejś „przerwy”, po której świat wróci do starych obyczajów. Intencją projektodawców jest to, aby świat doszedł do zrozumienia, że ta potworność nie powinna w ogóle mieć miejsca na globie ziemskim. Oczywiście nie da się tego osiągnąć automatycznie w jednym momencie, jednak cały proces powinien się rozpocząć od zdecydowanych posunięć politycznych, legislacyjnych i edukacyjnych. Jak wiemy, w projekcie redaktora „Il Foglio” (Giuliano Ferrara) przewidywano jako pierwsze „mocne uderzenie” wprowadzenie do tekstu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (w jej sześćdziesięciolecie), do artykułu potwierdzającego prawo do życia, słów uściślających: „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Jak wiemy, w ubiegłym roku tych właśnie słów przeraziło się u nas wielu posłów, którzy teoretycznie uchodzili za rzeczników prawa i sprawiedliwości, a okazali się politykami niedojrzałymi i niezdolnymi do podjęcia odważnych i mądrych decyzji. Wstyd i hańba.


Odbudować kulturę prawdy


Sprawa wymaga szeregu działań na różnych płaszczyznach, ale przede wszystkim rząd powinien wypracować integralną i długofalową strategię, mającą na celu definitywne wyzwolenie Polski od hańbiących pozostałości komunizmu, socjalizmu, ateizmu, nihilizmu moralnego i innych obrzydliwości, które są skwapliwie popierane przez pewne urzędy Unii Europejskiej. Jak dotąd nie mogliśmy się doczekać takiego rządu, który rozumiałby te sprawy i był zdecydowany działać w kierunku przywrócenia Polsce oblicza Narodu żyjącego kulturą chrześcijańską. Wiadomo, że takiej kultury nie można zbudować poza fundamentem prawdy, która rzuca światło na tajemnicę ludzkiego istnienia.

Stosunek do prawdy jest niewątpliwie jednym z najważniejszych kryteriów decydujących o postawie polityków wobec problemów moralnych, a stosunek do życia jest istotnym kryterium cywilizacji, pozwalając odróżnić prawdziwą cywilizację od barbarzyństwa. Od dawna wiadomo, że praktyka aborcji i ideologia uzasadniająca niszczenie życia poczętego (zabijanie dzieci nienarodzonych) opiera się na kłamstwach i potwornych manipulacjach. Ostatnio jeszcze raz naświetliła tę sprawę publikacja naukowa dr. Renzo Puccettiego pod tytułem „Człowiek niepożądany. Od pigułki Pincusa do RU 486” (Zenit, 2 kwietnia). Doktor Puccetti, sekretarz Komisji „Scienza et Vita”, zebrał bogatą dokumentację dotyczącą kłamstw pokrywających praktykę aborcyjną. Stwierdził na podstawie badań, że antykoncepcja nie wpływa na zmniejszenie liczby aborcji; że pigułka „dzień po” jest czynnikiem abortywnym; że zamach na życie dziecka w łonie matki krzywdzi zarówno dziecko, pozbawiając je życia, jak i matkę, ściągając na nią tragiczne konsekwencje psychiczne; że pigułka RU 486 zabija dziesięć razy więcej dzieci poczętych niż zabiegi chirurgiczne oraz że ci, którzy popierają aborcję, zupełnie nie interesują się macierzyńską rolą kobiety.

Szczególną pogardę dla prawdy wykazują najwyższe instytucje Europy, jak to widzieliśmy w raporcie Rady Europy, usiłującej narzucić wszystkim państwom absurdalne „prawo do aborcji”. Widać to było także na posiedzeniu Rady Praw Człowieka przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, o czym pisał „Nasz Dziennik” w piątek, 18 kwietnia. Prawdą nie interesują się także inne agendy i organizacje podszywające się pod ONZ. Szczególnie cyniczna jest polityka IPPF (International Planned Parenthood Federation), która w ostatnim roku znacznie rozszerzyła swoją działalność wrogą życiu poczętemu, o czym pisze kompetentnie Jim Sedlak, prezes „American Life League” (www. MichNews. com, 5 kwietnia).

A skoro dotknęliśmy daty 18 kwietnia, jak nie podkreślić faktu, że Papież Benedykt XVI w tym właśnie dniu powiedział ważne rzeczy przedstawicielom Narodów Zjednoczonych, dając im wspaniałą szansę poznania prawdy. Ojciec Święty, podkreślając powszechny i niepodzielny charakter praw człowieka, które wyrażają i zabezpieczają ludzką godność, stwierdził: „Jest oczywiste, że prawa uznane i sformułowane w Deklaracji odnoszą się do każdego człowieka mocą wspólnej genealogii (każdej) osoby, która pozostaje najwyższym punktem Boskiego planu stwórczego wobec świata i historii. Są one [prawa] oparte na prawie naturalnym wpisanym w ludzkie serce i obecnym w różnych kulturach i cywilizacjach. Jeśli usunie się ludzkie prawa z tego kontekstu, ranga człowieka zostanie zdegradowana i poddana relatywistycznym koncepcjom, według których znaczenie i interpretacja praw stanie się zmienna, ich powszechność zostanie zanegowana w imię różnic kulturowych, politycznych, społecznych, a nawet poglądów religijnych” (według www.chiesa, 18 kwietnia) Chciałoby się tu przytoczyć cały wspaniały wykład Benedykta XVI, ale na razie nie możemy sobie na to pozwolić. Papież podkreśla mocno związek istnienia człowieka z Boskim planem miłości i życia, który znajduje swoje tajemnicze przedłużenie w sercu człowieka. Kiedy indziej mówi o zależności istnienia i istoty człowieka od Boskiego Logosu, który jest Rozumem Stwórczym, od którego pochodzi świat i jego ład, przede wszystkim moralny. Bez tych przesłanek nie da się zrozumieć godności człowieka i jego praw, o które wciąż toczy się spór wewnątrz różnych ideologii politycznych, obiecujących ludzkości coraz to nowy „raj” i snujących coraz to nowe „utopie”, w których życie ludzkie będzie totalnie i definitywnie sterowane „naukowo”. Pewne takie utopie już przeżyliśmy (kto przeżył, to przeżył, nie wszystkim się udało), a o całym kontekście filozoficzno-kulturowym, ukazującym drogi upadku ludzkiego rozumu, który zamiast zawierzyć Bogu – wierząc prawdzie – zaczął wierzyć tylko w siebie samego, pisze rzeczowo, kompetentnie, a nawet fascynująco, prof. Piotr Jaroszyński w książce pt. „Człowiek i nauka” (Lublin 2008).


U źródeł degradacji kultury


Z Ewangelii wiadomo, że z ludzkiego serca pochodzi wszelkie zło, które krzywdzi i poniża człowieka (por. Mk 7, 20-23). Tomasz Merton powiedział kiedyś, komentując potworności wojny, że scena świata jest obrazem ludzkiego sumienia. Z analiz na temat filozofii nauki zawartych w dziele prof. Jaroszyńskiego wynika, że straszliwa degradacja cywilizacji w XX wieku jest owocem i obrazem zdrady ludzkiego rozumu, któremu zabrano miłość prawdy i oddano go w niewolniczą służbę ideologii utylitaryzmu i technologii budującej absurdalne utopie, w których w końcu człowiek przestał się liczyć jako osoba; mógł dalej być obiektem „liczenia”, ale jako numer w obozach koncentracyjnych i jako źródło surowców przemysłowych.

Polska rzekomo wyszła z sieci totalitaryzmu, ale nie widać szczerego dążenia do odbudowania kultury prawdy i szacunku dla godności osoby ludzkiej. „Nasz Dziennik” z 17 kwietnia donosi o spotkaniu rządu z przedstawicielami nauki (uniwersytetów), na którym zaprezentowano projekt „reformy” szkolnictwa wyższego bardzo przypominający pewne projekty z czasów PRL, kiedy reguły myślenia dyktowała „przewodnia siła historii”, czyli partia komunistyczna. Profesorowie uniwersytetów, zebrani na tym spotkaniu, nie mieli szans na wypowiedzenie swojej opinii. Zostali zdegradowani do roli uczniaków, zmuszonych wysłuchać aktualnych „wytycznych” obowiązujących na obecnym „etapie” walki z wrogiem klasowym. Dziś znów władza chce dyktować podstawy nauki, jak to było (?) w systemach totalitarnych. Na tej ważnej konferencji „na szczycie” nie powiedziano, jak ideologia komunistyczna niszczyła naukę, wciskając ją w kanał polityczny i jak długo jeszcze będą straszyć na horyzoncie polskiej nauki przestarzałe relikty komunizmu, choćby w postaci tak zwanej Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, która nadal popiera myślenie w duchu „poprawności politycznej”. Może komuś zależy na tym, aby Polacy nadawali się tylko do pracy fizycznej, oczywiście w „landach” Unii Europejskiej. Bo prawa będą ustanawiać oni, „Europejczycy”. Tymczasem bez suwerenności nauki nie ma suwerenności kultury, nie ma suwerenności Narodu.


Epoka nowej mitologii


Świat postępowy rzeczywiście nie kocha prawdy i mądrości, natomiast łatwo wierzy w bajki i mity. O wielu takich przykładach można przeczytać w prasie. Oto pewna grupa „religijna” mająca bazę w Salt Lake City pragnie ogłosić całemu światu treść swoich zasad na specjalnym pomniku, usadowionym akurat w mieście Utah, w miejscu publicznym, gdzie już znajduje się pomnik dla uczczenia Dekalogu, czyli Dziesięciu Przykazań. Miasto nie bardzo się zgadza, sprawę ma rozstrzygnąć Najwyższy Sąd. Miasto się nie zgadza, ponieważ w treści tego nowego pomnika dostrzega sens niedający się pogodzić z Dekalogiem. Dowodzą: „Wyobraźmy sobie, że w miastach, gdzie znajduje się pomnik dr. Martina Luthera Kinga, ktoś chce postawić pomnik na cześć rasizmu”. Ale co to za grupa religijna? Jest to wspólnota założona przez byłego mormona, Claude’a Rex Nowella, który na podstawie „objawień” jakiejś wyższej istoty duchowej skomponował zestaw wierzeń łączących elementy chrześcijańskiej gnozy i wierzeń starożytnego Egiptu. Zbierają się oni na medytację w świątyni o kształcie piramidy, piją „nektar” własnego wyrobu, promują mumifikację zwłok oraz „seksualną ekstazę” jako źródło „wyższej wiedzy”. Wierzą w „siedem aforyzmów”, które chcą właśnie umieścić na pomniku. Oto one: psychokinesis, correspondence, vibration, opposition, rhytm, cause and effect oraz gender. Na co to komu potrzebne? Dowodem upadku myślenia jest popularność sekt, które nie wymagają myślenia (według: Pete Winn, „High Court to Decide if Town Must Allow New Age Monument”, CNSNEWS. COM, 3 kwietnia).

Albo kwiatek z innej łąki. Publicysta Lee Duigon w artykule „Reinventing Normality” (www.MichNews.com, 10 kwietnia) poddaje ostrej krytyce występy pewnej pani w amerykańskiej telewizji. Oprah Winfrey specjalizuje się w dobieraniu nienormalnych przypadków, które chce pokazać jako „powrót do normalności”. Oto w pewnym programie prowadzi wywiad z kobietą, która metodą chirurgiczno-hormonalną przemieniła się w mężczyznę, poślubił(a) inną kobietę i zaszła sama w ciążę. Pani Winfrey pokazuje ją jako pierwszego mężczyznę w ciąży.

W innym pokazie telewizyjnym wystąpił mężczyzna, który również mocą medycyny „przemienił się” w kobietę, podobno z wszystkimi efektami fizjologicznymi. Publicysta pisze, że jest to popis głupoty i manipulacji. Ostrzega równocześnie przed dwoma ważnymi aspektami tej zabawy: po pierwsze, jest to bunt przeciw Stwórcy i próba przejęcia władzy nad człowiekiem, ktoś taki bowiem uzurpuje sobie prerogatywy Boskie. Po drugie, to może być pułapka. Nauka bowiem czyni postępy i może się okazać, że kiedyś rzeczywiście zmienimy płeć. Może nawet zmienimy gatunek. Oczywiście możemy się słusznie obawiać kary Bożej; ale to nie muszą być trzęsienia ziemi czy wybuchy wulkanów; „jak na razie, najcięższą karą, jaką Bóg może nas dotknąć, jest kazać nam słuchać Oprah”. Innymi słowy – karą za głupotę jest pozostawienie kogoś w wybranej przez niego strefie zaćmienia rozumu.

Z innych relacji wynika, że Oprah zajmuje się propagowaniem nowego kultu. Promuje bowiem w telewizji pewnego osobnika nazwiskiem Eckhart Tolle, który jest autorem książki pt. „Nowa ziemia” („New Earth”). Książka jest zapisem jego prywatnych „oświeceń”, które należą do gatunku New Age (Roger Friedman, Fox News, 17 kwietnia).


„Nauka” schroniskiem mitów


Charakterystyczne dla naszej kultury jest to, że ludzie chętnie wierzą w „oświecenia”, a niechętnie przyjmują prawdę. Ostatnio trudnym testem dla ludzi, którzy afirmują swoją „racjonalność” w opozycji do Pana Boga, jest film dokumentalny pt. „Expelled: No Intelligence Allowed”, w którym toczy się trzeźwa dyskusja na tematy podstawowe, dotyczące istoty i pochodzenia człowieka. Recenzent (Matt Barber, „Darwin’s Kool-Aid”, www.MichNews.com, 8 kwietnia) stwierdza, że prowadzący dyskusję Ben Stein chłodno i rzeczowo „odkrywa fakt, że Cesarz Ewolucji jest nagi”. Inteligentnie obnaża „neo-darwinistyczne dogmaty wtłaczane nam do gardła jak banany małpom”. W filmie występuje także Richard Dawkins, ewolucjonista i zdeklarowany ateista (anty-teista), autor książki „Bóg urojony”. W problemie pochodzenia życia Dawkins znalazł się w impasie ze swoją „naukową” retoryką. W końcu poczuł się zmuszony wyznać, że „życie na ziemi musiały stworzyć jakieś inteligentne istoty”, ale „broń Boże”, to nie mógł być Pan Bóg”, ale to musiały być „jakieś obce istoty organiczne, inne formy życia. Oczywiście te „obce formy życia musiały być owocem darwinowskiej ewolucji”. Matt Barber stwierdza, że „śmiech przez łzy” był reakcją widowni na szamotanie się Dawkinsa z argumentami przeciw prawdzie o stworzeniu, a sam Dawkins nie mógł ukryć gorących rumieńców na twarzy. Film w gruncie rzeczy nie głosi żadnej tezy, przedstawia tylko próbkę rzetelnej dyskusji naukowej w klimacie akademickiej wolności. Jest interesujące, jak bardzo darwiniści boją się takiej rzetelnej dyskusji, kryjąc się w okopach pseudonaukowych dogmatów typu fundamentalistycznego.

Darwiniści nie mają łatwego życia, gdyż nie brak myślicieli, którzy przypominają, jakie grzechy przeciw kulturze i przeciw ludzkości mają swe korzenie w darwinizmie. Richard Weikart („Darwin and the Nazis”, Spectator, 16 kwietnia) przy okazji filmu „Expelled” zwraca uwagę na fakt, że Dawkins i jego zwolennicy nie są w stanie zanegować pewnych etycznych implikacji tkwiących w darwinizmie. Weikart pisze o swojej książce pt. „From Darwin to Hitler: Evolutionary Ethics, Eugenics and Racism In Germany”, w której wykazał szczegółowo, że hitlerowska pogarda dla życia wywodzi się z darwinowskiej ideologii. Jest sześć cech darwinowskiej teorii, które przyczyniły się do przekreślenia wartości życia – i wtedy, i teraz: 1. Darwin dowodził, że ludzie nie różnią się istotnie od zwierząt. Teorię tę rozwijał Ernst Haeckel; 2. Darwin odrzucał prawdę o nieśmiertelności duszy; wszystkie przejawy życia duchowego uważał za „naturalne procesy”; 3. Moralność jest efektem ewolucji; nie ma obiektywnych norm moralnych ani obiektywnych praw człowieka; życie jest sterowane popędami; 4. Ewolucja przewiduje różnice, stąd istnieje nierówność ras. Haeckel rozróżniał dwanaście różnych klas czy ras gatunku ludzkiego; 5. Ludzie są uwikłani w nieubłaganą walkę o życie; pewne rasy mogą zostać zlikwidowane przez inne, silniejsze. 6. Śmierć jest elementem ewolucji, służy stworzeniu przestrzeni dla wyższych form życia. Te wszystkie zasady zostały entuzjastycznie zaakceptowane przez Hitlera i jego wspólników, planujących uwolnienie świata od „podludzi”. Dziś też nie brakuje zwolenników takiej czysto biologicznej i materialistycznej wizji życia. Odrzucają oni wszelką myśl o świętości życia ludzkiego (na przykład E.O. Wilson, Michel Ruse, James Watson, Peter Singer i inni).

Żeby jeszcze bardziej dokuczyć darwinistom, zgłosił się na scenę świata (pośmiertnie) Gilbert Keith Chesterton ze swoją książką wydaną w Londynie w 1922 roku, a przetłumaczoną obecnie pierwszy raz w Italii, pod tytułem „Eugenika i inne nieszczęścia” (Eugenetica e altri malanni, wyd. Cantagalli). Antonio Gaspari (Zenit, 14 kwietnia) przypomina, że rok 1922 był rokiem rozkwitu w Europie teorii eugenicznych inspirowanych darwinizmem społecznym, promowanych jako najnowszy krzyk „nauki”. Była to teoria wówczas „poprawna politycznie”, dlatego Kościół, zwalczający tę „filozofię”, był oczywiście ośmieszany jako zacofany i wrogi naukowemu postępowi. Ale Chesterton był człowiekiem myślącym i wiedział, że pójście za tego rodzaju teoriami musi przynieść ludzkości nieszczęście w postaci różnych form totalitaryzmu, a przede wszystkim zniszczenia rodziny. Już w czasie, gdy Chesterton zmagał się z tymi błędnymi teoriami, powstało coś w rodzaju „religii eugenizmu”, której patronowali tacy „myśliciela” jak Sidney Webb, Bernard Shaw i Herbert George Wells. Książka ta bardzo przydałaby się również w Polsce.

Jak widać, ludzkość jest „z natury religijna”. Ale jeśli odrzuci się rozum, który od Boga pochodzi i do Boga ma prowadzić, to człowiek (jak to dowcipnie powiedział pewien stary moralista), „kiedy nie chce wierzyć w Boga, gotów jest uwierzyć nawet w koński ogon”. Trzeba więc wrócić do rozumu, a przede wszystkim przeczytać książkę prof. P. Jaroszyńskiego „Człowiek i nauka”.


Ks. prof. Jerzy Bajda
drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl