[TYLKO U NAS] Dr R. Derewenda z IPN: „Solidarność” nie szykowała się do rozprawy z komunistami na taki sposób, jak oni sobie to wyobrażali
Kościół, nauczając Polaków, doprowadzał do takiej sytuacji, że Polacy wyobrażają sobie w inny sposób dojście do suwerenności niż wyobrażano to sobie na świecie. „Solidarność” nie kupowała broni. „Solidarność” nie szykowała się do rozprawy z komunistami na taki sposób, jak oni sobie to wyobrażali – mówił dr Robert Derewenda, historyk, dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, w środowym programie „Rozmowy niedokończone” na antenie TV Trwam.
31 sierpnia, w rocznicę porozumień sierpniowych, obchodzimy Dzień Solidarności i Wolności, ustanowione w 2005 r. święto państwowe upamiętniające pokojowy zryw wolnościowy, jakim było powstanie NSZZ „Solidarność” w 1980 roku. Dzień później, bo 1 września, obchodzimy zaś rocznicę napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę. Dr Robert Derewenda zaznaczył, że te daty nie są od siebie tak odległe, jakby mogło się wydawać.
– Tragedia narodu i samego państwa rozpoczyna się właśnie 1 września 1939 r. i potem jest długa walka o suwerenność. Najpierw jest to walka z bronią w ręku przeciwko dwóm totalitaryzmom – z jednej strony przeciwko Niemcom, potem, od 17 września, również przeciwko Sowietom. Niestety, kiedy Europie przyszło świętować zwycięstwo, koniec II wojny światowej 8 maja 1945 r., tak Polacy i Polska znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji – podkreślił historyk.
Pojawiły się wówczas liczne problemy – od zmian granic po stalinowski terror. Wielu członków podziemia niepodległościowego było mordowanych lub zsyłanych do łagrów. Opozycja zbrojna i polityczna w końcu wygasła. Jedynym ośrodkiem oporu pozostał wyłącznie Kościół, także zmagający się z wieloma trudnościami.
Grupą społeczną, która miała odwagę regularnie buntować się przeciw opresji, jest ta sama grupa, na bazie której komuniści chcieli budować nowe społeczeństwo – robotnicy. Rozpoczęli oni rozruchy w roku 1956, 1970 i w końcu latem 1980 roku.
– Wszystko rozpoczyna się na Lubelszczyźnie. To właśnie tam w połowie lipca stają zakłady. Władzy udaje się te strajki w jakiś sposób wygasić, ale one znowu, ze zdwojoną siłą, wybuchają w sierpniu 1980 roku. Ni mniej, ni więcej w różnych regionach Polski ludzie tak naprawdę czuli to samo. Było widać, że system komunistyczny jest niewydolny już nie tylko propagandowo, ale też gospodarczo. Tyle lat minęło od wojny, widać było coraz większe różnice (dostrzegalne gołym okiem) między Europą Zachodnią, czyli między ustrojem kapitalistycznym a ustrojem socjalistycznym. Nie trzeba było wtedy nawet wyjeżdżać na Zachód, żeby to zobaczyć. Wystarczyło pójść pod tzw. Pewex – podkreślał dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Jakość zagranicznych towarów (i sama ich dostępność) dobitnie świadczyła o tym, że kapitalizm spisywał się znacznie lepiej niż ówczesny polski system gospodarczy. Gość „Rozmów niedokończonych” zaznaczył, że na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych różnice między Polską a Zachodem były nie do przyjęcia dla Polaków. Naród zdecydował się wówczas zmienić swoją sytuację.
– Polacy sami wypracowują pewną drogę do tego, żeby w tym kraju żyło się lepiej, żeby ten kraj przebudować – wskazał dr Robert Derewenda.
Niewątpliwie entuzjazm Polaków podbudowany został przez wybór ks. kard. Karola Wojtyły na papieża w 1978 roku.
– Ten Polak-Papież podczas pielgrzymki w 1979 r. mówi jako wolny człowiek. Takich wypowiedzi publicznych do setek tysięcy ludzi Polska nie znała od czasu suwerenności w czasie dwudziestolecia międzywojennego – podkreślił historyk.
Papież Polak w naturalny sposób stał się więc patronem strajków z lata 1980 roku.
– Na bramie Stoczni im. Lenina został powieszony portret Papieża – to też jest bardzo znamienne. Wielki napis „Stocznia im. Lenina”, ale to nie Lenina powiesili robotnicy – zwrócił uwagę gość „Rozmów niedokończonych”.
Zamiast marksizmu, robotnicy jako przyświecającą im ideę wybrali naukę Kościoła. Chociaż przyczyny strajków były gospodarcze, większość z ich postulatów dotyczyła godności człowieka i praw obywatelskich.
– Wbrew pozorom te postulaty były ze sobą związane. To jest rzeczą naturalną, że jeśli walczymy o godność człowieka, to ta godność jest w różnych sferach. Człowiek jest istotą, która porusza się w pewnych sferach życia i nie można tylko i wyłącznie mieć np. dostatku pod względem fizycznym, a nie mieć możliwości zaspokojenia potrzeb duchowych czy udziału w praktykach religijnych. Tego też się domagano – mówił dyrektor lubelskiego oddziału IPN.
Tzw. karnawał „Solidarności” trwał 16 miesięcy. Później ogłoszono stan wojenny. Gość „Rozmów niedokończonych” wskazał, że wskutek tego lata osiemdziesiąte pokazały, kto był wierny jakim ideałom. Czasy te wymagały opowiedzenia się po jednej ze stron – po stronie wolności albo po stronie zbrodniczego systemu.
– Źle się stało, że do takiego momentu musiało dojść. Polacy mogli doprowadzić do pewnej transformacji ustrojowej na tyle, na ile było to możliwe wtedy w Bloku Wschodnim, bo całe lata osiemdziesiąte to tak naprawdę jest dla nas stracona dekada – zwrócił uwagę historyk.
Zaznaczył, że często krytykuje się lata siedemdziesiąte – czasy rządów Edwarda Gierka – jako „dekadę na kredyt”. Zarzut ten jest słuszny, ale i tak były to czasy większego rozwoju niż kolejne dziesięciolecie.
– Lata osiemdziesiąte to jest w ogóle stracona dekada w wielu dziedzinach, zwłaszcza w gospodarce – podkreślił dr Robert Derewenda.
Przypadające na te lata rządy gen. Wojciecha Jaruzelskiego nazwać można dyktaturą. Skupiały one bowiem w jego osobie władzę polityczną (premier), partyjną (I sekretarz PZPR) i wojskową (szef MON). Do tego dochodziła niezwykła brutalność przy obronie systemu, co świadczyło wyłącznie o tym, że chyli się on ku upadkowi. Po kilkudziesięciu latach ideologizowania społeczeństwa, nie przekonało się ono do komunizmu.
– Naród Polski nie dawał się podporządkować, ale to jest rzecz naturalna, że Polacy mają silne przywiązanie do wolności – wskazał dyrektor lubelskiego oddziału IPN.
Zdaniem historyka fakt, że Sowieci zdecydowali się w ogóle podjąć wysiłek komunizacji Polski, świadczy wyłącznie o głupocie i naiwności Józefa Stalina, który ten proces rozpoczął.
– To się zemściło ostatecznie na Sowietach, bo ruch, który Polacy zbudowali w latach osiemdziesiątych, ruch „Solidarności”, do którego należało 10 mln ludzi, (…) ostatecznie doprowadził nie tylko do suwerenności Polski, ale również do rozpadu Związku Sowieckiego. Można więc powiedzieć w jakiś sposób, że przez błąd próby podporządkowania Polski Sowietom po II wojnie światowej, Sowieci zapłacili największą cenę, bo tak naprawdę ostatecznie to Polacy zainicjują ruch, który doprowadzi do rozpadu Związku Sowieckiego, uruchomi pewne domino w tej części Europy Środkowo-Wschodniej, która była podporządkowana Sowietom – zwrócił uwagę gość „Rozmów niedokończonych”.
Przetrwanie i ostateczne zwycięstwo narodu Polska zawdzięcza także wielu wybitnym ludziom, którzy prowadzili Polaków w tych trudnych czasach. Jednym z nich był bł. ks. kard. Stefan Wyszyński – Prymas Tysiąclecia. Zauważył on pewną dwubiegunowość charakteryzującą Polskę w tamtym czasie – z jednej strony istniała narzucona przez Moskwę władza formalna, która nie miała poparcia społecznego, a z drugiej strony narodowi przewodził Kościół, wyrastający z tegoż narodu.
– Z tego względu uznawał, że jego rola jako prymasa Polski jest rolą szczególną, nieograniczającą się tylko i wyłącznie do duszpasterstwa w ramach Kościoła, ale reprezentującą polską rację stanu – podkreślił historyk.
Podobnie na Kościół, jako instytucję i wspólnotę nierozerwalnie związaną z narodem, patrzyła „Solidarność” zbudowana w oparciu o jego naukę.
– Kościół, nauczając Polaków, doprowadzał do takiej sytuacji, że Polacy wyobrażają sobie w inny sposób dojście do suwerenności niż wyobrażano to sobie na świecie. Jeśli w latach siedemdziesiątych mówiono o tym, że Europa Środkowo-Wschodnia może się wyzwolić spod panowania Sowietów, to wyobrażano sobie to w sposób tradycyjny – musi dojść do III wojny światowej, Związek Sowiecki musi zostać pokonany. Nie doszło do III wojny światowej, a Związek Sowiecki się rozpadł i Polska stała się krajem suwerennym – zaznaczył dyrektor lubelskiego oddziału IPN.
Stało się to tylko dzięki temu, że ludzie tworzący „Solidarność” czuli się wewnętrznie wolni.
– „Solidarność” nie kupowała broni. „Solidarność” nie szykowała się do rozprawy z komunistami na taki sposób, jak oni sobie to wyobrażali – wskazał dr Robert Derewenda.
Działacze nie dawali się sprowokować, nie linczowali też nikogo, kogo podejrzewali (często słusznie) o współpracę z SB. Po prostu nie koncentrowali się na agentach i zdrajcach w swoich szeregach, umieli stanąć ponad tym.
– To jest nauczanie kapelana „Solidarności”, ks. Jerzego Popiełuszki – podkreślił historyk.
Po 42 latach od powstania „Solidarności”, jej dziedzictwo wciąż jest ogromne i żywe. Zdaniem gościa „Rozmów niedokończonych” nie powinno ono być niesione wyłącznie przez tych, którzy tworzyli „Solidarność”, ale także – i przede wszystkim – przez młode pokolenie.
radiomaryja.pl