[TYLKO U NAS] Dr A. Wróblewski: Wybory w USA można postrzegać w kategorii konfliktu kulturowego. Czy Ameryka będzie taka jak kiedyś, czy ukształtowana w duchu neomarksistowskim?
W Polsce spotykamy się z falą i trendem, gdzie należy zniszczyć wszystko co tradycyjne, łącznie z Kościołem jako punktem odniesienia i wtedy nic już nie będzie. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, dlatego można te wybory postrzegać w kategoriach pewnej przemiany czy wojny, pewnego konfliktu kulturowego. Czy Ameryka będzie taką jak kiedyś, czy właśnie będzie na nowo ukształtowana w duchu neomarksistowskich czy postmodernistycznych wynalazków, w których np. nie ma miejsca dla Boga, dla tradycji, tradycyjnego modelu rodziny? – pytał dr Artur Wróblewski, politolog, amerykanista z Uczelni Łazarskiego, w „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja.
Stany Zjednoczone są na finiszu kampanii wyborczej. Już niedługo dowiemy się, kto zasiądzie w fotelu prezydenta USA.
– Wybory w tym roku są bardzo ekscytujące, ponieważ pomimo sondaży, pewnych trendów, które dają wygraną Joe Bidenowi, wydaje się, że jednak nie jest przesądzone, kto wygra w sześciu stanach wahających się, czyli tzw. swing state, w których wszystko może się zdarzyć. Jest pewna tendencja, pewien trend w sondażach, że Joe Biden powinien wygrać, ale przewaga jest właściwe w granicach błędu sondażowego. Tu chodzi o takie stany jak Wisconsin, Michigan, Pensylwania, oczywiście Floryda, Karolina Północna, w pewny sensie Ohio, Teksas i nawet takie stany, które do tej pory były pewne, czyli Georgia – wyjaśnił dr Artur Wróblewski.
Politolog zwrócił uwagę, że badania sondażowe są dla Republikanów zawsze niedoszacowane.
– Ludzie nie mówią prawdy, na kogo zagłosują, jakie są ich preferencje wyborcze i z tego powodu nie powinniśmy się kierować dzisiaj sondażami. Chociaż w ogólnokrajowej skali, jak popatrzymy na uśredniony sondaż, to prawie 10 proc. przewagi ma Joe Biden, ale pamiętajmy, że wszystko jest możliwe. Żyjemy w czasach pandemii, w czasach niezwykłych i dlatego te wybory są historyczne. Jednak z drugiej strony, gdyby nie pandemia, czyli tzw. chiński wirus (jak go nazywa Donald Trump), to Donald Trump miałby wygraną w kieszeni, bo były i niskie wskaźniki bezrobocia, i samopoczucie Amerykanów było dobre, gospodarka silna, więc w pewnym sensie prezydent Donald Trump, jeśli przegra, padnie ofiarą tego tzw. chińskiego wirusa – stwierdził.
Na zakończenie kampanii prezydenckiej w USA pojawiają się różne doniesienia na temat kandydata Demokratów.
– Informacje, które są upubliczniane, mimo że próbuje się nałożyć cenzurę na pewne media i użytkowników Twittera, Facebooka, Googla czy też YouTube, jeśli mówią prawdę o Joe Bidenie, a pozytywnie o Donaldzie Trumpie. Pokazuje to, że mamy zmowę mediów liberalnych, tych progresywnych w Ameryce, które chcą pomóc Joe Bidenowi – akcentował amerykanista.
Gość Radia Maryja przypomniał, że w 2016 roku oskarżano Donalda Trumpa o układy z Rosją.
– Generalnie Rosjanie mieli taki zamysł i to jest właściwie fakt, a nie hipoteza, żeby zaszkodzić wszystkim, ośmieszyć demokrację amerykańską. Trump był nowym człowiekiem, który był takim antysystemowym kandydatem i być może – wydawało się – podatnym na np. manipulacje rosyjskie, dlatego rozsiewano o nim pozytywne informacje, a negatywne o Hilary Clinton. Pamiętajmy, że Trump okazał się jednak antyrosyjski, skoro zniósł wizy dla Polski, pomaga nam budować suwerenność energetyczną, wzmocnił flankę wschodnią – stwierdził.
Dr Artur Wróblewski podkreślił, że to Facebook powinien być uznany winnym manipulacji.
– To Facebook i Mark Zuckerberg, który popiera Joe Bidena, powinien się wstydzić, że użyto (czy Rosjanie użyli) Facebooka do manipulacji, a nie prezydent Donald Trump tłumaczyć się z tego, że manipulował. Tym bardziej, że pamiętamy, że raport Muellera, specjalnego prokuratora, jak również impeachment, który był wszczęty przeciwko Trumpowi, nie udowodnił żadnej tzw. współpracy, zmowy między Trumpem a Rosjanami – zaznaczył politolog.
Amerykanista zauważył, że Donald Trump reprezentuje konserwatywną wizję państwa, porządku, ładu, równowagi w naturze wręcz, i w przyrodzie.
– Pamiętajmy, że on odwołuje się do wspólnoty, poczucia wspólnoty, jaką tworzy naród amerykański, do korzeni chrześcijańskich, do tradycji, do pamięci o historii, do przeszłości, a zatem do pewnych wartości, które lewica czy progresywni liberałowie (jak siebie nazywają) nie szanują, ale nazywają te wartości populizmem, demagogią – stwierdził.
Rozmówca „Aktualności dnia” porównuje sytuację w Stanach Zjednoczonych do tego, co dzieję się w Polsce.
– W Polsce spotykamy się z falą i trendem, gdzie należy wszystko, co tradycyjne zniszczyć, łącznie z Kościołem jako punktem odniesienia i wtedy nic już nie będzie. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, dlatego można te wybory też postrzegać w kategoriach pewnej przemiany czy wojny, pewnego konfliktu kulturowego. Czy Ameryka będzie taką jak kiedyś, czy właśnie będzie na nowo ukształtowana w duchu pewnych neomarksistowskich czy postmodernistycznych wynalazków, w których np. nie ma miejsca dla Boga, dla tradycji czy też tradycyjnego modelu rodziny? – dodał.
Amerykanie stają przed wyborem cywilizacyjnym.
– Z tego powodu wszystkie obozy się mobilizują i z tego powodu nie możemy do końca przewidzieć, kto wygra, ponieważ mobilizacja frekwencyjna na pewno w tym roku będzie rekordowa – podkreślił wykładowca.
Politolog odniósł się do roli Amerykanów polskiego pochodzenia w wyborach.
– Amerykanie polskiego pochodzenia mogą również odegrać rolę tak, jak uważa się, że odegrali w tych stanach najważniejszych 4 lata temu. Tam jest 49 mandatów elektorskich, czyli Wisconsin, Michigan, Pensylwania, gdzie zaledwie większością 78 głosów wygrał Donald Trump. Jest tam naprawdę dużo Polaków – podsumował.
Całą rozmowę z dr. Arturem Wróblewskim można odsłuchać [tutaj].
radiomaryja.pl