Skandal dochodzenia

Z Dorotą Skrzypek, żoną prezesa Narodowego Banku Polskiego Sławomira
Skrzypka, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem, rozmawia Marta Ziarnik

Podobnie jak kilka innych osób z rodzin smoleńskich, po raz pierwszy
wzięła Pani udział w wysłuchaniu publicznym poświęconym katastrofie smoleńskiej.
Co Panią skłoniło do przyjazdu do Brukseli?

– Głęboko wierzę w to, że nasza obecność tutaj ma sens. Coraz liczniej
przyjeżdżamy tutaj walczyć o prawdę, która należy się przede wszystkim naszym
bliskim, ale też nam – rodzinom osób, które zginęły pod Smoleńskiem.
Przyjeżdżamy walczyć o prawdę, której nie możemy się doprosić u nas w kraju, a
tym bardziej, oczywiście, w Rosji.

Ubiegłoroczne wysłuchanie publiczne ówczesny szef Parlamentu
Europejskiego Jerzy Buzek określił jako potrzebne tylko rodzinom dla "ukojenia
ich bólu".

– Jeśli pyta mnie pani o to, czy tego typu spotkania mają sens, to odpowiem,
że głęboko wierzę, że tak. Dlatego też w tym roku tutaj jestem wraz z
pozostałymi rodzinami. Wystarczy, że chociaż jedna osoba zostanie poruszona tym,
co usłyszała podczas tego spotkania. I nie chodzi mi o żadne emocje czy uczucia,
tylko o suche fakty, o wstrząsające fakty, które zostały w tej sali Parlamentu
Europejskiego przedstawione. Mam też nadzieję, że chociaż część z przybyłych tak
licznie dziennikarzy, że chociaż jeden z eurodeputowanych, którzy zjawili się na
wysłuchaniu, zwróci na to uwagę i zobaczy, w jak skandaliczny sposób prowadzone
jest śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Mam nadzieję, że któraś z tych
osób zrozumie, w jak skandaliczny sposób łamane jest prawo. Naprawdę bardzo na
to liczę i wiążę z tym wysłuchaniem duże nadzieje.

Na zaproszenie posłów PiS z grupy EKR odpowiedziało bardzo dużo osób,
co może świadczyć, że ten temat naprawdę budzi zainteresowanie.

– To prawda. Nawet byłam nieco zaskoczona, gdy zobaczyłam tak pełną salę
ludzi i aż tylu dziennikarzy. To zaś świadczy o tym zainteresowaniu, o którym
pani mówi, o tym, że wcale nie jest tak, że ludzie zapomnieli, że nie widzą –
tak jak my, rodziny – że w tej sprawie dzieje się coś bardzo dziwnego. Wręcz
przeciwnie. Ludzie widzą, że ma miejsce coś, co nigdy wcześniej, w przypadku
innych katastrof, miejsca nie miało, że jesteśmy świadkami niewiarygodnej
zupełnie rzeczy, kiedy w XXI wieku, przy tym rozwoju techniki, przy wiedzy, jaką
człowiek dysponuje, w dwa lata po katastrofie nie jesteśmy w stanie dowiedzieć
się niczego na pewno. Mało tego, nie jesteśmy nawet w stanie dotrzeć do
oryginalnych dowodów, nie mamy do nich dostępu. Wydaje mi się, że jest to
ewenement na skalę światową. Obserwujemy badanie wypadku lotniczego nad
Lockerbie, śledzimy wyławianie wraku Airbusa, który spadł do oceanu – po dwóch
latach wyłowiono jego części i one wciąż są ważne i wciąż poddawane wnikliwym
badaniom. Tymczasem w przypadku Tu-154M wrak od samego początku nie był ważny.
Nie trzeba go było badać i podobnie nie trzeba było badać ciał czy też
precyzyjnie przeanalizować ścieżki dźwiękowej z czarnych skrzynek itp. W tym
przypadku nie trzeba właściwie niczego… Tam wszystko było dokładnie wiadomo
już o godz. 9.15 rano, czyli zaledwie kilkadziesiąt minut po katastrofie. To
jest niewiarygodne, bo tak drastycznie różne od tego, jak katastrofy wyglądają
na świecie. W tym przypadku powiedzieć "nieprofesjonalne", to moim zdaniem
stanowczo za mało.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl