Platforma potyka się o własne nogi

Z Jakubem Zielińskim, doktorantem z Instytutu Socjologii Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Anna Ambroziak

Jaka jest dominanta kampanii partii rządzącej przed wyborami parlamentarnymi?
– Zaczęło się od zmiany pewnych założeń. Początkowo planem Platformy było, jak
się zdaje, oparcie kampanii na zagadnieniach związanych z prezydencją Polski w
UE. Dość szybko przeniesiono jednak jej ciężar na wydarzenia dziejące się
wewnątrz kraju. I jakkolwiek początkowo pomysł ten mógł się sprawdzić, to jednak
tegoroczna kampania nie przebiega Platformie sprawnie. Było kilka dość poważnych
wpadek. Jak choćby pojawienie się wśród materiałów ujawnionych przez WikiLeaks
wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który stwierdził,
że Niemcy są koniem trojańskim w Unii Europejskiej. Inny przykład: w jednej z
pierwszych debat spotkali się premier i wicepremier – nie wydaje się, aby
wyborcy potraktowali poważnie propozycję takiej debaty. Skrajną
nieodpowiedzialnością było natomiast wykorzystanie w spocie reklamującym polską
prezydencję wizerunków światowej sławy aktorów bez ich wiedzy. To psuje, i to
dość skutecznie, kampanię PO. Tego typu wpadek w tej kampanii PO ma wyjątkowo
dużo, albo inaczej – stały się one wyjątkowo widoczne. Wynikać to może z
pojawienia się w internecie kilku niezależnych inicjatyw, które skuteczniej niż
wiele tradycyjnych mediów patrzą władzy na ręce.

Żeby ratować, co się da, premier tłucze się po niewybudowanych polskich
autostradach autobusem?

– To tylko potwierdza, że wyruszenie premiera w Polskę to kolejny pic, który
dobrze wygląda w mediach, a z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Przedstawia
się to nam w ten sposób, że premier wyjechał nasłuchiwać głosu ludu. Jest to
ogólna mechanika władzy – w pewnym momencie dla rządzących jest wygodne robienie
tego rodzaju pokazówek. Być może wynika to z tego, że PO dość mocno odkleiła się
od rzeczywistości i teraz próbuje znaleźć wspólny język z ludźmi, którzy żyją
daleko od Warszawy, ale będą brali udział w wyborach. Dla sprawnego na
medialnych salonach Tuska takie zderzenie z rzeczywistością musi być bolesne –
przywołajmy tu rozmowy z rolnikami poszkodowanymi przez klęski żywiołowe czy
manifestacje kibiców w miejscach, gdzie pojawia się "tuskobus".

Były też debaty – kolejny pomył premiera. Obliczony na zdyskredytowanie
opozycji?

– Prawdę mówiąc, z tych debat niewiele wyszło.

Bo nie doszło do spotkania Kaczyński – Tusk?
– Być może nikomu na tym nie zależy. PiS-owi idzie w tej kampanii na tyle
dobrze, że być może nie chce podejmować takiego ryzyka. Z kolei dla Platformy
Obywatelskiej taka debata mogłaby zakończyć się wizerunkową katastrofą. Skala
problemów, które Kaczyński mógłby wyciągnąć, mogłaby stać się dla tej partii
gwoździem do trumny. Platforma zaczęła zaplątywać się we własne nogi. Obu
stronom taka debata już się chyba nie opłaca.

Według najnowszych sondaży Prawo i Sprawiedliwość dogania Platformę. Według
TNS OBOP, na PO chce głosować 33 proc., na PiS – 26 proc. respondentów. W
porównaniu z badaniem z początku września PiS zyskało 4 punkty procentowe, a PO
straciła 2 punkty procentowe.

– Po tym, do jakiego blamażu sondażowni dochodzi regularnie przy okazji wyborów,
wydaje mi się, że nie ma podstaw do dyskusji, kto kogo dogania w sondażach.
Szczególnie po tym, jak błędne oceny podawały sondażownie w ostatnich wyborach
prezydenckich, na przykład wskazując, że wybory miał wygrać Bronisław Komorowski
już w pierwszej turze. Zwyczajowo zresztą w wynikach badań partie i kandydaci
prawicowi są niedoszacowani.

Z czego to wynika?
– Może to wynikać między innymi z tego, że ośrodki, które zamawiają te badania –
czyli wielkie koncerny medialne – nie zawsze są zainteresowane, by badania te
odzwierciedlały rzeczywistość. W tym sensie, że jeżeli jakieś medium jest
konsekwentnie proplatformiane, to może odpowiadać mu to, że PO ma dobre wyniki.
W momencie gdy zbliża się weryfikacja badań, czyli wybory, sondażownie, aby
uniknąć kolejnej wpadki, próbują "dociągnąć" wyniki do rzeczywistości – co teraz
właśnie obserwujemy. Zmiana sondaży wpisuje się też w scenariusz kampanijny. Po
usypianiu społeczeństwa za pomocą sondaży, co obserwowaliśmy przez całą
kadencję, teraz nagle okazuje się, że społeczeństwo nie ma specjalnie ochoty iść
do wyborów. W tej sytuacji sondaże, w których Platforma stoi na zagrożonej
pozycji, mogą być istotne dla zmobilizowania kilkunastu procent wyborców spośród
około połowy dorosłych Polaków nieuczestniczących zazwyczaj w wyborach. W 2007
roku zabieg ten się udał.

Dlaczego elektorat niezdecydowany to łakomy kąsek bardziej dla PO niż innych
ugrupowań?

– To elektorat, który pomógł PO wygrać poprzednie wybory. Wtedy byli to głównie
ci, którzy zwykle polityką się nie interesują. Chociaż jest również wiele osób,
które na Platformę głosują świadomie. Elektorat PiS natomiast jest raczej
stabilny i zdecydowany. To, co obserwujemy teraz, to nie jest rozpaczliwa próba
odzyskiwania głosów przez PiS. Problem z błędnymi wynikami sondaży
przedwyborczych polega również na tym, że cztery lata "rządów miłości"
spowodowały to, iż ludzie krępują się przyznać do poglądów innych niż
reprezentowane przez partię rządzącą. Kiedy więc tych respondentów pyta się, czy
wezmą udział w wyborach, często odmawiają odpowiedzi. Rzeczą istotną w tym
wypadku jest to, że sondażownie nie podają jednej bardzo istotniej zmiennej –
nie mówią, jaki był procent odmów odpowiedzi. A jest tak, że wiele osób, które
odmawiają odpowiedzi ankieterom, wstydzi się przyznać do swoich poglądów.
Ponadto istnieje mechanizm określany jako spirala milczenia. Polega on na tym,
że jeśli mamy dwa poglądy prezentowane w debacie publicznej – nawet jeśli
początkowo mają one równą liczbę zwolenników – to w pewnym momencie, kiedy jedna
ze stron przestaje być obecna w przestrzeni publicznej (w sondażach, ale i w
codziennych dyskusjach), jej zwolennicy czują postępujące osamotnienie.
Przekłada się to na subiektywne poczucie, że większość otoczenia myśli inaczej.
Przestajemy wtedy pokazywać własne poglądy. A w końcu dostosowujemy je do
"głośniejszej" większości.

Mechanizm ten mógł zadziałać w obecnej kampanii?
– Spróbuję tu zrekonstruować myślenie szefów mediów. Bardzo dobrze, że sondaże
są niskie, nie próbujmy zmusić sondażowni do zbliżania się do rzeczywistości, bo
być może zwolennicy PiS będą myśleli, że jest ich tak mało, iż zadziała opisany
wyżej mechanizm. Sprawi to, że każdy wyborca Prawa i Sprawiedliwości będzie
coraz bardziej przekonany o tym, że w swoich poglądach jest sam. Mam wrażenie
jednak, że mechanizm ten nie zadziałał, być może dlatego, że w czasie żałoby po
katastrofie z 10 kwietnia i w czasie obchodów rocznicowych w Warszawie część
środowisk prawicowych mogła się policzyć.

Politycy PO nawołują do udziału w wyborach. Dla PiS korzystne byłoby, by tzw.
elektorat fluktuacyjny nie głosował?

– Cel jest tu bardzo wyraźny – wysoka frekwencja jest korzystna dla Platformy.
Scenariusz powyborczy jest trudny do odgadnięcia. Moim zdaniem, kolejna kadencja
parlamentu będzie jedną z trudniejszych. Ze względu na kryzys ekonomiczny oraz
organizację Euro 2012.

Może dlatego Donald Tusk ogłosił, że jeśli ewentualnie wygra, ostatni raz
będzie premierem… Pozostaje jeszcze kwestia katastrofy smoleńskiej.

– W kontekście 10 kwietnia dla Donalda Tuska te wybory mogą mieć krytyczne
znaczenie. Jeśli postawimy się na miejscu premiera, to możemy sobie łatwo
wyobrazić, że obawia się on, iż jeśli straci władzę, natychmiast zostanie
postawiony przed Trybunał Stanu za sposób prowadzenia sprawy katastrofy
smoleńskiej. Już tylko za to, że całkowitą kontrolę nad śledztwem w bardzo
niejasnych okolicznościach dostali Rosjanie. Jeszcze inną kwestią jest natomiast
to, że przyszła kadencja to będzie moment, kiedy będą podejmowane decyzje co do
sprzedaży pozostałych koncesji na wydobycie gazu łupkowego. Zastrzyk pieniędzy,
jaki otrzyma wówczas ekipa rządząca, może przyczynić się do ustabilizowania jej
pozycji na kolejne kadencje. Konkludując: te wybory będą miały przełożenie na
to, jak będzie wyglądać sytuacja Polski również w dalekiej przyszłości.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl