Partia Andrzeja Leppera

VADEMECUM WYBORCZE

Specjaliści od kreowania wizerunku dokonali cudu. Cokolwiek gburowaty rolnik w waciaku i gumowych butach w krótkim czasie przeobraził się w uroczego dżentelmena odzianego w garnitur Ermenegilda Zegny. Historia tej metamorfozy warta jest przypomnienia, mówi bowiem wiele o kondycji polskiej polityki po 1989 roku.

Przemiany ustrojowe dokonywane w Polsce na przełomie lat 80. i 90. spowodowały wiele niekorzystnych zjawisk w rozmaitych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego kraju. Jej skutki boleśnie odczuła ludność wiejska: rolnicy, drobni przetwórcy oraz pracownicy likwidowanych Państwowych Gospodarstw Rolnych. Polscy rolnicy nie byli pupilami władców PRL. Nigdy z ochotą nie przystępowali do rolniczych spółdzielni produkcyjnych ani nie zaakceptowali powstania PGR, które w latach 40. i 50. przymusowo tworzone były na polskiej wsi przez władzę ludową. Kiedy więc po 45 latach „walki z komuną” chłopi polscy z nadzieją oczekiwali poprawy losu i szansy na właściwy rozwój tego sektora gospodarki, już w pierwszych miesiącach transformacji przekonali się, że owe zmiany prowadzone są w bardzo złym kierunku. Z ust prominentnych polityków można było wówczas usłyszeć głosy o potrzebie likwidacji 2/3 indywidualnych gospodarstw rolnych. Przystąpiono do sprzedaży ziemi pozostałej po zlikwidowanych PGR, pozostawiając ich niedawnych pracowników bez środków do życia. W krótkim czasie do Polski napłynął masowy import surowców i produktów rolnych nie najlepszej jakości. Zajmowali się tym przede wszystkim działacze dawnego ZSL, a także zwykli spekulanci, którzy na sprowadzaniu np. taniego zboża dorabiali się fortun. Sprzyjała temu polityka gospodarcza państwa, a jej symbolem stał się w owym czasie wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz. „Niewidzialna ręka wolnego rynku” szybko podkopała byt milionów wiejskich rodzin.

W rezultacie zaistniałego kryzysu w rolnictwie nie mogli oni liczyć na pomoc państwa. W tym kontekście w 1991 r. został powołany (z czyją pomocą?) Związek Zawodowy Rolnictwa Samoobrona, który początkowo zrzeszał przede wszystkim rolników zadłużonych w bankach i pozbawionych źródła utrzymania byłych pracowników PGR. Już w następnym roku przekształcił się on w partię polityczną o nazwie Samoobrona Rzeczypospolitej Polskiej i rozszerzył zakres swoich działań na kwestie pozarolnicze.

Czas Andrzeja Leppera

Na czele nowego politycznego ugrupowania stanął 38-letni rolnik z Pomorza Andrzej Lepper. Błyskotliwa kariera tego polityka, o którym jeszcze w 1999 r. ówczesny prezes ZChN Marian Piłka wyraził się: „Leppera trzeba zakuć w dyby”, warta jest krótkiego choćby przypomnienia. Wysypywanie zboża z wagonów, przykuwanie się do torów kolejowych, blokady dróg – to były główne formy pozaparlamentarnej walki politycznej przywódcy Samoobrony w latach 90. Jednak ani w 1993 r., ani w 1997 r. jego partia, choć w mediach bywało o niej głośno, nie odnosiła sukcesów w wyborach parlamentarnych. W roku 1993 uzyskała ona 2,7 proc. poparcia, a w 1997 r. zaledwie 0,08 proc. głosów. Niezrażony niczym Andrzej Lepper kontynuował jednak systematyczną walkę o wyborców i wzrost popularności dla swego ugrupowania. Już w 1998 r. Samoobrona, Unia Pracy i PSL zawiązały koalicję w wyborach samorządowych. W marcu 1999 r. w Pałacu Prezydenckim odbyło się Forum Rolnicze, na które prezydent Aleksander Kwaśniewski zaprosił również Andrzeja Leppera, tłumacząc, że „Wszyscy ponosimy współodpowiedzialność za to, co się dzieje na polskiej wsi”. Przychylny stosunek lewicy do przewodniczącego Samoobrony można tłumaczyć różnie. Czy to przez wspólne korzenie – Lepper podobnie jak wielu działaczy jego partii należał kiedyś do PZPR – czy też przez skrajnie negatywny stosunek Leppera do ówczesnego rządu premiera Jerzego Buzka, który nazywał gabinetem nieudaczników…

Dość, że w maju tego samego roku na zjeździe Samoobrony jako goście pojawili się wiceprzewodniczący SDRP Jacek Piechota i ówczesny prezes PSL Jarosław Kalinowski. Tym samym Samoobrona uzyskała od dawna wymarzony status poważnego partnera w rozwiązywaniu kwestii społecznych. Rozreklamowaniem Leppera i jego partii obarczali politycy lewicowi przede wszystkim media, jednak faktem jest, że to właśnie oni walnie przyczynili się do jego legitymizacji na polskiej scenie politycznej. W wyniku tych m.in. działań, po wyborach parlamentarnych w 2001 r., w Sejmie IV kadencji Andrzej Lepper objął poważną funkcję wicemarszałka Sejmu, z której zresztą prędko został odwołany za notoryczne naruszanie zasad etyki poselskiej. Zorganizował np. blokadę poselskiej mównicy, skutecznie paraliżując tym sposobem prace Sejmu. Krytykował wszystkich, także tych, których jako w pewnym sensie swoich dobrodziejów krytykować się „nie godziło” m.in.: Kwaśniewskiego, Cimoszewicza czy Balcerowicza (słynne stało się hasło: Balcerowicz musi odejść!). Wywoływało to najczęściej skutek w postaci licznych postępowań karnych i wyroków sądowych. Nadal niczym niezrażający się przywódca Samoobrony w 2004 r. uzyskał nawet mandat posła do Parlamentu Europejskiego. Zresztą Samoobrona w swoim programie wcale nie kontestowała samego faktu integracji czy podporządkowania polskiego prawa unijnym instytucjom. Kontestowała jedynie „kwoty”, czyli górne granice, do których mogły się rozwijać wiodące branże naszej gospodarki. Była za to nawet chwalona przez słynnego polonofila Carla Beddermanna, który wypowiadał się o Lepperze następująco: „Propozycje Andrzeja Leppera rewizji warunków przystąpienia Polski do Unii Europejskiej są mądre i jedynie słuszne, a poprzez konsekwentną i celową politykę wobec Brukseli całkowicie realne do wywalczenia”.

Paradoksalnie – im bardziej Lepper był zwalczany i ośmieszany przez liberalne media czy polityków – jego popularność wśród elektoratu rosła. Można to tłumaczyć brakiem zaufania społeczeństwa do wszystkich tych polityków, na których od 1989 r. zdążyli się już zawieść wielokrotnie. Lepper, ludowy trybun, pogardzał nimi wszystkimi, lewicą, prawicą, czym znakomicie trafiał w społeczne zapotrzebowanie. Oto tylko niektóre jego wypowiedzi z lat 90.: „Ten elektryk, błazen i idiota, który jeździ po świecie i nas kompromituje”, „Degenerat pijak, któremu trzeba zbadać wątrobę” itp. Nic więc dziwnego, że podobne wypowiedzi nie zjednywały Lepperowi sympatii na salonach, za to znacznie przysparzały głosów w kolejnych wyborach. Rok 2005 przyniósł mu niespodziewany sukces w wyborach prezydenckich. Uzyskał w nich aż 15,11 proc. głosów i w pierwszej turze uplasował się na trzecim miejscu, zaraz po Donaldzie Tusku i Lechu Kaczyńskim. Również Samoobrona nie miała żadnych problemów z wejściem do Sejmu V kadencji.

Zaraz też po wyborach media przystąpiły do ataku na partię i jej przewodniczącego. Wyśmiewano więc głośno Klewki, doktoraty honoris causa, podróże Leppera do Chin i Brazylii. Rok 2006 zaowocował tzw. aferą taśmową, w której kluczowe role odegrali posłanka Renata Beger oraz bliski współpracownik Leppera poseł Janusz Maksymiuk. W tym samym roku ujawniono też w Samoobronie tzw. seksaferę. Ostatecznie jej ofiarą padł co prawda jedynie poseł Stanisław Łyżwiński, ale podejrzenie zostało rzucone na wszystkich, a upokarzające badania DNA Andrzeja Leppera w celu ustalenia ojcostwa dziecka Anety Krawczyk stały się dla partii początkiem katastrofy. Oczywiście ojcostwa tego do dziś nikomu nie udowodniono, prawdopodobnie dlatego że zbyt wielu jest o nie podejrzewanych. Gwoździem do politycznej trumny dla Samoobrony i jej przewodniczącego stała się jednak inna afera. W lipcu br. wicepremier i minister rolnictwa w koalicyjnym rządzie PiS – LPR – Samoobrona Andrzej Lepper miał zostać posądzony przez CBA o przyjęcie 3-milionowej łapówki w zamian za pilotowanie sprawy odrolnienia 35-hektarowej działki na Mazurach. Akcja CBA była jednak zorganizowaną prowokacją, mającą skompromitować całe środowisko Leppera, które korzystając z przecieku, wcześniej poinformowało go o planowanej prowokacji. Wkrótce okazało się też, że Lepper łapówki nie przyjął, a dowodów zgromadzono zbyt mało, by postawić mu zarzuty prokuratorskie. Posypały się za to głowy ministrów, w rezultacie czego koalicja rządowa przestała istnieć.

Związki z PZPR

Wielu członków Samoobrony to ludzie o kontrowersyjnych życiorysach. Wielu swój rodowód wywodzi z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Przez szereg lat należał do niej sam Andrzej Lepper, ale również jego zastępca Janusz Maksymiuk był członkiem PZPR od 1975 roku. W materiałach ewidencyjnych MSW znajdują się dokumenty świadczące o tym, że Maksymiuk w latach 1983-1989 był tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Roman”. Nie na tym jednak kończy się lista podejrzeń wobec wiceprzewodniczącego Samoobrony. W styczniu br. tygodnik „Wprost” donosił, że Maksymiuk był członkiem rady fundacji Pro Civili, o której nielegalnych działaniach informuje raport z likwidacji WSI. Według tygodnika, fundacja ta była przykrywką dla nielegalnych operacji finansowych Wojskowych Służb Specjalnych. CBA badało także sprawę zarobionych na handlu ziemią tzw. milionów Maksymiuka, których posiadanie zataił on w swoim oświadczeniu majątkowym.

Gdy mówimy o byłych członkach PZPR w szeregach Samoobrony, nie sposób nie wspomnieć o przyjętym w tegorocznych wyborach na pierwsze miejsce łódzkiej listy partii Leszku Millerze, komunistycznym aparatczyku, również uwikłanym w liczne afery, m.in. sławną Rywingate, który w ostatnim czasie stał się politykiem niewygodnym nawet dla swych dawnych przyjaciół z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Można w tym miejscu zadać sobie pytanie: co łączy Andrzeja Leppera, zdecydowanego przeciwnika źle wynegocjowanego traktatu akcesyjnego do Unii Europejskiej, z jego negocjatorem i sygnatariuszem Leszkiem Millerem, który wtedy jeszcze w pełnej zgodzie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim podjął także decyzję o wysłaniu polskich wojsk do Iraku, czemu Lepper od początku do chwili obecnej konsekwentnie się sprzeciwiał? Z dużym stopniem prawdopodobieństwa można przewidzieć, że po wyborach 21 października, oczywiście o ile Samoobrona znalazłaby się w Sejmie, Miller szybko opuściłby jej szeregi. Podobnie postąpiłby inny „doklejony” kandydat tej listy z okręgu Rzeszów – Zygmunt Wrzodak – bohater „Solidarności” z fabryki Ursus, jeden z pierwszych liderów LPR. Nic absolutnie tych polityków ze sobą nie łączy z wyjątkiem jednego: z jakiejś listy w tych wyborach musieli wystartować. Zygmunt Wrzodak w żaden sposób nie mógł liczyć na poparcie PiS, przeciwko któremu wielokrotnie z sejmowej mównicy występował. Nie mógł też, po ostrym konflikcie z Romanem Giertychem, znaleźć miejsca na listach Ligi Prawicy Rzeczypospolitej. Pozostawało więc albo zrezygnować z polityki, albo… Kandydaci Samoobrony w najbliższych wyborach do parlamentu przedstawiają więc obraz tak różnorodny, że aż dziwaczny.

Skandale i afery

Przyjrzyjmy się jeszcze kilku co barwniejszym postaciom z tej listy. Kandydująca z okręgu Gdańsk Danuta Hojarska to dawna działaczka Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W życiu publicznym znana jest przede wszystkim ze swoich licznych kłopotów z Temidą. W listopadzie 2002 r. została przez sąd w Elblągu skazana na rok więzienia w zawieszeniu, za sfałszowanie więziennej przepustki. Po co Hojarska próbowała nielegalnie przekroczyć bramy więzienia? Aby zobaczyć się ze swoim starszym synem Łukaszem, skazanym za rozboje. Nie koniec jednak na tym przygód Danuty Hojarskiej z wymiarem sprawiedliwości. Posłanka ma na koncie proces w sprawie przywłaszczenia maszyn rolniczych kupionych za kredyt w wysokości 48 tys. złotych. Z kolei jej asystenta Jerzego R. skazano w 2004 r. na 2,5 roku więzienia za handel narkotykami. Młodszy zaś syn Danuty Hojarskiej – Tomasz, w lipcu br. został zatrzymany przez policję za jazdę rowerem pod wpływem alkoholu.

Nie jest to może biografia marzeń dla polityka, jednak nie dorównuje ona w żaden sposób wyczynom partyjnej koleżanki, wiecznej maturzystki kandydującej z Piły Renaty Beger. Trudno doprawdy zliczyć wpadki pani Renaty, które jakże skwapliwie były podchwytywane przez media. Została usunięta z komisji rywinowskiej. Cała Polska śmiała się z owsa i „kurwików”, o których w najlepszej wierze opowiadała posłanka dziennikarzom „Super Expressu”. „Annan Kofan” też niestety o posłance najlepiej nie świadczy. W końcu, chcąc nie chcąc, trafiła pani Renata do show-biznesu. Piosenka i teledysk „Złoty warkocz”, udział w programie „Let’s Dance” na stałe zaliczyły Beger do kategorii polityków niepoważnych. Czarę dopełniła afera taśmowa. Z ukrycia telewizja TVN zarejestrowała spotkanie Beger z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim, podczas którego przedstawiała warunki swojego ewentualnego transferu do tej partii. Cała sprawa była oczywiście zamierzoną prowokacją autorów programu „Teraz My”, mającą na celu skompromitowanie partii braci Kaczyńskich. Niejedyne to jednak wybryki Renaty Beger. Już bowiem w styczniu 2004 r. postawiono jej zarzut fałszowania list wyborczych w kampanii w 2001 roku. Własnoręcznie dopisała tam wiele nazwisk i to samo zleciła innym. Wyrok – 2 lata w zawieszeniu na 5 lat. We wrześniu 2007 r. sytuacja się powtórzyła. Tym razem pani Renata kupowała podpisy pod listami poparcia w swoim okręgu wyborczym, co ukrytą kamerą zarejestrowali dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Kłopotów przysporzyły Renacie Beger także składane przez nią oświadczenia majątkowe. Wynika z nich bowiem, że posłanka w trakcie jednej tylko IV kadencji Sejmu zarobiła ponad milion złotych, posiadając jednocześnie ponad 400 tys. zł długów.

Nie można w końcu nie wspomnieć o kandydacie Samoobrony nr 1 na liście warszawskiej. Słynny obrońca ludzi pracy najemnej, a zarazem brat kapitalistycznej do szpiku kości restauratorki Magdy Gessler jest w Samoobronie jedną z nowych postaci . Członek i założyciel odrodzonej po 1989 r. Polskiej Partii Socjalistycznej był już posłem na Sejm w latach 1993-2001. Fach więc już zna, do Samoobrony zaś pasuje chyba najbardziej z omówionych wcześniej „przyczepek”. Twierdzi on mianowicie, że wszystkie znaczące partie: „PiS, PO, LiD są partiami biznesu unurzanymi w sieci korupcji na rzecz przeróżnych biznesmenów” (wypowiedź dla Super Stacji). Sam uważa siebie za jedynego obrońcę ludzi pracy, a wybory traktuje jako okazję do wypowiedzenia swoich poglądów, które podobno „są poglądami większości społeczeństwa”. O obronie życia w parlamencie złożonym z ludzi myślących podobnie jak Ikonowicz, nawet nie ma co marzyć. Krytykuje on nawet kolegę z partyjnej listy Leszka Millera jako tego, który załatwia w tych wyborach jedynie własną sprawę i chce udowodnić, jak wielkie ma społeczne poparcie. Ikonowicz zaś pragnie jedynie bić się o… socjalizm.

Nawet młodziutka kandydatka Samoobrony Sandra Lewandowska początkowo była związana z SLD. Przez krótki czas pracowała jako asystentka Krzysztofa Janika w MSWiA, ale w 2004 r. zmieniła partyjne barwy i chyba się opłaciło. W partii Leppera kariera polityczna stanęła przed nią otworem. Tego lata w tabloidach mogliśmy oglądać posłankę na egipskiej plaży nudystów w towarzystwie nieco starszego partyjnego kolegi Janusza Maksymiuka.

Minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata, która w rządzie Jarosława Kaczyńskiego pełniła urząd z ramienia Samoobrony, także wywodzi się z SLD. Jednak rozczarowana populizmem socjaldemokracji postanowiła wstąpić do partii Leppera, w której o żadnym populizmie mowy być oczywiście nie mogło. Podobno też ujął ją „przepełniony miłością” program Samoobrony. Jako minister Kalata wsławiła się pomysłem, aby pieniądze gromadzone przez obywateli w otwartych funduszach emerytalnych trafiły znów do ZUS oraz… zatrudnieniem w resorcie wizażystki, a także wartym pół miliona złotych remontem ministerialnego bufetu.

Z powodu trudnych charakterów oraz zbyt „barwnych życiorysów” z Samoobrony musiało w ostatnich latach odejść wielu działaczy, jak choćby: Jan Bestry, Ryszard Bonda, Leszek Sułek, Stanisław Łyżwiński, Piotr Misztal czy Krzysztof Rutkowski. Następni czekają w kolejce.

W październikowych wyborach na listach Samoobrony znalazło więc miejsce wielu kandydatów o niejasnej przeszłości, z wyrokami sądowymi albo też zupełnie przypadkowych polityków usuniętych z macierzystych ugrupowań. Stało się tak, mimo iż na jej listy chyba dostać się nie było łatwo. Mam tu na myśli choćby słynną sprawę weksli, które w poprzednich wyborach musieli podpisywać wszyscy starający się o kandydowanie z list Samoobrony. W czerwcu br. kwestią ich legalności musiała zajmować się aż Prokuratura Generalna, a nawet Trybunał Konstytucyjny.

Samoobrona w Sejmie

Trudno się zatem dziwić, że partia ta zajmuje niejednoznaczne stanowisko w istotnych dla Narodu sprawach, np. w sprawie ochrony życia czy choćby ubiegłorocznej skandalicznej wystawy Eriki Steinbach „Wymuszone drogi”. W tej ostatniej kwestii poseł Mateusz Piskorski zaznaczył, że „Wystawa berlińska oprócz kilku kontrowersyjnych i nie do przyjęcia dla nas słów zawiera szereg ekspozycji poświęconych Polakom. Całkowitego braku obiektywizmu trudno jej zarzucić, a w Polsce przed wydaniem bardzo ostrych sądów i potępieniem wystawy powinno się ją najpierw obejrzeć” (PAP, 31.08.2006 r.).

Kwestia ochrony życia ludzkiego także nie wydaje się dla posłów Samoobrony jednoznaczna. Jeszcze w 2002 r. na trzecim kongresie partii oficjalne stanowisko w tej sprawie brzmiało: „Samoobrona RP uznaje za najlepszy sposób na zmniejszenie liczby aborcji nie tyle regulacje prawne, lecz zabezpieczenie materialne dla kobiet w trudnej sytuacji życiowej, głównie przez zapewnienie stałych źródeł dochodu i mieszkania oraz edukację seksualną. Wbrew statystykom oficjalnym aborcja jest w Polsce poważnym problemem, a obecnie obowiązująca ustawa nie zmniejszyła liczby aborcji”. W trakcie premierostwa Leszka Millera poglądy Samoobrony brzmiały więc zadziwiająco zbieżnie z tymi, które głosił wówczas, i głosi nadal SLD. W marcu br., kiedy trwały dyskusje nad wprowadzeniem stosownych zmian do Konstytucji dotyczących ochrony życia, poseł Janusz Maksymiuk mówił w Salonie Politycznym Trójki: „Samoobrona jest za ochroną życia. Jest, ale mamy duże wątpliwości co do tego, czy wprowadzić teraz. Jesteśmy dalecy od wywoływania nowej wojny”. Przypomnijmy, poselski wniosek dotyczący uzupełnienia obowiązującego przepisu prawa poprzez zagwarantowanie ochrony życia ludzkiego od momentu poczęcia do naturalnej śmierci został na posiedzeniu Sejmu odrzucony 13 kwietnia br., również głosami Samoobrony. Dla porządku podajmy: za wnioskiem głosowało 31 posłów tej partii: 1 był przeciw (Lech Szymańczyk), ale wstrzymało się od głosu aż 9 posłów tej partii, m.in. Krzysztof Filipek i Mateusz Piskorski, który tłumaczył się, że obowiązujące w tej kwestii przepisy są do zaakceptowania przez wszystkie grupy światopoglądowe, dlatego też nie należy ich zmieniać.

W Sejmie V kadencji partia Andrzeja Leppera współrządziła Polską jako uczestnik koalicji: PiS – Samoobrona – LPR. Jej posłowie w wielu wypadkach głosowali prawidłowo, jak choćby w przypadku ustawy lustracyjnej, utworzenia CBA czy ustawy o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych. Umieli też zajmować właściwe stanowisko w sprawach międzynarodowych. Przypomnijmy choćby oficjalny protest partii przeciwko decyzji władz rosyjskich o umorzeniu trwającego 14 lat śledztwa dotyczącego sprawców mordu katyńskiego, czy też jej stanowisko dotyczące rosyjskiego i ukraińskiego embarga na polskie mięso. W tym przypadku Lepper okazał się rzeczywistym obrońcą polskich rolników.

W przedwyborczych spotach reklamujących Samoobronę pojawiły się opinie o Andrzeju Lepperze jako pragmatycznym, grzecznym, ale twardym negocjatorze spraw rolniczych w Unii Europejskiej. Irytacja unijnych gremiów z powodu wykorzystania w reklamówce partii wizerunku komisarz Mariann Fischer Boel raczej potwierdzałaby prawdziwość tych opinii.

Czy w wyborach 21 października br. Samoobronie kolejny raz uda się wejść do Sejmu? Jeśli tak, Andrzej Lepper scenariusz działania ma już określony: „…będziemy blokować trybunę sejmową ze względu na to, że obojętnie jaki układ powstanie w Sejmie, to oni i tak słowa nie dotrzymają…”. Przekonamy się o tym już wkrótce.

Agata Gardas

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl