Od dwudziestu lat drepczemy w miejscu

Z Aleksandrem Zającem, przewodniczącym Polskiej Rady w Niemczech i
wiceprzewodniczącym Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech, rozmawia Piotr
Czartoryski-Sziler

Dlaczego istnieje tak duża dysproporcja między sytuacją mniejszości
niemieckiej w Polsce a sytuacją Polonii w Niemczech? Czy winny jest temu jedynie
traktat polsko-niemiecki z 1991 roku?

– Oprócz zapisów zawartych w
samym traktacie, który jest dokumentem międzypaństwowym, problem polega na tym,
że strona niemiecka podchodzi do jego realizacji inaczej niż strona polska. W
traktacie mówi się o mniejszości niemieckiej w Polsce i o obywatelach
niemieckich polskiego pochodzenia w Niemczech. Władze federalne uważają, że
przyznając Polonii na realizację projektów kulturalnych sumę w wysokości 250-300
tys. euro rocznie, wypełniają te zapisy. Ale tak nie jest. Mamy obawy, że
traktat polsko-niemiecki miał za zadanie poprawić sytuację niemieckiej
mniejszości w Polsce, a nie Polaków w Niemczech, czemu dano także wyraz w
rezolucji Bundestagu z 29 maja 1998 roku. „Wypędzeni, przesiedleńcy i
mniejszości niemieckie są pomostem między Niemcami i ich wschodnimi sąsiadami”.
A więc jest to również brak woli politycznej. Problem ten był od początku
monitorowany przez Konwent Organizacji Polskich w Niemczech. Już w roku 1999
wystosowaliśmy memorandum do rządu niemieckiego, wskazując na nieprawidłowości w
respektowaniu postanowień traktatu, domagając się pełnej jego realizacji.
Wnosiliśmy także o zwrócenie nam statusu mniejszości narodowej i związanych z
tym praw.

Jaka była odpowiedź strony niemieckiej po otrzymaniu
memorandum?
– Nie było żadnej odpowiedzi albo prawie żadnej.
Memorandum otrzymały najważniejsze osoby w państwie, prezydent Roman Herzog,
kanclerz Gerhard Schroeder, prezydent Bundestagu Wolfgang Thierse oraz prezydent
Bundesratu Roland Koch. Zewsząd przychodziły wymijające odpowiedzi, że nie są
oni stroną w tej sprawie. Kanclerz nie udzielił odpowiedzi. Jedna z frakcji
Bundestagu, które otrzymały również nasze memorandum, skierowała go do komisji
wnioskowej Bundestagu (Petitionsausschuss), gdzie uzyskał on numer Pet
1-14-05-06-001493. Ale odpowiedzi również nie otrzymaliśmy. Strona niemiecka
wykorzystuje swoją federalną strukturę, odsyła nas do władz poszczególnych
krajów związkowych, a te z kolei odsyłają nas do rządu federalnego i ciągle to
samo. Winna temu jest również słaba reakcja strony polskiej i brak zdecydowanego
egzekwowania od strony niemieckiej zapisów traktatowych. Przez lata ważniejsze
były dla kraju sprawy wejścia Polski do NATO, a potem do Unii Europejskiej, a
nie Polacy w Niemczech. Rozumieliśmy wagę tych spraw i nie uskarżaliśmy się,
licząc na to, że w końcu macierz się za nami ujmie. W końcu upomniał się o nas
premier Jerzy Buzek w okresie rządów AWS, ale nie odczuliśmy żadnej poprawy.
Sprawa ta powróciła dopiero w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowanym głosem zaczęło mówić o różnicach
dzielących mniejszość niemiecką w Polsce i Polaków mieszkających w Niemczech, o
tym, że nasze prawa są łamane. Oczywiście spotkało się to z ostrą ripostą ze
strony Niemiec, ale od tego momentu została przerwana zmowa milczenia na temat
tych dysproporcji. Latem ubiegłego roku mecenas Stefan Hambura w naszym imieniu
skierował apel do kanclerz Angeli Merkel o formalne anulowanie rozporządzenia
Hermanna Geringa z 1940 r. nakazującego rozwiązanie wszelkich organizacji
polskiej mniejszości narodowej w III Rzeszy oraz konfiskatę ich mienia.

Czy, Pana zdaniem, polskie MSZ jest w stanie wyegzekwować od państwa
niemieckiego korzystniejsze zapisy dla Polonii w Niemczech?

– Miejmy
nadzieję, że tak będzie, ale trudno coś wyrokować. Rząd federalny dalej uważa,
iż nie spełniamy kryteriów do uznania nas za mniejszość narodową. Argumentują to
tym, że polska mniejszość zamieszkiwała terytoria, które po II wojnie światowej
nie znalazły się już w granicach obecnych Niemiec, a te osoby, na które powołuje
się strona polska, nie są „zasiedziałe” w Niemczech lub inaczej – nie
zamieszkują tutaj od niepamiętnych czasów. Mimo takiej argumentacji wiceminister
spraw wewnętrznych przyznał, że władze niemieckie powinny wyjść naprzeciw tej
grupie osób, wtedy również dla władz polskich sprawa przyznania statusu
mniejszości narodowej przestanie odgrywać pierwszoplanową rolę. Dla nas ważne
jest to, że rząd federalny ponownie przyznał, iż za realizację
polsko-niemieckiego traktatu nie jest odpowiedzialny tylko urząd Pełnomocnika
Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów, ale również Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych, które opiekuje się w Niemczech mniejszościami narodowymi, podobnie
jak w Polsce. Wróciliśmy więc do punktu wyjścia, bo z MSW rozmawialiśmy o
egzekwowaniu zapisów traktatowych do 1997 roku. Potem, od roku 1999, kierowano
nas do urzędu pełnomocnika, który zgodził się tylko wspierać nasze projekty
kulturalne, a o innych problemach czy rozwiązaniach natury politycznej nawet nie
chciał słyszeć. Przełomem jest również to, że obecnie realizacją zapisów
traktatowych zajmuje się wiceminister MSW dr Christian Bergner, który jest
odpowiedzialny także za mniejszości narodowe w Niemczech. Niedawno spotkał się
on w Berlinie z przedstawicielami Konwentu Organizacji Polskich oraz Związku
Polaków w Niemczech. W spotkaniu tym uczestniczyli także: wiceminister MSWiA
Tomasz Siemoniak, przedstawiciele obydwu Ministerstw Spraw Zagranicznych: Polski
– Agnieszka Walter-Drop – dyrektor departamentu Europy Zachodniej i Północnej,
Marta Sęk-Spirydowicz – wicedyrektor departamentu Współpracy z Polonią; i
Niemiec Claus Robert Krumrei oraz ambasador dr Marek Prawda. Dla nas ważne jest,
że w końcu doszło do tych rozmów, a dialog ten chcemy prowadzić na trzech
płaszczyznach: w MSW, MSZ i między pełnomocnikami do spraw dialogu
polsko-niemieckiego, czyli Władysławem Bartoszewskim, sekretarzem stanu w
kancelarii premiera RP, a Kornelią Pieper, wiceminister spraw zagranicznych
rządu niemieckiego.

Istnieje więc szansa na to, że prawa Polaków mieszkających w
Niemczech będą wreszcie respektowane?

– Mamy taką nadzieję. Było to
bowiem pierwsze od lat takie spotkanie, na którym przedstawiliśmy swoje potrzeby
i wskazaliśmy na piętrzące się trudności, które strona niemiecka powinna
rozwiązać. Oprócz przedstawicieli obu rządów Polski i Niemiec brali w nim udział
także przedstawiciele mniejszości niemieckiej w Polsce. Tego rodzaju spotkania
mają być kontynuowane, prawdopodobnie następne odbędzie się w Warszawie. Strona
niemiecka przygotowuje w tej chwili protokół. Mamy nadzieję, że zostaną w nim
ujęte wszystkie nasze postulaty.

Strona niemiecka wykazuje dobrą wolę wobec postulatów wysuwanych
przez Polonię w Niemczech?

– Różnie, o niektórych sprawach chcą
rozmawiać, o innych niekoniecznie. Wymiernym efektem spotkania w MSW jest
decyzja o opracowaniu przez obie strony wspólnego dokumentu, („mapy drogowej”)
zawierającego listę obszarów problemowych, wskazującego również instytucje
odpowiedzialne za ich rozwiązanie. Zadeklarowano też chęć stworzenie grup
roboczych mających się zająć konkretnymi zagadnieniami. Ale na razie nasze
problemy nie są rozwiązywane. Przykładem może być nauka języka polskiego jako
języka ojczystego.

W jakim zakresie Polacy mogą w tej sprawie liczyć na wsparcie strony
niemieckiej?

– Nie ma żadnego wsparcia. Jedynie w Bremen trwa
pilotażowy projekt nauki języka polskiego, ale nie wychodzi on poza terytorium
tego miasta. Jest Szkoła Europejska w Berlinie z nauczaniem języka polskiego,
poza tym udało się uzyskać zgodę na naukę naszego języka w Nadrenii
Północnej-Westfalii. Niestety, jest on traktowany tutaj jako dodatkowa forma
nauki po lekcjach. My zaś chcielibyśmy, by język polski był nauczany w ramach
obowiązujących zajęć w szkole, oczywiście tylko tam, gdzie są Polacy. Sprawa
wymaga pilnego załatwienia, ponieważ spora grupa osób o polskich korzeniach,
którzy mieszkają w Niemczech, traci kontakt z językiem ojczystym. W pierwszym
pokoleniu przeważnie rodzice sami mogą uczyć dzieci języka polskiego, bo mimo
znajomości niemieckiego ich pierwszym językiem jest polski. Ale problem ten
rysuje się już w drugim pokoleniu, kiedy nasze dzieci pobierają naukę w szkołach
niemieckich. Ich pierwszym językiem staje się niemiecki. Aby nauczyć się
polskiego lub pogłębić jego znajomość, muszą chodzić na zajęcia dodatkowe,
pozaszkolne. Natomiast w trzecim pokoleniu sytuacja będzie bardzo ciężka. Jeśli
nie nauczymy drugiego pokolenia poprawnej polszczyzny, będzie się ono
komunikowało z własnymi dziećmi w języku niemieckim. Dlatego uważamy, że trzeba
nakłonić władze niemieckie do wprowadzenia nauki języka polskiego do szkół, tak
aby polskie dzieci i młodzież mogły się go uczyć jako języka ojczystego w
niemieckich szkołach, nie wyłączając z tego systemu również organizacji
polonijnych.

Zastanawiający jest fakt, że Niemcy, widząc, iż w Polsce mniejszość
niemiecka jest bardzo dobrze dofinansowywana, nie poczuwają się do
odpowiedzialności, by dla Polaków mieszkających w Niemczech przeznaczać większe
dotacje…
– To prawda. Ale jest jeszcze inny aspekt tego
zagadnienia, bo strona niemiecka dofinansowuje również mniejszość niemiecką w
Polsce. Nie mamy nic przeciwko temu. Jednak ze względu na fakt, że traktat mówi
także o obywatelach niemieckich polskiego pochodzenia w Niemczech, to
konsekwentnie powinni oni wspierać również grupę swoich obywateli o polskich
korzeniach. Tymczasem nasza kultura w Niemczech kuleje, bo strona niemiecka
przeznacza na nią jedynie 300 tys. euro rocznie i nic ponadto. Z tej puli nie
można otrzymać pomocy instytucjonalnej, tak jak mają to Niemcy w Polsce.
Dodatkowo finansuje się tutaj projekty kulturalne o tematyce polsko-niemieckiej
realizowane przez stowarzyszenia czy instytucje niemieckie, np. Deutsche Welle,
które otrzymało dotację na swój polsko-niemiecki magazyn telewizyjny z „puli”
polonijnej, a przecież jest to rozgłośnia rządowa przeznaczona dla zagranicy.
Chcielibyśmy, żeby te fundusze były przyznawane wyłącznie organizacjom
polonijnym. Podam inny przykład. Towarzystwo Szkolne „Oświata” na naukę języka
polskiego w berlińskich szkołach otrzymuje ok. 7 tys. euro rocznie. To są
śmieszne sumy w porównaniu z ponad 13 mln euro, które strona polska rocznie
przeznacza dla mniejszości niemieckiej na naukę jej języka ojczystego.

Wracamy jednak do problemu uznania Polaków mieszkających w Niemczech
za mniejszość narodową. Tylko wtedy, jak rozumiem, sytuacja Polaków diametralnie
by się zmieniła?
– Tak, bowiem mielibyśmy ochronę prawną, której
teraz jesteśmy pozbawieni. Teraz jesteśmy zależni od deklaracji międzyrządowych,
jak to ujmuje traktat. Choć za rok będziemy obchodzić 20-lecie jego podpisania,
to wciąż pozostajemy w punkcie, w jakim byliśmy w 1994 czy w 1996 roku. Wówczas
mieliśmy nawet więcej praw niż obecnie. Widzimy, jak strona niemiecka do tego
podchodzi, i boimy się, że bez rozwiązań prawnych niczego nie osiągniemy. Trzeba
też zdać sobie sprawę z tego, iż sam status mniejszości narodowej nic nam nie
da, jeżeli za tym nie pójdą rozwiązania polityczne i finansowe, gwarantujące nam
rozwój i zachowanie własnej kultury, tradycji i języka.

W grę mogłaby wchodzić również renegocjacja samego
traktatu?
– Na podstawie wieloletnich obserwacji polityki naszego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych powiedziałbym, że jest to raczej niemożliwe.
Ale to tylko moje subiektywne odczucie. Wszystko jednak zależy od tego, w jaki
sposób strona polska podejdzie do tej sprawy. Być może wystarczy przegląd
zapisów traktatowych i sposobu ich realizacji, zwłaszcza tych dotyczących
niemieckiej Polonii.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl