Hazardowe zagrywki Platformy

Po wygranych w 2007 r. wyborach parlamentarnych Donald Tusk zapowiadał
m.in. przyjazną administrację, przejrzystość życia publicznego, przywrócenie
zaufania do prywatyzacji, walkę z korupcją i patologiami.
W swoim exposé powiedział nawet, że walka z korupcją będzie dla jego rządu celem
nadrzędnym: "To będzie niezbędne, żeby praca administracji samorządowej i
rządowej była rzeczywiście przejrzysta, dużo szybsza, wygodniejsza i też
przyjazna bardziej dla obywateli, nie tylko dla wykonawców tej pracy. To także
umożliwi eliminację zagrożeń korupcyjnych". Jednak rzeczywistość okazała się
zgoła inna.

Zemsta za weryfikację WSI
Zapowiedzi premiera Tuska walki z korupcją mieli doświadczyć w praktyce już na
samym początku funkcjonowania rządu PO członkowie komisji weryfikacyjnej
Wojskowych Służb Informacyjnych, którzy zostali pomówieni o korupcję. Obecnie
można jednoznacznie stwierdzić, chociaż wiele wątków jest jeszcze
niewyjaśnionych, że sprawa rzekomej korupcji w komisji weryfikacyjnej była
prowokacją w celu skompromitowania jej prac i przewodniczącego komisji Antoniego
Macierewicza. Sprawa okazała się kompromitacją, ale nie komisji, lecz instytucji
i polityków gabinetu Platformy.
Jesienią 2007 r., jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu Donalda Tuska, do
Bronisława Komorowskiego zgłosił się oficer wojskowych służb specjalnych płk
Aleksander L., który proponował wgląd do ściśle tajnego Aneksu z weryfikacji
WSI. Marszałek wyrażał zainteresowanie tym dokumentem. Praktycznie w tym samym
czasie z informacjami o rzekomej korupcji wśród członków komisji przyszedł do
Komorowskiego były oficer WSI płk Leszek T. Polityk PO skontaktował go z nowym
szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofem Bondarykiem, który
osobiście zawiózł go do siedziby ABW na przesłuchanie. W zeznaniach Leszek T.
obwinił członków komisji o sprzedaż Aneksu spółce Agora i korupcję polegającą na
pozytywnej weryfikacji za łapówkę. Pośrednikiem w tym procederze miał być
dziennikarz Wojciech Sumliński. Na podstawie tych oskarżeń prokuratura wszczęła
śledztwo, działania prowadziła również ABW. Śledczy nie sprawdzili prawdziwości
zeznań Leszka T. i faktu, że wśród rzekomo skorumpowanych członków komisji miały
znajdować się osoby, które np. nie wchodziły w jej skład, jak Sławomir
Cenckiewicz. W maju 2008 r. ABW przeprowadziła rewizje m.in. w mieszkaniach
dwóch członków komisji, w tym u niżej podpisanego. Nie odnaleziono u nich
Aneksu, nie potwierdzono oskarżeń o jego sprzedaż Agorze i weryfikacji za
łapówkę. Jednak dzięki tej operacji zablokowano końcowe prace komisji i
bezpodstawnie pomówiono ich członków o korupcję.
Znacznie gorzej rząd Tuska radził sobie ze zwalczaniem rzeczywistych zagrożeń
korupcyjnych, nieformalnych powiązań przedstawicieli władz lub choćby
prowadzonego wobec nich agresywnego lobbingu.

Rozmowy "Rycha", "Mira" i "Zbycha"
Przykładem może być afera hazardowa. Okazało się, że w trakcie prac nad ustawą o
grach i zakładach wzajemnych CBA odnotowało sygnały świadczące o działaniach
lobbingowych w sprawie wpisania korzystnych przepisów dla branży hazardowej.
Zebrany materiał operacyjny dowodził, że prominentni politycy Platformy –
ówczesny przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski oraz
minister sportu Mirosław Drzewiecki – mieli uczestniczyć w takich działaniach.
CBA oceniło, że dążyli do zmiany projektu ustawy hazardowej i zablokowania
wejścia w życie przepisów umożliwiających pobieranie dodatkowych opłat od
hazardu.
CBA wskazywało, że latem 2009 r. minister sportu wycofał z projektu ustawy
przepis o dopłatach. Według wyliczeń Ministerstwa Finansów przepis miał
przynieść państwu roczny dochód w wysokości ok. 500 mln złotych. Przedstawiciele
resortu finansów potwierdzili w mediach przyjęcie tego wniosku. Jednocześnie
podsłuchy założone już od kilkunastu miesięcy u biznesmena branży hazardowej
Ryszarda Sobiesiaka ujawniły jego znajomości z Chlebowskim i Drzewieckim, ich
wspólne spotkania, rozmowy, a nawet imprezy. Odnotowano również kontakty
Sobiesiaka z Grzegorzem Schetyną.
Zarejestrowane przez CBA rozmowy wiązały się np. z projektem wprowadzenia
przepisu dotyczącego m.in. 10-procentowych dopłat na cele sportowe. Z
ujawnionych później stenogramów podsłuchów wynikało, że znajomość polityków PO z
biznesmenami była bardzo zażyła.
Oto fragmenty tylko niektórych rozmów:

20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.: Cześć, Zbyszek.
Z.Ch.: Cześć, Rysiek.
R.S.: Co tam? Jesteś na Dolnym Śląsku?
Z.Ch.: Tak, prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek?
R.S.: No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś, myślisz?
Z.Ch.: W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez ten? (?)

25 sierpnia 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.: No wiem, no k? no przecież, no ja chciałem się, chciałem właśnie zapytać,
co tam, jest jakaś szansa? No bo wiesz, k? daj spokój, mam nadzieję, że tam ze
mną już będzie wszystko w porządku, nie?
Z.Ch.: Z tobą na? na 90 procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest
łatwo, tak ci powiem.
R.S.: To są k? tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, k? Mirka i? i? tego
drugiego, nie?
Z.Ch.: A z nim nie gadam, to powiem ci szczerze, Rysiu, że tak, bo wiesz?

10 marca 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim:
R.S.: Grześka zarazić tą sprawą, bo oni rozpierd?
Z.Ch.: Ja ci powiem szczerze, Rysiu? ja już nie mam siły sam walczyć z tym
wszystkim? jakby Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi? przecież wiesz, biegam z tym
sam? blokuję tę sprawę dopłat od roku? to wyłącznie moja zasługa.

22 maja 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem (biznesmenem z branży
hazardowej):
J.K.: Kapica się w internecie wypisał, bo wycofał projekt 11 maja.
R.S.: Wycofanie dopłat może nastąpić po jego [Kapicy – red.] rozmowie z
Drzewieckim. (?) To był pomysł Drzewieckiego. To już nie ma o czym rozmawiać?
panie prezesie – załatwione!
(za: http://www.rp.pl/artykul/2,371 -210_Walcze_Rysiu__zalatwimy.html)
W sierpniu 2009 r. szef CBA Mariusz Kamiński poinformował premiera Tuska o
wpływie biznesmenów hazardowych na polityków PO oraz o próbach zmiany ustawy.
Proponował przywrócić pierwotne założenia projektu ustawy hazardowej. Kamiński
poprosił również, aby premier nie ujawniał zainteresowania CBA sprawą i
odwoływał się tylko do jawnej korespondencji między ministrem sportu a ministrem
finansów, żeby podejrzewane osoby nie dowiedziały się o akcji. Szef CBA
stwierdził również, że należy wyjaśnić rolę wicepremiera Grzegorza Schetyny (w
związku ze spotkaniami, jakie odbywał z Sobiesiakiem, i niepoinformowaniu
premiera o intensywnych zabiegach lobby hazardowego), ministra Jacka Kapicy (w
związku z oświadczeniem Ministerstwa Finansów o zaakceptowaniu wniosku ministra
Drzewieckiego o zrezygnowaniu z pobierania dopłat od hazardu) oraz wiceministra
Adama Szejnfelda (w związku z pismami wysyłanymi w toku prac legislacyjnych
sprzyjających lobby hazardowemu) (za: http://prawica.net/node/19224).

Spóźnione dymisje
Warto podkreślić, że w związku z aferą hazardową zmiany w rządzie nastąpiły
dopiero po ujawnieniu w mediach stenogramów z podsłuchów powyższych rozmów.
Chlebowski został zawieszony w pełnieniu funkcji przewodniczącego Klubu
Parlamentarnego PO 1 października 2009 roku. Mirosław Drzewiecki podał się do
dymisji 5 października 2009 roku. Potem Donald Tusk odwołał również wicepremiera
Grzegorza Schetynę, ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumę, wiceministra
gospodarki Adama Szejnfelda oraz dwóch sekretarzy stanu w kancelarii premiera –
Rafała Grupińskiego i Sławomira Nowaka. Odejść miał również rzecznik rządu Paweł
Graś, ale ostatecznie pozostał na stanowisku.
Chlebowski i Szejnfeld już znacznie wcześniej zajmowali się w Sejmie przepisami
regulującymi branżę hazardową. Chlebowski prezentował bardzo przychylne
stanowisko wobec tej branży, np. w styczniu 2003 r. w imieniu klubu PO
powiedział, że istnieje obawa przejęcia rynku gier losowych przez kapitał
zagraniczny: "Stać się tak może również dlatego, że dziś kasyna i salony gier
stoją w dużej mierze przed widmem bankructwa, bo nie wytrzymują obciążeń
finansowych. Czy jest to w ogóle możliwe? Czy Polska będzie krajem, w którym
nawet hazard może splajtować?".
Natomiast Szejnfeld w lipcu 2007 r. w interpelacji do ministra finansów
krytykował proponowane przez rząd PiS zapisy w projekcie ustawy o grach
losowych. Był przeciwny m.in. zwiększeniu podatku od gier na automatach o
niskich wygranych. Jesienią 2009 r. wiceminister Szejnfeld oświadczył, że jego
udział w pracach nad ustawą polegał "wyłącznie na podpisywaniu oficjalnych
stanowisk ministra gospodarki". Twierdził, że z nikim nie rozmawiał o projekcie
ustawy. Po ujawnieniu dokumentów dotyczących prac nad ustawą hazardową
"Rzeczpospolita" sugerowała, że wiceminister Szejnfeld miał naciskać na
Ministerstwo Finansów, by usunęło z projektu zapisy dotyczące "nowych dopłat do
gier". Gazeta przywoływała informacje wskazujące, że Szejnfeld wysłał do
Komitetu Rady Ministrów faks, w którym domagał się wycofania dopłat do gier (za:
http://www.rp.pl/artykul/373511.html).
Minister Drzewiecki zapewniał, że nie rozmawiał z Sobiesiakiem o ustawie
hazardowej. Jednak ze stenogramów podsłuchów wynika, że Sobiesiak dzwonił do
Drzewieckiego i żalił się na niekorzystne rozporządzenie ministra finansów.
Minister sportu twierdził również, że podpisując pismo w sprawie wycofania się z
dopłat, w istocie nie wiedział, co podpisuje i czego ten przepis dotyczył. Na
konferencji prasowej rozbrajająco tłumaczył: "Trudno byłoby, żebym brał każde
pismo, rozkładał ustawy, sprawdzał, co się kryje pod każdym artykułem".
Drzewiecki wprawdzie nie wypierał się znajomości z Sobiesiakiem, ale twierdził,
że spotykali się głównie przy okazji imprez sportowych i biznesmen wyświadczał
mu czasem drobne przysługi, np. przywoził kije golfowe (za: http://www.rp.pl/artykul/373103.html).

Przeciek i rozmowy w "Pędzącym króliku"
W związku z aferą hazardową CBA złożyło doniesienie do prokuratora generalnego w
sprawie zagrożenia interesu ekonomicznego państwa. Jednak w kwietniu 2011 r.
umorzono śledztwo. Do chwili obecnej jednoznacznie nie wyjaśniono charakteru
związków polityków PO z branżą hazardową oraz przecieku z akcji CBA.
Przy okazji afery hazardowej ujawniono, jak ludzie Platformy zatrudniali swoich
protegowanych w najpoważniejszych spółkach. To właśnie szef gabinetu ministra
Drzewieckiego Marcin Rosół miał załatwiać, jak dowodzą ujawnione stenogramy
podsłuchów CBA, Magdalenie Sobiesiak kierownicze stanowisko w zarządzie
Totalizatora Sportowego. Spotykał się z nią w warszawskiej restauracji "Pędzący
królik". Sam Rosół przyznał, że znał Sobiesiaka i nawet spędził weekend w jego
hotelu. Natomiast już po ujawnieniu afery hazardowej Drzewiecki potwierdził, że
zlecił Rosołowi zajęcie się sprawą córki Sobiesiaka. Jednak ostatecznie wycofała
się z konkursu, gdy biznesmeni zorientowali się, że są obserwowani. Już 25
sierpnia 2009 r. pojawiły się pierwsze sygnały świadczące o tym, że Sobiesiak
został ostrzeżony o zainteresowaniu jego osobą przez CBA. Minister Kamiński o
fakcie, że nastąpił przeciek do osób rozpracowywanych przez CBA, poinformował
ustnie 15 września 2009 r. ministra Jacka Cichockiego, sekretarza Kolegium ds.
Służb Specjalnych. Wystosował również pismo w tej sprawie do premiera. W
odpowiedzi otrzymał z prokuratury w Rzeszowie wezwanie do stawienia się celem
postawienia zarzutów. Dni Mariusza Kamińskiego w CBA były policzone.

"Rozjeżdżanie" CBA
6 października 2009 r. prokurator z Rzeszowa przedstawił szefowi CBA zarzuty
m.in. przekroczenia uprawnień i popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności
dokumentów w związku z tzw. aferą gruntową.
13 października 2009 r. premier Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego ze stanowiska.
Zrobił to jednak bez opinii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co było naruszeniem
przepisów. Prezydent Kaczyński ocenił, że wniosek premiera o odwołanie szefa CBA
był bezpodstawny i mógł być związany z wykrytymi "nieprawidłowościami w
działaniach osób piastujących kierownicze stanowiska państwowe".
Natychmiast po zmianach rozpoczął się tzw. audyt CBA, który miał być argumentem
do przeprowadzenia w nim zmian organizacyjnych, wyeliminowania niewygodnych
osób. Wyniki tej kontroli miały udowodnić, że dochodziło do licznych
nieprawidłowości i nadużyć. W wybranych mediach publikowane były przecieki z
tajnego raportu z audytu; poprzednie kierownictwo CBA publicznie oskarżano m.in.
o nepotyzm, kumoterstwo, marnotrawstwo pieniędzy, a nawet o "korupcję". Poseł PO
Konstanty Miodowicz komentował dla "Gazety Wyborczej": "W tej służbie obecna
była korupcja, protekcja, wykorzystywanie mienia państwowego dla prywaty. Obraz
jest czarniejszy niż wizja, którą dotąd miała. Opinia publiczna powinna być
przez premiera poinformowana o powadze sytuacji" (za: http://wyborcza.pl/1,75478,
7482348,Agenci_do_kontroli_agentow.html).
W prasie ujawniane były personalia funkcjonariuszy CBA. Najjaskrawszym
przykładem takich publikacji były artykuły na temat Tomasza Kaczmarka, który
uczestniczył w kilku głośnych akcjach. 19 listopada 2009 r. "Gazeta Wyborcza"
wydrukowała artykuł "Jak we Wrocławiu hartował się agent Tomek", w którym podano
szereg informacji umożliwiających identyfikację tego funkcjonariusza CBA, np.
dane o jego wieku i miejscu zamieszkania rodziców, ukończonych szkołach i
nauczycielach, znajomych, przebiegu służby w policji. Nie był to jedyny
przypadek ujawnienia danych funkcjonariusza CBA po zmianie kierownictwa.

Katarowe problemy ministra Grada
CBA uzyskało również informacje o tzw. aferze stoczniowej. Jeszcze przed zmianą
kierownictwa Biuro przesłało do najważniejszych osób w państwie (m.in. premiera,
prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu) informacje na temat nieprawidłowości i
złamania prawa w trakcie sprzedaży Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia.

W odpowiedzi kancelaria premiera wysłała do Prokuratury Generalnej dwa
zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w tym również przez
Mariusza Kamińskiego, którego obwiniano o to, że nie przekazał zgromadzonych
dokumentów w tej sprawie.
Ujawnione w mediach dokumenty CBA (m.in. rozmowy pomiędzy Aleksandrem Gradem i
jego urzędnikami) dowodziły, że w sprawę sprzedaży stoczni było zaangażowane
kierownictwo Ministerstwa Skarbu Państwa oraz Agencji Rozwoju Przemysłu. CBA
oceniało, że "działania te prowadzone były nie tylko wbrew interesom
ekonomicznym państwa, ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi". Urzędnicy
podległej Gradowi ARP "czynili wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo
w przetargach wybranemu przez siebie inwestorowi Stiching Particulier Fonds
Greenrights", czyli tzw. Katarczykom.
CBA wskazywało, że kierownictwo ARP i ministerstwa skarbu chciało uprzywilejować
katarskiego inwestora, chociaż nie posiadało niezbędnych informacji, nie
wiedziało, kto stoi za firmą Stiching Particulier Fonds Greenrights. Szef ARP
mówił do jednego ze swoich współpracowników: "Wziąłem te papiery i siedzieliśmy
tutaj nad tymi właścicielami, tak naprawdę to jest tak zagmatwana sprawa, że do
tego nijak nie można dojść, bo nie ma w tych wszystkich rejestrach
uwidocznionych właścicieli, jest uwidoczniony tylko reprezentant" (za: http://www.
wprost.pl/ar /174768/Rzad-nie-wiedzialS-kim-sa-Katarczycy/).
Według Biura, Katarczycy byli uprzywilejowani już na wstępnym etapie przetargu,
ponieważ gdy nie wpłacili wadium w terminie, to został on przedłużony.
CBA sprawdzało również rolę w sprzedaży majątku stoczni libańskiego handlarza
bronią, byłego pośrednika Bumaru – Abdula Rahmana El Assira. Według CBA, był on
jedną z głównych postaci w sprawie.
Katarczycy początkowo przedłużali rozmowy, dwukrotnie poprosili o przedłużenie
terminu zapłaty. Ostatecznie 31 sierpnia 2009 r. umowę zerwano, a we wrześniu
ogłoszono nowy przetarg na stocznię. Mimo to minister Grad zachował stanowisko.
Próbował tłumaczyć, że jego resort jedynie zabiegał o inwestorów dla stoczni,
którzy mogli zadeklarować chęć budowy statków. Zaprzeczył również, że resort
skarbu kogoś faworyzował: "Nie było fizycznej możliwości, by w jakiś sposób
blokować innych inwestorów, bo oni się nie zgłosili". Natomiast szef ARP
twierdził, że inni uczestnicy przetargu nie zgłaszali zastrzeżeń, a nad
prawidłowością czuwały niezależne komisje i obserwatorzy z UE.

Robotny senator
Z aferą stoczniową wiąże się sprawa senatora PO Tomasza Misiaka,
przewodniczącego senackiej Komisji Gospodarki Narodowej. W trakcie prac nad
specustawą stoczniową senator Misiak zgłaszał do niej poprawki rządowe dotyczące
prawa europejskiego. W związku z tym zarzucono mu konflikt interesów. Powodem
tego był fakt, że konsorcjum z udziałem firmy Work Service, której polityk
Platformy był współwłaścicielem, zawarło z Agencją Rozwoju Przemysłu umowę "z
wolnej ręki" m.in. na doradztwo dla zwalnianych stoczniowców w Szczecinie i
Gdyni. Umowa została zawarta zgodnie z prawem zamówień publicznych, po uzyskaniu
pozytywnej oceny wyboru wykonawcy przez Urząd Zamówień Publicznych. Jednak w
odbiorze społecznym krytykowany był fakt, że senator partii rządzącej zawierał
umowy z agendami rządowymi. Nawet premier Tusk krytykował Misiaka. Po tym
oświadczeniu szefa rządu Misiak odszedł z PO.
Senatorowi wypominano również kontrakty jego firmy z Pocztą Polską, z którą
zawarła kilkanaście kontraktów, a on pracował nad rządowym projektem ustawy o
komercjalizacji Poczty Polskiej. Bronił się, mówiąc, że 90 proc. kontraktów,
jakie zawiera Work Service z Pocztą, to wynik przetargów. Tłumaczył również, że
z Pocztą współpracował już trzy lata, nim został parlamentarzystą, i jego praca
senatorska nie miała w tej sytuacji znaczenia.
Jednak nawet w tym przypadku pozostaje kwestia podstawowych zasad w życiu
politycznym, gospodarczym, publicznym. Należy również zadać pytanie – jeżeli był
on tak dobrym przedsiębiorcą, wygrywał przetargi i w dalszym ciągu chciał je
realizować, to dlaczego został parlamentarzystą i uczestniczył w tworzeniu prawa
dla innych, w tym przedsiębiorców? Oczywiście ten problem nie dotyczy tylko tego
przypadku, ale jest znacznie szerszym zjawiskiem, czy taka sytuacja bowiem nie
jest konfliktem interesów? l

 

Piotr Bączek
publicysta
 


Autor był członkiem komisji weryfikacyjnej WSI, a do grudnia 2007 r. szefem
Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu
Prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura
Bezpieczeństwa Narodowego.

 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl