Dziennikarze mają się z czego tłumaczyć

 
fot. M. Borawski

Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, wykładowcą UAM,
rozmawia Małgorzata Goss

Panie Profesorze, czy to spontaniczne narodowe przeżywanie żałoby
narodowej da się przekuć w jakieś długofalowe pozytywne zjawisko?


Badacze od kilku lat podkreślali, że Polacy nieźle się odnaleźli w gospodarce
wolnorynkowej i zaakceptowali rynkowe reguły gry, ale nie odnaleźli się w
polityce. W naszym społeczeństwie jest niski poziom przyzwolenia na konflikt w
polityce, niski poziom zaufania wobec polityków i daleko posunięta niechęć wobec
polityki. Tymczasem naród, który chce się rozwijać, musi umiejętnie
zagospodarować przestrzeń polityczną. I co się ukazało naszemu Narodowi podczas
ostatniego tygodnia? W mediach pokazano ludzkie, prywatne, rodzinne oblicze nie
tylko Pary Prezydenckiej, ale prawie wszystkich postaci znanych społeczeństwu
wcześniej z telewizji. I okazało się, że ci ludzie – spierający się ze sobą
publicznie, czasami w dobrym stylu, czasami w gorszym – są na co dzień
uśmiechnięci, życzliwi, mają kochające się rodziny, są dobrymi kolegami,
wyświadczają innym wiele przysług, wielu ludzi dużo im zawdzięcza. Jednym z
owoców tych dni skupienia i żałoby mogłoby być lepsze zrozumienie przez
społeczeństwo, że politycy to nie są wyłącznie potwory i karierowicze, ale także
ludzie, którzy wzięli na swoje barki trud, starania – nie zawsze umiejętne, ale
starania – o dobro wspólne. Drugim wymiarem powinno być uświadomienie sobie, że
jakość polityki można poprawić, jeśli się w nią wejdzie. Tęsknota za
wspólnotowością widoczna w miejscach skupienia, do których ludzie podążali,
jeśli nie ma być li tylko przejściową emocją, powinna być wsparta falą
aktywności obywatelskiej. Tak długo, jak ludzie porządni nie będą wchodzili do
polityki, ludzie małego formatu będą się tam zbyt dobrze czuli. Pokazanie nieraz
przesłodzonych, ale w wielu przypadkach realistycznych obrazów prywatności
polityków i osób odpowiedzialnych za kierowanie państwem, może pomóc wyborcom
zrozumieć, na czym polega ta misja. Z kolei rozumiejąc ją, będą mogli
zaakceptować to, że konflikt, spieranie się wokół różnych wizji Polski, różnych
interesów, jest czymś najzupełniej normalnym. Dopóki posłowie się spierają, nie
urażając przy tym własnej godności i godności wyborców, to mają prawo i powinni
się spierać. Bez jawnego sporu nie ma wolności.

Ten spór był jednak w mediach relacjonowany w taki sposób, że ludzie
zaczęli odrzucać i sam spór, i polityków…
– Jest szansa na zmianę
takiego postrzegania. Niestety, niektóre media nie chcą tej szansy, bo spór
polityczny prowadzony w sposób kulturalny cieszy się mniejszą oglądalnością, ma
mniejszą sprzedawalność. Jeśli dziennikarze nie zrobią rachunku sumienia i nie
uświadomią sobie, że to oni wypromowali autorów najbardziej brutalnych ataków na
Prezydenta, że to media wychowały i wylansowały tych ludzi, stracimy tę szansę.
Ten, kto obrażał Prezydenta w jednym medium, był premiowany zaproszeniem do
kolejnych. Dziś część dziennikarzy powinna uderzyć się w piersi i wyciągnąć
wnioski. Chodzi o podwyższenie przez nich standardów działania. Kiedyś na żywo
na wizji powiedziałem redaktorowi, że jego program został „zeświniony”. On
dopuścił do tego, że gość zawczasu przyniósł łeb od świni, przygotował go pod
stołem i wyłożył w czasie programu na wierzch. Dziennikarz nie tylko do tego
dopuścił, ale tego pana potem wielokrotnie zapraszał.

Tanio kupiona popularność, oglądalność…
– I to się
wówczas nie spotkało z żadną niechęcią kolegów! A czy teraz zaprosił tego pana
od świni, żeby skomentował traumę narodową? Nie chodzi o tę jedną osobę,
specjalnie nie wymieniam nazwiska tego redaktora, skądinąd to nie jest
dziennikarz małego formatu. Wskazuję na mechanizm tego zjawiska. Wszyscy musimy
od siebie więcej wymagać. A efektem tego powinno być odzyskanie polityki dla
Polaków, żeby polityka nie była sprawą wąskiej grupy elit, która będzie myślała
i decydowała sama. Ta grupa elit może, a nawet musi być poszerzona, ale projekt
poszerzenia przybierze realny kształt tylko wtedy, gdy wielu Polaków różnych
pokoleń, w tym młodego pokolenia, powie sobie: wybieram misję, która jest trudna
i niewdzięczna, misję pracy z ludźmi, przekonywania ludzi do swoich racji, misję
dążenia do władzy i sprawowana jej w ramach pewnych standardów, pewnej
kultury…

Wydarzenia tych dni mogą być czymś w rodzaju rekolekcji dla ludzi
mediów i polityki?

– Niestety, w wielu mediach tych rekolekcji nie
będzie. W sobotę, dzień przed pogrzebem Pary Prezydenckiej, przeczytałem
komentarz. Zastępca redaktora naczelnego pewnej dużej gazety, komentując jeden z
programów telewizyjnych, napisał, że ludzie występujący w tym programie
„uczynili zmarłego prezydenta wspólnikiem własnych obsesji”, znieważyli go,
czyniąc zeń „patrona swych podłych myśli”. Dalej autor pisze o krytykowanym
przez siebie programie telewizyjnym, że „ten sabat czarownic” odbywa się w
telewizji publicznej. I że „to musi być publicznie napiętnowane”. W trzech
linijkach mamy „obsesję”, „znieważenie”, „podłe myśli”, „sabat czarownic” i
wezwanie do „napiętnowania”. Jaką trzeba mieć psychikę, żeby w trzech linijkach
tekstu zawrzeć tak wiele agresywnych określeń?! I to rzekomo w imię walki z
agresją. Jeśli w tygodniu żałoby dziennikarzowi, i to nie byle jakiemu, bo
współkierującemu ważną redakcją, wylewa się spod pióra tyle brutalnych określeń,
to co on napisze za miesiąc, gdy kampania wyborcza będzie w toku? I koledzy tego
pana uważają, że jest OK? Że taka kondensacja agresji w trzech linijkach tekstu
jest na miejscu? I on będzie dalej zapraszany jako komentator do telewizji!
Tymczasem jeśli chcemy choć trochę poprawić jakość debaty publicznej, to ten pan
powinien teraz przejść kwarantannę. On bardzo potrzebuje rekolekcji! Mało kto z
nas jest wolny od braku powściągliwości, ale stopień nasycenia agresją w różnych
mediach jest niejednakowy. W tym króciutkim komentarzu mamy jeszcze
sformułowania o „sprofanowaniu żałoby”, „nienawiści”, „mrocznych pasjach”,
„niedorzecznych oskarżeniach i podejrzeniach” i o „piekielnej kampanii
politycznej”. Co musi mieć w głowie środowisko dziennikarskie, w którym zastępca
redaktora naczelnego w tygodniu żałoby uważa za właściwe dać upust swoim emocjom
w taki sposób? Przy pomocy jakich słów opisać intencje człowieka, który
posługuje się takim językiem, z takim ładunkiem złych emocji? Jest to na pewno
jakiś fenomen…

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl