Diabeł zamieszał ustawą

Kto jeszcze pamięta, że w 2005 roku Platforma Obywatelska postulowała
zlikwidowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako instytucji zbytecznej,
obciążającej budżet, narzędzia quasi-cenzury ograniczającej swobodny rozwój
mediów elektronicznych i wolność słowa? Było to wtedy, kiedy Platforma nie miała
władzy. Kto sobie przypomina premiera Donalda Tuska walczącego z niechcianymi
mediami publicznymi w celu odebrania im nienależnego "haraczu", czyli
abonamentu? Ale od kiedy nad mediami publicznymi roztoczono właściwy nadzór, a
Krajową Radą Radiofonii i Telewizji kieruje rządząca koalicja, nic już nie budzi
wątpliwości. KRRiT jest konstytucyjna, a abonament bezdyskusyjny.

Front mediów publicznych i "zaprzyjaźnionych" prywatnych (o których z taką
czułością mówił Andrzej Wajda) działa sprawnie. Tutti sotto controllo – jak
mawiają we Włoszech – poza jednym nadawcą społecznym, który konsekwentnie robi
to, do czego się zobowiązał w swojej misji i statusie. Chodzi oczywiście o
nadawcę społecznego, jakim jest Radio Maryja. Trwająca 20 lat (tyle mniej więcej
co sama III RP) historia walki z tym radiem wchodzi obecnie w nową fazę,
spowodowaną jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
Ukazał się właśnie projekt zmieniający ustawy: o radiofonii i telewizji, kodeks
wyborczy oraz referendum ogólnokrajowe, przygotowany przez PJN, a pilotowany
przez posła tej partii Jana Filipa Libickiego. Powstał z myślą o ograniczeniu
swobody działania Radia Maryja poprzez narzucenie mu tych samych "standardów",
jakimi kierują się ponoć media publiczne.
"Rozgłośnia [Radio Maryja] od dłuższego czasu angażuje się politycznie i
zaprasza polityków jednej opcji oraz porusza tematy zgodne z jedną opcją
polityczną" – uzasadniał projekt ustawy poseł, kiedyś członek Zjednoczenia
Chrześcijańsko-Narodowego, Przymierza Prawicy, Polski Plus oraz PiS. Kogo
chciałby teraz słuchać poseł Libicki w Radiu Maryja i jakich mu brakuje tematów?

Istota nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji sprowadza się do tego, że
nadawca społeczny, czyli Radio Maryja, prezentując na co dzień "treści o
charakterze społeczno-politycznym", będzie miało obowiązek "zróżnicować" swój
program, tak by zachować "pluralizm", "bezstronność", "wyważenie". Ma ukazywać
"różnorodność wydarzeń w kraju i za granicą", "sprzyjać swobodnemu kształtowaniu
się poglądów obywateli" oraz "umożliwiać obywatelom i ich organizacjom
uczestniczenie w życiu publicznym poprzez prezentowanie zróżnicowanych poglądów
i stanowisk". Jednym słowem – radio ma tak samo nadawać jak, zgodnie z literą
ustawy, wszystkie media publiczne. Projekt nowelizacji ustawy zobowiązuje Radio
Maryja do "stworzenia partiom politycznym możliwości przedstawienia stanowiska w
węzłowych sprawach publicznych". Oprócz codziennych obowiązków na nowo
zinterpretowanych przez projekt ustawy nadawca społeczny będzie podlegał
szczególnym rygorom w czasie wyborów parlamentarnych, prezydenckich,
samorządowych czy referendalnych. Będzie musiał prezentować audycje komitetów
wyborczych.
Oczywiście ten na wskroś "liberalny" projekt ustawy zakłada, że nadawca
społeczny może w ogóle zrezygnować z "promowania podmiotów uczestniczących w
wyborach" albo zrezygnować z prezentowania "stanowiska wyrażanego przez te
podmioty". Wówczas o swojej decyzji zawiadamia KRRiT, która ma obowiązek
monitorowania realizacji tego zobowiązania. Jeżeli stwierdzi naruszenie prawa,
wprowadzi sankcje karne: uchylenie koncesji dla nadawcy społecznego, uiszczenie
opłat koncesyjnych z odsetkami oraz kary pieniężne.
Reasumując. Po wejściu w życie tej ustawy program Radia Maryja – na co dzień i w
czasie różnych wyborów czy referendum – ma się kierować tymi samymi zasadami,
jakie (de lege) dotyczą mediów publicznych (pluralizm, bezstronność, wyważenie
itd.). W odróżnieniu od mediów publicznych Radio Maryja może odstąpić od
prezentowania treści społeczno-politycznych związanych z kampanią wyborczą. I w
tym właśnie kryje się pułapka, nazwijmy ją "pułapką Libickiego".
Otóż Radio Maryja na co dzień, a tym bardziej w czasie kampanii wyborczych,
referendalnych nie może całkowicie zamilknąć, stąd "pułapka Libickiego" (albo w
radiu pojawią się wszyscy, albo nikt!) jest dość prymitywna. To błędna
kalkulacja, gdyż zgodnie ze statusem, jaki nadała KRRiT nadawcy społecznemu, ma
on między innymi: upowszechniać działalność wychowawczą i edukacyjną,
respektować chrześcijański system wartości, promować postawy patriotyczne oraz
historię Polski, umacnianie rodziny itd., itd. To nadal jest obowiązujące
ustawowe zobowiązanie. W praktyce nie da się oddzielić misji, jaką pełni Radio
Maryja, od "stanowiska wyrażanego przez podmioty", które uczestniczą w życiu
publicznym oraz biorą udział w wyborach. Jedne "stanowiska" będą zbliżone, a
nawet tożsame, do wyrażanych przez różne "podmioty" i zaistnieją w radiu, a inne
nie. Bo tak jak nie da się prezentować, a więc i popularyzować na antenie Radia
Maryja stanowiska prof. Magdaleny Środy w sprawach rodziny, antykoncepcji i
etyki, tak i nie da się prezentować gen. Czesława Kiszczaka jako "człowieka
honoru" przez te "podmioty", które dzięki szykowanej ustawie sądzą, że zdobędą
dla siebie kolejne wpływowe medium w Polsce.
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, dlatego nawet jeśli wejdzie w życie to
ustawowe kuriozum, to o jego stosowaniu przesądzi praktyka, ale już teraz można
powiedzieć, że chyba diabeł podsunął pomysł napisania tej ustawy.
 

Wojciech Reszczyński

Autor jest komentatorem w Programie 3. Polskiego Radia SA.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl