Demokracja w obliczu próby

Katastrofa prezydenckiego samolotu w pobliżu lotniska Siewiernyj pod
Smoleńskiem sprawiła, że najważniejszym przedsięwzięciem politycznym stają
się w Polsce wybory prezydenckie. Inna rzecz, że słuchając wypowiedzi
przedstawicieli środowiska "Gazety Wyborczej" oraz poprzebieranych i
utytułowanych autorytetów odsądzających nie tylko od czci i wiary, ale nawet
od rozumu każdego, kto zwraca uwagę na wykluczenie z góry przez stronę
rosyjską i władze polskie hipotezy zamachu nawet ze strony złowrogiego Osamy
bin Ladena, można by pomyśleć, że najistotniejsze jest pojednanie z
rosyjskim premierem Włodzimierzem Putinem oraz Genadym Ziuganowem.

Ciekawe, że tych połajanek zupełnie nie bierze pod uwagę np. prasa
izraelska i jak gdyby nigdy nic rozważa hipotezę zamachu. Ale też, w odróżnieniu
od nas, tubylców, Izrael nie musi natychmiast pojednywać się z Rosją, więc
i tamtejsze autorytety mogą pozwolić sobie na większą swobodę, nawet gdy
podlegają oficerom prowadzącym. Być może zresztą polskie wybory z
pojednaniem są powiązane, zwłaszcza gdyby wygrał je faworyt niezależnych
mediów, które tak samo sugestywnie płakały po prezydencie Lechu Kaczyńskim,
jak wcześniej go oczerniały i ośmieszały. Ale wiadomo nie od dziś, że
niezależne media, podobnie jak niezawisłe sądy, zawsze robią to, co im każą,
albo przynajmniej – za co im zapłacą starsi i mądrzejsi, więc skoro już padł
rozkaz pojednania, to na pewno się pojednamy, żeby tam nie wiem co.
Skoro zatem kwestia pojednania została już przesądzona bez względu na
rezultat obydwu niezależnych śledztw, tzn. rosyjskiego i polskiego, które
praktycznie rozpocznie się dopiero po zakończeniu śledztwa rosyjskiego, a więc
Nie Wiadomo Kiedy, możemy spokojnie zająć się wyborami prezydenckimi.
Jeszcze nie jest pewne, kto będzie w nich uczestniczył; PiS zdecyduje o tym
jutro, a razwiedka stręczy swojego kandydata, a na wszelki wypadek – nawet dwóch
na raz. Poza tym w takich sytuacjach sama chęć kandydowania nie oznacza
jeszcze rejestracji. Jej warunkiem jest bowiem zebranie przez komitet wyborczy
danego kandydata co najmniej 100 tys. podpisów popierających kandydaturę.
Ponieważ na zebranie tych podpisów pozostaje mało czasu, to dla niektórych
komitetów może to być barierą trudną do pokonania. Tak zresztą została
pomyślana, ale co będzie, jeśli się okaże, że ani jeden komitet wyborczy
wymaganych podpisów nie zebrał albo jeśli, dajmy na to, zbierze je tylko
jeden? Jest to oczywiście możliwość wyłącznie teoretyczna, ale życie
przynosi różne niespodzianki. Kto by się na przykład spodziewał, że ulubieńca
wszystkich Polaków, a w każdym razie prawie wszystkich, nikt nie zechce
wynagrodzić choćby zdawkowymi oklaskami za retorycznie udane przemówienia? Łaska
pańska na pstrym koniu jeździ, i pewnie dlatego ze wszystkich stron słyszymy
apele o podpisywanie list poparcia dla każdego kandydata, bo jużci, pozory
demokratycznej konkurencji muszą być przecież zachowane. Jakże moglibyśmy w
przeciwnym razie spojrzeć w oczy złowrogiemu prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence
znajdującemu podobnież szczególne upodobanie w gwałceniu demokracji?
Ale 100 tys. podpisów to dopiero pierwsza bariera. Właśnie przejrzałem
sprawozdania finansowe złożone przez komitety wyborcze Państwowej Komisji
Wyborczej po wyborach prezydenckich w 2005 roku. Wynika z nich, że komitet
wyborczy Donalda Tuska zgłosił 14 261 885, 67 zł przychodów i 14 260 482,59
zł wydatków. Komitet wyborczy Lecha Kaczyńskiego zgłosił natomiast 13 500
010 zł przychodów, wydatkował natomiast 13 493 239 złotych. Zważywszy na
fakt, że w 2005 r. komitety wyborcze miały znacznie więcej czasu na zebranie
takich kwot, a teraz natomiast muszą startować z marszu, to bariera ta dla
wielu z nich może okazać się jeszcze trudniejsza do pokonania niż zebranie
podpisów. Ale to właśnie sprawia, że z wyborów na wybory demokracja staje
się coraz bardziej przewidywalna, co zauważyli już starożytni Rzymianie,
swoim zwyczajem ubierając to spostrzeżenie w pełną mądrości sentencję mówiącą,
że "nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem".
Inna rzecz, że oprócz niej sformułowali również inną: "Deus mirabilis,
fortuna variabilis", co się wykłada, że Bóg Wszechmocny, szczęście
zmienne.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl