Puszcza Białowieska nie dla ludzi

Puszcza Białowieska to najcenniejszy obszar leśny naszego kraju, Wawel polskiej przyrody, którym chętnie chwalimy się poza granicami. Jednak w Ojczyźnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat został zredukowany – przez media i polityków – do przedmiotu konfliktu społecznego. Puszcza jest dzisiaj też swego rodzaju papierkiem lakmusowym polityki rządu wobec Lasów Państwowych.

W ostatnim dwudziestoleciu spojrzenie na Puszczę Białowieską, jej kondycję, ochronę i zagospodarowanie podlegało rosnącej polaryzacji dwóch przeciwstawnych stanowisk.

Dwie wizje

Z jednej strony powstałej z czasem barykady znaleźli się leśnicy, miejscowa ludność i większość naukowców, zwłaszcza dyscyplin leśnych. Te środowiska reprezentują wizję zgodnego współistnienia na obszarze puszczy różnych form ochrony przyrody – od najbardziej rygorystycznych, jak park narodowy i rezerwaty ścisłe, w których przyroda rządzi się własnymi prawami, przez formy ochrony częściowej z niewielkim zakresem działań ochronnych, aż do obszarów, na których prowadzona jest modelowa zrównoważona, wielofunkcyjna gospodarka leśna oparta na ponaddwustuletnim doświadczeniu nauki i praktyki leśnictwa europejskiego, gwarantująca trwałe istnienie lasu z wszystkimi dobrodziejstwami i korzyściami dla lokalnej społeczności i ludzi odwiedzających puszczę.

Z drugiej strony pojawiła się niewielka, ale głośna grupa działaczy ekologicznych (nie ekologów, bo ekolog to osoba o gruntownej wiedzy przyrodniczej!), wspierana przez nielicznych naukowców o wąskich zazwyczaj specjalnościach przyrodniczych i nieprzyrodniczych. Ta grupa okazała się atrakcją dla niektórych tytułów prasowych i innych mediów, które stały się nośnikiem chwytliwych postulatów i haseł z zakresu tzw. głębokiej ekologii, charakteryzującej się całkowitą ignorancją wobec wiedzy naukowej, tradycji i doświadczenia.

Wizja po tej stronie barykady jest prosta: całą puszczę należy poddać ochronie ścisłej, a wszelkie działania człowieka, w tym zwłaszcza leśników, są szkodliwe, naruszają bowiem jej pierwotny charakter i prowadzą w sposób nieunikniony do zniszczenia „ostatniego skrawka naturalnego lasu w Europie”. W grupie działaczy ekologicznych nie ma leśników, nie ma też miejscowej ludności, jest za to kilku świeżych całkiem osadników z regionu puszczy o silnym przełożeniu na dyspozycyjne media (w tym dyżurny ekolog „Gazety Wyborczej”), sztandarowe organizacje ekologiczne jak Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, Greenpeace, WWF Poland i kilka pomniejszych.

Spektakularnym „sukcesem” działaczy ekologicznych było storpedowanie projektu estakady nad Doliną Rospudy, chociaż niektórzy mówią, że raczej był to atak na krótkotrwały rząd PiS z ministrem środowiska prof. Janem Szyszko. Udało się wówczas skrzyknąć specjalistów od wchodzenia na drzewa, pokazywanych i opisywanych codziennie we wszystkich mediach głównego nurtu jako obrońcy zagrożonej przyrody.

Zachęceni tym łatwym sukcesem działacze ekologiczni postanowili po swojemu załatwić sprawę wyeliminowania ludzi z Puszczy Białowieskiej. Przygotowali projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody polegający na odebraniu miejscowym samorządom prawa współdecydowania o tworzeniu czy powiększaniu parków narodowych. Ten oryginalny pomysł przywrócenia praktyk totalitarnych, niemający precedensu w demokratycznym świecie, jest od dobrych kilku miesięcy procedowany w polskim parlamencie.

Dobre, bo martwe

Działacze ekologiczni są coraz bardziej niecierpliwi w zabiegach zmierzających do objęcia całej puszczy ścisłą ochroną i wyeliminowania z niej człowieka. Co jakiś czas organizują „spontaniczne” i spektakularne akcje (np. bannery wieszane bezkarnie na gmachu Ministerstwa Środowiska), domagając się w tej sprawie rychłych i ostatecznych decyzji ze strony ministra. Rzadko w „wiodących mediach opiniotwórczych” prezentowane jest stanowisko zwolenników godzenia funkcji ochronnych i gospodarczych na terenie tego dużego kompleksu leśnego, uszanowania tradycji, dorobku i doświadczenia nauki i praktyki leśnej oraz praw lokalnej społeczności.

Według aktualnej, modnej ideologii głoszonej przez różnej maści działaczy ekologicznych, prawdziwe życie drzewa zaczyna się dopiero, gdy jest ono… martwe. Leśnicy znają pożyteczną rolę martwego drewna w lesie, z którym związanych jest wiele ważnych dla lasu organizmów roślinnych, grzybowych i drobnych zwierząt. Nie wynika jednak z tego, że dorodne, zdrowe lasy będą teraz zamieniać w cmentarzysko martwych drzew. Leśnicy stawiają pytanie: gdzie jest las dla ludzi? Puszcza Białowieska od zawsze służyła ludziom, i to przede wszystkim tym zamieszkującym okoliczne miasta i wioski puszczańskie. Dzisiaj ekolodzy chytrą inicjatywą ustawodawczą chcą im odebrać prawo współdecydowania o „swoim” lesie. W ich wizji bowiem lokalna społeczność jest przeszkodą w realizacji wyznawanej ideologii. Co ciekawe, maksymą jednej z organizacji wojujących o odebranie prawa ludziom do puszczy jest: „Chrońmy przyrodę z ludźmi i dla ludzi”. Czy mieszkańcy Hajnówki, Białowieży, Narewki nie są ludźmi?

Swoją drogą, to ciekawe, że liderzy strony „ekologicznej” nie posiadają zazwyczaj wykształcenia przyrodniczego. Może dlatego stronią od dyskusji merytorycznej, a najlepiej czują się w sferze emocji i chwytliwej propagandy. Niestety, łatwym ich łupem padają młodzi ludzie, pełni dobrej woli. Któż bowiem pozostanie obojętny na stwierdzenie w rodzaju „Leśnicy zamordowali w puszczy dwadzieścia dębów”? Kto takim leśnikom mordercom pozwoli na zajmowanie się puszczą?

Ministerstwo Środowiska uległo naciskom lobby ekologicznego i spektakularną decyzją, oderwaną od jakiejkolwiek logiki gospodarowania zasobami leśnymi, ograniczyło – począwszy od 2011 roku – pozyskanie drewna w trzech puszczańskich nadleśnictwach do 48,5 tys. m sześc., trzy-, czterokrotnie poniżej wyliczeń Planu Urządzenia Lasu. W efekcie mieszkańcy Białowieży, Hajnówki i okolic jeżdżą po drewno do odległych nadleśnictw albo palą w piecach najniższej klasy węglem.

Pieniądze gniją w lesie

Polityczna decyzja o ograniczeniu pozyskania drewna w nadleśnictwach Białowieża, Browsk i Hajnówka dobija ekonomicznie te jednostki. Stały się trwale deficytowe. W latach 2012 i 2013 Lasy Państwowe przekazały z wypracowanego przez siebie funduszu leśnego po 18 milionów złotych na… Puszczę Białowieską, w tym na funkcjonowanie trzech wymienionych nadleśnictw i na Białowieski Park Narodowy.

Zmniejszenie pozyskania drewna, z wyliczonych 200 tys. do 48,5 tys. m sześc., oznacza również bardzo dotkliwe konsekwencje dla mieszkańców puszczańskich miejscowości. Dzisiaj zamieszkuje je łącznie około 56 tys. osób. Decyzja oznacza totalny deficyt drewna w regionie, gdzie od wieków ludzie korzystali z tego surowca w budownictwie, tartacznictwie, różnorodnym rzemiośle i zwyczajnie w gospodarstwie domowym, choćby do ogrzewania swoich gospodarstw. Oznacza to również upadek połowy Zakładów Usług Leśnych, które (usługi) w nowych uwarunkowaniach stały się niepotrzebne. I to wszystko dzieje się w regionie o wysokim i rosnącym bezrobociu. W regionie, z którego młodzi ludzie emigrują, bo nie ma dla nich perspektyw.

Tymczasem „świętego i pełnego życia” martwego drewna w Puszczy Białowieskiej lawinowo przybywa. Jak podaje prof. Jan Szyszko, „tylko w Nadleśnictwie Białowieża w minionym roku zamarło prawie 50 tys. m sześc. drewna świerkowego. Ono przewraca się i gnije, bo minister powiedział, że nie można wycinać drzew liczących powyżej stu lat”. Profesor Szyszko zwraca uwagę, że wytyczne co do pozostawiania martwego drewna dotyczą lasów w całym kraju. Na razie mówi się o 5-10 m sześc. drewna na każdy hektar lasu, ale apetyty działaczy ekologicznych w tym zakresie nie mają granic. Przyjmując choćby owe 10 m sześc. drewna na hektar lasu, przemnożone przez 7 mln hektarów Lasów Państwowych w kraju, otrzymujemy 70mln m sześc. gnijącego drewna.

„Pozostawianie drewna martwego ma swoje uzasadnienie z punktu widzenia ekologii, ale to powinno zostać poparte badaniami” – mówił w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” profesor Szyszko. „Z drugiej strony niekoniecznie trzeba pozostawiać w lesie dobry surowiec” – stwierdził poseł.

W Puszczy Białowieskiej gniją setki tysięcy metrów sześciennych drewna i będą gniły kolejne tysiące. Znaczna część tego surowca to jeszcze drewno pełnowartościowe. Można by było je pozyskiwać, dając pracę ludziom. Można by było je sprzedać za konkretne miliony złotych, których brakuje w budżecie.

Tymczasem nowy minister środowiska, niczym poborca podatkowy, sięga bezceremonialnie do kasy Lasów Państwowych. Znalazł tam zgromadzone przez lata – jako efekt dobrego gospodarowania – środki zabezpieczające byt tej dużej, długowiecznej organizacji odpowiedzialnej za jedną czwartą część kraju. Rząd PO – PSL zdecydował, że w latach 2014-2015 ma to być danina w wysokości 1,6 mld zł, a od 2016 – 2 proc. przychodów ze sprzedaży drewna. Taki jest scenariusz destabilizacji finansowej Lasów Państwowych.

Norbert Jastrzębski

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl