Rekonstrukcja polskości

Z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem, wykładowcą WSKSiM, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Ocenił Pan komunizm jako najdoskonalszą formę zniewolenia, najbardziej zwodniczą i szatańską ideologię, która dziś wraca w postaci różnych ideologii liberalnych. Jak skutecznie bronić przed nią młode pokolenie?

– Aby skutecznie się przed tym bronić, musimy przede wszystkim ciężko pracować nad sobą – nie tylko zdiagnozować zagrożenia, ale i „rekonstruować polskość” w nas – jak napisał prof. Ryszard Legutko w „Eseju o duszy polskiej”. Bez tej organicznej pracy nad sobą nie będziemy w stanie sprostać wyzwaniom czasu ani oddziaływać na innych – nieprzekonanych lub nawet wrogo do polskości i do nas nastawionych. Musimy więc się doskonalić – sporo czytać, hartować ducha, zwracać się ku naszym wieszczom, tradycjom, kulturze itd. Musimy wspinać się na wyżyny polskości przez to, że przywrócimy jej pierwotny kształt, czyli to wszystko, co straciliśmy podczas II wojny światowej i w czasach komuny. Nigdy natomiast nie możemy przybierać postawy zgorzkniałej, niechętnej innym, bo nikogo do swoich racji w ten sposób nie przekonamy. Przez wysoką kulturę osobistą, silną tożsamość polską i zrozumienie otaczającego nas świata znajdziemy kanały komunikacyjne z tymi, którzy tego wszystkiego nie rozumieją lub odrzucają. Innej drogi nie ma. Polski nie zmienimy na skróty, a jedynie przez ciężką pracę organiczną, codzienną walką z własnymi wadami i przyzwyczajeniami. Myśl o tym, że możemy odzyskać Polskę z dnia na dzień, bez osobistego wysiłku, a nawet poświęcenia, przez samo opisanie zagrożeń, przy tak poranionym społeczeństwie i nowych zagrożeniach, jest po prostu mrzonką.

Hasło „rekonstrukcja polskości” nie ma łatwego życia w mediach.

– Nigdy nie ma takiej sytuacji, w której już niczego dobrego zrobić nie można. Defetyzm chrześcijan jest dla mnie pod tym względem zagadką. Jak ludzie, którzy powinni emanować nadzieją i optymizmem, są często apostołami demobilizacji społecznej. I dlatego warto zwracać się ku pamięci o tych, którzy niewiele posiadali, a mieli tę nadzieję i odwagę walki w czasach często cięższych. W okresie PRL głównie jednostki zadecydowały o tym, że wolność została obroniona. Wymienić tu należy przede wszystkim wielką postać księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, który wzywał do ciężkiej pracy nad sobą i nieulegania romantycznym podszeptom. Ale mamy też przykłady wielu innych ludzi, którzy poszli za tym wskazaniem. Zaliczyć do nich trzeba Annę Walentynowicz i Franciszka Gajowniczka. Musimy brać z nich przykład. Anna Walentynowicz to półanalfabetka, sierota, bezdomna, samotna z synkiem, kobieta, która przez 15 lat codziennie na klęczkach z palnikiem w ręku spawała kadłuby statku. Czym różni się od innych? Może tym, że miała jeszcze gorzej niż my, ale tę polską i chrześcijańską tożsamość odnalazła i stała się naszą Joanną d’Arc, która w 1980 r. swoim przykładem pociągnęła całą Polskę ku „Solidarności”. Skoro ona mogła, to dlaczego ja, pan czy inni nie mogą pójść w jej ślady, tym bardziej że dziś mamy nieporównywalnie większe możliwości. Mówienie o tym, że wtedy było łatwiej, a teraz jest gorzej, jest nieporozumieniem.

Takich ważnych postaci jest w naszej historii mnóstwo, problem w tym, że rzadko się o nich mówi. Wspomniał Pan, że odkrył ciekawe dokumenty dotyczące św. Maksymiliana Kolbego. Co to za materiały?

– Od jakiegoś czasu interesuję się kwestią powstrzymywania i zwalczania przez komunistów kultu św. Maksymiliana. Znalazłem szereg dokumentów dotyczących – jak mówiło się w nomenklaturze tajnych służb PRL – zabezpieczenia miejsc związanych z kultem św. Maksymiliana w latach 60. XX wieku. Chodzi tu o Zduńską Wolę, dom rodzinny św. Maksymiliana i o bunkier głodowy na terenie obozu Auschwitz, w którym został zamordowany przez Niemców zastrzykiem fenolu. Komunistom zależało, by te miejsca miały charakter wyłącznie świecki, żeby kult św. Maksymiliana się nie rozwijał. W archiwach IPN znalazłem materiały referatu z Wydziału IV Służby Bezpieczeństwa z Bielska-Białej z lat 70. i wcześniejsze z krakowskiej Służby Bezpieczeństwa poruszające problem kultu świętego wszędzie tam, gdzie on zaistniał. W Niepokalanowie nie byli w stanie go powstrzymać, bo to był teren klasztoru, ale już próbowano otoczyć kordonem kontrolnym Franciszka Gajowniczka. Na szczęście przegrali, bo kult św. Maksymiliana rozszerzał się, męczennik w 1971 r. został beatyfikowany, a w 1982 r. kanonizowany przez Ojca Świętego bł. Jana Pawła II.

W jaki sposób esbecy naciskali na Gajowniczka?

– Próbowano go ośmieszyć w kraju i za granicą, starano się go również izolować od reszty społeczeństwa, by nie świadczył o świętości Maksymiliana. Próbowano forsować wersję, że jakoby wymusił na św. Maksymilianie to, że ofiarował się za niego, że nasz święty jakoby tego nie chciał itd. Gajowniczek bardzo to przeżywał. Komuniści nie odpuszczali, nie chcieli nawet uznać, że był poddawany torturom i pseudomedycznym eksperymentom. Gdyby wyrzekł się świadectwa o Maksymilianie, pewnie ogłosiliby go bohaterem i lepiej uposażyli. Ale sens życia Gajowniczka to właśnie to świadectwo o naszym ukochanym Maksymilianie Kolbem. I to jest dla nas przykład codziennego heroizmu, bo w jakimś sensie – upraszczając to swoim świadectwem i uporem – dał nam jednego z największych świętych w dziejach Polski i Kościoła. Komuniści się tego bali. W instrukcjach, do których dotarłem, wyraźnie podkreśla się, że kult św. Maksymiliana nie może się rozwijać, bo może on być groźny dla komunistów w tym sensie, że akcentuje męczeństwo duchowieństwa i Kościoła podczas wojny. Ale jestem na początku drogi, zajmuję się tymi badaniami od kilku miesięcy. Będę szukał innych dokumentów.

Lech Wałęsa oczekuje przeprosin za to, co napisał Pan o nim w książce „Wałęsa. Człowiek z teczki”.

– Nie wiem, za co miałbym go przepraszać. Nie usłyszałem żad- nego konkretnego zarzutu. Jest jedynie oświadczenie Instytutu Lecha Wałęsy, w którym jest napisane, że ja coś fałszuję, ale nie jest podane co. Jeśli popełnię błąd, jestem skłonny do przeproszenia każdego, ale najpierw ktoś ten błąd musi mi wskazać. Nawet jakiekolwiek pismo nie wpłynęło ani do wydawnictwa Zysk i Spółka, ani do mnie. Na razie jest to więc fakt medialny, z którego po prostu nic nie wynika.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl