Spróbuj pomyśleć


Pobierz

Pobierz

Szczęść Boże!

Pani premier Beata Szydło ma pełne prawo świętować sto dni swojego rządu w atmosferze sukcesu. Rząd, który przyjął kierunek na przeżycie narodu o polskiej tożsamości kulturowej, uwolni naturalne siły prokreacyjne drzemiące w każdym człowieku, a troska o właściwe młodzieży chowanie – najlepsze dla niej samej i kolejnych pokoleń Polaków – zapewni, że Polsce nowa nadzieja na przeżycie nie będzie wyrwana przez degeneratów, handlarzy narkotyków, czy też obcą agenturę działającą w interesie starych i nowych kolonizatorów.

Gwoli ścisłości warto pokusić się o zredefiniowania słowa „prokreacja”. Według Słownika Języka Polskiego „prokreacja” to „aktywność seksualna polegająca na płodzeniu i rodzeniu potomstwa”. W moim przekonaniu dotychczasowa definicja jest ułomna, ponieważ nie odróżnia prokreacji człowieka od reprodukcji każdego innego ssaka. Na przykład takiego, który pożera własne dzieci.

W Słowniku Języka Polskiego można znaleźć również hasło „reprodukcja” czyli „rozmnażanie zwierząt i roślin w celach hodowlanych”. Stosowaniu zasad hodowli zwierząt do ludzi służy ideologia tzw. zdrowia reprodukcyjnego, forsowana przez Światową Organizację  Zdrowia, która w ramach medycyny rozrodu ludzi zmusza do umyślnego narażania zdrowia i życia potomstwa w czasie życia rodziców poprzedzającym współżycie owocujące poczęciem, do selekcji ludzi w fazie prenatalnej i do zabicia dziecka w łonie matki chemicznymi lub fizycznymi sposobami aborcji, czy też w formie eutanazji już po urodzeniu.  Ideologia tzw. zdrowia reprodukcyjnego pozwala ojcu i matce zrezygnować z opieki nad potomstwem już od chwili zapłodnienia pozaustrojowego, kiedy zarodek trzymany jest w roztworze chemikaliów o składzie przyjętym arbitralnie i od pierwszych chwil życia działającym szkodliwie na zdrowie  człowieka. Zrezygnować z rodzicielskiej opieki nad potomstwem to także powierzyć dziecko w płodowej fazie życia surogatce, a w dowolnym wieku po urodzeniu –  dobrowolnie i bez oglądania się na zagrożenia przekazać je pod opiekę instytucji publicznej lub oddać do adopcji.

Medycyna rozrodu żeruje na braku sumienia rodziców.

Z początkiem lutego 2016 r., dr Kathy Niakan, londyńska biolog parająca się inżynierią genetyczną w ramach medycyny rozrodu, po raz pierwszy w światowej historii eksperymentów na ludziach uzyskała zgodę na poddawanie zdrowych osób w fazie zarodkowej doświadczeniom laboratoryjnym z zastosowaniem metody CRISPR-Cas9  (Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats  – po polsku zgrupowane, regularnie przerywane, krótkie powtórzenia palindromiczne, z wykorzystaniem białka Cas9) polegającej na pocięciu sekwencji genów i wycięciu dowolnego genu, albo zastąpieniu jakiegoś genu innym według niczym nie ograniczonej fantazji eksperymentatora.

Do edycji genów człowieka, dr Niakan wykorzysta ludzi powstałych z połączenia gamet w klinikach in vitro i tuż po poczęciu podarowanych naukowcom do przeprowadzania na nich badań. Eksperymenty mają być zatrzymane po siedmiu dniach, a ludzie im poddawani mają być zabici.

Nasuwa się podejrzenie graniczące z pewnością, że w wyniku eksperymentów udanych, okupionych  zapewne niewyobrażalnie wielką liczbą ofiar, szybko pojawią się prototypy edytowanych genetycznie ludzi przekazywane do masowej produkcji w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku. Nie zapomniano o wyżywieniu. Odkryta w 2012 r. edycja genów roślin i zwierząt już jest komercjalizowana w rolnictwie. Potentat agrochemiczny DuPont dotychczas odpowiedzialny za proliferację roślin genetycznie modyfikowanych, wiosną tego roku rozpoczyna próby polowe z edytowaną genetycznie kukurydzą i pszenicą. Edytowani genetycznie  ludzie i hodowlane gatunki edytowanych genetycznie roślin i zwierząt będą – według zapewnień projektantów – kreacjami wolnymi od chorób. W domyśle –  wolnymi od cech nieużytecznych według aktualnej opinii zleceniodawcy. Na przykład gnetycznie modyfikowanego kurczaka nagiego – pozbawionego upierzenia, aby zaoszczędzić na klimatyzacji kurników, skubaniu i utylizacji piór, zastąpi wersja edytowanego genetycznie kurczaka dla wybranych, którego strawi tylko edytowany genetycznie człowiek, a pozostali, zwłaszcza wrogowie pomysłodawcy takich kurczaków i wszelkiej innej żywności edytowanej genetycznie – pomrą z głodu.

Sam pomysł uwolnienia ludzkości od chorób w wyniku zmiany genomu poprzez edytowanie genów ma znamiona aroganckiego potraktowania nie tylko wszystkich funkcji genomu, który działa jako całość w wyniku niezliczonych procesów fizjologicznych i patologicznych, o mechanizmach do dzisiaj słabo rozpoznanych, a tylko po części zależnych od ekspresji pojedynczego genu. Wiara w skuteczność edycji genów jako panaceum na wszystkie choroby, pomija fakt, że zgodnie z aktualnym stanem wiedzy w zakresie epidemiologii medycznej genom adaptuje się do warunków środowiska (’GxE’ interaction effect), a zmiany bywają dziedziczne. Tym samym edytowany genetycznie człowiek, uwolniony od jednej choroby, zachoruje na inną, być może groźniejszą, bo zupełnie nieznaną medycynie.
Poszukiwaniu przyczyn rozmaitych chorób trapiących pacjenta za życia aż po przedwczesny zgon służy ta część epidemiologii lekarskiej, której  przypisałem nazwę 'noksologii’ wywodzącą się od słowa 'noxa’ – czynnik szkodliwy. Uwzględniająca wymogi noksologii definicja prokreacji, powinna – moim zdaniem – brzmieć następująco: „Aktywność seksualna polegająca na płodzeniu i rodzeniu potomstwa, któremu rodzice gwarantują bezpieczny i optymalny rozwój od poczęcia do osiągnięcia pełnej samodzielności.”

Słuchaczy Radia Maryja i Państwa bliskich pozdrawia dr Zbigniew Hałat, lekarz medycyny, specjalista epidemiolog.

Z Panem Bogiem

(Poza nagraniem: rozszerzenia przekraczające pojemność czasową radiowego felietonu znajdą Państwo na stronie zawierającej teksty felietonów od roku 2005 portalu halat.pl ; tamże przypisy, odnośniki i ilustracje.)

drukuj