Spróbuj pomyśleć


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

I znowu mamy do czynienia z nowym… otwarciem. Symbolika zmiany roku Pańskiego nieodmiennie przenosi chrześcijańską nadzieję rozbudzoną na nowo niedawnym wspomnieniem narodzenia Pana Naszego Jezusa Chrystusa na każdego na świecie, kto już – czy też jeszcze – zdaje sobie sprawę, że znowu zaczynamy odliczać kolejne dwanaście miesięcy. Do następnego Nowego Roku, o ile go doczekamy. Memento mori, przypomnienie, że nie potrafimy uniknąć śmierci, której nie wolno dać się zaskoczyć, bo może ona nadejść w każdej chwili, to argument numer jeden na rzecz wytrwałego dążenia do świętości, do walki z własną grzesznością, póki można, zanim będzie za późno. W naszym kraju tolerancja dla zabójców za kierownicą wydaje się być pochodną tolerancji dla zabójców za ministerialnym biurkiem, czego dowodem są rekordowe straty lat życia w zdrowiu w wyniku chorób i urazów, którym można zapobiec.

Włączając się do ruchu drogowego jako kierowca, pasażer, czy pieszy, stając przed drzwiami gabinetu lekarskiego, nawet po prostu oddychając, pijąc, czy jedząc cokolwiek, ponosimy ryzyko nagłego zgonu, bądź też nieuleczalnej choroby czy dożywotniego kalectwa. Ryzyko to w Polsce jest niewspółmiernie wyższe niż w krajach stojących na podobnym do naszego poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Godząc się na to ryzyko, nie robiąc nic albo za mało, aby skutecznie powstrzymać nieuchronną karę za gnuśne wyczekiwanie na kolejny cios, musimy być przygotowani na opłakane skutki swojego postępowania. Karygodne zaniedbanie, jest nie mniej karygodne niż karygodny grzech myślą, mową, czy uczynkiem. Jednak porażka w życiu doczesnym tylko wtedy zakończy się totalną i nieodwracalną klęską, kiedy sami wybieramy piekło, albo kłamiąc sobie i światu, że piekła nie ma, albo pocieszając się złudną nadzieją, że zdążymy uciec diabłu, zanim w odległej przyszłości umrzemy.

O tym, co stało się z ludźmi, których nagłą śmierć w wypadkach drogowych upamiętniają tak liczne krzyże rozsiane po całej Polsce, wie tylko Pan Bóg. My możemy jedynie domyślać się i tym gorliwiej za nich modlić, im więcej jest im to według naszego rozeznania potrzebne. Memento mori jako przestroga przed spowodowaniem śmiertelnego wypadku z własnej winy nabiera właściwej mocy dopiero wtedy, kiedy sprawca ginie na miejscu i do tego jako kierowca, bądź pieszy, będąc w stanie zatrucia alkoholem lub inną trucizną centralnego układu nerwowego upośledzającą zdolność uczestniczenia w ruchu drogowym. Na miejscu wypadku krew niewinnych ofiar miesza się z krwią sprawcy i na tym kończy się całość wspólnoty ludzkich losów połączonych przez przypadek w tym samym punkcie czasoprzestrzeni. Chyba że ginie także członek rodziny sprawcy. W momencie śmierci zawinionej, czy też zupełnie bez winy, niczego już nie da się zmienić w oczekiwaniu na sprawiedliwy wyrok za całokształt życia, za wszystko, co zrobiliśmy z daną nam wolnością, za to jak wykorzystaliśmy niezliczone możliwości udzielonej każdemu grzesznikowi łaski miłosierdzia Bożego.

Wobec niezwykle wysokiego ryzyka nagłego zgonu wśród użytkowników dróg przejawem zdrowego rozsądku jest skorzystanie z szansy jaką daje sakrament pojednania przed udaniem się w podróż, szansy dla wielu niepowtarzalnej, o czym świadczą tragiczne statystyki opisujące żniwo, jakie zbiera śmierć na polskich drogach. Na tym nie koniec. Każdy meldunek o tak często występującym zabiciu człowieka na zielonym świetle wchodzącego na przejście dla pieszych, czekającego na przystanku, idącego chodnikiem, czy poboczem drogi, jadącego zgodnie z przepisami na rowerze, to dla potencjalnych ofiar – czyli dla nas wszystkich – najbardziej dobitne memento mori, przypomnienie, że nie potrafimy uniknąć śmierci, której nie wolno dać się zaskoczyć, bo może ona nadejść w każdej chwili, w drodze do pracy, do szkoły, na uczelnię, do kościoła, na mecz, na manifestację, także na spacerze, przy powrocie z kina, z randki, od rodziny, czy znajomych. Wychodzisz z domu i już nie wracasz. O pochówek twoich doczesnych szczątków zadbają inni, ale od swój los i to nie na kilkadziesiąt lat a na całą wieczność, musisz zatroszczyć się osobiście, najlepiej od zaraz.

Hekatomba na drogach, ogrom innych przejawów patologii życia publicznego w Polsce składają się na się na sytuację, którą wielu nazywa piekłem, a za ślepe narzędzia szatana uznaje rządzących, którzy są odpowiedzialni za piekielne warunki życia Polaków. Niesłusznie. Do piekła człowiek idzie za grzechy własne a nie za cudze nieprawości, choćby najbardziej niegodziwe. A rządzący jako dzieci Boże obdarzone wolną wolą w każdej chwili mogą przestać służyć szatanowi i przystąpić do realnego naprawiania zawinionych przez siebie krzywd wyrządzonych dziesiątkom milionów Polaków. Kiedy w poprawianiu sytuacji zwykłych ludzi wykażą się równie niespożytą energią i udokumentowaną skutecznością jak w doprowadzaniu naszego państwa do upadku, być może ominie ich kara Boża i gniew narodu.

Tak czy inaczej na początku Anno Domini 2015 polska gleba szczególnie sprzyja rozwojowi ziarna wiary, co jak wyżej wykazano jest skutkiem pomyłki szatana, który jak zwykle się przeliczył. Modlitwą i pracą zabiegajmy z całych sił o to, żeby na żyznej glebie wyrosły liczne zastępy młodzieży, hufce niezłomnych młodych kobiet i mężczyzn, które św. Michał Archanioł poprowadzi do zwycięstwa w Polsce, w Europie i na całym świecie, czego życzę Państwu w Nowym Roku.

Z Panem Bogiem.

dr Zbigniew Hałat

(Poza nagraniem: rozszerzenia przekraczające pojemność czasową radiowego felietonu znajdą Państwo na stronie www.halat.pl ; tamże przypisy, odnośniki i ilustracje.)

drukuj