Władca-filozof?

Kolejne wybory prezydenckie to czas kształtowania naszej dojrzałości politycznej. Tak w każdym razie powinno być, skoro w państwie demokratycznym to my wszyscy stanowimy władzę, która spośród siebie wyłania swoich przedstawicieli. Z tych też powodów przyglądam się w kolejnych felietonach znanemu z historii doradztwu politycznemu filozofów. Różnie bywało z tym doradztwem w ciągu wieków, ale nie należy zapominać nade wszystko o jego pozytywnych przykładach.

Mieliśmy w dziejach także i dobrych władców będących dobrymi filozofami, czego najwymowniejszym przykładem może być cesarz rzymski Marek Aureliusz. Jest on nie tylko jedną z czołowych postaci filozofii stoickiej (w jej rzymskim wydaniu). Swoje stoickie zasady skutecznie wcielał zarówno w życiu prywatnym, jak i w kierowaniu państwem. Jego geniusz docenił Adam Mickiewicz w „Dziadach”, opisując znany posąg Marka Aureliusza na koniu, który możemy także dzisiaj zobaczyć na Kapitolu w Rzymie. Władcy-filozofowi „na czole błyszczy myśl o szczęściu państwa” i nawet jego koń wie, „że wiezie ojca milionom dzieci”. Dzisiaj Marek Aureliusz nie miałby jednak żadnych szans na rządzenie. Nie tylko dlatego, że szczególnie interesował się filozofią, co dla naszych technokratów jest nie do przyjęcia, bo przecież do władzy jakoby trzeba ekonomistów, inżynierów, lekarzy i prawników. Władcy ogromnego imperium te kompetencje nie były potrzebne, bo w swoich „Rozmyślaniach” wychwalał nade wszystko zalety moralne, wspominając swojego poprzednika, który „cierpliwie znosił tych, co go niesłusznie ganili, nie odpowiadając obelgą na obelgę (…), odrzucał wszelką potwarz”, a „skrzętnym był badaczem charakterów i czynów”. Chciał – jako władca – naśladować jego „wierność i niezmienność w przyjaźni” i mieć „czyste sumienie”, aby „wyjść na spotkanie ostatniej godziny”. Nasi dzisiejsi władcy raczej nie myślą o „spotkaniu ostatniej godziny”, skoro nade wszystko trudzą się identyfikacją zawiłości prawnych pozostawionych na użytek wpływowych spryciarzy. Jeśli zaś wspominają o „sumieniu i przyjaźni”, to tylko po to, by potrząsnąć jakimś mieczem nad głowami „homofobów”, postulując zamykanie ich w obozach koncentracyjnych oraz palenie ich książek, włącznie z Księgą Rodzaju i Listami św. Pawła. Przeciwników politycznych z przyjemnością wdeptuje się ziemię lub otacza mściwym milczeniem. Natomiast Marek Aureliusz stanął nawet w obronie rodziny swojego głównego przeciwnika, a dawniej najlepszego przyjaciela Awidiusza Kasjusza, nakazując zwrócić skonfiskowany im majątek. Czyż zemsta może służyć „szczęściu państwa”, „błyszczącemu na czole” rzymskiego władcy-filozofa? Swoimi opiniami zdecydowanie potępiającymi homoseksualizm Marek Aureliusz zdystansowałby nawet wielu niektórych naszych katolików duszpastersko otwartych na dialog z sodomitami, jakby ta sprawa nie była jasna. Była ona jasna dla cesarza, który zresztą w swoim dziele pt. „Rozmyślania” wielokrotnie zachwala seksualne opanowanie.

Ale i reszta zalet rzymskiego cesarza z pewnością nie zyskałaby dzisiaj politycznego poparcia. Trzynaścioro dzieci zrodzonych przez jedną, wierną, piękną żonę Faustynę to byłaby raczej antyreklama dla naszych wyborców i polityków niemogących sobie poradzić nawet z własnymi jedynakami i nieunikających – przed kamerami – kontaktów pierwszego stopnia z rozmaitymi publicznymi damami.

Najtrudniej nam zrozumieć nasilenie prześladowań chrześcijan podczas rządów cesarza-filozofa. Bardziej wnikliwi historycy tłumaczą te wydarzenia szalejącą wtedy straszliwą zarazą dżumy (na którą zmarł także Marek Aureliusz), interpretowaną przez Rzymian jako kara za porzucenie czci rzymskich bogów. Ostatecznie – czytam w pewnym bardzo specjalistycznym artykule – ta fala prześladowania chrześcijan obciąża bezpośrednio wylękniony tłum i tyleż samo wartych urzędników, a cesarza tylko pośrednio. Faktem jest jednak, że cesarz nie rozumiał chrześcijan, pisząc o nich jako o ludziach gotowych iść wprawdzie na śmierć, ale tylko z samego ślepego uporu. Ale modlił się za Marka Aureliusza dowodzony przez niego słynny XII Legion (nazwany przezeń „Legio fulminata”, czyli Legion Piorun) składający się w większości z chrześcijan. Według Tertuliana, ta modlitwa uratowała ich przed śmiercią z pragnienia podczas wyprawy wojennej (174 r.). W sposób cudowny nadeszła burza z piorunami, co uwieczniono na płaskorzeźbach na sławnej kolumnie Marka Aureliusza. Oto jak sami spragnieni męczeństwa chrześcijanie odwdzięczyli się swojemu cesarzowi-filozofowi! A jakim byłby on władcą, gdyby stał się chrześcijaninem?


Marek Czachorowski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl