Prof. Modzelewski: problem frankowiczów państwo powinno rozwiązać ustawowo

W audycji „Aktualności dnia” na antenie Radia Maryja prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów i profesor nauk prawnych, wskazał na genezę problemu frankowiczów oraz przedstawił rozwiązania jakie należy podjąć, by wyjść z tego problemu.

– Ta sprawa ma bardzo długą historię, ponieważ pierwsze na polskim rynku umowy kredytowe wprowadzające ową klauzulę waloryzującą lub indeksującą kwotę długu wprowadzono już na początku tego wieku. Mamy więc za sobą już kilkanaście lat doświadczeń, chociaż wcześniej w innych krajach tego rodzaju akcje przeprowadzono. Żeby szukać genezy tego problemu, którą pewnie kiedyś z niejawnych dziś dokumentów poznamy na podstawie dokumentów, teraz wnioskujemy z określonych stanów faktów publicznie dostępnych. Wiązało się to z tym, że banki na przełomie wieku zaczęły angażować się w działania, które nazywają się działalnością inwestycyjną, czyli, że banki przestały koncentrować się na tzw. tradycyjnej bankowości – od jednych się przyjmuje depozyty, za które się płaci mniej, potem te pieniądze się pożycza za wyższy procent i banki żyją z tej marży, która jest różnicą między przychodami z oprocentowania kredytów a kosztami, które się wypłaca posiadaczom depozytów, w tym zwłaszcza depozytów oszczędnościowych – zaczęła się działalność banków w obrót instrumentami pochodnymi, czyli zaczęły być one graczem rynku finansowego w sferze tzw. instrumentów finansowych, a zwłaszcza tzw. instrumentów pochodnych. Przez pierwsze lata te dwie rzeczy były od siebie odrębne – odrębnie była ta tzw. tradycyjna bankowość i odrębnie działalność nazywana inwestycyjną, która w istocie jest pewną formą spekulacji na określonych walorach, które kreuje się również po to, żeby potem było czym obracać. Dopiero pod koniec tego okresu, po pewnych nienajlepszych doświadczeniach ze strony banków właśnie w tej działalności inwestycyjnej, bo tam zaczęły pękać tzw. banki, czyli wzrastała wartość tych instrumentów, potem ich wartość spadała. To były zjawiska, które są w tle pewnego mariażu. Mariażu działalności kredytowej z tą działalnością o charakterze inwestycyjnym, patrząc z perspektywy banku. Bank niby działa w tradycyjnej bankowości, bo po prostu udziela kredytu. Jest więc w swojej starej działce. Natomiast ten kredyt przestaje być kredytem w tym tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ponieważ istotą kredytów jest to, że pożyczam ci tę określoną kwotę pieniędzy, a ty mi masz tę kwotę zwrócić plus odsetki i prowizje. Dług kapitałowy wyznacza kwota udzielona – ale tu się pojawił nowy element w postaci uzależnienia kwoty długu kapitału od zmiennej, która charakteryzuje zwłaszcza te instrumenty finansowe, czyli instrumenty wysokiego ryzyka. Czyli, że możesz na tym zarobić, ale również i stracić wszystko to, co zainwestowałeś, ponieważ to jest ta inwestycja ryzykowna, a nie działalność kredytowa.

Te kredyty – zwane w Polsce frankowymi – są niejako skutkiem przeniesienia pewnego elementu tego ryzyka inwestycyjnego od tej tradycyjnej bankowości. Czyli kredytobiorca zaciągając kredyt, przecież on nie uczestniczy w żadnej działalności inwestycyjnej, ale on przejmuje na siebie ryzyko zmiany wartości długu w części kapitałowej. Dług więc może ze względu na uzależnienie wartości długu od owego elementu ryzyka, jakim jest kurs walutowy, ten dług może albo rosnąć, albo teoretycznie może również spadać.

To co było charakterystyczne już dla polskiego przypadku, to związek tej akcji podjętej nie przez wszystkie banki, ale przez większość z nich w powiązaniu z frankiem szwajcarskim, który był przedstawiany jako waluta stabilna. Przedstawiano tę ofertę kredytobiorcom, jako ofertę najkorzystniejszą. Prezentacja nie była taka – uważaj! Daję ci ryzykowny kredyt, obciążony nieznanym ryzykiem. Ale – daję ci preferencyjną wręcz ofertę. Najlepszym tego przykładem było to, że odmawiano kredytobiorcom kredytu nieindeksowanego twierdząc, że ten kredytobiorca nie ma zdolności kredytowej, a nagle on ją miał, z jakichś zupełnie niezrozumiałych powodów, dla owych kredytów indeksowanych – frankowych. One częściowo były indeksowane wobec innych walut jak np. jenów. Natomiast głównie dotyczyło to kredytów indeksowanych w stosunku do franka szwajcarskiego.

Tu pierwszy ten grzech, który popełniono – udzielano kredytów, a nikt nie przedstawiał kredytobiorcom istoty tej oferty. Że jest to oferta wysokiego ryzyka. Że może stać się ona dla odbiorcy wyjątkowo nieopłacalna, tylko niejako odpowiadając na potrzebę – z resztą pewnie już ostatnią w takiej skali – zaspokojenia popytu kredytowego, przedstawiano to jako szczególnie korzystną i wyjątkową ofertę, która będzie bezpiecznym sposobem zaciągnięcia kredytów. I tu zaczyna się ten drugi krok, który wykonano w tę złą stroną.

Dzisiaj banki ustami swoich przedstawicieli twierdzą, że kredytobiorców poinformowano o tym ryzyku, czyli, że oni wiedzieli z czym mają do czynienia. Natomiast w tym samym zdaniu, albo od razu w następnym, ci sami ludzie przyznają, że działali w dobrej wierze i nie byli w stanie przewidzieć załamania kursu złotego w stosunku do franka. Czyli ich moralne uzasadnienie jest takie – poinformowaliśmy kredytobiorcę o ryzyku, a więc on wiedział, że nie uczestniczy w zwykłym kredycie, tylko w kredycie obciążonym znacznie większym ryzykiem, niż normalnie, ale z drugiej strony pomyliliśmy się w ocenie tego ryzyka. Z tego jest tylko jeden logiczny wniosek – błędnie poinformowano kredytobiorców. Prawdopodobnie, albo jest raczej oczywiste, że kiedy kredytobiorcy by wiedzieli zaciągając kredyt nawet przy kursie 1,6 zł i 1,7 zł, że kurs franka przekroczy 4 zł, to nikt by tego kredytu nie zaciągnął. To nie wymaga wiedzy o charakterze specjalistycznym. To dla każdego byłoby czytelne. Czy tak poinformowano? Na pewno nie, bo ci, którzy bronią w tym przypadku interesów banków twierdzą, że to było wielkim zaskoczeniem. Że banki nie były w stanie przewidzieć tego ryzyka, czyli one działając w dobrej wierze nie wprowadziły w błąd, a jeśli już wprowadziły, to wprowadziły w sposób nieświadomy. Jak było naprawdę, tego jeszcze nie wiemy. Nie mamy na to dowodów, że działania banków były w tym przypadku w złej wierze, że wiedziano, albo brano pod uwagę tak silne osłabienie złotego. Fakt pozostaje faktem, że w procedurach o charakterze prawnym dobrze by było, żeby wreszcie ktoś to ustalił. Po to są organy ścigania i nadzoru, aby one sprawdziły jak było naprawdę. Czy rzeczywiście jest to niekompetencja, która niejako ma zwalniać z odpowiedzialności tych, którzy oferowali i doprowadzili tych blisko 2 mln ludzi do tragedii życiowych, czy też działali w złej wierze. To na pewno warto byłoby sprawdzić.

Czy jest możliwe, aby jakiś potentat finansowy specjalnie obniżył na te miesiące kurs franka?

Nie wolno wykluczać tu żadnej hipotezy. Ani to, że były to działania długofalowe, które doprowadziły najpierw do wzrostu wartości złotego, a potem która nie mogła się utrzymywać w stosunku do franka zbyt długo. My dzisiaj stawiamy tylko pytania. Nie znamy odpowiedzi. Możemy stawiać tylko hipotezy, natomiast po to są funkcje publiczne władzy, żeby takie okoliczności wyjaśnić na podstawie dowodów.

Wiemy, że w innych krajach, gdzie ta sprawa już była, tam dochodziło do ugód. Tam banki godził się na zapłatę określonych – często bardzo wysokich – kar, właśnie po to, aby tę sprawę zamknąć na pewnym etapie, żeby nie doprowadzić do tych postępowań i śledztw, które mogłyby – być może – ujawnić zbyt kompromitujące dla nich fakty. Prawda jest taka, że największym naszym błędem historycznym było to, że władza jest niestety bardzo powolna działaniom banków, jest bardzo podporządkowana ich interesom. One się chełpią tym, że to one tworzą dla siebie prawo. I w ciągu ostatnich 25-ciu lat było zasadą, że zaniechano działań. Czyli, że nie podjęto działań, nie przeciwdziałano tego rodzaju praktykom, czyli jest również – szukając odpowiedzi na pytanie, kto jest odpowiedzialny za istniejący stan rzeczy – wina po stronie władzy publicznej, która też nie miała dostatecznej zdolności przewidywania, a przede wszystkim nie chciała interweniować, a więc też przekroczyło władzę publiczną to, z czym miała do czynienia. Tu zemściło się to na niej. Cecha najgorsza, czyli nadmierne wpływy sektora bankowego w systemie politycznym, czego wszyscy byśmy sobie życzyli, żeby były mniejsze, bo jak wiemy to nigdy ani nie doprowadziło do pozytywnych skutków dla gospodarki, ani nawet dla samego sektora, bo można powiedzieć, że ten sektor też, mimo tych ogromnych zysków, które z tego tytułu osiągnął, on jest przed rozwiązaniem tego problemu, a nie ten problem już został rozwiązany.

Głównym autorem całości operacji są banki, które na nasz grunt przeniosły pewien wynalazek, który pozwalał w tak długim relatywnie już okresie, bo kilkanaście lat to jest długi czas, osiągnąć wyjątkowe korzyści kosztem oczywiście kredytobiorców. Ale władza publiczna, która powinna, jako ten drugi aktor sceny, zareagować znacznie wcześniej. Z tą reakcją mamy trochę kłopot, bo znowu kłania się ten trzeci element, jakim jest niezdrowa i nadmierna pozycja tej całej oligarchii bankowej w systemach politycznych, która jest po prostu w stanie narzucić swoje interesy również parlamentom, nie tylko w naszym kraju, ale nas przede wszystkim interesuje Polska. Jest więc w tej sprawie wielu odpowiedzialnych.

Nie ma innego wyjścia, jak tylko odwalutować kredyty

Lobbing bankowy może tylko oddalać ten fakt, z resztą widać, że robi to w sposób bardzo skuteczny. To w istocie są trzy dziejące się niezależnie od siebie zjawiska: po pierwsze, spory prawne toczone przed sądami. Dość powolne, ale jednak ważne, które powodują, że w indywidualnych sprawach – z resztą nie zawsze w pełni konsekwentnie, jeszcze nie mamy w tej dziedzinie jednoznacznej judykatury – które doprowadzą do rozwiązań, ale są to rozwiązania wyłącznie indywidualne. Po drugie, to jest droga, na którą nie udaje nam się wejść. Parę razy próbowaliśmy, ale za każdym razem nie kończyło się to sukcesem. Uregulować ten problem w sposób generalny poprzez ustawę restrukturyzacyjną, która by po prostu nakazywała rozwiązanie tego problemu w sposób ogólny. I po trzecie, droga, która teraz się rodzi. Ze strony kredytobiorców, często ludzi zdesperowanych i postawionych na skraju przepaści, płyną bardzo różne sygnały. Teraz jest ten sygnał, który prawdopodobnie już dość pewny, albo wysoce prawdopodobny, że będzie akcja wycofywania depozytów. Tzn. odwoływanie się do obywatelskiej solidarności, aby obywatele, nie kredytobiorcy, bo oni oszczędności najczęściej po prostu nie mają, bo wszystkie przeznaczają na spłatę kredytów, ale by zaapelować do obywatelskiej solidarności, aby, jeżeli banki nie chcą same rozwiązać tego problemu, to aby im po prostu pomóc, i zmusić je poprzez wycofywanie oszczędności z tych banków, które to banki udzielały tych kredytów. Są przecież też i takie, które ich nie udzielały.

Państwo powinno to regulować ustawowo i ustawowo rozwiązać ten problem. Bardzo zły sygnał został teraz wysłany – sprawa ma być rozwiązana teraz, ale ten problem spreadów, a zasadniczy problem odłożony na rok, bo może banki same będą chciały pozamiatać po sobie. Ja w to nie wierzę, chociaż chciałbym się bardzo mylić, że one to zrobią z własnej inicjatywy. Sygnał z punktu widzenia wizerunkowego jest fatalny i stąd apele w najlepszej wierze, że nie warto w tym przypadku zaufać tej stronie, która nie jest godna zaufania, ponieważ jeśliby chciała rozwiązać ten problem, to na pewno by to zrobiła. Lepiej to rozwiązać ustawowo. A jeżeli nawet władza chce odroczyć moment wejścia w życie takich przepisów, to niech odroczy, ale niech nie odkłada tego ad acta i niech ustawa zostanie uchwalona. Jeżeli chcemy dać bankom pół roku to dajmy, ale po pół roku czy ośmiu miesiącach, bo dłużej na pewno nie, niech wejdą w życie te przepisy, które to nakazują.

RIRM

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl