Prof. J. Wiśniewski: Musimy wzmacniać naszą armię. To jest absolutny priorytet. Tylko nasza własna armia jest w stanie odpowiednio zabezpieczyć nasze ziemie

Musimy wzmacniać naszą armię. To jest absolutny priorytet (…). Tylko nasza własna armia jest w stanie odpowiednio zabezpieczyć nasze ziemie. Jako Polska stoimy przed ogromnym wyzwaniem stworzenia odpowiednich rezerw mobilizacyjnych (…). Przed polskimi sztabowcami jest bardzo dużo zadań i wytężonej pracy, która powinna doprowadzić do tego, iż będziemy mieć schemat działania zmierzającego do zwiększenia liczebności osób – zarówno mężczyzn, jak i kobiet – które będą w stanie opanować nowy sprzęt i w ciągu krótkiego czasu będą w stanie przerzucić się z życia cywila na żołnierza, żeby bronić naszej Ojczyzny, jeśli zajdzie taka konieczność – mówił prof. Jan Wiśniewski, politolog, profesor i wykładowca Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, w rozmowie z Redakcją Portalową Radia Maryja.

Wojna na Ukrainie trwa już od ponad 650 dni. Polska przez cały okres trwania rosyjskiej napaści była i jest hubem pomocowym dla Ukrainy. W ostatnich miesiącach pojawiły się pewne problemy, które odcisnęły piętno na relacjach polsko-ukraińskich.

– Między nami a Ukrainą pojawiły się pewne tematy, które trzeba rozwiązać. Dotyczą one między innymi kwestii zbożowych, czyli importu i eksportu towarów spożywczych, zbożowych z terenów Ukrainy na teren Polski. Sytuacja wygląda tak, że to władze Unii Europejskiej wprowadziły bezcłowy i właściwie nielimitowany napływ ukraińskiego zboża, które z przyczyn ekonomicznych raczej zostaje na terenie Polski, a nie idzie dalej na zachód. To jest temat, który można rozwiązać i ustalić pewne zasady współpracy, ale pod warunkiem, iż obie strony będą tego chciały – mówił prof. Jan Wiśniewski.

Kolejnym tematem rzutującym na nasze relacje z Ukrainą jest kwestia historii, a dokładnie Rzezi Wołyńskiej. Choć Ukraina zezwoliła w pewnym stopniu na ekshumacje, to Polacy domagają się niczym nieograniczonych ekshumacji ofiar ludobójstwa na Wołyniu.

– W tej kwestii jest znaczny postęp, ponieważ władze Ukrainy zgodziły się na ekshumacje ofiar zbrodni. Może nie jest to kwestia rozwiązana, ale widać pewien postęp – zaakcentował wykładowca akademicki.

Polska niemalże od momentu wybuchu wojny podjęła stanowczą decyzję, aby własnym sprzętem podzielić się z Ukrainą.

– Byliśmy pierwszymi, jeśli chodzi o przekazywanie sprzętu. Polska jako pierwsza zaczęła dostarczać nie tylko uzbrojenie obronne – wyrzutnie pocisków przeciwpancernych czy przeciwlotniczych – ale potem staliśmy się krajem, który jako pierwszy zaczął dostarczać broń, która wcześniej była zakazana. Żaden z krajów Unii Europejskiej ani nawet Stany Zjednoczone nie chciały dostarczać tej broni – chodzi oczywiście o artylerię czy czołgi. Polska, przekazując ponad 220-250 czołgów, rzeczywiście stała się na samym początku krajem będącym w samej czołówce państw dostarczających sprzęt broniącej się Ukrainie. Dostarczaliśmy sprzęt, nic nie chcąc w zamian. Trzeba zauważyć, że Czechy oraz inne kraje dostarczały uzbrojenie w znacznie mniejszych ilościach, bo po 10 czy 20 sztuk, a my od razu dostarczyliśmy dużą ilość. To wpłynęło na prowadzenie wojny. Ofensywa pod Charkowem nie byłaby skuteczna, gdyby nie polski sprzęt – podkreślił politolog.

Polska podzieliła się z Ukrainą – część została sprzedana, a część przekazana –nie tylko czołgami T-72, myśliwcami MiG-29 czy BWP-1, ale także nowoczesnym sprzętem, jak: armatohaubice Krab, czołgi PT-91 Twardy oraz czołgi Leopard.

– Ukraina bardzo naciska, żeby uzyskać jeszcze więcej. My już nie mamy sprzętu, którym moglibyśmy się podzielić od ręki. Przekazaliśmy myśliwce MiG-29, kilka śmigłowców Mi-24, ale nam to się już skończyło. Nawet przekazaliśmy czołgi Leopard i czołgi PT-91 Twardy, więc sprzęt znacznie nowszy. Ukraińcy naciskają, żebyśmy przekazywali jeszcze więcej. Muszą się uzbroić w cierpliwość. Kiedy do Polski dotrze sprzęt, który został zakontraktowany i zamówiony, to być może znajdą się jeszcze jakieś możliwości, ale w tym momencie ich nie ma. Może tutaj był błąd polskiego rządu, że przekazywaliśmy sprzęt w sposób masowy, a nie robiliśmy tego jak inne kraje, które co chwilę ogłaszały kolejne transze pomocy. One lepiej to rozegrały wizerunkowo. Powinniśmy wspierać Ukrainę i cały czas to robimy, bo musimy pamiętać chociażby o amunicji, która jest ciągle przekazywana – powiedział prof. Jan Wiśniewski.

W przestrzeni medialnej i internetowej coraz częściej pojawiają się głosy mówiące, że jeżeli Ukraina przegra z Rosją, to za kilka lat Federacja Rosyjska zaatakuje albo Polskę albo kraje bałtyckie.

– Osoby ostrzegające przed konfliktem z Rosją często mają w pamięci to, co Federacja Rosyjska robiła od 2008 roku. Rosja atakowała stopniowo – w 2008 roku Gruzję, w 2014 roku Ukrainę, Krym i Donbas, a potem Syrię – czyli co sześć-siedem lat Federacja Rosyjska jest w stanie wygenerować siły na kolejny konflikt. Jeżeli chodzi o potencjalny nowy konflikt, o którym się mówi, to prawda jest taka, że najpierw Rosja musi pokonać Ukrainę. Nasz wschodni sąsiad co prawda słabnie, przechodzi do obrony. Widzimy dysproporcję w siłach obu państw, a ponadto Ukraina musi się bardziej zmobilizować, jeśli chodzi o własne rezerwy. Bardzo dużo osób w wieku poborowym unika służby w armii, na przykład wyjeżdżając pod różnymi powodami czy nielegalnie przekraczając granice. Myślę, że to nie jest tak, że nowy konflikt mógłby wybuchnąć za dwa czy za pięć lat. Kolejna kwestia jest taka, że nawet jeśli Rosja pokona Ukrainę, to i tak musiałaby odbudować siły. Federacja Rosyjska po 1945 roku nigdy nie straciła tylu żołnierzy i sprzętu wojskowego jak w bieżącym konflikcie z Ukrainą. Odbudowa potencjału zajmie Rosji o wiele więcej czasu, niż uważamy. Myślę, iż w kontekście potencjalnego konfliktu oscylujemy w granicach ośmiu czy nawet dziesięciu lat. Niemniej trzeba pamiętać, że wojna na Ukrainie ciągle trwa – oznajmił nasz rozmówca.

Dotychczasowa historia pokazała, że nasi sojusznicy nie traktują poważnie łacińskiej maksymy „Pacta sunt servanda” (umów należy dotrzymywać). Jeśli Polska chce być gotowa do obrony własnych granic, musi liczyć przede wszystkim na własne siły i rozwijać je w myśl łacińskiego przysłowia „Si vis pacem, para bellum” (jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny).

– Musimy wzmacniać naszą armię. To jest absolutny priorytet. Mam nadzieję, iż to będzie priorytet także dla nowego rządu, ponieważ tylko nasza własna armia jest w stanie odpowiednio zabezpieczyć nasze ziemie. Jako Polska stoimy przed ogromnym wyzwaniem stworzenia odpowiednich rezerw mobilizacyjnych. Musi być prowadzona dyskusja w tej sprawie. Nie możemy tego zamieść pod dywan. Nasza armia rośnie, ale oprócz czynnej armii musimy mieć odpowiednie rezerwy, których niestety do dzisiaj nie tworzymy. Spójrzmy przykładowo na obecny konflikt na Bliskim Wschodzie. Izrael w ciągu niecałego tygodnia sformował armię, która liczyła blisko 350 tysięcy żołnierzy. Rosjanie, rzucając na Ukrainę około 200 tysięcy żołnierzy, mogli zwiększyć swój potencjał dopiero po blisko roku. Izrael zrobił to w ciągu tygodnia. Przed polskimi sztabowcami jest bardzo dużo zadań i wytężonej pracy, która powinna doprowadzić do tego, iż będziemy mieć schemat działania zmierzającego do zwiększenia liczebności osób – zarówno mężczyzn, jak i kobiet – które będą w stanie opanować nowy sprzęt i w ciągu krótkiego czasu będą w stanie przerzucić się z życia cywila na żołnierza, żeby bronić naszej Ojczyzny, jeśli zajdzie taka konieczność – wskazał profesor.

W wielu krajach na świecie obywatele uczeni są obsługiwania broni, tak aby w sytuacji zagrożenia mogli bronić swojej ojczyzny. Tymczasem jako Polacy jesteśmy narodem niemalże kompletnie rozbrojonym, a ponadto większość z nas nigdy nie trzymała broni palnej w rękach. Sama obrona cywilna w Polsce wymaga daleko idących zmian i reform.

– Konflikt na Ukrainie uświadomił nam, jak ogromne znaczenie dla zachowania funkcjonowania państwa na wysokim poziomie ma obrona cywilna. W Polsce od lat 90. ubiegłego wieku obrona cywilna była zaniedbywana przez kolejne rządy. Co prawda została uchwalona ustawa o obronie Ojczyzny, ale ona musi być skonsumowana, czyli muszą być przygotowane od niej kolejne mechanizmy, które umożliwią działanie służbom, samorządom czy różnym organizacjom pozarządowym, żeby włączyć je w działania wojny totalnej, jeżeli przyjdzie taka konieczność. Obrona przed atakami rakietowymi czy odpowiednia obrona obiektów infrastruktury krytycznej, ale także obiektów cywilnych i tych o dużym znaczeniu kulturowym czy historycznym jest zadaniem stojącym przed obroną cywilną. Teraz jest czas, żeby zacząć ponownie działać w tym kierunku, bo konflikt na Ukrainie pokazał, iż tego typu działania są po prostu konieczne – stwierdził wykładowca AKSiM.

Kiedyś rolę w odpowiednim wychowaniu młodego pokolenia odgrywała szkoła. To tam młodzi Polacy uczyli się umiłowania Ojczyzny.

– Choć system szkolny był zmieniany w ostatnich trzech-czterech latach, to nadal pozostawia dużo do życzenia. Badania dotyczące obrony Ojczyzny, które przeprowadzono wśród młodych Polaków po przeprowadzeniu agresji rosyjskiej na Ukrainę, pokazały, że 70-80 procent młodych osób ze wschodniej Polski wskazało, iż będzie bronić Ojczyzny. Niestety, tylko około 40 procent młodych Polaków z zachodnich województw Polski odpowiedziało tak samo. To pokazuje skalę zaniedbań. Muszą być prowadzone nie tylko działania państwowe, ale również działania różnych instytucji, w tym harcerstwa czy stowarzyszeń, które powinny działać w tym kierunku. Duże pole do popisu jest w działaniach poza czy okołoszkolnych. Duża część młodych osób co prawda chodzi do szkoły, ale oni nie są zaangażowani w jakiekolwiek działania społeczne. To musi zostać zmienione. Możemy się wzorować na innych państwach, na przykład Szwajcarii czy Finlandii, czyli na państwach, które kierują bardzo dużo uwagi na odpowiednie kształtowanie młodego pokolenia pod kątem obrony ojczyzny. Jeszcze jest dużo pracy przed nami – podsumował prof. Jan Wiśniewski.

Jakub Gronczakiewicz/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl