fot. Szczepan Wójcik - archiwum prywatne

[NASZ WYWIAD] Sz. Wójcik: Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na własciwym miejscu. Dla mnie są to sprawy absolutnie naturalne

Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu. Zdarza się, że część ludzi dziwi się, gdy mówię o tym połączeniu. Dla mnie natomiast są to sprawy absolutnie naturalne, chociaż jak każdy, nieustannie upadam. Ważna jest natomiast nie liczba upadków, tylko to, ile razy po każdym z nich znów stanęło się na nogi. Podobnie jest w biznesie – powiedział Szczepan Wójcik, przedsiębiorca, jeden z liderów polskiego rolnictwa, prezes i założyciel Instytutu Gospodarki Rolnej oraz Europejskiej Platformy Rolnictwa EUnitedAgri, dla portalu radiomaryja.pl.

Karolina Gierat: Pański wpis w mediach społecznościowych sprzed kilku dni, do którego dołączył Pan zdjęcie jednego z zakładów należących do rodziny Wójcików, zyskał wielką popularność, otrzymał Pan też wiele słów wsparcia… Napisał Pan w nim: „Właśnie odwiedzam najnowsze hale produkcyjne, zakład, który jest dumą naszej rodziny. Za 5 lat będzie największy w Europie. (…) Wierzę, że my, Polacy możemy więcej, że nie jesteśmy niczyją kolonią”. To mocny i bardzo potrzebny przekaz, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.

Szczepan Wójcik: Chyba tacy już niestety jesteśmy, jako ogół Polaków, że często nie potrafimy odpowiednio wywarzyć naszego podejścia do wielu spraw, albo uważamy, że Polska ma być wielka, ponieważ za Zygmunta III Wazy tak było, albo jesteśmy skazani na to, żeby wiecznie być pod czyjąś dominacją, bo straciliśmy elity i sami nic nie możemy. Obie te tendencje są zgubne i blokują nasz rozwój. Zazwyczaj jest tak, że, jak ktoś mówi, że czegoś nie da się zrobić, to przychodzi ktoś inny, kto nie wie, że się nie da i to robi. Moją filozofią życia jest to, aby nieustannie próbować i się nie poddawać, nawet w sytuacji, w której nikt nie daje ci większych szans. Tak staram się działać w życiu prywatnym i biznesowym. Z takiego założenia wyszedłem, gdy musiałem opuścić swoje gospodarstwo, aby bronić dorobku całego życia przed ludźmi, którzy chcieli jedną ustawą pozbawić nas wszystkiego. Tak też się stało. Pomimo niewielkich szans podjęliśmy wyzwanie i udało się zrobić wiele dobrego dla Polski. Mieliśmy rację  i potwierdza to dzisiejsza sytuacja za naszą wschodnią granicą.

K. Gierat: Z jednej strony czas kryzysu, a z drugiej strony potężne inwestycje?

Sz. Wójcik: To nie stanowi problemu, szczególnie że została ona rozpoczęta jeszcze na długo przed wybuchem wojny i agresją na Ukrainie. Są tacy, którzy twierdzą, że kryzys jest właśnie najlepszym czasem na inwestycje, ale do tego trzeba mieć stalowe nerwy. To nie był łatwy czas. Najpierw w naszym sektorze mieliśmy bessę, gdy wszystko się ułożyło, zaczęto nas bezpardonowo atakować, ustawą próbowano zlikwidować nasze majątki bez odszkodowań i doprowadzić wieś do ruiny. Gdy udało się to zblokować, przyszła słynna „piątka dla zwierząt” i znów byliśmy na ulicach. Po uspokojeniu „piątki” podjęto próbę zlikwidowania gospodarstw z powodu COVID-19. A gdy ten problem udało się rozwiązać, to wybuchła wojna. Przed jej rozpoczęciem podobnie jak wielu przedsiębiorców rolnych, z takich krajów jak: Holandia, Dania, Niemcy, czy Francja zaczęliśmy dywersyfikować miejsca rodzinnych inwestycji. Obecnie posiadamy je w kilku krajach – oczywiście głównie w Polsce.

Przed wybuchem wojny rozpoczęły prace dwa duże gospodarstwa należące do mojej rodziny ulokowane w okolicach miasta Izium na Ukrainie. Gdy wybuchła wojna, zostały zajęte przez okupacyjne wojska rosyjskie. Gospodarstwa były świeżo po remoncie i wyposażone w pełne zaplecze socjalne włącznie z mieszkaniami i pokojami pracowniczymi. Zrobiono tam miejsce stacjonowania armii. Na szczęście udało nam się ewakuować do Polski większość pracowników przed ich zajęciem. Wówczas straciliśmy kontakt z tym miejscem i tym, co się tam działo. Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia znajomy wysłał mi link do oficjalnego kanału rządu Ukrainy. Był to film z ostrzału rakietowego za pomocą dronów i artylerii. Celem były wojska rosyjskie zajmujące nasze gospodarstwa. Wszystko zostało zniszczone.

K. Gierat: Były to gospodarstwa futerkowe?

Sz. Wójcik: Była tam różna produkcja. Wielu kojarzy naszą aktywność gospodarczą z branżą futrzarską, ale nie jest ona jedyną, w której od lat się rozwijamy. Gospodarstwa należące do naszej rodziny to również produkcja mleka, mięsa wołowego, zbóż, buraka cukrowego oraz są to firmy produkujące sprzęt gospodarski. To również weterynaria czy produkcja paszy. We wszystkim osiągamy ogromne sukcesy i przez lata wypracowaliśmy wysokie standardy działania, o czym świadczy nieustanna ekspansja. Ważne jest bowiem inwestowanie w to, na czym człowiek zna się najlepiej.

Od blisko 30 lat moja rodzina zajmuje się produkcją roślinną, ale i zwierzętami: ich hodowlą, kondycją, zdrowiem i produkcją paszy. Gospodarstwa są prowadzone w obiegu zamkniętym  (zarówno, jeżeli chodzi o odpady, jak i powtórne zagospodarowywanie surowców naturalnych, mamy własne oczyszczalnie, powstają biogazownie), ale przyszedł czas na kolejne inwestycje, do których niesamowitą smykałkę ma mój brat Wojciech. Jest tytanem pracy, niedoścignionym wzorem. Zdjęcie hali, które wzbudziło zainteresowanie w sieci, to wynik kilkunastoletnich doświadczeń w żywieniu zwierząt. Celem jest, aby w ciągu pięciu lat fabryka była jednym z największych, a może i największym zakładem produkującym żywność dla zwierząt domowych w Europie. Jest to bardzo delikatna materia. Zwierzęta nie potrafią mówić, nie powiedzą o swoich dolegliwościach i potrzebach. Nie wolno ich zgadywać, trzeba się na tym znać, aby móc im dostarczyć zdrowe, pożywne, bezpieczne i kompletne pożywienie.

K. Gierat: Brzmi bardzo obiecująco, największa produkcja w Europie i to w pełni polski kapitał.

Sz. Wójcik: To naprawdę da się osiągnąć, jeżeli nie pomylimy celu z ideą. Celem prowadzenia przedsięwzięć biznesowych nigdy nie mogą być bowiem pieniądze, są one jedynie przyjemnym, ale też koniecznym narzędziem, które powinno służyć nieustannemu rozwojowi. Celem prowadzenia firmy, spółki, fabryki, czy nawet organizacji powinien być rozwój prowadzący do pozytywnych przemian, zmiany swojego kawałka świata na lepszy.

K. Gierat: Brzmi to mniej biznesowo, a bardziej filozoficznie?

Sz. Wójcik: Dlaczego? To kwestia podejścia i pewnej biznesowej dojrzałości. Działania firmy nie można opierać wyłącznie, a już broń Boże głównie, na zarabianiu pieniędzy. Pieniądze nie mogą być celem żadnej wędrówki, również tej biznesowej.

K. Gierat: A czy jest w tym wszystkim – mówię o biznesie – miejsce dla Boga?

Sz. Wójcik: Oczywiście! Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu. Zdarza się, że część ludzi dziwi się, gdy mówię o tym połączeniu. Dla mnie natomiast są to sprawy absolutnie naturalne, chociaż jak każdy, nieustannie upadam. Ważna jest natomiast nie liczba upadków, tylko to, ile razy po każdym z nich znów stanęło się na nogi. Podobnie jest w biznesie. Znam ludzi, którzy kilka razy w swoim życiu bankrutowali, ale zawsze się podnosili i wbrew pozorom nie powstają z tego powodu jakieś specjalne traumy,  bruzdy na psychice. To właśnie najgorsze chwile czynią nas mocniejszymi i pozwalają wyciągać najodpowiedniejsze wnioski. Proszę mi uwierzyć, że żadna szkoła nie zastąpi praktyki i życia.

K. Gierat: Dziękuję za rozmowę.

Sz. Wójcik: Dziękuję!

Karolina Gierat/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl