[NASZ WYWIAD] Red. P. Lisicki: Mamy do czynienia z dowodami na Zmartwychwstanie

Mamy do czynienia z dowodami na Zmartwychwstanie, a żeby je przyjąć wystarczy po prostu uznawać, że Bóg istnieje i jest Bogiem Wszechmocnym – zaznaczył Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika “Do Rzeczy” oraz komentator “Antykultury” [zobacz] w rozmowie z Jakubem Jóźwiakiem z Redakcji Informacyjnej Radia Maryja.

Historyczny fundament naszej wiary zakłada dwie rzeczy. Po pierwsze, fakt pustego grobu, a po drugie późniejsze spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem. Te dwie rzeczy się nawzajem warunkują i uzasadniają, że bez żadnej z nich nasza wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa nie byłaby możliwa. Gdyby nie znaleziono pustego grobu, albo gdyby w grobie znalazło się ciało Pana Jezusa, to wiara nie byłaby możliwa. Sam fakt braku ciała w grobie jest jeszcze niewystarczającą przesłanką dla tej wiary, czyli to jest warunek konieczny, ale niewystarczający. Musiały się pojawić relacje uczniów Pana Jezusa, które mówiły o spotkaniu ze Zmartwychwstałym, żeby te dwa fakty były podstawą naszej wiary w Zmartwychwstanie.

***

Jakub Jóźwiak: Obchodzimy dziś święto Wielkiej Nocy, czyli zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią i grzechem. Co to oznacza dla chrześcijan?

Red. Paweł Lisicki: Dla chrześcijan oznacza to wszystko, bo jak napisał św. Paweł w Liście do Koryntian: gdyby nie wiara w Zmartwychwstanie, to wiara chrześcijańska nie miałaby żadnego sensu. Zatem nie byłoby Kościoła, nie byłoby naszej wiary i tego wszystkiego, co jest najważniejsze. Pierwsza Niedziela Wielkanocna miała miejsce – licząc tak czysto chronologicznie – 9 kwietnia 30 r. (…) Oczywiście zakładamy, że mamy do czynienia z prawdziwymi danymi chronologicznymi, bo trzeba pamiętać, że jest też grupa historyków, która twierdzi, że do śmierci Pana Jezusa doszło w 33 r. To jest mniejsza grupa, która też ma pewne racje. Ja przyjmuję, że najbardziej prawdopodobnym jest twierdzenie, które mówi o tym, że pierwsza Niedziela Wielkanocna była 9 kwietnia 30 r. To był ten moment, kiedy kobiety, które poszły do grobu wczesnym rankiem, znalazły grób pusty, znalazły oddzielony kamień, stojący osobno, weszły do tego grobu, zobaczyły, że jest on pusty i zostały przywitane przez aniołów.

Mamy tutaj do czynienia z różnymi świadectwami ewangelicznymi. Te najwcześniejsze pochodzą z czterech źródeł Ewangelii, czyli według św. Marka, św. Mateusza, św. Łukasza oraz św. Jana. W oparciu o nie możemy powiedzieć, że to jest podstawa. Historyczny fundament naszej wiary zakłada dwie rzeczy. Po pierwsze, fakt pustego grobu, a po drugie późniejsze spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem. Te dwie rzeczy się nawzajem warunkują i uzasadniają, bez żadnej z nich nasza wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa nie byłaby możliwa. Gdyby nie znaleziono pustego grobu, albo gdyby w grobie znalazło się ciało Pana Jezusa, to wiara nie byłaby możliwa. Sam fakt braku ciała w grobie jest jeszcze niewystarczającą przesłanką dla tej wiary, czyli to jest warunek konieczny, ale niewystarczający. Musiały się pojawić relacje uczniów Pana Jezusa, które mówiły o spotkaniu ze Zmartwychwstałym, żeby te dwa fakty były podstawą naszej wiary w Zmartwychwstanie.

Mimo, że od Zmartwychwstania minęło blisko dwa tysiące lat, jest ono nadal kwestionowane. Rodzi się zatem pytanie: „Dlaczego”?

Po pierwsze, trzeba pamiętać, że od samego początku ono było kontestowane, przecież nie wszyscy przyjęli wiarę w Zmartwychwstanie. Mamy najwcześniejsze świadectwa, które opisał św. Mateusz w XXVII rozdziale Ewangelii, w której mówi o tym, że ledwo pojawiła się wieść o pustym grobie, a już przeciwnicy Zmartwychwstania – w tym przypadku chodzi o faryzeuszy – odrzucili ten fakt i wymyślono wtedy opowieść o tym, że to uczniowie wykradli z grobu ciało Pana Jezusa. W ten sposób próbowano zanegować informację o Zmartwychwstaniu. Tu trzeba pamiętać, że wieść o Zmartwychwstaniu, która była głoszona przez świadków, spotykała się z różnym przyjęciem od samego początku. Wystarczy przypomnieć, że w momencie, kiedy św. Paweł Apostoł na Areopagu w Atenach – to były lata trochę późniejsze, ale też blisko samego faktu Zmartwychwstania – zaczął o tym mówić, to go wyśmiano. Obecni tam filozofowie greccy opuścili to spotkanie i trochę z taką dozą wyższości powiedzieli: „O tym będziemy słuchali innym razem”. Nic więc dziwnego, że od samego początku wielu ten fakt negowało. Natomiast, jeśli nawet oddzielimy kwestię wiary i spojrzymy na to w kategoriach racjonalnych czy rozumowych, to bardzo trudno będzie znaleźć jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie dla tego faktu historycznego.

Ta wiara trwa 2 tysiące lat. Jak wytłumaczyć pojawienie się tej wiary? W jaki sposób uznać, że miała ona inne przyczyny, niż te, które podawali ci, którzy przyjęli, że doszło do faktycznego Zmartwychwstania? Wszystkie inne wytłumaczenia, które w ciągu wieków się pojawiły – a było ich kilkanaście – okazują się po bliższym sprawdzeniu kompletnie niewiarygodne. Pierwszą próbą, w sensie historycznym, wytłumaczenia Zmartwychwstania w inny sposób, to było to, co zaproponowały władze żydowskie, czyli że uczniowie wykradli ciało Pana Jezusa z grobu, ukryli Go, zaczęli potem głosić, że mieli wizję Jego Zmartwychwstałego i w ten sposób ta wieść rzekomo się rozniosła. To wytłumaczenie zostało później przyjęte przez różnych racjonalistycznych krytyków w XVIII wieku, również przez przeciwników chrześcijaństwa m.in. pogańskiego filozofa Celsusa z Aleksandrii z II wieku.

Wszystkie te tłumaczenia trafiają na pewny nieprzezwyciężalny problem, a mianowicie: w jaki sposób ludzie, którzy mieliby takiego oszustwa się dopuścić, później za to oszustwo szli na śmierć? To jest psychologicznie zupełnie nie do wytłumaczenia. Gdyby ktoś faktycznie oszukał i okradł ciało z grobu, to gdyby był skazany na śmierć i w zamian domagano by się od niego wyrzeczenia tego kłamstwa, to pierwszą rzeczą, którą by zrobił, to porzuciłby takie kłamstwo. My cały czas mówimy o ludziach, którzy sami mieliby to zrobić. Jaki sens miałoby to, że apostoł wykradł z grobu ciało Pana Jezusa, a później przyjąłby śmierć publicznie za to kłamstwo? To jest absurdalne.

Po drugie, w jaki sposób apostołowie mieliby głosić życie Zmartwychwstałego, wiedząc o tym, że On nie Zmartwychwstał, bo oni przecież to ciało wykradli? Zatem teoria o tym, że ciało zostało przez nich wykradzione, a później głosili Jego Zmartwychwstanie – jest niemożliwa. A zatem, co innego mogłoby się stać? Inna teoria, która miała swoich zwolenników, głosiła, że Pan Jezus sam powstał z grobu, bo tak naprawdę nie umarł, tylko była to śmierć pozorowana. W związku z tym został zdjęty z krzyża jeszcze w stanie omdlenia, a później się w grobie obudził, w ten sposób wydostał i dalej wędrował. Tylko, że ta teza jest równie absurdalna, co ta, głosząca o tym, że apostołowie wykradli ciało Jezusa. Dlaczego? Wszystko, co wiemy na temat rzymskiego sposobu krzyżowania wskazuje, że Pan Jezus nie mógł przeżyć tej całej męczarni, którą w stosunku do Niego zastosowano. Jak miałby przeżyć biczowanie, przybicie do krzyża, wiszenie na nim, a potem jeszcze przebicie przez włócznię? Przecież musiałby być „jakimś cyborgiem czy robotem” (śmiech). Żaden człowiek czegoś takiego by nie przeżył. Załóżmy jednak, że w jakiś przedziwny sposób w skutek serii błędów i pomyłek znalazł się w grobie jeszcze żyjąc i z niego wyszedł. Przecież znajdowałby się w stanie skrajnego upadku, więc wyobrażenie, że uczniowie widząc Go ledwo żyjącego, nagle by w Niego uwierzyli i głosili, że jest Mesjaszem, to mielibyśmy do czynienia z grupą szaleńców, których należy szybko odizolować. Zatem wyobrażenie, że tacy ludzie znaleźli innych, którzy w to uwierzyli, ta wiara przetrwała i ci ludzie dla niej szli na śmierć – nie mieści się kompletnie w żadnych granicach zrozumiałych. Słusznie ta teoria została powszechnie odrzucona.

Zatem jakie są dowody potwierdzające, że Chrystus faktycznie żył, umarł na krzyżu i Zmartwychwstał trzeciego dnia?

Musimy tutaj odróżnić pewne rzeczy. To, że Pan Jezus żył, to w tej sprawie nie ma żadnych ludzi, nawet wśród tych najbardziej liberalnych, którzy by ten fakt negowali. Mamy świadectwa chrześcijańskie, przede wszystkim Ewangelia napisana przez czterech świętych, ale również listy św. Pawła oraz inne księgi apostolskie – generalnie cały Nowy Testament. Mamy też wczesne świadectwa żydowskie, które potwierdzają istnienie i życie Pana Jezusa, chociażby “Testimonium Flavianum”, czyli świadectwo pochodzące od Józefa Flawiusza, żydowskiego historyka, który umieścił je w swoich „Starożytnościach żydowskich” pochodzących z lat 90. I wieku. Mamy również wczesne świadectwa rzymskie, które mówią, że Pan Jezus został zabity przez Poncjusza Piłata. To są chociażby “Roczniki” Tacyta z ok. 120 r. p. Chr. Jest także “List Mary Bar-Serapiona”, syryjskiego stoika, który pisze o tym, że Żydzi zabili swojego Króla. List pochodzi zapewne z okolic 70 r. p. Chr. Mamy zatem cały szereg świadectw i chrześcijańskich, i żydowskich i pogańskich, które wyraźnie mówią o tym, że Pan Jezus żył, że był uważany powszechnie za wielkiego mędrca oraz nauczyciela mądrości i że został zabity, czy to z rozkazu cezara i przez rzymskiego prefekta Poncjusza Piłata czy też przez Żydów. Co do tego żadnych wątpliwości nie ma.

Natomiast czymś innym jest kwestia Zmartwychwstania. Ale nawet w tym świadectwie Józefa Flawiusza, człowieka niewierzącego w Chrystusa, pojawia się informacja, że Jezus miał swoich uczniów, którzy wierzyli w Jego Zmartwychwstanie, a więc mamy dosyć wczesne świadectwo mówiące o tym, że ta wiara wśród chrześcijan była powszechna. Taką samą informację o wierze znajdujemy np. u Pliniusza Młodszego, innego rzymskiego historyka oraz polityka, który napisał o tym w swoich listach skierowanych do cesarza rzymskiego Trajana. W takim liście ze 110 r., czyli bardzo wczesny, pisze o chrześcijanach, których spotyka w Bitynii (to jest część obecnej Turcji). Mówi o tym, że oddawali oni cześć Jezusowi jako Bogu śpiewając pieśni o poranku. Mamy bardzo wczesną wiedzę, z której wynika, że chrześcijanie już się rozprzestrzenili i że ich wiara zakładała wyznawanie Jezusa jako Boga. Podobną informacje znajdujemy u Tacyta, który opisuje życie chrześcijan w 64 r., czyli na początku ich prześladowań przez cesarza Nerona.

Najwcześniejszym świadectwem, który mówi nam o Zmartwychwstaniu Jezusa i Jego pustym grobie, jest informacja, która pochodzi z początku XV rozdziału Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. List pochodzi z lat 50. I wieku. Św. Paweł pisze tak: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem” i następnie, że Pan Jezus został ukrzyżowany, zgodnie z pismami, pochowany i trzeciego dnia Zmartwychwstał, a następnie był widziany przez wielu świadków: Piotra, Jakuba, potem Dwunastu Apostołów oraz pięciuset braci, a na końcu jemu samemu (por. 1 Kor 15, 3-9). Na pewno te pierwsze formuły, czyli to, że był ukrzyżowany, że był pochowany i Zmartwychwstał, muszą pochodzić z okresu nawrócenia św. Pawła. Szacuje się, że było to w drodze do Damaszku w 32 r. lub 33 r. aż do odwiedzenia Jerozolimy, gdzie spotkał się z Piotrem, Jakubem i Janem. Mamy zatem bardzo wczesne świadectwo, pochodzące z okresu 2-3 lat po śmierci Chrystusa. Całkowicie niezmienione, bo to pokazują badania lingwistyczne nad całym tym tekstem i to jest pierwsza informacja historycznie pewna. To daje nam całkowitą pewność, że apostołowie są ludźmi, którzy byli gwarantami ciągłości i tożsamości tego samego Pana Jezusa.

Oczywiście, inne wczesne świadectwa, to te przekazane przez ewangelistów. Być może takim świadectwem najbardziej wyraźnym jest to, co możemy znaleźć np. w XX rozdziale Ewangelii według św. Jana. Tam jest opis, w którym mówi, że dwaj apostołowie: Piotr i Jan, opisywani jako „ów uczeń, którego Jezus miłował”, dowiadują się o tym, że grób jest pusty, biegną do tego grobu, a pierwszy do niego przybiega ów miłowany uczeń, młodszy niż Piotr, zaglądają do grobu, widzą leżące chusty i prześcieradła, a obok zwiniętą chustę, która znajdowała się na twarzy Pana Jezusa. Tam pada bardzo ciekawe określenie, które przez wielu późniejszych teologów czy historyków było niedocenione, a jest kluczowe. Mianowicie chodzi o stwierdzenie: „Ujrzał i uwierzył” (por. J 20, 8). Zatem pojawia się pytanie: „Co takie zobaczył ów apostoł, że ujrzał i uwierzył?”. Sam fakt, że zobaczył pusty grób jeszcze nikogo by do wiary nie przekonało, ponieważ na ogół, kiedy spotyka się pusty grób, to pojawia się myśl, że ciało zostało skradzione, zabrane lub przeniesione w inne miejsce. Zresztą, naturalna reakcja Marii Magdaleny, też opisana w XX rozdziale Ewangelii Janowej, która widząc kogoś, myśląc, że to jest ogrodnik, mówi: „Panie, gdzie zostały przeniesione zwłoki?” – czyli uważa, że ten “ogrodnik” najprawdopodobniej to ciało z jakichś powodów przeniósł. Natomiast ci apostołowie „zobaczyli i uwierzyli”.

Najprawdopodobniej, jest to rzecz wynikająca z dokładnej analizy filologicznej samego tego określenia, tam padają greckie wyrazy: „ὀθονία”, czyli właśnie płótna, prześcieradło ewentualnie całun oraz „κείμενα”, czyli położone, leżące. Krótko mówiąc, to co zobaczyli w grobie, to leżące płótna, w które owinięte były wcześniej zwłoki Pana Jezusa, jednak te płótna były nieruszone, tak jakby ciało ulotniło się lub przeszło przez nie, nie pozostawiając śladu. W normalny sposób, jeśli ciało jest owinięte bandażami, linami czy innymi płótnami, to trzeba je rozwiązać, aby móc się z nich wydostać. Tymczasem to, co zobaczyli apostołowie, wskazywało, że nikt tego płótna nie rozwiązywał, nie zdejmował z ciała tak, iż można było odnieść wrażenie, że ono się ulotniło czy przez nie przeszło. To był właśnie ten powód, dlatego Jan Ewangelista opisuje „zobaczył i uwierzył”.

Jeśli zsumujemy te wszystkie świadectwa: Pierwszy List św. Pawła Apostoła do Koryntian jako pierwsze świadectwo historyczne, oraz do XX rozdziału Ewangelii według św. Jana, to mamy do czynienia z fizycznymi i namacalnymi dowodami Zmartwychwstania. Wszystkie cztery Ewangelie – i to jest bardzo ważne – wspominają o tym, że pierwszymi, które znalazły pusty grób i którym objawili się aniołowie (lub w przypadku Marii Magdaleny sam Zmartwychwstały Pan) były kobiety. To jest bardzo ważne świadectwo.

Dlaczego?

Jest ono dowodem autentyczności i faktyczności przekazów. W starożytności, szczególnie żydowskiej, świadectwa kobiet były traktowane jako gorsze, nic nie znaczące, nieprawdziwe. Na przykład Józef Flawiusz pisze o tym, że kiedy w sądzie miała wystąpić kobieta jako świadek, to jej świadectwo nie było dopuszczone, ponieważ kobiety uważano za „niewiarygodne”, nie stać je na przekazywanie faktu, ponieważ są zbyt emocjonalne. Nieważne, na ile to twierdzenie było słuszne czy też nie, ale jest faktem niepodważalnym, że jeśli sięgniemy zarówno do pism żydowskich, jak i do pism rzymskich czy pogańskich, świadectwa kobiet nie były traktowane poważnie. Tymczasem w Ewangelii opisują właśnie za każdym razem, że to kobiety były pierwszymi świadkami. O czym to świadczy? Mianowicie o tym, że ewangeliści tak bardzo szanowali autentyczność przekazów, mimo że wiedzieli, że mogą one być w przyszłości podważane czy nieuznawane przez czytelników, że zachowali je, bo tak bardzo zależało im na prawdziwości. W związku z tym, paradoksalnie, to, że we wszystkich czterech Ewangeliach mamy kobiety, które są tymi pierwszymi, które zastały pusty grób, pierwsze o tym opowiedziały i przekazały te informacje – można z dzisiejszej perspektywy traktować jako taką pieczęć prawdziwości. Skoro ewangeliści zacytowali świadectwa, które w ich świecie były uważane za słabe, to pokazuje, że zrobili to dlatego, bowiem były one tak mocne i tak wiarygodne, że nie można było ich pominąć.

Jednym z najbardziej znanych dowodów na to, że Chrystus Zmartwychwstał jest Całun Turyński. Mimo to, jest on ciągle bagatelizowany przez środowiska antykościelne, m.in. masonerię, które wskazują, że to płótno zostało sfabrykowane i pochodzi ze znacznie późniejszego okresu niż I w. n.e.

Różne rzeczy można sobie mówić (śmiech) i to jest oczywiście prawda, że można negować. Przecież strażnicy grobu mówili, że ciało zostało wykradzione, mimo iż wiedzieli, że jest to nieprawda. To, że ludzka zła wola, ludzka niechęć przyjęcia prawdy o Bogu jest tak silna, iż nawet najsilniejsze dowody człowieka nie przekonują, to pokazuje, jak świat jest po prostu urządzony. Gdyby to było tak, że człowiek się kieruje jedynie prawdą i rzeczywistością, to wtedy nie mielibyśmy wielu różnych fałszywych poglądów czy opinii. Jeśli chodzi o Całun Turyński, to powiedziałbym tak: jeśli zbierzemy wszystkie fakty razem, to znaczy to, że ciało, które było owinięte w całun i to, że jego zarysy pojawiły się tak naprawdę w sposób wyraźny dopiero pod koniec XIX wieku – w momencie, kiedy zrobiono pierwszą fotografię w 1898 roku – trzeba by zakładać, że jakiś fałszerz, który sporządził ten całun w XV wieku (bo od tego wieku mamy ciągłość datowania tej relikwii) przewidział, że cztery, pięć wieków później zostanie wynaleziona fotografia i że ktoś zrobi zdjęcie (śmiech).

Każdy, kto widział pozytyw Całunu Turyńskiego, zauważył, że ta sylwetka jest ledwo zarysowana. Tak naprawdę, to co widzimy wyraźnie, to dzięki zdjęciu wykonanemu w negatywie. Zatem trzeba zakładać, że jakiś fałszerz przewidział pięć wieków wcześniej, że: a) ludzie wynajdą fotografię, b) zrobią fotografię Całunowi i c) na tej fotografii ukaże się sylwetka wykonana przez zdjęcie. Warto zauważyć, że cała tradycja ikonograficzna, malarska pokazująca ukrzyżowanie Pana Jezusa, przedstawia, że gwoździe były wbijane w środek dłoni. Natomiast na sylwetce w Całunie, ślady po gwoździach znajdują się w nadgarstkach. Znowu to jest w tym sensie uderzające, że dopiero współcześni naukowcy, czyli mniej więcej ci, którzy prowadzili badania w połowie XX wieku, wykazali, że kiedy krzyżowano ciała w starożytności, to ci, którzy krzyżowali, wbijali gwoździe właśnie nie w środek dłoni – tak jak jest to na obrazach – ale w nadgarstki. Gdyby gwóźdź został wbity pośrodku dłoni, to wówczas gwóźdź takiego ciała by nie utrzymał. Także, historycznie prawdziwy opis mówi nam o tym, że gwóźdź został wbity w nadgarstek, tak jak jest to przedstawiane na Całunie. Znów zatem pytanie, w jaki sposób ten rzekomy XV-wieczny fałszerz miałby wiedzieć wcześniej od innych, że te gwoździe były wbite w nadgarstki a nie w dłoń? Nie ma żadnego rozsądnego wytłumaczenia.

Poza tym – to pokazały inne badania, jeżeli chodzi o Całun – znajdują się na nim pyłki roślin albo fragmenty ziół, które można znaleźć jedynie w Ziemi Świętej, czyli tylko w okolicach Jerozolimy. Jeśli jest prawdą, że ten fałszerz dokonałby tego typu zabieg w XV wieku, to skąd zatem wzięły się na tym Całunie fragmenty roślin, pyłków roślinnych pochodzące z Ziemi Świętej? To jest rzecz nie do wytłumaczenia. Znowu inne badania, bardzo dokładne prowadzone w ciągu ostatnich kilkunastu lat pokazały, że na powiekach Osoby, która została przedstawiona na Całunie, znajduje się obrys rzymskiej monety, pochodzącej z czasów Poncjusza Piłata. To można zobaczyć jedynie w bardzo wielkim powiększeniu, które mogą wykonać tylko najnowszej generacji mikroskopy laserowe. Zatem znowu, rzecz całkowicie nie do wyobrażenia, żeby XV-wieczny fałszerz potrafił tak narysować monetę rzymską z czasów Poncjusza Piłata i doprowadzić jeszcze do tego, że ona mogłaby się pokazać tylko pod takim powiększeniem, które jest możliwe dzięki użyciu najnowocześniejszych mikroskopów, wynalezionych dopiero pod koniec XX wieku. Rzecz całkowicie niemożliwa. Poza tym, nie znaleziono na Całunie żadnych fragmentów typowych dla składników, które są używane przez malarzy i które były używane zarówno w XV wieku, jak i wcześniej oraz później. Powstaje więc pytanie: „Jeśli nie namalowano tego na płótnie farbą, to zatem czym? A przeciwnie właśnie ustalono, że znajdują się na nim ślady pochodzące z krwi i to z dwóch rodzajów, zarówno tej, która wydobywa się z ciała w momencie już po śmierci, jak i z tej, która wydobywa się, kiedy człowiek jest jeszcze żywy. Tu chodzi oczywiście o krew, która wypływa tuż po śmierci, czy w jej trakcie, kiedy została zadana przez włócznię. To są rzeczy, które XV-wiecznemu człowiekowi były nieznane i niemożliwe, żeby on coś takiego przewidział.

Jeśli weźmiemy to wszystko razem pod uwagę, czyli niemożność wcześniejszego ustalenia czy zdobycia informacji o fotografii, to wszystko, co nam pokazują te powiększenia, które można dokonać dopiero tylko dzięki najnowocześniejszym mikroskopom, sprzętom fotograficznym, to wszystko co wiemy dzięki wiedzy, którą mamy od tych, którzy badali te pyłki roślinne itd. – sprawia, że nie ma żadnego innego rozsądnego wytłumaczenia tych wszystkich faktów, iż Całun Turyński był faktycznie całunem okrywającym ciało Chrystusa.

Jeszcze jeden bardzo ważny argument. Całun Turyński dokładnie pokazuje wszystkie męczarnie, które musiał znosić okryty nim Człowiek. Jest to najbardziej realistyczny, przerażający obraz wszystkich męczarni, jakie spadały na Pana Jezusa. Nie jest znany żaden inny przykład takiego całunu w całej starożytności, więc rodzi się pytanie: „Skąd tak precyzyjny i dokładnie odpowiadający całej naszej współczesnej wiedzy medycznej obraz człowieka, który nie mogli mieć ludzie wcześniejsi?”. Gdyby to był jakiś fałszerz, to musiałby wiedzieć: a) jak były rozlokowane rany, b) w jaki sposób pozostawia po sobie krew, c) o różnicy krwi człowieka, który już nie żyje od pewnego czasu, od tej, kiedy on kona, bo to są dwa różne rodzaje krwi, d) jak są rozlokowane rany wskutek biczowania. Tak naprawdę, musielibyśmy być w stanie, aby przenosić się w czasie. Gdyby ten fałszerz teoretycznie coś sfałszował, to musiał być człowiekiem o wiedzy i mentalności człowieka XXI wieku, który musiał wejść do jakiejś cudownej machiny, przenieść się pięć, sześć wieków wcześniej i takie fałszerstwo sporządzić (śmiech). Szczerze mówiąc, mając do wyboru dwie rzeczy: albo przenosiny w czasie z XV do XXI wieku fałszerza, który to sporządzi, albo uznanie, że Całun faktycznie okrywał ciało Pana Jezusa, to wydaje mi się, że mimo wszystko bardziej racjonalnym wyjściem jest to drugie. Można uznać ze spokojem, że Całun Turyński jest prawdziwym świadkiem Męki Pańskiej oraz Zmartwychwstania.

Ale są też inne dowody naukowe świadczące o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa, m.in. Chusta z Manopello.

Dziennikarzem, który się tym zajmuje jest Niemiec Paul Badde. On przeprowadził dokładne badania dotyczące samego materiału tej Chusty wykazując, że nie da się w żaden naturalny sposób wyjaśnić, skąd się na tym płótnie znalazł dokładny wizerunek Pana Jezusa, pokazując również, że to jest niemożliwe. A propos tych dowodów, przytoczę rozmowę z prof. Bernandro Hontanillą dla “Do Rzeczy”. On jest chirurgiem plastycznym z Kliniki Uniwersyteckiej Nawarry w Hiszpanii, który mówi, że najważniejszym i przesądzającym dowodem prawdziwości Całunu jest widoczna bruzda nosowo-wargowa, którą zaobserwował. Mówi: „Aby zaobserwować taki efekt, konieczne jest napięcie mięśni. Każdy chyba doskonale rozumie, że w przypadku martwego ciała jest to wykluczone. Reasumując, wizerunek postaci z Całunu jest bardzo szczegółowy i dokładnie widać obie bruzdy nosowo-wargowe”. Kontynuuje, że jest dla niego czymś oczywistym, że ta Osoba, w momencie utrwalenia wizerunku musiała żyć. Dodaje: „Jestem chirurgiem plastycznym, bardzo często pracuję na ludzkich twarzach i wiem, jakie oznaki wykazuje twarz żywego pacjenta. Takich oznak nie sposób jest przeoczyć”. Żeby była jasność, prof. Hontanilla nie jest chirurgiem plastycznym, estetycznym, ale rekonstrukcyjnym, czyli osobą pomagającą ludziom, którzy z różnych powodów cierpią, np. zostali opatrzeni lub ich ciało zostało zniekształcone w wyniku jakiegoś wypadku.

Zatem informacja, którą podaję, jest wyjątkowo wiarygodna i prawdziwa. Co prawda, cały czas odnosimy się do Całunu, ale nie zmienia to faktu, że niemiecki dziennikarz Paul Badde napisał książkę o Chuście z Manopello, którą poddał szczegółowym badaniom, jeśli chodzi o materiał, sposób sporządzenia i również dotarł do tego samego wniosku, jaki mamy w przypadku Całunu – nie da się tego zrobić w żaden naturalny sposób przy pomocy różnych znanych nam środków.

Warto również zwrócić uwagę, że zarówno na Całunie Turyńskim, jak i na Chuście z Manopello, jest ta sama grupa krwi.

Zgadza się. Tak jak mówię, Paul Badde przeprowadził całą masę badań. Nałożył nawet na siebie wizerunek człowieka z Całunu Turyńskiego z tym z Chusty z Manopello. Okazało się, że to jest ta sama twarz. Różnica polega na tym, że twarz człowieka z Całunu to jest twarz Człowieka “umarłego”, a na Chuście to twarz Zmartwychwstała, czyli Człowieka ożywionego. Oczywiście, jest grupa ludzi, która nie przyjmuje tego, ponieważ uważają, że Zmartwychwstanie jest w ogóle niemożliwe. Dlatego takie stwierdzenie musiało by nas prowadzić do przekonania, że albo Bóg nie istnieje, albo nie jest Wszechmocny, co się do tego samego sprowadza. Bo jeśli człowiek wierzy w istnienie Boga i jest On Bytem Wszechmogącym, to pytanie o Zmartwychwstanie jest już pytaniem praktycznym. Czy istnieje wystarczająco dużo dowodów historycznych, żeby je przyjąć? Moim zdaniem, jeśli to wszystko zsumujemy, czyli dowody historyczne, o których wspomniałem, interpretacje pierwszych pism i świadków, to, co nam przekazali i sposób ich zachowania; to, co wiemy, i dołączymy do tego jeszcze świadectwa „materialne”, takie jak Całun Turyński czy Chusta z Manopello, to konkluzja jest całkowicie jednoznaczna. Mamy do czynienia z dowodami na Zmartwychwstanie, a żeby je przyjąć wystarczy po prostu uznawać, że Bóg istnieje i jest Bogiem Wszechmocnym.

Tegoroczne Święta są wyjątkowe dla chrześcijan, ponieważ większość nie mogła uczestniczyć fizycznie w Triduum Paschalnym. Co Pan Redaktor doradziłby wiernym, aby jak najlepiej przeżyli te Święta?

Oczywiście każdy inaczej będzie próbował przeżyć te Święta. Jednak myślę, że powinniśmy mieć utkwiony wzrok w to wszystko, o czym mówiliśmy. Mianowicie to, że tak naprawdę Chrystus pokonał śmierć. Zresztą, to jest ta radość pierwszych chrześcijan, która mówiła o Nim jako o Zwycięzcy śmierci. Warto przypomnieć, jest taka rozmowa Jezusa z saduceuszami, którzy nie wierzyli w Zmartwychwstanie i zadawali Mu różne podchwytliwe pytania, np. „Co się dzieje z człowiekiem, który zmarł i miał żonę, która później miała jeszcze kilku mężów, zatem do kogo będzie ona należeć po śmierci?”. Jezus im odpowiedział, że nie rozumieją mocy Bożej: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych” (por. Łk 20, 27-40). Wydaje mi się, że to jest to przekonanie, które mimo tego, co nas otacza, nigdy nie powinno w chrześcijanach zaniknąć, czyli przekonanie, że cokolwiek by się nie działo, to Bóg i tak jest silniejszy, większy, ważniejszy, że to, co nas spotyka, jest albo przez Boga chciane, albo dopuszczane, ponieważ On i tak jest Panem historii, a Zmartwychwstanie jest tego dowodem.

Na zakończenie, co życzyłby Pan Rodzinie Radia Maryja?

Życzyłbym, żeby Rodzina Radia Maryja dalej się trzymała, nie ustawała, ani nie poddawała się oraz żeby była cały czas znakiem nadziei i siły, jakim jest siła polskiego katolicyzmu.

radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl