fot. pixabay.com

[Jestem w Kościele] Prawda o in vitro

In vitro. Ten temat odżył na nowo w debacie publicznej za sprawą fragmentu z podręcznika do „Historii i teraźniejszości” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Historyk zwrócił w nim uwagę na problem sztucznego zapłodnienia i jego konsekwencji, czym sprowadził na siebie lawinę krytyki. Abstrahując jednak od słów prof. Roszkowskiego, warto z tej okazji przypomnieć kilka niepopularnych faktów nt. in vitro.

Zmarły przed dwoma laty prof. Stanisław Cebrat, specjalista w zakresie genetyki, powtarzał bez ogródek, że in vitro to nie nauka, tylko wielki biznes. Co więcej, jego zdaniem procedura ta powinna być całkowicie zakazana. Tymczasem standardy jej prowadzenia pozostawiają wiele do życzenia. Brakuje prawidłowego monitorowania i raportowania. Kliniki in vitro obserwują swoje pacjentki zaledwie do 10 tygodnia ciąży, a do powikłań, ujawnienia chorób genetycznych czy nawet poronień dochodzi bardzo często już później.

Najbardziej alarmujące jest jednak to, że metoda in vitro powoduje wielokrotnie częstsze mutacje w genomie. Przykładem jest nowotwór dna oka, który występuje pięciokrotnie częściej wśród dzieci poczętych w sztuczny sposób. Prof. Cebrat ostrzegał, że efekty mutacji przeniosą się na kolejne generacje, co stanowi olbrzymie zagrożenie dla całej populacji.

In vitro jest oczywiście nie do obrony także z punktu widzenia etyki oraz nauki Kościoła. Postawienie się człowieka w roli Stwórcy, mrożenie czy nawet niszczenie zarodków, a więc człowieka w najwcześniejszej fazie rozwoju, oderwanie poczęcia od współżycia mężczyzny i kobiety – to tylko niektóre z argumentów, jakie przedstawiają etycy i teologowie moralni. Nie ma znaczenia to, że sztuczne zapłodnienie jest legalne i szeroko popierane. Historia zna wiele demokratycznych i zgodnych z literą prawa przypadków np. eugeniki. Co gorsza, one nie odeszły w zapomnienie.

Cała ta prawda o niemoralności in vitro oraz o zagrożeniach z niego płynących nie przekreśla jednej, niepodważalnej kwestii – dzieciom poczętym w ten sposób przysługuje niezbywalna godność. Nie można ich w żaden sposób piętnować czy wręcz karać za to, że przyszły na świat w taki, a nie inny sposób. Największą odpowiedzialność ponoszą tu naukowcy, lekarze i właściciele klinik wykonujących procedurę in vitro. Oczywiście winę można przypisać również parom, które zdecydowały się na skorzystanie z tej metody, jednak często ich odpowiedzialność jest mniejsza np. ze względu na dobrą intencję i silne pragnienie potomstwa, co chętnie wykorzystuje biznes in vitro, posługując się choćby  usłużnymi naukowcami.

Z tego powodu pytanie, które postawił w swoim podręczniku prof. Roszkowski – „Kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”, wydaje się najdelikatniej mówiąc, nie na miejscu. Jednoznacznie negatywna ocena sztucznego zapłodnienia to jedno, ale fundamentalny szacunek do dzieci poczętych w ten sposób oraz ich rodziców, którym bardzo często trudno odmówić miłości, to drugie. Niestety tego właśnie zabrakło. I choć prof. Roszkowski nie użył terminu „in vitro”, to jednak w moim odczuciu nie sposób inaczej odczytać tego fragmentu, nawet jeśli historyk nie miał intencji urażenia kogokolwiek.

Wojciech Grzywacz/radiomaryja.pl

drukuj
Tagi: , , ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl