Wstyd być pogromcą wdów i sierot

Z Ewą Kochanowską, wdową po Rzeczniku Praw Obywatelskich – dr. Januszu
Kochanowskim, który zginął w katastrofie Tu-154M pod Smoleńskiem, rozmawia Marta
Ziarnik

Po sobotnim burzliwym spotkaniu rodzin smoleńskich z Donaldem Tuskiem
rzecznik rządu Paweł Graś twierdził publicznie, jakoby skonfrontowała Pani szefa
rządu z pytaniem: "Panie premierze, czy pan wydał rozkaz zamordowania mnie i
tych, którzy śmią zadawać głośne pytania o Smoleńsk?". O co naprawdę Pani
zapytała?

– Po wyjściu z tego spotkania – mimo ogromnego wzburzenia – dość dokładnie, jak
mniemam, oddałam sens tego, co się tam stało. Otóż podczas wysłuchania
publicznego na temat katastrofy smoleńskiej, które odbyło się 7 grudnia w
Brukseli, jedną z osób referujących była moja córka Marta. Po jej wystąpieniu
były prezydent Litwy, a obecnie europoseł Vytautas Landsbergis powiedział,
zwracając się do niej z imienia i nazwiska w obecności około 400 osób: "Pani
życie jest zagrożone, proszę uważać na siebie, także jadąc np. samochodem".
Zapytałam więc premiera na sobotnim spotkaniu, czy sytuacja, kiedy zadajemy
pytania, jest niebezpieczna – i opowiedziałam o tym zajściu. Wtedy usłyszałam,
że moje pytanie jest "bezczelne", czy wręcz że jest "bezczelną insynuacją".
Atak rzecznika rządu jest dla mnie w tej sytuacji szokiem. Przekroczone zostają
w nim bowiem wszelkie granice przyzwoitości. Po pierwsze, byliśmy zaproszeni nie
na kawę i ciasteczka, ale abyśmy mogli zadawać pytania, na które nie mamy
możliwości uzyskać odpowiedzi gdzie indziej. Premier nie powinien był się
denerwować, bo jako polityk powinien mieć trochę dłuższy lont. Jeżeli zaś nie
zrozumiał pytania, mógł poprosić o doprecyzowanie. Po drugie, nie atakuje się
wdów i sierot, nawet jeżeli zadają irytujące pytania. A wystąpienie rzecznika
Pawła Grasia jest takim atakiem i chyba początkiem odpowiedzi na moje pytanie.

To nie pierwszy raz, kiedy rzecznik rządu mówi coś, co nie jest prawdą.
Wcześniej już przekręcał pewne fakty, gdy wypowiadał się w kwestii katastrofy
smoleńskiej.

– Problem jest głębszy. Już na pierwszym spotkaniu z premierem, zaintrygowana
wyrażaną w mediach wiedzą rzecznika Grasia na temat katastrofy, jak chociażby
stwierdzenie "(…) wrak jest niezabezpieczony, ale mówiąc brutalnie, nie sądzę,
żeby to miało jakiekolwiek znaczenie dla śledztwa", poprosiłam o wyjaśnienie
pochodzenia tej wiedzy. Innymi słowy – czy te wypowiedzi mają jakieś odniesienie
do rzeczywistości. Premier potraktował to pytanie jako "łatwe" i odpowiedział na
tym samym zebraniu, że są one jedynie wynikiem stresu i emocji rzecznika w
kontaktach z dziennikarzami i nie mają żadnego związku z rzeczywistością. Obecne
zaś "tłumaczenie" mojej wypowiedzi przez rzecznika rządu jest nie tylko
naruszeniem moich dóbr osobistych. Sugeruje on bowiem rzecz o wiele
potworniejszą. Oto niektóre rodziny oszalały – jego zdaniem – z nieszczęścia i
bredzą coś w malignie, więc trzeba temu położyć kres, izolować, zamknąć…
Zresztą już na pierwszym zebraniu miał miejsce szokujący incydent. Otóż zbyt
dociekliwy i fachowo przygotowany pokrzywdzony został nazwany "psychopatą bez
empatii". Pal diabli wiarygodność rzecznika Grasia, gdy publicznie opowiada w
stresie coś o katastrofie. Tu jednak zagrożona jest moja wiarygodność, a na to
nie pozwolę.

Rozważa Pani wejście na ścieżkę prawną?
– Chyba nie będę miała wyjścia. Jestem w sprawę wyjaśnienia przyczyn katastrofy
smoleńskiej bardzo poważnie zaangażowana. Nie mogę więc pozwolić sobie na utratę
wiarygodności i bzdurne insynuacje tylko dlatego, że premierowi puściły nerwy i
stara się to zaklajstrować moim kosztem.

Prawdą jest, że komentując Pani pytanie, Donald Tusk podniósł głos?
– Miałam wrażenie, że przez chwilę wahał się, czy zdeprecjonować wypowiedź
eurodeputowanego Landsbergisa, czy mnie. Ja byłam jednak łatwiejszym celem…

Będzie się Pani domagała ujawnienia stenogramów z tego spotkania?
– Uważam, że pełne stenogramy z obydwu spotkań powinny zostać ujawnione. O tym,
że spotkania będą nagrywane, dowiedzieliśmy się już za pierwszym razem. Także w
związku z tym poproszono nas o powściągliwość. Szkoda, że premier nie wziął
sobie bardziej do serca własnych przestróg. Pełne stenogramy z obydwu spotkań są
własnością publiczną i jako takie powinny być w całości udostępnione. Można je
też złożyć w prokuraturze. W końcu są to oficjalne spotkania rodzin z rządem.

Czy pytanie zadane przez Panią premierowi świadczy o tym, że rodziny
smoleńskie – choć o tym publicznie nie mówią – mają powody do obaw?

– Już przed interpelacją w Kongresie USA sugerowano ostrożność. Nie można
udawać, że pewne rzeczy na świecie się nie zdarzają… Jednak wysnucie z mojego
pytania wniosku, że oskarżam premiera o wydanie rozkazu zabicia mnie, nawet mną
wstrząsnęło i zaszokowało mnie.

Wydawać by się mogło, że zapraszając na tego typu spotkanie, dotyczące tak
dramatycznego zdarzenia, premier będzie poważnie traktował każde pytanie
najbliższych ofiar i starał się na poważnie na nie odpowiedzieć. Tymczasem
stosuje się swoistą selekcję, narzucając rodzinom, o co mogą, a o co nie powinny
pytać. Czy takie są światowe standardy?

– Podobne pytanie zadała moja córka w miejscu swojego zamieszkania [w Wielkiej
Brytanii – przyp. red.]. Tamtejszy premier nie tylko się nie obraził, ale
podjęte zostały wszelkie możliwe kroki, aby rozwiać jej obawy. No i nie posłał
za nią rzecznika, żeby wyjaśniał, co miała na myśli.

Jak całościowo ocenia Pani sobotnie spotkanie z szefem rządu i jego przebieg?
Pani Beata Gosiewska jest zdania, że była to w znacznym stopniu "strata czasu i
próba ośmieszania rodzin".

– Nie mam zbyt dużego doświadczenia w zebraniach. Za stratę czasu uważam
przedłużające się wprawianie słuchaczy w dobry nastrój. Ja osobiście miałam
kilkadziesiąt pytań do zadania i chciałam uzyskać na nie konkretne odpowiedzi.
Może podobnie czuła się pani Gosiewska. W dodatku odpowiedzi na pytania z
poprzedniego zebrania były zdawkowe i często nie na temat.

Jeśli nie chodziło o rzetelne udzielenie odpowiedzi na istotne pytania, to
jaki był zasadniczy cel tego zebrania?

– Chodziło głównie o podtrzymanie wrażenia, że rząd współpracuje z rodzinami i
może nawet według swoich standardów uważa, że rzeczywiście to czyni. Dla mnie w
tym wydaniu jest to zasłona dymna i ucieczka od problemów. Gorzej – mam
wrażenie, że stan wiedzy rządu o tragedii z 10 kwietnia jest wręcz
katastrofalny.

Dlaczego Pani zdaniem premier z taką agresją potraktował rodziny ofiar, które
chcą jedynie poznać prawdę o śmierci swoich bliskich?

– Bo je lekceważy. Może wystarczy kilkoro z nas wyizolować, napiętnować jako
"PiS-owców", wyśmiać nasze obawy, odesłać może na leczenie, tak aby ani inne
rodziny, ani opinia publiczna nie chciały się z nami identyfikować. Reszty
dopełnią, jak zawsze, komentatorzy na niektórych portalach internetowych i
zaprzyjaźnione media, a część rodzin – z różnych powodów – nie będzie robić
trudności. Proszę sobie wyobrazić, że już na pierwszym spotkaniu z
przedstawicielami Międzynarodowego Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Katastrof, chyba
w czerwcu, rozmawialiśmy na ten temat. Czyli o praktykach izolowania
poszczególnych osób i niszczenia ich wiarygodności przez tego rodzaju akcje.
Właśnie po to, aby je zneutralizować i zmarginalizować. I teraz jesteśmy
świadkami takich właśnie zabiegów.

Na jakie konkretnie pytania chciała Pani otrzymać odpowiedź od premiera?
– Miałam przygotowanych 47 pytań na początek, ale mogłam zadać najwyżej dwa, o
co w końcu absolutnie nie mam pretensji. Pytałam więc o wiarygodność wypowiedzi
rzecznika Grasia (odpowiedź powyżej) oraz o to, jacy i ilu ekspertów
uczestniczyło w badaniach i pracach Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (na
stronie internetowej MAK każda czynność, poczynając od dnia 11 kwietnia,
podsumowana jest stwierdzeniem: "Wszelkie prace komisji technicznej
przeprowadzane są w ścisłej współpracy z liczną grupą polskich ekspertów"). Przy
tym pytaniu poprosiłam także o wyjaśnienie, jakich specjalności byli ci eksperci
i czy Polska posiada protokoły z tych prac. Jak więc pani widzi, miałam
konkretne pytania dotyczące tej wielkiej – nie tylko dla mnie – tragedii, a
znalazłam się w centrum sytuacji, która jest kontynuacją medialnych zamieszek
wokół Smoleńska i która do istoty sprawy niczego nie wnosi.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl